Dodany: 15.02.2023 16:39|Autor: pawelw

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

„TU, POPATRZ, BLIZNA”, CZYLI BLIZNY I SZRAMY W LITERATURZE - konkurs nr 265


Przedstawiam konkurs numer 265, który przygotowała i poprowadzi dot59.


„TU, POPATRZ, BLIZNA”, CZYLI BLIZNY I SZRAMY W LITERATURZE


Trzaska koszula,
tu... szwabska kula...
Tu, popatrz, blizna...

(Wojciech Młynarski – „W Polskę idziemy”)


Nie ma ludzkiego ciała, które nie byłoby naznaczone przynajmniej jedną blizną, jako że takowa każdemu pozostaje po tym etapie życia, gdy jeszcze nie żył samodzielnie, tylko był połączony z organizmem matki. Ale nie o pępku będziemy tu czytać, tylko o bliznach powstałych później, które już takim zwyczajnym zjawiskiem nie są. Tradycyjnie, nazbierałam ich 30.
Za rozpoznanie każdej blizny można zebrać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł - maksymalnie 60 punktów; liczba strzałów nieograniczona. Gdy więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną wymienione w kolejności nadesłania finałowych maili.
Jeśli w tekście padają imiona/nazwiska wyjątkowo ważnych postaci, ukrywam je pod literami X,Y,Z, mniej ważne oznaczone są pierwszymi literami imion/nazwisk. Wszystkie dusiołki mam ocenione.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 28 lutego o 23.00.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: (...). W tytule podajcie swój nick biblionetkowy. Dajcie znać, czy życzycie sobie podpowiadania co do znajomości dusiołka/ rodzica, najlepiej zaraz w pierwszym mailu.
Udanych poszukiwań!...


Żeby mogło dojść do powstania blizny, ciało musi zostać naruszone. Czasem to naruszenie jest zamierzone, gdy nóż chirurga ratuje człowiekowi życie lub poprawia błędy natury…

1.
Uchyla bandaże i ogląda swoje jeszcze zrastające się blizny: długą między piersiami, po otwieraniu klatki, szeroką w pachwinie, po sztucznym sercu. Zastanawia się, czy kiedyś znikną, czy zostaną na okrutną pamiątkę. Wyniki pierwszego kontrolnego badania nie są najlepsze: utrzymuje się migotanie przedsionków i nieregularne tętno. Ale H. szybko przestaje się tym martwić: w piątek, dziewiątego dnia po operacji, budzi się bez bólu. Patrzy na swoje piersi – unoszą się i opadają delikatnie, równo. Bierze głębszy oddech – płuca napełniają się lekko. Cały dzień nie może przestać się temu dziwić. Od razu zaczyna planować: chce się wreszcie uczyć i zwiedzić Amerykę. Najlepiej, gdyby dostała stypendium do college’u; jeśli złoży podanie po wyjściu ze szpitala, powinni ją przyjąć na nowy rok. Szkoła trwa tu cztery lata, może uda jej się dostać od razu na drugi rok i skończyć w ciągu trzech lat, albo i szybciej. Boi się tylko, że zawiedzie wszystkich: matkę, profesora, lekarzy i amerykańskich znajomych. Dwa dni później jako pierwszemu ujawnia swoje zamiary profesorowi:
A teraz – po raz pierwszy w życiu zaczynam się podejrzewać o coś takiego jak przyszłość. (…) Poszłabym na uniwersytet i studiowałabym język angielski i literaturę oczywiście. Potem mogłabym przekładać, miałabym taki cudowny fach. Po powrocie do Polski mogłabym pomagać rodzicom, a nie jak do teraz, że oni ciągle i zawsze mnie. Przecież oni są biedni – i naprawdę nie mogą. Co Pan o tym myśli – zanim zacznę mówić, muszę wiedzieć.
24 listopada dziękuje lekarzom i żegna się z pacjentkami. Zostaje odwieziona do Deborah. Blizny są jeszcze świeże, bok opuchnięty, lewe ramię zdrętwiałe. Ale czuje się już bezpieczna. Może powoli chodzić i jeśli nie wykonuje gwałtownych ruchów, bólu prawie nie ma.

