Dodany: 16.02.2023 16:49|Autor: dot59
Poetycka podróż bez pilota
Chwilę, w której ma się przed sobą tom zatytułowany „Wiersze wszystkie” i opatrzony nazwiskiem ulubionego poety, każdy miłośnik poezji mógłby nazwać wymarzoną. Mógłby, ale nie może, bo czyż kiedykolwiek marzył o dniu, w którym się dowie, że już nigdy nic więcej? Wcześniej, nawet, gdy poety już nie było wśród żywych, zawsze istniała szansa, że jeszcze gdzieś się znajdzie notes z wierszami, które nie zdążyły dotrzeć do wydawcy, że ktoś pozbiera utwory, drukowane wcześniej tylko w niskonakładowych periodykach literackich, a nawet choćby takie, które pisywane były dla rozrywki, dla ukontentowania bliskich, bez myśli o druku. A jeśli powiedziano „wszystkie”, to znaczy, że żadnej takiej niespodzianki nie będzie. Więc nie, wymarzoną ta chwila nie jest, jest za to na pewno wiele wartą. Choćby dlatego, że nie musimy się już zastanawiać, czy wiersz „X” był w tomiku „Y”, czy może „Z”, i czy w ogóle mamy ten tomik na własnej półce, czy tylko wypożyczaliśmy go z biblioteki. Ale przede wszystkim dlatego, że możemy sobie teraz prześledzić całą drogę twórczą poety – bez względu na to, czy była ona boleśnie krótka, czy długa ponad statystyczną miarę – nie mając potrzeby obkładania się kilkunastoma tomikami (zakładając, że wszystkie okażą się doraźnie osiągalne) i stertami starych gazet (zakładając, że w ogóle byśmy do nich dotarli). A oprócz tego i naszą drogę, którą doszliśmy do pewności, że ten właśnie poeta powinien dołączyć do grona naszych ulubionych.
Jak zaczęła się poetycka ścieżka Wisławy Szymborskiej, wiedzą prawie wszyscy, nawet – a może zwłaszcza – ci, którzy nie są miłośnikami jej twórczości. Szczególnie po Noblu mówiono o tym wystarczająco dużo, często z głębokim przekonaniem, że ktoś, kto w młodości splamił się utworami sławiącymi system, później uznany za co najmniej niesłuszny, nie powinien już nigdy i za nic być chwalony i wyróżniany, choćby w ciągu następnych kilkudziesięciu lat stworzył coś, za co podziwia go pół świata. Nie miejsce tutaj na dyskutowanie tej tezy. Faktem jest, że Szymborska te wiersze napisała, i że przyznawała później – co można przeczytać w jej biografiach – iż w wieku lat dwudziestu paru wierzyła w idee, którym taka twórczość miała służyć, i w ludzi, którzy te idee realizowali. Gdy wydano przed paru laty „Czarną piosenkę” – zbiór wierszy drukowanych w prasie w latach 1946-48 – z rozmysłem jej nie kupiłam, wiedząc, czego się mogę spodziewać, a równocześnie będąc prawie pewna, że te utwory znajdą się wraz z innymi w wydaniu zbiorczym, gdzie wraz z innymi złożą się na dokumentację zmian w sposobie postrzegania świata przez poetkę. I tak się rzeczywiście stało.
Po tych najwcześniejszych wierszach widać, że ich autorka dopiero szukała formy. Większość z nich, a także część z zawartych w następnych dwóch zbiorach („Dlatego żyjemy” z roku 1952 i „Pytania zadawane sobie” z roku 1954) nie ma jeszcze ani tej charakterystycznej melodii, po której czytelnik jest w stanie rozpoznać nieznany mu utwór Szymborskiej, ani równie typowych dla niej środków poetyckiego wyrazu, jednocześnie zwięzłych i ekspresyjnych, za to prawie żaden nie jest wolny od ciężkiej, dramatycznej, wojenno-powojennej retoryki i metaforyki. Gruzy, trupy, kule, wybuchy, sztandary, „rozkurcz pięści zarosłej w kamień”[1], a potem „lepsze jutro”[2], i „miasto socjalistyczne”[3], i „pamięć robotnicza służąca klasie robotniczej”[3], i „mądre oczy Października”[5], i nawet „nowego człowieczeństwa Adam”[6]. I wreszcie te koronne dowody błędu ideologicznego:
„(…) – Pod sztandarem rewolucji wzmacniać warty! (…)
Oto Partia – ludzkości wzrok.
Oto Partia – siła ludów i sumienie.
Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie.
Jego Partia rozgarnie mrok. (…)” [7];
„(…) Partia. Należeć do niej,
z nią działać, z nią marzyć
z nią w planach nieulękłych,
z nią w trosce bezsennej -
wierz mi, to najpiękniejsze,
co się może zdarzyć,
w czasie naszej młodości
- gwiazdy dwuramiennej” [8].
Nie da się ukryć. Zostały napisane. Zostały wydrukowane. Gdy się to czyta kilkadziesiąt lat później, prawie każdemu ciśnie się na usta stwierdzenie w rodzaju: „ale wstyd!”, czy nawet mocniej: „to haniebne!”. Bo my przecież nigdy byśmy… Pewnie i nie. Ale skąd możemy wiedzieć, skoro nie żyliśmy w tamtych czasach, skoro ukształtowały nas inne warunki? Przecież „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”[9], i nie dotyczy to tylko sytuacji tak dramatycznych i dynamicznych, jak w wierszu, z którego pochodzi cytat, ale właściwie wszystkich, gdy trzeba podjąć jakąś decyzję, opowiedzieć się po czyjejś stronie, być może dając się zwieść człowiekowi czy idei, wskutek czego będzie się „o blasku próchna mówić »dnieje«” [10]…
Ważniejsza jest ta reszta. Bo nawet w tych pierwszych zbiorach już pojawiają się utwory, zapowiadające, że przyszłą noblistkę stać na coś więcej, niż tylko opiewanie ustroju i jego twórców. Oto „Zwierzęta cyrkowe” z roku 1952, jeden z tych wierszy, które – czytane kilkanaście lat później w pierwszym obszerniejszym wyborze, jaki trafił do lokalnej biblioteki – zostały we mnie na zawsze, uświadamiając mi równocześnie, dlaczego nawet jako małe dziecko nie czułam się dobrze, oglądając spektakle z udziałem tresowanych zwierząt. Oto „Klucz” z roku 1953 i „Zakochani” z 1954 (może drukowano je w kolejności odwrotnej, niż zostały napisane, ale nie jest to tak istotne, jak to, że tak pięknie ukazują wątpliwość tkwiącą pod podszewką niewątpliwego – na razie – uczucia). Oto może odrobinę nazbyt patetyczna, ale już bardzo dobra warsztatowo i pozbawiona wtrętów ideologicznych „Gawęda o miłości ziemi ojczystej” z roku 1952, później zamieszczana w podręcznikach polskiego i wykorzystywana jako żelazny element szkolnych akademii.
W skład następnego tomiku „Wołanie do Yeti” (1957) i wszystkich kolejnych, aż po wydany pośmiertnie „Wystarczy”, wchodzą już tylko takie wiersze, nad których (nie)słusznością ideologiczną nie trzeba się zastanawiać. Bo ideologii w nich nie ma. A co jest? Ba… cały świat.
Ludzie („Hania”, „Portret kobiecy”, „Stary profesor”, „Zamachowcy”), zwierzęta („Tarsjusz”, który powinien być hymnem WWF, „Małpa”, „Widziane z góry”, „Owady”, „Monolog psa zaplątanego w dzieje”), rośliny („Milczenie roślin”, „Cebula”, „Jabłonka”) i inne elementy natury („Woda”, „Chmury”, „Niebo”).
Krajobrazy („Widok z ziarnkiem piasku”, „Może być bez tytułu”, „Chwila”), wnętrza („Pokój samobójcy”, „Dom wielkiego człowieka”) i przedmioty („Muzeum”, „Słuchawka”, „Odzież”).
Życie („Allegro ma non troppo”, „Notatka” [ta z 2001, bo jest i inny wiersz o takim samym tytule]) i śmierć ( „O śmierci bez przesady”, „Identyfikacja”, „Bagaż powrotny”).
Miłość, od samego optymistycznego początku („Miłość od pierwszego wejrzenia”, „Jawność”) poprzez fazę wzlotów i upadków („Buffo”, „Klucz”, „Przy winie”) aż po kryzys („Bez tytułu”, „Na wieży Babel”) zakończony rozstaniem („Ballada”, „Rozwód”). Albo ledwie zaczęta, a już przerwana przedwczesną żałobą („Janko Muzykant”, „Powrót żalu”, „Sen”). Albo trwająca z widokiem na szczęśliwą starość we dwoje („Złote gody”), lecz niedoczekująca tego momentu („Kot w pustym mieszkaniu”, „Pożegnanie widoku”).
Prehistoria („Fetysz płodności z paleolitu”, „Otwornice”), historia („Ścięcie”, „Głosy”) i teraźniejszość („Terrorysta, on patrzy”, „Fotografia z 11 września”, „Schyłek wieku”).
Refleksje nad sztuką cudzą („Vermeer”, „Kobiety Rubensa”, „Tomasz Mann”) i własną („Obmyślam świat”, „Radość pisania”), nad religią („Noc”), nad mądrością natury i ułomnością człowieka („Sto pociech”, „Moralitet leśny”), nad trwaniem i przemijaniem („Nic dwa razy”, „Rzeczywistość wymaga”, „Tortury”, „Wersja wydarzeń”, „Myśli nawiedzające mnie na ruchliwych ulicach”, „Przerwana opowieść”).
A i to przecież nie wszystko, bo wiersz o chmurach, wodzie, eksponatach muzealnych może być równocześnie wierszem o ludzkiej kondycji, o nieprzewidywalności losu albo o okrucieństwie wojny. Gdyby chcieć każdy z nich oznakować etykietą tematyczną, większość miałaby ich kilka lub kilkanaście.
Jak to wszystko podsumować, gdy się jest jedynie zwykłym miłośnikiem poezji, i gdy się wie, że literaturoznawcy poświęcili twórczości tej jednej poetki już kilka solidnej objętości książek, nie licząc artykułów w prasie? Może wytypować parę najlepszych, najważniejszych wierszy, i spróbować przekonać innych czytelników, że to właśnie te są warte zainteresowania? Ale jak wybrać, skoro spośród tych paru setek (nie wliczając wspomnianych trzech pierwszych tomików i składających się na ostatni rozdział wierszy rozproszonych) jakąś połowę się lubi ponadprzeciętnie i umie, w całości lub we fragmentach, na pamięć, a i resztę ceni wysoko? Obiektywne to zresztą i tak nie będzie, bo kiedyż ocena poezji jest obiektywna? Jeden uważa, że Iks wielkim poetą był, a inny, że nie był, i kropka. Ani płeć, ani epoka, ani stan przyznanych nagród w takiej dychotomii wartościowania nie przeszkadzają. Zapewne więc, kto ma niezłomne przeświadczenie, że autorka tych wierszy nie napisała nic, co byłoby w jego guście, i tak się przekonać nie da. A tego, kto, tak jak ja, został wielbicielem jej twórczości na długo przedtem, nim ktokolwiek pomyślał o Noblu, przekonywać nie trzeba.
Może tych już przekonanych jest więcej. Może im, tak jak mnie, ta poetycka podróż nie tylko dostarczy pewności, że po nie całkiem udanym początku może nastąpić fantastyczny środek i rewelacyjny koniec, ale też przypomni zbierane przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat wrażenia, podsunie choćby jeden wiersz, którego się nie zna albo o którym się zapomniało, a w tych stu czy dwustu znanych pozwoli dopatrzeć się nowych obrazów, doczytać nowych znaczeń, a potem ucieszyć się, że nie jesteśmy jak ci, którzy żałują, że „do dzieła Prousta nie dodają w księgarni pilota”[11]. Do dzieła Szymborskiej też nie dodają. Nie trzeba.
[1] Wisława Szymborska, „Pamięć o styczniu”, w: Wisława Szymborska, „Wiersze wszystkie”, wyd. Znak, 2023, s. 29.
[2] Wisława Szymborska, „Dedykowane Poezji”, tamże, s. 36.
[3] Wisława Szymborska, „Na powitanie budowy socjalistycznego miasta”, tamże, s.78.
[4] Wisława Szymborska, „Młodzieży budującej Nową Hutę”, tamże, s. 79.
[5] Wisława Szymborska, „Amu-Daria”, tamże, s. 105.
[6] Wisława Szymborska, „Lenin”, tamże, s. 107.
[7] Wisława Szymborska, „Ten dzień”, tamże, s. 118.
[8] Wisława Szymborska, „Wstępującemu do partii”, tamże, s. 123.
[9] Wisława Szymborska, „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”, tamże, s.173.
[10] Wisława Szymborska, „Gawęda o miłości ziemi ojczystej”, tamże, s. 147.
[11] Wisława Szymborska, „Nieczytanie”, tamże, s. 614.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.
Link został skopiowany do schowka!