Dodany: 07.03.2023 08:33|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Przodkowie schowani pod korcem


Bogata, gęsta od faktów i nazwisk dokumentalna saga rodzinna z gatunku tych, jakich w ostatnich latach niemało: autor natrafia na nieznaną kartę z dziejów swojej rodziny, dowiedziawszy się jako człowiek już dorosły, że jedna z jego babek była Żydówką. Zasymilowaną, noszącą polskie nazwisko, wychowaną na gorliwą katoliczkę – ale czystej krwi Żydówką. Że jej rodzonym bratem był Louis Namier, brytyjski historyk, współautor linii Curzona i gorący antagonista Romana Dmowskiego (którego postacią zafascynował się w młodości jego cioteczny wnuk), a kuzynami m.in. znana w czasach peerelowskich warszawska architektka, Helena Syrkusowa, i znany w dwudziestoleciu międzywojennym biochemik Jakub Parnas, któremu podczas wojny wydało się, że pod skrzydłami sowieckiego ustroju będzie bezpieczniejszy niż w Polsce (niestety nie miał racji… To znaczy miał o tyle, że wojnę przeżył, ale stalinizmu już nie). Dużo skromniejsza jest ta część opowieści, w której mowa o dalszych krewnych ze strony matki, zwłaszcza tych, którzy poginęli w Holokauście, a także o przodkach po mieczu, wywodzących się z gminu i noszących pospolite w Polsce południowej nazwisko Kurek, które jeden z nich „uszlachetnił” – ale jest to odzwierciedleniem nie tyle mniejszego zainteresowania nimi, co po prostu stopnia dostępu do wiedzy na ich temat.

Odkrywanie kolejnych postaci i kolejnych informacji po tylu latach nie jest łatwe, wręcz mozolne, ale towarzyszenie autorowi w tych poszukiwaniach, w tym błądzeniu w czasie i przestrzeni nie nudzi, dając doskonały przyczynek do dziejów Żydów polskich – albo raczej Polaków pochodzenia żydowskiego – i do zadawania sobie pytań o historię własnej rodziny: czy znamy swoich przodków dalej niż dwa pokolenia wstecz? A gdyby wśród nich znalazł się Żyd, Niemiec, Rosjanin, Turek – czy inaczej patrzylibyśmy na siebie, na własną tożsamość? Czy chcielibyśmy własnym dzieciom przekazać pełną informację o tych niewygodnych antenatach, czy raczej schować ich gdzieś pod korcem, bojąc się, że ktoś nasze potomstwo kiedyś napiętnuje z tytułu bycia „nieczystej krwi” Polakami?

Nawet o własnej rodzinie trzeba umieć pisać dobrze – w sensie technicznym – i Kurski to potrafi. Z wiekiem coraz bardziej cenię sobie możliwość obcowania z ładną polszczyzną i cenię autorów, którzy mi to zapewniają. „Dziady i dybuki” napisane są tak kształtnym i bogatym językiem, że nie ma w nich bodaj ani jednego zdania, do którego można by się przyczepić, a i dopracowanie redakcyjne nie pozostawia nic do życzenia (wyłapałam, jeśli się nie mylę, dwie literówki. Fakt, że czytałam szybko, ale nie sądzę, bym przeoczyła dużo więcej).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 780
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: