Dodany: 14.04.2023 17:11|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Półmorderca
Nesser Håkan

1 osoba poleca ten tekst.

Życie to nie równanie


Miałam wielką ochotę na powieść z inspektorem Barbarottim, ale okazało się, że ta, do której mam natychmiastowy dostęp, nie jest tą, którą w kolejności wypadałoby mi czytać, a jeśli tylko mogę, unikam czytania cykli w niewłaściwym porządku. Z żalem odłożyłam więc „Szachy pod wulkanem”, czekając na sposobność wyprzedzenia ich przez „Smętnego szofera z Alster”, a wyciągnęłam z pożyczkowej półki „Półmordercę”, niebędącego częścią żadnego cyklu. Kojarzyło mi się mgliście, że to – podobnie, jak „Oczy Eugena Kallmana” – nie kryminał, lecz powieść obyczajowa z tajemnicą i zbrodnią w tle. I rzeczywiście.
Na początku dowiadujemy się tylko, że bohater i narrator zarazem, Adalbert Hanzon (wcześniej Hansson, ale już jako uczeń szkoły podstawowej zażyczył sobie zmiany pisowni, by się odróżnić od innego chłopca o tym nazwisku. Rodzice nie protestowali, bo już nie żyli), pewną część swego długiego życia spędził w więzieniu. Za co, nie zdradza; na tę informację przyjdzie czas później. Teraz ma 74 lata i – zainspirowany widokiem osoby, przypominającej mu kogoś poznanego 45 lat wcześniej – zaczyna spisywać wspomnienia. Jego pamięć błądzi po czasie minionym, raz sięgając do dzieciństwa, raz do młodości, coraz bardziej przybliżając się do feralnego wydarzenia, które odebrało mu kilkanaście lat życia i sprawiło, że w jego „głowie mieszka dwóch lokatorów, już od dawna. Nie płacą czynszu i nigdy się nie wyprowadzą. Nazywają się Wina i Wstyd”[1]. Czy jest winien? A jeśli jednak nie jest – czy ma się czego wstydzić? A jeśli ma – czy ma prawo liczyć na „prawdopodobny promyk nadziei”[2]?

Tajemnicę kryjącą się pod warstwami opowieści Adalberta poznajemy dopiero pod sam koniec, a dochodzenie do niej wciąga niemal tak samo, jakby się czytało prawdziwy kryminał. Zbrodnie są zresztą dwie – ta, za którą skazano bohatera i inna, wcześniejsza, która nie zostaje nigdy wyjaśniona, stanowiąc tylko punkt wyjścia do całego ciągu wydarzeń, bo próba jej tropienia przez Adalberta i jego przyjaciela Henninga powoduje dramatyczny zwrot w życiu obu młodych mężczyzn.

Ale najważniejsza jest w tym wszystkim psychologia. Mechanizmy sprawiające, że Adalbert wybiera taką, a nie inną ścieżkę kariery zawodowej, że zaprzyjaźnia się z takimi, a nie innymi mężczyznami i zakochuje w takiej, a nie innej kobiecie, kierujące postępowaniem jego i Henninga w decydującym momencie (szczerze mówiąc, nie bardzo mogłam rozgryźć motywację Henninga – to chyba jedyny słaby punkt fabuły), a Andrei – wcześniej i później.
I klimat: samotność dominująca w życiu Adalberta, od sierocego dzieciństwa aż do starości (z krótkim wyjątkiem związku z Andreą, w którym właściwie też już go prześladowała, biorąc pod uwagę prognozowany przebieg wydarzeń); mrok panujący w mieszkaniu matki Andrei, mrok mniej fizyczny, a bardziej emocjonalny, roztaczający się wokół niezrównoważonej psychicznie, pogrążonej w chorobliwej żałobie kobiety; zgryźliwa wesołość, znacząca przyjacielskie pogawędki Adalberta i Henry’ego.
I dużo mądrych myśli – o życiu, o pamięci, o ludzkiej naturze:
„… jeśli nie ubierzemy w słowa ludzi, relacji, zdarzeń, to znikną pod powierzchnią i już nic, do diabła, nie będziemy mogli z tym zrobić. Bo słowa to haczyki, na które łowimy wszystko to, co łowimy w nurcie życia”[3];
„… ilu jest ludzi na świecie, którym się po prostu nie udaje. Wszyscy oni (wszyscy my) od kołyski aż po grób wloką się przez życie jak motocykl, który złapał gumę. A każdy ich czyn jest fiaskiem i żaden Morgan czy Adalbert nic tu nie pomoże. (…) I znów to beznadziejne pytanie o determinizm”[4];
„Pewnie wszyscy nosimy ten bagaż, w każdym razie większość z nas. Głęboki, fundamentalny smutek, którego za wszelką cenę i w jakikolwiek sposób pragniemy się pozbyć. Poprzez karierę, potomstwo, teleturnieje o starożytności, mecze piłki nożnej, mistykę Wschodu czy nic nieznaczące drobiazgi. Wreszcie poprzez whisky z trocadero”[5];
„…kto powiedział, że życie to równanie, które musi dać wynik”[6]?
I ta perfekcja językowa, cechująca zresztą każdą powieść Nessera (jak na razie jego utwory, które czytałam, przekładało w sumie pięcioro czy sześcioro tłumaczy, i każdemu z nich udaje się zachować charakterystyczne cechy jego stylu), dzięki której tak dobrze się czyta to, co napisał, bez względu na temat.
Nawet lepiej, niż dobrze.

[1] Håkan Nesser, „Półmorderca”, przeł. Iwona Jędrzejewska, wyd. Czarna Owca, 2021, s. 7.
[2] Tamże, s. 252.
[3] Tamże, s. 13.
[4] Tamże, s. 148-149.
[5] Tamże, s. 221-222.
[6] Tamże, s. 250.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 260
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: