Dodany: 11.04.2023 19:57|Autor: dot59
Krótko i prosto o Królowej Kryminału
Do zakończenia kilkuletniego i bardzo udanego spotkania z twórczością Królowej Kryminału została mi tylko jedna jedyna „Kurtyna”. Zdając sobie sprawę, że będzie to pożegnanie dość bolesne – bo nie tylko z jedną z ulubionych pisarek, ale przede wszystkim z ulubionym bohaterem – próbowałam ten moment odwlec w czasie tak długo, jak tylko się da. I już się zdawało, że będzie musiał nastąpić tu i teraz, gdy szczęśliwym zrządzeniem losu przypomniałam sobie, że przecież została mi jeszcze jedna nieprzeczytana biografia Lady Agathy. Nie przypuszczałam, by coś rewolucyjnego wniosła do mojej wiedzy o jej życiu lub twórczości … ale czy samo opóźnienie momentu rozstania nie jest warte próby? Na drugi dzień po powzięciu tego zamiaru opuściłam bibliotekę, niosąc w torbie pożądany egzemplarz. Cieniutki, na jedno popołudnie czytania. Na pewno nie na więcej – wiem, bo już skończyłam.
Rzeczywiście, w aspekcie samych informacji o Lady Agacie jako pisarce i jako człowieku nie jest to jakaś rewolucyjna publikacja - przynajmniej dla zapamiętałego wielbiciela - ale dla początkującego fana byłaby zupełnie wystarczająca. Podsumowuje to, co wszyscy wiemy (przez tych „wszystkich” rozumiem uczestników akcji „Rendez-vous z Agathą Christie” i pozostałych wiernych wielbicieli jej twórczości, niekoniecznie zaś tych, którzy od czasu do czasu czytają jakąś jej książkę li tylko dla rozrywki), skrupulatnie uzupełnia treść „Autobiografii” (w której Christie nie wspomniała np. o swoim tajemniczym zniknięciu, no i oczywiście – czego zrobić nie mogła – nie zawarła informacji o ostatnich latach swego życia), przypomina w zarysie fabuły powieści, przy okazji nadmieniając o ewentualnych analogiach między pewnymi wątkami/postaciami a rzeczywistymi zdarzeniami z życia autorki lub sylwetkami znanych jej osób.
Jedyne, co mi trochę w niej przeszkadzało, to:
- nieuwzględnienie w liście aktorów odtwarzających postać Poirota najlepszego Poirota w historii filmu, czyli Davida Sucheta. Gdy ukazywał się oryginał biografii – w roku 1992 – serial z Suchetem dobijał do 30 odcinków, i jeśli nawet nie był jeszcze emitowany w Niemczech, to aż trudno uwierzyć, żeby ani autorka, ani redaktorzy nie wiedzieli o jego istnieniu. (Nie ma też wzmianki o Geraldine McEwan jako pannie Marple, ale to ma uzasadnienie chronologiczne – tę wersję serialu zaczęto kręcić później).
- brak polskich tytułów niektórych utworów (być może, niektóre z nich nie były jeszcze u nas osiągalne, gdy powstawał przekład – ale sprawdziłam wyrywkowo kilka i każdy z nich akurat był).
Za to bardzo mi się podobała okładka – z najładniejszym chyba zdjęciem Lady Agathy, jakie istnieje: portretowym z roku 1949, wykonanym przez Angusa McBeana (w książce nie ma o tym informacji, ale od czego zasoby sieci?), przedstawiającym dobiegającą sześćdziesiątki pisarkę w sposób tak atrakcyjny, jak tylko można pokazać kobietę w tym wieku, i w jakiś cudowny sposób wydobywającym z jej melancholijnego uśmiechu to coś, dzięki czemu można polubić kogoś osobiście nieznanego) – i z bardzo pomysłowym zdobieniem w postaci namalowanego kawałka tweedu w kolorową kratę, na którego tle umieszczono tytuł, będący zarazem nazwiskiem bohaterki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.