2.
Kiedy trafiłam do Centrum, nie byłam ani duża, ani gruba, ani w zbyt dobrym stanie. Zaraz zaczęli wmuszać we mnie jedzenie. Próbowali karmić, taką mieli obsesję, ale to było z duże paskudztwo. Za każdym razem odwracałam głowę, zaciskając zęby. Jeśli mimo wszystko udało im się wepchnąć mi do ust łyżeczkę czegoś, zaraz wszystko wypluwałam. Parę razy
wymiotowałam żółcią i krwią. Zapisano to w raporcie. W końcu przywiązali mnie do łóżka, potem wsunęli mi sondę do nosa i przez nią byłam karmiona. Nie mogę powiedzieć, że było to miłe, wolałam jednak sondę niż jedzenie tego ich obrzydlistwa. Nie znosiłam najlżejszego nawet dotyku. To jest napisane na stronie trzynastej: „Krzyczy, ledwie ją dotknąć". I zaraz potem: „Sedacja". Sedacja oznaczała zastrzyk z anksjolityku, zapięte pasy i spokojną muzykę dla dodania całości ludzkiego charakteru. W ten sposób udało im się mnie uspokoić i wozić od gabinetu do gabinetu na te wszystkie badania: byłam macana, osłuchiwana, mierzona, na wszystkie strony wyginana. Wbijali mi igły w ciało, podłączali do mnie jakieś maszyny. I jeszcze mnie fotografowali. Płakałam, kiedy błyskał flesz. W związku z tym dali mi ciemne okulary, które przytrzymywała gumka, i nic już nie mówiłam.
Jakiś czas później zoperowali mi dłonie. Bez problemu rozdzielili palce. Nie ma żadnych zniekształceń, tylko cieniutkie perłowe blizny, które staram się ukrywać, zaciskając mocno pięści, aby uniknąć niedyskretnych pytań.

… albo, gdy ktoś chce celowo zostawić na ciele trwały ślad…

3.
Odwróciwszy się do A., K. dostrzegła coś, co widać było w dekolcie szpitalnej koszuli. Ciemniejszą plamę na jasnej skórze. Dziewczyna pochyliła się i ostrożnie odsunęła materiał. Ze zdumienia otworzyła usta. Na delikatnej skórze prawej piersi A. widniał błękitnoczarny wzór, tworzony przez wygięte linie, wyryte w ciele i przyciemnione wtartym popiołem. Blizna rytualna. K. wpatrzyła się w nią. Często widywała takie znaki u mieszkańców Afryki. Ale u białej kobiety...

4.
B. podwinął rękaw koszuli i zamyślony spojrzał na wąską białą bliznę powyżej lewego nadgarstka. „Braterstwo przypieczętowane krwią. Na śmierć i życie”. Te słowa wypowiedział P., spoglądając mu prosto w oczy. Musiał je za nim powtórzyć trzy razy z rzędu. Potem P. naciął skórę skalpelem, który ukradł ojcu. Rana była głębsza, niż planował. Tak w każdym razie twierdził, choć możliwe, że po prostu chciał zobaczyć, jak O. płacze. Tymczasem on wytrzymał. Nie płakał. Nie skarżył się nawet na ból. Później matka zawiozła go do szpitala, żeby zszyć ranę, tak mocno krwawiła. B. nigdy nikomu nie zdradził, jak i gdzie się skaleczył.

… ale jeszcze częściej blizna powstaje w następstwie czy to drobnych urazów, czy poważnych wypadków i różnych innych dramatycznych zdarzeń…

5.
Raz dochodzi nawet między nimi do „krwawej” sce¬ny, ponieważ L. w swoim pokoju, oddzielonym od M.-ego oszklonymi drzwiami, udaje, iż chce spalić cały manuskrypt „X”. Zamyka drzwi na klucz, otwiera drzwiczki od pieca. M. za drzwiami szaleje, w końcu rozbija pięścią oszklone drzwi, przecina sobie rękę w paskudny sposób i, brocząc krwią, wpada do pokoju, gdzie dowcipna siostra pali tylko stare gazety. Widząc ją tak pokaleczoną, L. blednie, prowadzi nieszczęsną autorkę do miednicy z zimną wodą, która momentalnie napełnia się S.-ą krwią po brzegi. Przeprasza ją i przy¬sięga, że jej już nic nie skreśli. Bandażuje skaleczoną rękę, jak potrafi najumiejętniej, i ofiarowuje jej swój nowy kapelusz, pocie¬szając M., że sztuka, w ten sposób skropiona krwią „serdecz¬ną”, będzie miała na pewno olbrzymie powodzenie. Blizna na ręce pozostała jednak na długie lata.

6.
Na wierzchu są jej dane. Przysuwa pożółkły arkusz papieru bliżej lampy na biurku i po raz któryś z rzędu czyta dobrze jej znane zdania: „Pięcioletnia dziewczynka. Przywieziona karetką o 22.25. Nieprzytomna. Na brzuchu, klatce piersiowej, lewym ramieniu i prawej dłoni oparzenia II i III stopnia...”
Nie może w to uwierzyć. Ilekroć przegląda te papiery, ma tyle samo wątpliwości; to niemożliwe, po prostu niemożliwe. A przecież doskonale wie, że każde słowo jest prawdą, choćby dlatego, że ciągle ma blizny. W niektórych miejscach jej skóra zawsze będzie cieńsza i bardziej połyskliwa niż w innych - na brzuchu, klatce piersiowej, lewym ramieniu i prawej dłoni.

7.
Jedna z dziewcząt kiedyś się podpaliła. Użyła do tego benzyny. Zawsze zastanawiało mnie, skąd wytrzasnęła benzynę. Była jeszcze za młoda, by posiadać prawo jazdy i samochód. Czy poszła do sąsiada i po prostu nagadała mu, że tato stoi gdzieś na drodze bez kropli paliwa w samochodzie? Nie umiałam patrzeć na nią, nie zadając sobie tego pytania.
Prawdopodobnie rozlana benzyna osadziła się w nieckach obojczyków po obu stronach szyi, ponieważ właśnie jej szyja i oba policzki były miejscami najbardziej poparzonymi. Od szyi pięły się ku górze grube bruzdy jasnoróżowych i białych blizn. Były tak twarde i grube, że nie pozwalały jej na swobodny obrót głową; kiedy chciała spojrzeć na osobę stojącą z boku, musiała obrócić się cała.
Tkanka blizny nie ma własnego charakteru. Nie jest tym samym, co tkanka zdrowej skóry. Nie nosi znamion choroby ani wieku, nie widać na niej bladości czy opalenizny. Blizna nie ma owłosienia, por ani zmarszczek. Jest jak ciężki pokrowiec. Osłania i kryje to, co pozostało jeszcze pod spodem. Dlatego człowiek nauczył się ją wytwarzać; żeby coś ukryć.

8.
W nowej białej sukni leżała na kanapie, trzymając jedną rękę za głową, a drugą wzdłuż ciała. (…) Z udrapowanymi w tle światłami miasta i kieliszkiem martini na dywanie wyglądała jak reklama wypadków samochodowych.
Dopiero gdy podeszło się bliżej, zauważało się zniszczenia. Po lewej stronie twarzy widniały dwie spotykające się blizny, które biegły od skroni aż do brody. Wszelka symetria została popsuta lekkim opadaniem kącika ust, jak po wylewie. W takiej pozie lewa noga wydawała się tylko trochę przekręcona, ale zajrzawszy pod rąbek sukni, można było zauważyć miejsca, w których przeszczepy pozostawiły skórę oskubanego kurczaka.

9.
L. jednak przeżywa. Jakiś czas po tych wydarzeniach pisze do konsula:
„Mam pięć cięć szablą na głowie i trzy na lewej skroni, wystają mi kości. Jedno cięcie na lewym policzku, które przecięło żuchwę i rozpłatało ucho. To paskudnie wyglądająca rana. Jeszcze jedno cięcie przez prawą skroń i straszna blizna z tyłu szyi, która nawet trochę drasnęła tchawicę. Mam kulę z muszkietu w biodrze. Przeszła przez plecy i rozbiła kość. Pięć cięć szabli na prawym ramieniu, trzy złamane palce, dłoń przeciętą w trzech czwartych, rozcięte kości nadgarstka, trzy cięcia na lewym ramieniu, którego kość pękła, ale zrasta się powoli, ranę na prawej nodze i dwie z potworną blizną na lewej, żeby już nie wspominać o cięciu przez palce lewej dłoni, ta akurat goi się jakoś”

… które pozostawiają ślady nie tylko na ciele, ale i na duchu…

10.
A. cofnął się, by staranniej wytrzeć nogi, i wszedł. W drugim pokoju zobaczył W. W. leżał w łóżku i płakał. Gdy zobaczył A., zaczął uspokajać się, ale nagle zawołał:
— Słuchaj, A., ja już dłużej nie wytrzymam. Lepsza śmierć jak takie życie. Ja ze sobą skończę. Tak mnie już pisano.
— Nie mów byle czego — spokojnie odpowiedział A. — Różne nieszczęścia ludzi spotykają, a przecież żyją…
— Żyją? To po co?… Cóż ja, jak ta kłoda mam gnić?
— Po cóż gnić…
— A co ze mnie? Ani komu, ani sobie. Tak i będzie. Leżę tu i wciąż myślę. I domyśliłem się: nie ma innej rady.
— Zostaw głupstwa — mruknął A., ukrywając wzruszenie. — Młody jesteś.
— I cóż że młody! Jakaż moja młodość, kiedy nogami o własnych siłach stąpać nie mogę. Żebym stary był, to niech… A to kara boska za grzech ojca! A ja mam za to cierpieć? Za co ja?… Ja stryjowi odebrałem jego część?… Nie ja! Nie ja! Tylko ojciec. Za cóż na mnie to kalectwo?…
A. spuścił oczy. Wprost nie mógł patrzeć na tego ślicznego chłopca, dzieciucha prawie, rozpaczającego nad sobą.
— Ty myśl o czym innym — bąknął bez przekonania.
— O czymże ja mogę myśleć, o czym? Kiedy co spojrzę na te swe nogi, to wolałbym się nie urodzić! O, zobacz!
Szarpnął kołdrę i odkrył się.
Wychudzone nogi, nienaturalnie cienkie, pokryte były na goleniach różowymi pręgami blizn, które jeszcze nie zdążyły zbieleć, i zgrubieniami.

11.
Patrzył niewidzącymi oczami na pokrytą kożuchem śniegu dolinę, ledwo słysząc odgłos dalekich dzwonów kościelnych, dobiegający tu przez rozmigotaną ciszę.
Bezwiednie wpił paznokcie w ramiona, jakby próbował pokonać fizyczny ból. Tyle już razy odnosił rany, kiedyś stracił wszystkie kości prawej ręki, a nawet już ta wędrówka pozostawiła mu nowe blizny – na piersi i na przedramieniu – prócz tych, które miał od dawna – na czole i na wierzchu dłoni – ale jeszcze nigdy, aż do tej chwili, nie czuł się tak słaby, tak bezbronny i nagi (…).

12.
K. ciężko oddychała. Próbowała panować nad głosem.
- Czy to R.?
- Tak.
- Zawsze była R., prawda?
- Tak. Zawsze była R.
- Ale przecież sam mówiłeś, że ona cię nie chce.
- Ona mnie nie chce takiego, jakim jestem teraz. Muszę się zreperować. Znów muszę być ładny. Rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem.
Dwie maleńkie łzy zawisły na dolnych rzęsach.
- Przecież ty jesteś ładny, a te blizny są tylko...
- Dobrze wiesz, że nie o tych bliznach mówię.

Blizny zwracają uwagę…

13.
Zauważyła, że ręka, którą jej podał, pokryta była świeżymi, gojącymi się dopiero rankami, a rzut oka na drugą, luźno zwisającą rękę przekonał ją, że i ta też jest pokaleczona. Szybkie, badawcze spojrzenie ukazało jej bliznę na policzku, drugą, wyglądającą spod włosów zaczesanych na czoło, i trzecią, kryjącą się na szyi pod sztywno nakrochmalonym kołnierzykiem. Z trudem powstrzymała uśmiech na widok czerwonej pręgi znaczącej miejsce zetknięcia się kołnierzyka z opaloną skórą szyi. Widać było, że nie nawykł do noszenia twardych kołnierzyków. Równocześnie kobiecym okiem ogarnęła jego ubranie, tanie i źle skrojone, pomarszczone u ramion, z mnóstwem fałd na, rękawach, które świadczyły o kryjących się tam potężnych bicepsach.

… mogąc służyć jako świadectwo skomplikowanych losów…

14.
Potem H. leżała w ramionach R. i czubkami palców badała to ciało, które kiedyś tak dobrze znała. Zmieniło się przez te czternaście lat. Wprawdzie powiedział „nic się nie zmieniłaś”, a ona odpowiedziała mu „ty też”, ale wiedziała, że oboje byli dla siebie uprzejmi. Wszyscy się zmieniają. R., którego znała na pustyni, był młodszy i spalony słońcem, szybki i zwinny jak chart. Teraz był cięższy, a mięśnie miał twarde jak stary mahoń. Te blizny, które pamiętała, wygoiły się i zblakły, a zastąpiły je nowe. Miał zmarszczki na czole. Także wokół oczu. Jednak nos wciąż miał prosty, niezłamany. I wszystkie przednie zęby, jak trofea. Powiodła dłonią w dół i dotknęła jego knykci. Były duże i twarde, pokryte stwardniałą tkanka jak orzechy. Wciąż wojownik, pomyślała. Wciąż obtłukuje sobie ręce, chroniąc nos i zęby. Przesunęła dłonie na jego pierś. Miał tam bliznę, na lewo od mostka. Rozerwane mięśnie zagoiły się, pozostawiając wgłębienie, w którym mieścił się czubek jej palca. Rana postrzałowa. Stara, ale dla niej nowa. Zapewne kula z trzydziestki ósemki.

… i stanowić znak rozpoznawczy postaci…

15.
Gdy L. zobaczył olbrzymiego g. wpatrzonego w siebie, gardło jego wydało zdławiony odgłos: ni to okrzyk, ni to westchnienie. Każda sekunda wydawała mu się wiecznością. Pierwszą jego myślą było uświadomienie sobie własnej bezsilności, absolutnej bezsilności. Nie mógł nawet uciekać. Za sobą miał ścianę skalną, przed sobą stromą przepaść, która z tej strony odgradzała go od doliny. Znalazł się wobec śmierci równie okropnej jak ta, która mu zabrała psy. Jednakże te ostatnie chwile nie pozbawiły go przytomności umysłu. Widział czerwone ślepia, lśniące mściwym błyskiem. Widział nagą bliznę na grzbiecie, ślad swej własnej kuli, i małą łysinkę na łopatce, gdzie wtargnęła druga kula. Zauważywszy to wszystko pomyślał sobie, że g. rozmyślnie szedł jego tropem po platformie, a teraz przyparł go do skał i przepaści, by spłacić z nawiązką wszystkie krzywdy.

16.
Pośród jałowej ciszy i zmroku, który zstąpił na świat, nieznajomy wyróżniał się nawet głosem i pewną materialnością. Odrzucił teraz kaptur. Miał dziwną, pokrytą bliznami łysą głowę i pobrużdżoną twarz. Choć podeszły wiek nie dawał znać o sobie w brzmieniu jego głosu, wyglądał na człowieka starego.
- Nie znam cię - powiedział mężczyzna w szarym odzieniu - a jednak sądzę, że być może spotykamy się nieprzypadkowo. Słyszałem niegdyś opowieść o młodzieńcu z bliznami na twarzy, który wędrując poprzez; ciemność posiadł wielką władzę, równą królewskiej. Nie wiem, czy to opowieść o tobie.

17.
– (…) włosy miał jasne, a na czole miał krechę.
– Krechę? – Dziewczynka przyłożyła palce do czoła nad lewym okiem. – O, tutaj – powiedziała – miał taką czerwoną linię, jakby nadział się na płot i krew poleciała.
– Widziałaś na pewno? – dopytywał się porucznik.
– On stał przy samym oknie. Widziałam dobrze – upierała się mała. L. poczęstował dziewczynkę jeszcze jednym cukierkiem i podziękował M.G. za przyprowadzenie córki. Nadmienił, że informacje uzyskane od małej mogą mieć bardzo ważne znaczenie dla ujęcia sprawców zabójstwa A.M. Kiedy kobieta wyszła, oficer powiedział do sierżanta.
– Wydaje mi się, że ta mała powiedziała prawdę. Zresztą, skąd by mogła wiedzieć o człowieku z blizną? W pierwszej chwili, kiedy słuchałem jej opowiadania, nie chciałem w nie uwierzyć. Przecież on nigdy dotychczas nie mordował swoich ofiar. Ale wszystko się zgadza. I ten mały z czarną pończochą na głowie, i ten wysoki blondyn z blizną nad lewym okiem.

18.
- Pani pozwoli ze mną - odezwał się sierżant F. - Byłem świadkiem usiłowania morderstwa tej dziewczyny. Znajdą się także inne zarzuty. Uprzedzam panią, L. B...
- Ch. B. - poprawiła X. - To jest, sierżancie, Ch. B., nie L. Pod naszyjnikiem, który zawsze nosi, znajdzie pan bliznę po operacji.
- Po operacji?
- Tak, tarczycy. (…) L. B. była dobra. Była kobietą wyjątkowej uczciwości i, według jej własnych słów, nie potrafiła zrozumieć, jak ludzie mogą nie dostrzegać, że coś jest nieuczciwe. Nawet przy największych pokusach nie byłaby zdolna do popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa. (…). L. kochała siostrę (…) bez wahania rzuciła posadę u R. G. i całkowicie poświęciła się siostrze. Zabrała ją do Szwajcarii, aby z tamtejszymi specjalistami rozważyć przeprowadzenie operacji. Było już bardzo późno, lecz, jak nam wiadomo, operacja przebiegła pomyślnie. Zeszpecenie zniknęło, a bliznę łatwo było ukrywać pod przypominającym obróżkę naszyjnikiem z pereł bądź paciorków.

19.
— Co ty gadasz, brachu? Czyżby po nieszczęsnym panu A. teraz przyszła kolej na szanownego brata pana S.?! Ha, jeśli to nowa sprawka tego draba z blizną na gębie, to czas najwyższy dobrać się do jego skóry — zawołał do głębi oburzony marynarz. — Za dużo trupów pozostawiamy na naszej drodze podczas tej wyprawy!
— J., nigdy nie słyszałem od ciebie o twoim bracie! — wtrącił zaniepokojony W. — Czy umarł naturalną śmiercią, czy też może to znów tragiczny wypadek?!
S. zdumiony spojrzał na podnieconych przyjaciół.
— Nie rozumiem, o co wam chodzi?! — odezwał się po chwili zaniepokojony. — Czy może coś nieprzyjemnego przytrafiło się A.?
— Święta racja, przecież pan nic nie wiesz o tym — pospieszył z wyjaśnieniem bosman. — Ten biedak A. został zamordowany akurat wtedy, gdy wręczał nam list i depozyt. Zabił go drab o gębie przeciętej szeroką blizną.

… choć i tu mogą zdarzyć się pomyłki:

20.
- Do kogo jestem podobna?
- Do kobiety, która przysparza nam wielu kłopotów, do A.S.
- Do A. S.! – V. szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Ostatnia rzecz, jakiej się spodziewała. - Chcesz powiedzieć, że ona jest podobna do mnie?
- Uderzająco, z profilu. Zupełnie te same rysy. I jeszcze jeden niesamowity zbieg okoliczności: masz maleńką bliznę na górnej wardze z lewej strony...
- Tak, upadłam na blaszanego konika, kiedy byłam mała. Sterczało mu ostre ucho i porządnie rozcięłam sobie o nie wargę. Tego bardzo nie widać, zwłaszcza kiedy się upudruję.

Często budzą przerażenie i/lub współczucie…

21.
Zniżył się i przysunął pochodnię. - No, śmiało. Przyjrzyj mi się dobrze. Przecież chcesz tego. Widziałem, jak ciągle odwracasz głowę. Nie przejmuj się. Popatrz sobie.
Jej szczęka pozostawała unieruchomiona w uścisku jego palców niczym pochwycona w żelazną pułapkę. Patrzył jej prosto w oczy. Było to spojrzenie pijanego mężczyzny, pełne ponurego gniewu. Nie mogła go uniknąć.
Widziała prawą stronę jego twarzy, wydatne kości policzkowe, szare oko pod gęstą brwią. Nos miał duży i zakrzywiony. Włosy cienkie i ciemne. Nosił je długie i zaczesywał na bok, żeby zakryć drugą stronę głowy.
Lewa strona jego twarzy była zupełnie zniszczona. Z ucha została tylko dziura. Oko nie ucierpiało, lecz dookoła oplatała je sieć blizn, śliskie, spalone ciało twarde jak skóra, poryte zagłębieniami i pęknięciami, które migotały wilgotną czerwienią, kiedy się poruszał. Niżej, przy szczęce, widać było niemal kość pod spalonym ciałem.
S. rozpłakała się. Puścił ją i zgasił pochodnię o ziemię.

22.
Kontrast między pięknie wyrzeźbionym torsem R., a poharatanym, pokrytym ciemnymi bliznami i pozbawionym genitaliów łonem z wyłonioną cewką moczową potęgował koszmarne wrażenie. Plątanina bliznowców przypominająca rozrzucony byle jak stosik chrustu była przerażająca. (…) Blizny przypominały figury Lichtenberga, sięgały wnętrza ud i pachwin oraz podbrzusza.

23.
L. spojrzał w twarz ojca.
To była smutna, zmęczona twarz starca. Łysy, bez zarostu, miał szeroką bliznę od czubka głowy do poty¬licy, głęboko osadzone, mętne, ciemne oczy i trupio bladą skórę, która od dwudziestu lat nie widziała słońca. Starzec uśmiechnął się słabo; jego oczy zalśni¬ły od łez. Przez chwilę był podobny do B.
L. na zawsze miał zapamiętać tę twarz. Widział w niej żal. I wstyd. Widział wspomnienie lepszych dni. I grozy. I miłości.
Ta twarz przez całe życie była odcięta od świata. Przez całe życie L.

24.
Był dokładnie takim mężczyzną, jakiego sobie wymarzyła, będąc młodą i naiwną dziewczyną; wszystko się zgadzało, nawet chłód w oczach i blizna na policzku. (…).
Była stanowczo zbyt szczupła jak na jego gust, ale jej ciało miało doskonałe proporcje i krągłości wszędzie tam, gdzie mieć powinno. Sięgała mu zaledwie do ramienia i ten fakt dziwnie go rozczulał.
– To musiało cholernie boleć! – rzekł nagle, wskazując dłonią długą bliznę na jej lewym udzie. – Myślę, że jeszcze boli. – Podszedł bliżej, tym razem patrząc na szeroką, nierówną bliznę na ramieniu, potem przeniósł wzrok na kolejną, pod prawym obojczykiem. Ta miała okrągły kształt, podobnie jak jeszcze jedna, nad wąską talią kobiety. Zrobił kolejny krok naprzód i opuszką palca delikatnie pogładził bliznę na brzuchu. P. wstrząsnął dreszcz.
– Naprawdę jestem taki odrażający? – zapytał cicho. Bez ostrzeżenia chwycił ją za ramiona i odwrócił plecami do siebie. Tak jak podejrzewał, tu również ujrzał dwie blizny: jedną nad talią, drugą nad łopatką. – Nie wiem, jakim cudem udało ci się to przeżyć – zauważył, odwracając ją znów twarzą ku sobie. – Te dwie są po postrzałach – stwierdził. – A ta? – spytał, wskazując ramię.

… toteż wielu ludzi stara się je ukrywać…

25.
Ojciec W. wydawał komendy, ale to było gdzieś obok bo jedyne, o czym potrafiłem w tej chwili myśleć, to o tych wszystkich bliznach, które skrzętnie przez lata skrywałem. To nie ja powinienem się wstydzić, a jednak. One przypominały mi, że nie jestem wart tego, żeby mnie kochać.
(…) Wiedziałem, że ta odarta z intymności chwila pozostanie ze mną i J. na zawsze, że J. na zawsze pozostanie pierwszą dziewczyną, która zobaczy blizny nienawiści człowieka do człowieka.
Ściągnąłem sweter i koszulkę, która przyklejała się do mojego ciała niczym przegniłe algi.
- Zasłonię cię. – J. trzymała wełniany koc.
Otworzyła szerzej oczy, kiedy zobaczyła brzuch pokryty błyszczącymi bliznami. Milczała, ale wiedziałem, że kiedyś o nie zapyta.

26.
- Jego pełne imię brzmi Zlinczowany G. - mruknął pod nosem D. - To mistrz cechu.
- Co za dziwne imię - szepnęła U. - Dlaczego tak go nazywają?
- Bo tak było.
- Co było?
- Został zlinczowany. Nie wspominaj o szramie od sznura na jego karku. Jest bardzo czuły na tym punkcie.
U. bardzo ciekawiło, jak człowiek, który został zlinczowany, wciąż może chodzić. Miała zamiar o to spytać, kiedy w drzwiach stanął Zlinczowany G. Był wysokim, szczupłym i gibkim mężczyzną o zbyt wielkich dłoniach i cienkich, długich palcach, które bez przerwy poruszały się - drżały, splatały i wiły. Będąc zręcznym kieszonkowcem, który podobno kiedyś skradł z grzbietu pewnego szlachcica jedwabną koszulę, nie ruszając przy tym kaftana, Lincz był zdania, że dzięki tym ćwiczeniom jego palce zachowują giętkość. Wokół szyi miał grubą, wściekle czerwoną bliznę. Jego twarz nie rzucała się w oczy. Szrama była charakterystyczną cechą jego postaci, dostatecznie ciekawą, by na niej skupić swoją uwagę.
- Na co się gapisz, dziewczyno? - zapytał Lincz.
- N-na nic, proszę pana - wyjąkała U., z trudem odrywając oczy od blizny i patrząc mężczyźnie w małe, przebiegłe oczka.

… ale są i tacy, którzy się ich nie wstydzą…

27.
— Skądże to masz tę kresę przez gębę? — spytał pewnego razu król, pokazując na bliznę X-a. — Dobrze cię ktoś szablą przejechał.
— To nie od szabli, miłościwy panie, jedno od kuli. Strzelono do mnie, lufę mi do gęby przyłożywszy.
— Nieprzyjaciel czyli swój?
— Swój, ale nieprzyjaciel, którego do porachunku jeszcze wezwę, i póki się to nie stanie, mówić mi się o tym nie godzi.
— Takiżeś to zawzięty?
— Nie mam ja żadnej zawziętości, miłościwy panie, bo oto na łbie głębszą jeszcze szczerbę od szabli noszę, którą szczerbą mało dusza ze mnie nie uszła, ale że mi ją zacny człowiek uczynił, przeto urazy do niego nie żywię.
To rzekłszy, X zdjął czapkę i ukazał królowi głęboką bruzdę, której białawe brzegi widne były doskonale.

28.
G. odwrócił się powoli; na jego poznaczonej bliznami twa¬rzy pojawił się lekki, leniwy uśmieszek. Jako człowiek miał złamany nos, czarna opaska skrywała jego ślepe oko. Za to zdrowe błyszcza¬ło jak grzechy aniołów, a uśmiech był niczym upadek świętych. W każdym razie tych żeńskich.
Może to przez feromony, a może przez mięśnie prężące się pod czarną skórzaną koszulą, G. emanował w paśmie megawatowym oleistą, diaboliczną seksualność. Wystarczyło na niego popa¬trzeć, żeby mroczne skrzydła zatrzepotały w karmazynowej nocy.

29.
- Ale, hm! Nie weźcie mi tego za złe, sir! X. leżał raz pod burym niedźwiedziem, który go zaskoczył we śnie i zdarł mu skórę z pleców aż po żebra. Zraniony westman przylepił sobie potem szczęśliwie kawał rumsztyku, ale blizna z pewnością będzie widoczna, na przykład!
Na to rozpiąłem bluzę myśliwską i znajdującą się pod nią białą koszulę ze skóry jelenia.
- Popatrzcie!
- Do stu piorunów? A to was ładnie urządził! Było wam pewnie widać wszystkie sześćdziesiąt osiem żeber.
- Prawie. Stało się to nad rzeką Red River. Leżałem z tą okropną raną przez dwa tygodnie nad rzeką obok niedźwiedzia, zdany tylko na siebie samego (…).

… a nawet zgadzają się, by zostały wykorzystane jako tworzywo artystyczne:

30.
Nie po raz pierwszy L.G. udowadnia, że potrafi bawić się sztuką i bawić się z odbiorcą. Najpierw widzimy pięknego chłopca przywodzącego na myśl anioła, a dopiero potem wyszarpane na jego skórze „ozdoby”. Widzimy atrakcyjną kobietę, a nagle okazuje się, że ma ona straszliwie okaleczone dłonie, młodego mężczyznę, który nie miałby w sobie nic szczególnego, gdyby nie oparzeliny na nogach. Dzieje się też odwrotnie – jedna z dziewcząt zwraca uwagę przez blizny na twarzy, a następnie dostrzega się jej piękne ciało. W ten sposób L.G. uczy patrzenia.


==========
Aktualizacja po zakończeniu konkursu:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

rozwiązanie konkursu




Wyświetleń: 2244
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: pawelw 15.02.2023 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nume... | pawelw
Zimą szczelnie się zasłaniamy, więc mniej widać, że na wielu ludzkich ciałach są ślady po dawnych ranach, z którymi najczęściej wiążą się niezbyt miłe historie. 30 takich ciał po przejściach przedstawia dot59. Zapraszam do konkursu!

Wśród wszystkich uczestników konkursu wylosuję nagrodę od ePWN. Szczęśliwy zwycięzca będzie mógł wybrać książkę z oferty księgarni PWN (do 50zł). Tym bardziej zachęcam do uczestnictwa.
Użytkownik: carly 19.02.2023 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nume... | pawelw
Pomożecie? Podobno znam 12, ale absolutnie z niczym nie kojarzę:(
Użytkownik: Losice 19.02.2023 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomożecie? Podobno znam 1... | carly
Ciekawe, bo ja też podobno znam 12 i też nic nie kojarzę ....
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.02.2023 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe, bo ja też podobn... | Losice
A, bo czytając literaturę tego gatunku, na takie sceny rzadko się zwraca uwagę. A on miał wyjątkowy problem z tym, żeby się naprawić. Ale gdyby miał to, co w tytule, to by się nie przejmował :-).
Użytkownik: KrzysiekJoy 20.02.2023 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomożecie? Podobno znam 1... | carly
Ha Ha ;-) Znam rodzica. Pewna postać wędrująca z Dorotką chciałaby mieć choćby i takie.
Użytkownik: carly 20.02.2023 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha Ha ;-) Znam rodzica. ... | KrzysiekJoy
Dziękuję, mam to:)
Użytkownik: Losice 22.02.2023 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, mam to:) | carly
Mam i ja ... oto mała Dorotka pomogła w konkusie dużej Dorotki ..... wow .... brakuje już tylko "bluebirds fly" :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.02.2023 22:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nume... | pawelw
Na razie z bliznami zmaga się sześcioro konkursowiczów.
9 dusiołków zostało już przynajmniej raz odgadniętych, a najłatwiejszy okazał się nr 10.

A teraz garstka mataczeń ogólnych.

Wśród rodziców jest 14 pań i 17 panów, jedna osoba powtarza się dwukrotnie.
11 osób jest już nieżyjących, z czego 2 zmarły w bieżącym wieku, reszta w poprzednim. Najwcześniej z nich urodził się rodzic 29, najpóźniej – rodzic 28, najkrócej żył rodzic 13.

Co do języków, to najbogaciej reprezentowany jest angielski – 14 dusiołków; za nim polski – 11; reszta to niemiecki – 2, francuski, szwedzki i norweski po 1.

W tytułach 6 dusiołków są imiona/nazwiska/ nazwy własne osobowe, w 2 nazwy geograficzne.
W 7 – określenia zawodu/zajęcia, w tym dwa razy po dwa takie same.


Użytkownik: KrzysiekJoy 20.02.2023 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Na razie z bliznami zmaga... | dot59Opiekun BiblioNETki
''Najwcześniej z nich urodził się rodzic 29, najpóźniej – rodzic 28'' Dorotko, czy aby na pewno rodzic 28 urodził się najpóźniej? To rodzic 30 aż tak stary już jest?;-) Czy ja coś znowu źle interpretuję?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.02.2023 13:41 napisał(a):
Odpowiedź na: ''Najwcześniej z nich ur... | KrzysiekJoy
Najpóźniej z tych nieżyjących, miałam na myśli.
Jak chodzi o żyjących, to najmłodsi są ci od 25 i faktycznie 30.
Użytkownik: jolekp 22.02.2023 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nume... | pawelw
Podpowie ktoś 20 i 25? Podobno znam, a nic mi nie dzwoni.
Użytkownik: Raptusiewicz 22.02.2023 16:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Podpowie ktoś 20 i 25? Po... | jolekp
20. też podobno znam, i też nie wiem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.02.2023 16:44 napisał(a):
Odpowiedź na: 20. też podobno znam, i t... | Raptusiewicz
Nie byłoby tam bohaterki, gdyby nie było wcześniej (i naprawdę) kogoś innego, kto miał więcej rozumu, więc nie udał się tam w ślad za przystojniakiem o nieznanym nazwisku.
Użytkownik: carly 22.02.2023 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Podpowie ktoś 20 i 25? Po... | jolekp
Jeśli idzie o 20 to mogę jeszcze podpowiedzieć, iż cel podróży bohaterki został wybrany z uwagi na odwiedzanie tych samych odległych zakątków przez rodzica w czasie prowadzonych wykopalisk:)
Użytkownik: Raptusiewicz 22.02.2023 18:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli idzie o 20 to mogę ... | carly
O, to zawęża poszukiwania :)
Użytkownik: KrzysiekJoy 23.02.2023 12:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Podpowie ktoś 20 i 25? Po... | jolekp
Zadzwoniło Ci coś 25? Wiemy, że to stosunkowo młody rodzic.
Użytkownik: jolekp 23.02.2023 13:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Zadzwoniło Ci coś 25? Wie... | KrzysiekJoy
A owszem, już mam.
To jest pierwsza i jak na razie jedyna książka rodzica, całkiem jeszcze świeżutka, bo rówieśniczka numeru 30, ale kierowana do trochę innego typu odbiorcy. Ważną rolę odgrywają tam piękne i wakacyjnie kojarzące się okoliczności przyrody.
Użytkownik: Raptusiewicz 23.02.2023 17:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Zadzwoniło Ci coś 25? Wie... | KrzysiekJoy
Może ktoś mógłby pomataczyć 30., przy okazji? :)
Użytkownik: Raptusiewicz 23.02.2023 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Może ktoś mógłby pomatacz... | Raptusiewicz
Już mam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: