Dodany: 12.01.2023 00:04|Autor: idiom1983

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Madame
Libera Antoni

O tym, jak peerelowski Werter żył szybko, kochał mocno, ale bynajmniej młodo nie umarł...


Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: idiom1983 (Krzysztof Gromadzki)

Dokładnie sześćset lat temu, w 1423 roku, osiadły we Florencji malarz Gentile da Fabriano na zlecenie miejscowego bogatego kupca i polityka Palla di Noferi Strozzi, namalował - przynajmniej w mojej subiektywnej ocenie wrażliwego na piękno sztuki estety - jedno z największych i najwybitniejszych arcydzieł w całej historii światowego malarstwa. Początkowo planowany jako ozdoba rodowej kaplicy Strozzich we florenckim kościele pod wezwaniem Świętej Trójcy, eksponowany obecnie w Galerii Uffizi obraz "Adorazione dei Magi", czyli po polsku "Pokłon Trzech Króli", łączy w sobie elementy odchodzącej powoli do przeszłości epoki gotyku, a także - coraz śmielej wkraczającej do artystycznych pracowni wielkich malarskich mistrzów oraz na arystokratyczne salony ich możnych mecenasów i protektorów - sztuki renesansowej. Całość ujmuje i olśniewa widza przepychem i kunsztownością formy, przyprawiającej o zachwyt, ale tym samym niejednorodnej i nieoczywistej. I choć może trudno jest ją nazwać rewolucyjną, to już na pewno nie będzie na wyrost określenie jej mianem innowacyjnej i tchnącej nowoczesnością, choć dalej wciąż jeszcze mocno osadzonej na popartej autorytetem kilku stuleci tradycji estetyki gotyckiej. Da Fabriano zastosował w swoim obrazie całą paletę rozmaitych i wyrazistych środków wyrazu, umiejętnie i wirtuozersko łącząc wszystkie najlepsze cechy obu malarskich stylów. Malowanie farbami temperowymi przeplótł użyciem do malarskich celów złota i srebra, a także powstałej z połączenia gipsu i kleju specjalnej masy, zwanej "pastiglii", nadającej całości nad wyraz plastycznego, niemal trójwymiarowego efektu i charakteru. Wypełnione złocistą poświatą tło, kunsztowna rama, trzy łuki, nawiązujące do formy tryptyku, czy wybitnie dekoracyjny charakter dzieła wiążą obraz ze sztuką gotycką. Z renesansu artysta zaczerpnął silnie osadzony w rzeczywistości charakter scen rodzajowych. Oto osoba fundatora obrazu - ubranego w bogaty adamaszkowy strój z orientalnym turbanem na głowie, drapieżnym sokołem na ramieniu i synem u boku - wbrew gotyckim konwencjom - nie została namalowana w pomniejszonej skali, lecz zgodnie z renesansowymi wzorcami w tej samej wysokości, co reszta występujących na obrazie postaci. Oczom widza malarz ukazuje też liczne rodzaje różnorakich zwierząt. Obok klasycznych dla okresu Bożego Narodzenia postaci wołu i osła - symbolizujących odpowiednio: powiernika Starego Testamentu, czyli lud Izraela i resztę pogańskich jeszcze ludów i narodów, dla zbawienia których zawarty zostanie Nowy Testament - obrazową przestrzeń wypełniają też konie, mnogie gatunki ptaków, a także tchnące egzotyką Bliskiego i Dalekiego Wschodu czy Afryki wielbłądy, małpy, a nawet lamparty. Jednak centralne miejsce na obrazie da Fabriano zajmują pielgrzymujący za przewodem gwiazdy betlejemskiej do nowonarodzonego Mesjasza sylwetki trzech Królów, zwanych także Mędrcami, a więc tymi, którzy władają niedostępną dla zwykłych ludzi, ukrytą przed pospólstwem wiedzą tajemną. Monarchowie sportretowani przez da Fabriano, stają się bardzo wymowną alegorią ludzkiego życia, przemijania i pełnej licznych i różnorakich doświadczeń egzystencji, jakiej doznaje człowiek od momentu narodzin ze swojej matki, aż po ostatnią ziemską godzinę w momencie śmierci. Oto bowiem pierwszy z Monarchów, padający na twarz aby ucałować stopy piastowanego przez Madonnę i świętego Józefa Dzieciątka Jezus, ukazany został jako siwowłosy i siwobrody sędziwy starzec, pełen dostojeństwa i majestatu, który skruszony pokorą oddaje cześć mocy po stokroć potężniejszej niż dana mu na tym świecie jego królewska władza. Drugi z Monarchów, stateczny i dystyngowany mężczyzna w sile wieku, którego młodość już przeminęła, a starość jeszcze nie zdążyła się zacząć, zgina swój grzbiet i kark w dostojnym ukłonie, jednocześnie zerkając swoimi ciekawymi oczami na oblicze tego, którego zapowiadane cudownymi proroctwami narodziny wywiodły króla z jego odległej i egzotycznej ojczyzny w pełną trudów, daleką i niebezpieczną podróż do lichej, a teraz na wskroś wypełnionej Bożą chwałą betlejemskiej stajenki. Wreszcie trzeci z Monarchów, piękny i smukły młodzieniec, o twarzy przypominającej anielskie oblicze cherubina, stoi wyprostowany, dzierżąc w swym ręku składany Jezusowi ofiarny dar, podczas gdy w tym samym czasie królewski sługa przypina do odzianych w wytworne szkarłatne buty nóg swojego pana rycerskie ostrogi. Podróżując od prawej strony obrazu do lewej, mijając swym wzrokiem po kolei sylwetki młodzieńca, męża i starca, widz uświadamia sobie, że od wyznaczonych Bożą mądrością i Jego nieomylnym zamysłem praw przemijania i odchodzenia w przeszłość, nie będą w stanie się wykupić nawet najwięksi ziemscy możni z królewskimi koronami na głowach. Ten swoistego rodzaju egalitaryzm narodzin i śmierci, łączy ze sobą ludzi wszystkich stanów i grup społecznych, ras, religii, kultur czy języków.

Czytając książkę Antoniego Libery pt. "Madame", odkrywając niezmiernie bogatą erudycyjną i intelektualną głębię powieści, przepełnioną mnóstwem zanurzonych w skarbach światowej kultury i literatury smaczków i perełek, chociaż przez chwilę mogłem poczuć się jak Mędrzec ze Wschodu, któremu na wzór betlejemskiej gwiazdy, w przypływie nagłego olśnienia i genialnej iluminacji, ukazany został zamknięty w zakurzonych opasłych księgach przed obliczem szarej pospolitej przeciętności wielki bezmiar niemal całej człowieczej mądrości. Zrodzona z pasji odkrywania, poparta otrzymanym od Boga talentem, okraszona namiętnością i zahartowana w okowach rozumu, pomnażana ciężką i wytrwałą, pełną prób i błędów pracą, przyobleczona w niedające się ostatecznie i jednoznacznie zdefiniować piękno, mądrość na kartach powieści Libery wyziera niemal z każdego napisanego przez autora zdania. Jednakowoż, tak jak dla wnikliwego obserwatora obrazu da Fabriano, tak samo i przed moimi oczami w trakcie lektury "Madame" przemknęła sztafeta mijających pokoleń. Oto bowiem ja, czytelnik w sile wieku, którego nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwie już młodzieniaszkiem, zapatrzony głęboko w profesorską mądrość wybitnego pisarza i genialnego tłumacza, ponad siedemdziesięcioletniego już dzisiaj Libery, czytałem książkę o zbuntowanym licealiście, a więc młodzieńcu gotowym w imię szlachetnych ideałów gruntownie potrząsnąć gnuśnymi posadami gomułkowskiej peerelowskiej siermięgi. A skłania go ku temu namiętność do pięknej i tajemniczej kobiety, która intryguje po brzegi nieskalane dotąd grzesznymi namiętnościami czyste i młodzieńcze serce! Każdy z nas mógł być Mędrcem! Każdy z nas mógł być Królem! I zaiste, był nim w istocie, a po pisarskim i czytelniczym doświadczeniu związanym z "Madame", chyba na zawsze już nim pozostanie!

Główny bohater "Madame" od pierwszych słów powieści ubolewa nad tym, że urodził się zbyt późno, a owo spóźnienie w narodzinach spowodowało u niego nie dającą się niczym ukoić tęsknotę za uczestnictwem w przełomowych dla ludzkości wydarzeniach, które działy się tak niedawno, a dziś na każdym kroku dotykają jego życie swoimi nieprzyjemnymi konsekwencjami. Urodzony w 1949 roku, w spalonej przez niemieckich okupantów podczas Powstania Warszawskigo polskiej stolicy, która mozolnie i z trudem, powoli dźwigała się wtedy z ogromnych wojennych zniszczeń, Libera nie miał żadnego wpływu na przyczyny i przebieg II wojny światowej. Nie doświadczył też wojennego losu pokolenia Kolumbów; nie dane mu było zginąć z bronią w ręku w nierównej walce z okupantem, a jako małe dziecko nie zaznał też grozy mrocznych czasów stalinizmu. Jednak skutki pojałtańskiego porządku świata, który zwycięskie wojenne mocarstwa narzuciły innym państwom bez pytania ich o zgodę i zdanie, właśnie w pokolenie urodzone zaraz po wojnie uderzyły najboleśniej i najdotkliwiej. Wynika to z ogromnego niedoboru intelektualnych elit, poległych na wojennych frontach i we wspomnianym wcześniej Powstaniu, straconych w Palmirach i innych miejscach kaźni w ramach hitlerowskiej "Akcji AB", zabitych strzałem w tył głowy przez Sowietów w zbrodni katyńskiej, zamordowanych w nazistowskich obozach koncentracyjnych i stalinowskich łagrach, wreszcie zamęczonych w kazamatach Gestapo, NKWD czy Urzędu Bezpieczeństwa. Nieprzypadkowo wielki społeczny ruch Solidarności, łączący sojuszem wykształconych intelektualistów z robotnikami stoczni, fabryk, hut, czy kopalń, mógł się narodzić dopiero na początku lat 80., kiedy pierwsze powojenne pokolenie zdążyło dojrzeć i życiowo okrzepnąć na tyle, by rzucić wyzwanie swojego niezadowolenia nieudolnym rządom Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Całość wieńczy szarzyzna dnia codziennego w kraju z planowaną centralnie gospodarką, gdzie produkcja węgla i stali na potrzeby przemysłu zbrojeniowego bije wszelkie rekordy, za to zaopatrzenie w podstawowe artykuły konsumpcyjne będzie zawsze dramatycznie słabe i niedostateczne wobec wysokiego popytu społecznych potrzeb. Tym bardziej więc młody Libera, wybitnie uzdolniony w wielu dziedzinach, pasjonat górskiej wspinaczki i odnoszący sukcesy szachista, a także miłośnik muzyki jazzowej i teatralnych dramatów, ochoczo rzuca się w wir realizacji spełnienia swoich największych życiowych pasji. Nawet jeżeli, z konformizmu lub z oportunizmu, rzadziej bowiem ze szczerych i dobrowolnych chęci, wtłoczeni w ideologiczne fundamenty budowy Polski Ludowej, w większości prymitywni we własnych myślowych horyzontach nauczyciele, usiłują często rzucać mu pod nogi kłody licznych przeszkód i ograniczeń. Młody uczeń zręcznie lawiruje pomiędzy nimi, usiłując wygrać dla siebie najwięcej, jak tylko to będzie możliwe. Taki stan względnej stabilizacji trwa sobie w najlepsze dopóty, dopóki w szkolnych realiach i w powieściowej rzeczywistości nie pojawia się osławiona Madame la Directrice.

Wyrachowana i chłodna w obejściu niczym markiza de Merteuil z "Niebezpiecznych związków" Pierre'a Chordelosa de Laclos, Milady de Winter z "Trzech muszkieterów" Aleksandra Dumasa i Izabela Łęcka z "Lalki" Bolesława Prusa; intrygująca i całkowicie zawładniająca wyobraźnią, niczym Lotta u Goethego oraz Madame Bovary i Maria Arnoux z powieści Gustave'a Flauberta; wreszcie olśniewająco piękna i zniewalająca mężczyzn swą urodą, niczym Brigitte Bardot i Catherine Deneuve z filmów Rogera Vadima, Claude'a Leloucha czy Jean-Luca Godarda, młoda pani dyrektor, a przy tym nauczycielka języka francuskiego, z miejsca podbija serca i staje się obiektem czułych westchnień wielu spośród licznego grona swoich uczniów i podopiecznych. Choć początkowo broni się przed tym, jak tylko może, autor "Madame" również wpada w sidła afektu do pięknej nauczycielki. Z tą jednak różnicą, że w przeciwieństwie do rówieśników, którym wystarcza zazwyczaj milcząca adoracja i uwielbienie, młody licealista, ponadprzeciętnie dobrze, jak na poziom szkolnego programu nauczania znający w mowie i w piśmie język francuski, postanawia - niczym komisarz Jules Maigret z powieści Georges'a Simenona albo Hercules Poirot z kryminalnej serii autorstwa Agathy Christie - wszcząć własne prywatne śledztwo, aby odkryć jak najwięcej intrygujących sekretów z owianego mgłą tajemnicy i obłożonego zmową milczenia życiorysu Madame la Directrice. Niespodziewanym sojusznikiem ambitnego adoratora wdzięków pięknej pani dyrektor zostaje Konstanty Monteń, instruktor wspinaczki górskiej Libery i towarzysz wielu jego wypraw na wierzchołki tatrzańskich szczytów. Pan Konstanty, ku zdumieniu Libery okazuje się być najbliższym przyjacielem ojca Madame, uczestnika wojny domowej w Hiszpanii, którego pogmatwane życie, samo w sobie byłoby tematem na jeszcze jedną nie mniej intrygującą powieść. Syn pana Konstantego Jerzy, obecnie docent filologii romańskiej na Uniwersytecie Warszawskim, studiował razem z Madame na jednym roku studiów. Zbierając do kupy okruszki cudzych wspomnień i własną rezolutną inteligencję, myszkując w uniwersyteckich archiwach pod pozorem poszukiwania materiałów do szkolnej prezentacji oraz tropiąc, śledząc i szpiegując obiekt swych westchnień, Libera odkrywa, że wyspecjalizowana w twórczości Simone de Beauvoir Madame utrzymuje sekretny romans z sekretarzem Ambasady Francuskiej w Warszawie. Po stokroć cenniejsza jest jednak informacja, że nominacja tak młodej osoby na prominentne dyrektorskie stanowisko renomowanego liceum jest częścią zakrojonych na większą skalę rządowych planów, mających na celu ocieplenie stosunków z kapitalistycznym Zachodem i ożywienie polsko-francuskiej współpracy poprzez wzajemną promocję swoich kultur i wymianę naukową najzdolniejszej młodzieży. Aby młodzi Polacy zafascynowani kulturą francuską mogli wyjechać do Francji, żeby na miejscu pogłębiać swoją wiedzę pod okiem najwybitniejszych francuskich nauczycieli, placówka zarządzana przez Madame staje się awangardą pilotażowego projektu pod auspicjami prominentnych polityków PZPR, swoistego rodzaju kuźnią kadr i talentów, niezbędną do tego, żeby ten ambitny plan mógł okazać się wielkim sukcesem. Jednak, jak to zwykle w peerelowskiej rzeczywistości bywało, także i ta wzniosła na pozór idea okazuje się pustą mrzonką, wyrosłą z cynicznego wyrachowania najsprytniejszych partyjnych notabli. Po co Partii taki projekt? Tego oczywiście już tutaj nie zdradzę, gorąco zachęcając wszystkich do lektury samej powieści, znakomitej w każdym calu i mistrzowsko napisanej przez swojego autora.

Chcecie się pewnie dowiedzieć, dlaczego uważam powieść Libery za znakomitość najwyższych lotów? Co takiego jest w "Madame", co czyni ją wyjątkową, niepowtarzalną i głęboko zapadającą w pamięć? Czy tym czymś będzie mnóstwo literackich aluzji i inteligentnych mrugnięć oka, puszczonych zawadiacko przez pisarza do swoich czytelników, aby w ślad za tą dyskretną podpowiedzią, jaką zwykł był rzucać sufler aktorom na teatralnej scenie, ci jak po nitce do kłębka trafili do kulturalnej szkatuły, pełnej bogatych precjozów i drogocennych skarbów? Wszak powieściową rzeczywistość książki Libery wypełniają szekspirowskie dramaty, muzyka Raya Charlesa, filozofia Arthura Schopenhauera, filmy francuskiej nowej fali i odwrócony konflikt tragiczny rodem z "Fedry" Jeana Racine'a, gdzie dojrzała kobieta, niejako wbrew rozsądkowi, zaczyna pałać grzeszną namiętnością do szlachetnego młodzieńca, zakochanego z wzajemnością w swojej rówieśniczce, bez szans na spełnienie jej uczuciowych pragnień. W mojej ocenie są to elementy niezmiernie ważne, ale bynajmniej nie decydujące. To wspomniany już wcześniej Gustave Flaubert sformuował swoiste credo każdego wielkiego powieściopisarstwa. Autor "Madame Bovary" napisał kiedyś, że w dobrej powieści najważniejsza nie jest opowiadana czytelnikowi historia, tylko sposób, w jaki się tę historię opowiedziało. W historii literatury napisano wcześniej wiele dobrych powieści, traktujących o namiętnych porywach młodzieńczego serca do starszej i dojrzałej wybranki. Tak więc to właśnie sposób, w jaki Libera snuje wątki i osnowy swojej powieści, przesądza moim zdaniem o wielkości "Madame". Gawędziarski język, kiedy słowa płyną ze swadą niczym bystry potok, wciąga czytelnika bez reszty w powieściową rzeczywistość, nie pozostawiając miejsca na ani odrobinę nudy. Ale oprócz pięknego i wirtuozerskiego języka ważne jest też coś jeszcze. Kontakt z tzw. "kulturą wysoką" zawsze sprawia wrażenie pewnej elitarności i ekskluzywności, wyobcowania z grona zwykłych zjadaczy chleba i wybicia się ponad przyziemny poziom pospolitej przeciętności. Książka Libery, paradoksalnie właśnie poprzez bogactwo literackich smaczków, które można wyławiać niczym grzyby z czytelniczego barszczu, mówi każdemu, kto weźmie ją do ręki, że intelektualna przygoda nie pozwoli się łatwo zaszufladkować w wąskie ramy dostępnego tylko dla nielicznych zbytku i luksusu. Libera spełnił więc tę samą rolę co osoba, która zdecydowała się przenieść "Pokłon Trzech Króli" da Fabriano z ciasnej i ciemnej kościelnej kaplicy do jednej z najsławniejszych galerii malarstwa na świecie. Dziś jego piękno może cieszyć oczy licznych miłośników sztuki z całego świata, którzy rokrocznie tłumnie napływają do Uffizi, żeby podziwiać eksponowane tam skraby światowej kultury. Oby podobnie stało się z powieścią polskiego pisarza, która przetłumaczona na wiele obcych języków, wzbudziła szczere uznanie krytyków i czytelników z wielu krajów, rozsianych po całym ogromnym świecie.

Antoni Libera napisał swoją powieść na początku lat 80., już po porozumieniach sierpniowych, karnawale Solidarności i mrocznej i długiej nocy stanu wojennego. W momencie powstawania "Madame" nikomu nie śniły się jeszcze obrady Okrągłego Stołu, częściowo wolne wybory parlamentarne z 4 czerwca 1989 roku ani upadek muru berlińskiego, a razem z nim całej, dzielącej od blisko 50 lat Europę na dwie wrogie sobie połowy, złowrogiej żelaznej kurtyny. Jednak karty książki wypełnia rzeczywistość lat 60., kiedy w Polsce Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński, składał uroczyste Śluby Jasnogórskie z okazji Millenium Chrztu Polski, a Władysław Gomułka był ponoć gotowy olbrzymim finansowym kosztem ściągnąć nad Wisłę legendarną grupę "The Beatles", byleby tylko odciągnąć przynajmniej część uczestników od religijnych uroczystości. W kosmos polecieli Jurij Gagarin i Walentyna Tierieszkowa, nakręcono pierwsze filmy o brytyjskim superagencie 007 Jamesie Bondzie, Izrael rozgromił koalicję państw arabskich w wojnie sześciodniowej, a w Związku Radzieckim uroczyście świętowano 50 rocznicę Rewolucji Październikowej. Wszystkie te wydarzenia były jednak tylko preludium do rewolucyjnych przemian zbuntowanego pokolenia rówieśników Libery na całym świecie w 1968 roku. Wydarzeń marcowych w Polsce, praskiej wiosny i "socjalizmu z ludzką twarzą" w Czechosłowacji, które doprowadziły do interwencji wojsk Układu Warszawskiego w tym kraju, rewolucji seksualnej w Europie Zachodniej i protestów "Dzieci Kwiatów" przeciwko wojnie w Wietnamie, segregacji rasowej i dyskryminacji homoseksualistów w Stanach Zjednoczonych. W całym bezmiarze tych epokowych przemian, skromny peerelowski Werter, ogarnięty fascynacją do pięknej Madame - wszechobecnej i niedostępnej jednocześnie - wymyślił i po latach przelał na papier literacką perełkę nad perełkami. Opowieść o dojrzewaniu i inicjacji w dorosłość, godną olimpijskiego wawrzynu i przeczytania przez każdego, kto miłość do książek uczynił najpiękniejszą pasją swojego życia. Niech piękną puentą tej recenzji, będą słowa, które wiele lat temu po mistrzowsku wyśpiewał Mieczysław Fogg. Pasują jak ulał? No jasne, że tak!

"O nieznajoma i piękna pani,
wiesz przecież jaką mam sympatię dla niej.
Ślesz mi uśmieszek, lecz cóż mi z tego,
gdy cały dzień przy sobie masz innego.
On na mnie patrzy tak jak wróg,
więc już odchodzę pełen trwóg.

Całuję twoją dłoń, madame,
śniąć, że to usta twe.
Przed tobą chylę skroń, madame,
bo dobry ton tak chce.
Lecz serce moje śni, madame,
że gdy poznamy się,
nim przejdzie kilka dni, madame,
pozwolisz sama mi, madame,
miast twą całować dłoń, madame,
całować usta twe." [1]

Ocena recenzenta: 6/6

[1] "Całuję twoją dłoń, madame" (Tytuł oryginalny: "Ich Küsse Ihre Hand, Madame"), słowa oryginalne: Fritz Rotter, polskie tłumaczenie: Andrzej Włast, muzyka: Ralph Erwin, wykonanie oryginalne: Austin Egen, wykonanie polskie: Mieczysław Fogg.
















(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3772
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 34
Użytkownik: Margiela 12.01.2023 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Typ recenzji: oficjalna P... | idiom1983
O, jak ja chciałam się tą książką zachwycić. I jak kompletnie, absolutnie nie mogłam. Co więcej, nie mogłam też jej skończyć, tak potężny budziła we mnie opór. Może nie dotarłam do najlepszego, może w toku powieści dzieją się cuda, którym i ja bym uległa – tak sobie myślę, ilekroć zdarza mi się czytać lub słyszeć słowa pełne zachwytu, takie jak te. Co jakiś czas zamyślam spróbować znowu. Ale pamięć o tamtym rozczarowaniu mnie powstrzymuje. Nie byłam w stanie ścierpieć protagonisty, chłopaczka z kategorii „stary maleńki” (przepraszam, po prostu muszę tak to określić), pięknoducha w najgorszym znaczeniu słowa. Trudno mi go sobie wyobrazić wstrząsającego jakimikolwiek posadami, jeszcze raz zaznaczam: nie znam całości, może pod koniec przechodzi przemianę wewnętrzną. Ten, którego pamiętam, niczym nie wstrząsał, po prostu paradował z uśmieszkiem wzgardy albo grymasem ogólnego zbrzydzenia rzeczywistością, ledwie muskając stopą ordynarne gomułkowskie bruki. Coś mi mówi, że gdyby na jego drodze stanął ktoś ze wspomnianych w recenzji fabryk czy hut, nasz bohater nie zawarłby z nim sojuszu, bo tamten prawdopodobnie nie znał Montaigne’a. Ani Montenia.
Ta powieść budzi tak powszechny entuzjazm, że czuję się dziwaczką, myśląc w ten sposób, a na poparcie moich odczuć mam chyba tylko słowa Piotra Siemiona, który w roku publikacji książki pisał w swojej recenzji, co następuje:
„Madame, jakże pani jest sentymentalna. Jakże się pani wspina na paluszki, by dorównać »Czarodziejskiej górze«, tej starszej opowieści o inicjacji w dorosłość i historię. Z jakim zaparciem usiłuje pani przy tym stać się historycznym freskiem o niedawnych lecz dawnych latach, które upływały pod badawczym wzrokiem sekretarza Gomułki i premiera Cyrankiewicza [...]. Jak bardzo chciałaby pani przy tym stać się powiewną alegorią słodszą od Małego Księcia, a prócz tego jeszcze romansem o róży i eposem o małoletnim Sir Lancelocie, a jeszcze przy okazji po Conradowsku wymierzyć sprawiedliwość widzianemu światu. Madame, to nie tak."
Użytkownik: idiom1983 12.01.2023 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: O, jak ja chciałam się tą... | Margiela
Pan Piotr Siemion chyba kompletnie nie zrozumiał książki, którą przeczytał (albo i nie). Libera wcale nie chce wchodzić w buty Szekspira, Racine'a, Manna czy Saint-Exupéry'ego. Nie ma ochoty, ani tym bardziej możliwości, żeby swoją powieść równać do kanonicznych osiągnięć nieśmiertelnej klasyki. Wręcz przeciwnie! On tylko mruga dyskretnie do czytelnika "Madame", jakby chciał mu powiedzieć: "Podobało Ci się to, co przeczytałeś? To świetne! Bardzo się cieszę! Ale pamiętaj drogi czytelniku, że moja proza, choć zgrabna i powabna, jest tylko namiastką prawdziwego mistrzostwa pióra i stylu. Prawdziwa uczta czeka Cię gdzie indziej! Chcesz jej posmakować? Sięgnij do źródła! Sięgnij do korzeni!" Bardzo polecam Ci "Madame". Trzeba ją czytać bez uprzedzeń i przeżyć lekturę tak, jak samemu chce się ją przeżyć. A nie oglądać się na innych, którzy "patrzą i zazdrość czują", że taką perełkę napisał za nich ktoś inny... Pozdrawiam!
Użytkownik: Margiela 12.01.2023 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Pan Piotr Siemion chyba k... | idiom1983
To brzmi zachęcająco, taka uważna i wdzięczna zarazem postawa wobec arcydzieł, i jeśli rzeczywiście wyziera z powieści, wobec tego sprawy mają się dobrze. Kłopot w tym, że ja (chyba) usiłowałam czytać książkę Libery jeszcze bez znajomości zniechęty Siemiona. I trzęsło mnie po prostu w kontakcie z nieszczęsnym bohaterem, którego – nic na to nie poradzę – zapamiętałam jako zblazowanego i niesłychanie zadowolonego z siebie smarkacza, albo, co gorsza, całkiem dorosłego besserwissera przebranego w skórę licealisty. Chyba naprawdę odważę się spróbować jeszcze raz, może te wrażenia się nie powtórzą? Dziękuję za cierpliwość wobec opornej czytelniczej duszy, którą jestem;)
Użytkownik: idiom1983 12.01.2023 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: To brzmi zachęcająco, tak... | Margiela
Nie dane mi było zaznać epoki gomułkowskiej na własnej skórze. Przeżyłem za to 22 lata XXI wieku. I zaczynając rok 23 wiem dobrze, że dzisiejsi licealisci, którzy mogą bez wychodzenia z domu do teatru, obejrzeć sztukę Szekspira albo Racine'a za darmo na YouTube w rozdzielczości 4K, zrobić to samo z muzyką Chopina, albo i nawet Raya Charlesa, to samo znowuż z filmami Bergmana czy Fellinego, wolą klikać w polubienia lansujących się na Facebooku, TikToku lub Instagramie pseudocelebrytów. Nie postawię dolarów przeciwko orzechom, w wątpliwym moralnie zakładzie o to, które pokolenie jest bardziej zblazowane? Moim skromnym zdaniem bohater Libery nie wypadnie tutaj najgorzej. A "Madame" polecam Ci nieodmiennie. Choć, jak zwykł był mawiać Andrzej Sapkowski: "Nigdy nie ma drugiej okazji, żeby zrobić dobre pierwsze wrażenie"...
Użytkownik: jolekp 12.01.2023 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dane mi było zaznać e... | idiom1983
A to jest akurat strasznie głupie generalizowanie. Tzw. kultura wysoka, czyli teatr, opera, filharmonia itp. zawsze była elitarna, bo dostęp do niej wymagał nakładów finansowych i nieliczni mogli sobie na nią pozwolić. Tak że nie, nigdy nie było tych mitycznych złotych czasów, w których młodzież rozumiana jako ogół przedkładała wielką kulturę ponad prostą rozrywkę. A na okropną młodzież, która za nic ma wszelkie wartości narzekano zawsze (namiętnie robiła to np. Agatha Christie w swoich schyłkowych powieściach, a więc już w latach 70.).
Użytkownik: idiom1983 12.01.2023 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: A to jest akurat straszni... | jolekp
Być może kiedyś teatr, kino czy filharmonia faktycznie były drogie, a przez to elitarne. Elitarnością mierzoną zasobnością portfela. Dzisiaj, w epoce streamingu, wszystko to razem kosztuje tyle, ile abonament dostępu do internetu. Czyli mimo inflacji cokolwiek niewiele. Elitarność zaczęła objawiać się inaczej. Wynika ze świadomego i dobrowolnego wyboru, który każdy sam dokonuje, kształtując podług własnej woli listę swoich priorytetów. Mało kto ogląda Noworoczny Koncert Filharmoników Wiedeńskich. Za to "Sylwestra Marzeń" oglądają miliony. Nawet jeżeli Zenek Martyniuk śpiewa tam z playbacku... A nawet, zapewne przez roztargnienie, zapomina poruszać przy tym ustami... Mógłbym oczywiście powtórzyć za Cyceronem: "O tempora! O mores!" Tylko kto jeszcze to zrozumie bez googlowania?
Użytkownik: Margiela 12.01.2023 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dane mi było zaznać e... | idiom1983
Nie, nie w tym rzecz. Nie pokolenie bohatera zapamiętałam jako zblazowane, ale jego samego, i nie w znaczeniu niechęci do poszukiwań intelektualnych, ale w znaczeniu pełnej resentymentu postawy kogoś, kto mijanych na ulicy bliźnich uważa generalnie za ciemną tłuszczę, bo wyglądają (na pierwszy rzut oka) niepozornie i nie dzierżą pod pachą kompletnego wydania dzieł Racine'a. I, podobnie jak Niedźwiedź, protestuję przeciwko uogólnieniu w sprawie "dzisiejszej młodzieży", na którą już autorzy Biblii psioczyli;)
Użytkownik: idiom1983 12.01.2023 23:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie w tym rzecz. Nie... | Margiela
Ja zupełnie inaczej postrzegam tę postać. Jeśli młody Libera patrzy na kogoś z góry, to tymi osobami są przede wszystkim płytcy intelektualnie szkolni nauczyciele, a więc ludzie, którzy sami zdobyli wykształcenie, a teraz mają je przekazać młodszym. Górnik, hutnik czy stoczniowiec - nie z własnej winy nieobznajmniony z intelektualnym bogactwem sztuk wszelakich - jest bardzo pożądanym potencjalnym odbiorcą licznych dóbr kultury. Wystarczy go tylko zaciekawić i zarazić swoją artystyczną pasją. Nie będzie to łatwe zadanie, ale jeśli się uda, to dopiero będzie satysfakcja! Aby zrealizować ten cel, trzeba więc stale się rozwijać, chłonąć jeszcze więcej wiedzy i nigdy nie osiadać na laurach. Bo to właśnie będzie prawdziwa klęska - samozadowolenie się własną przeciętnością. Co to, to nie!
Użytkownik: Margiela 13.01.2023 16:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja zupełnie inaczej postr... | idiom1983
Czytam "Madame" na nowo. Nie ma dwóch zdań, Libera to świetny gawędziarz, historia toczy się gładko i atrakcyjnie, choćby człowiek nie wiem jak się zżymał przy tej lekturze. A zżyma się, i owszem. Nasz bohater (nie mylmy go z autorem) nadal robi na mnie takie wrażenie, jakie zapamiętałam z pierwszego czytania. To jest typ pieszczocha i prymusa, z lubością wsłuchanego we własny głos. Zupełnie serio używa słów w rodzaju "pospólstwo", "gmin" czy "plebs". A jeśli chodzi o ludzi pracy fizycznej, nie oprę się pokusie zacytowania dłuższego fragmentu:
"Przecież wszyscy wiedzieli, jak oni wyglądają. Wiedzieli z socrealistycznych rzeźb [...], z setek plakatów propagandowej treści. Monstrualni tytani o zaciętych, brutalnych twarzach, trzymający wielkimi łapami kilofy, młoty lub sierpy, o klocowatych nogach obutych w straszliwe kamasze. [...] A wiedziało się także, kim ci herosi z marmuru są, [...] kiedy z oleodruków zstępują w rzeczywistość. Wiedziało się to z ulicy, z zatłoczonych tramwajów, z barów szybkiej obsługi i z terenów budowy. Wyglądali zupełnie inaczej i – niewątpliwie groźniej. Krępi albo otyli, o małych, świńskich oczkach, niedomyci, cuchnący, w niezgrabnych waciakach i czapkach. Wulgarni, agresywni, skorzy do awantur. [...] I czy się ich [madame - przyp. mój] nie bała? Nie przyszło jej nigdy na myśl, że oni się mogą zbuntować [...]?"
Przecież to jest po prostu opis podludzi, jakichś, powiedzmy to językiem Huxleya, epsilonów, dotąd co prawda jeszcze trzymanych w ryzach, ale gotowych w każdej chwili do buntu (jak niewolnicy) i bezmyślnej przemocy wobec kultury. Czytam ten passus wzdłuż, wspak i w poprzek i nijak nie mogę dostrzec tutaj niczego oprócz pogardy. I strachu.
Użytkownik: idiom1983 13.01.2023 16:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam "Madame" na nowo. ... | Margiela
Działo się tak, bo Partia pragnęła utrzymywać tych ludzi w ciemnocie i prymitywizmie, celowo zamykając ich umysły na piękno sztuki. Wielu z nich mogłoby się nią zachwycić, niektórzy być może nawet sami ją tworzyć, gdyby władzom naprawdę zależało na upowszechnianiu kultury wśród swoich obywateli. Marzec 1968 roku, był buntem ludzi młodych, urodzonych podczas wojny lub tuż po niej, w tamtym czasie najczęściej studentów u progu magisterium i dorosłego życia. Ludzie ci nie pamiętali ciężaru okupacji czy mrocznego stalinizmu. Ale u progu ich świadomości był październik 1956 roku, okraszony nadzieją, że coś w tym siermiężnym PRL-u może się zmienić na lepsze. Lata mijały, dzieci dorastały, a nic się nie zmieniało. Wtedy już dorośli ludzie postanowili powiedzieć: "NIE!". Może trochę nieśmiało, ale jednak na tyle głośno, żeby Partia to usłyszała. Protesty studenckie w marcu 1968 roku rozbijało nie tylko MO, ORMO i ZOMO (czytaj: Mogą Obić, Oni Również Mogą Obić, Zwłaszcza Oni Mogą Obić). Także robotnicy z zakładów pracy, specjalnie zwożeni w tym celu autobusami, chwytali za kije i pałki, żeby "dołożyć wykształciuchom". Wybijano zęby, łamano szczęki, nosy, żebra i czaszki. Pokazuje to nawet serial "Dom". Partia celowo szczuła jednych na drugich. Divide et impera. Dziel i rządź. Kiedy jednak dwa lata później, w grudniu 1970 roku, Partia, wysługując się wojskiem i milicją, otworzyła ogień także do robotników, coś zaczęło się zmieniać. Choć musiała minąć kolejna dekada, zanim ruch Solidarności połączył we wspólnym proteście przeciwko władzy profesorów uniwersytetu i robotników z licznych zakładów pracy.
Użytkownik: Margiela 14.01.2023 15:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Działo się tak, bo Partia... | idiom1983
A ja bym nie usprawiedliwiała bohatera polityką partii. Przecież on na każdym kroku, w sposób zresztą mało wiarygodny, pyszni się swoją świadomością i dojrzałością polityczną (vide rozmówki z Karakanem, który nawiasem mówiąc też jest moim zdaniem przefajnowany z całą tą wyrafinowaną, piętrową grą, jaką dla niego jest rola szkolnego działacza). I ktoś taki, kto z wyżyn zadartego młodzieńczego nosa oznajmia nam, że "żyje w czasie marnym", a partię dawno uznał za bezmyślną i/lub cyniczną zgraję, miałby akurat na tym punkcie bezrefleksyjnie ulegać jej propagandzie? Wydaje mi się raczej, że tu głosi po prostu własne opinie zadufanego intelektualisty-nastolatka. Których to opinii narrator jednak nijak nie koryguje, a mógłby przecież to zrobić chociaż półsłówkiem, opowiada z perspektywy czasu.
Użytkownik: idiom1983 14.01.2023 16:19 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja bym nie usprawiedliw... | Margiela
Szkopuł w tym, że Libera wcale nie ulega komunistycznej propagandzie, ale jako jeszcze niepełnoletni licealista, jest zupełnie sam wobec jej agresywnej nachalności. Mieć własne zdanie i nazywać rzeczy po imieniu, to moim zdaniem jeszcze nie pycha. Poza wąskimi i elitarnymi klubami inteligenckimi, które trwoniły czas na jałowych akademickich dyskusjach i dzięki temu były akceptowane przez władze, w Polsce nie było jeszcze w tamtym czasie wykrystalizowanej, licznej i prężnie działającej organizacji społecznej, która mogłaby skutecznie rzucić wyzwanie Partii i zawalczyć o rząd dusz Polaków. Jak sobie przypomnisz organizację literacką "Massolit" z "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa, to uświadomisz sobie, że cała jej działalność była obliczona na to, żeby pisarzom zostało jak najmniej czasu na pisanie. Jak mawiał towarzysz Stalin: "Myślenie o samodzielnym myśleniu, jest nie do pomyślenia". Za maluczkich miała myśleć Partia. Znany jest przypadek historycznego publicysty Pawła Jasienicy, którego żona donosiła na niego do SB, pisząc raporty zamknięta w toalecie. Funkcjonowała, działająca wtedy na korzyść partii silna polaryzacja pomiędzy inteligencją, a robotnikami. Najlepiej ją podsumowuje cytat z Wesela Wyspiańskiego: "Wyście sobie, a my sobie. Każden sobie rzepkę skrobie". Chociaż w oficjalnej symbolice, komuniści lubili się pysznić stworzonym przez siebie ładem społecznym wszystkich klas. Np. w herbie NRD występuje robotniczy młot, inteligencki cyrkiel i symbolizujące chłopów kłosy zboża. A Partia troszczy się o wszystkich jednakowo. A jednak to właśnie Libera, rzekomo pogardzający losem prostych robotników, został współpracownikiem KOR-u, kiedy powstanie Solidarności nikomu jeszcze się nie śniło. Bo krzywda ludzka musi wywołać reakcję. Bez względu na wcześniejsze animozje.
Użytkownik: Margiela 14.01.2023 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkopuł w tym, że Libera ... | idiom1983
Czy ja wiem, taki znów samotny i wystawiony na ciosy ideologii zdaje się nie jest. W domu stale słyszy Wolną Europę, a dorośli, znajomi jego rodziny, mówią rzeczy będące w zupełnej kontrze wobec szkolnego, dajmy na to, przekazu. A swoją drogą, to niekiedy aż dziwne, jak ludzie niemający żadnych powodów, by darzyć bohatera zaufaniem, wypowiadają przed nim krytyczne słowa o funkcjonowaniu PRL, choćby ta pani z Centre de Civilisation Française.
Dlatego między innymi trudno mi uznać, że ta jego odraza do robotników to świadectwo przesiąknięcia jadem sączonym potajemnie przez ludzi władzy. Nazywanie rzeczy po imieniu nie jest znakiem pychy czy złej woli, ale gdy nasz bohater mówi o ludziach en masse, spotykanych na ulicy, w barze, w tramwaju: "niedomyci, wulgarni, o świńskich oczkach", nie nazywa rzeczy po imieniu, ale daje upust uprzedzeniom, generalizuje i obraża.
PS. Decyzje polityczne pisarza (KO) i poglądy jego bohatera to sprawy różne, nie mieszajmy ich z sobą.
Użytkownik: idiom1983 14.01.2023 17:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja wiem, taki znów sa... | Margiela
Każde uprzedzenia muszą mieć jakąś przyczynę i nie biorą się same z siebie. Te były zapewne rozmaite, a przede wszystkim nie szły tylko w jedną stronę. Bowiem jak mówi mądre przysłowie, każdy kij ma dwa końce. To, że w powieści Libera nie przytacza niepochlebnych opinii robotników o inteligentach, nie znaczy wcale, że takowych nie było. Niechęć była więc co najmniej obopólna, a zaryzykuję tezę, że to jednak robotnicy pogardzali inteligentami bardziej. Oczywiście należy wymagać więcej od osób z wyższym wykształceniem, niż od ludzi, którzy skończyli kilka klas szkoły podstawowej. Radia Wolna Europa słuchało się raczej po kryjomu, a nie jawnie i nie chwaliło się tym na prawo i lewo. Nawet przed sąsiadami, gdyż mogli donieść na nas na milicję. W jednym z poprzednich wpisów, miałaś pretensje do autora o to, że pisząc swą powieść jako dojrzały człowiek, nie napomknął choćby drobnym słówkiem, że jego młodzieńcza postawa była delikatnie mówiąc "niewłaściwa". Otóż moim zdaniem Libera zrobił to, wstępując do KOR-u i pomagając robotnikom, przede wszystkim finansowo. Bowiem będąc młodzieńcem, jak trafnie zauważyłaś, Libera postrzegał robotników "en masse", przez pryzmat stereotypów, na dodatek z pewnego oddalenia. Bo punkt styczny w postaci tłoku w ciasnym autobusie to trochę za mało. Tymczasem Libera członek KOR-u, pomagał konkretnym ludziom i rodzinom, z ich indywidualnymi potrzebami i problemami. Mógł nawiązać z nimi więź, czego nie mógł zrobić jako młody i niedoświadczony jeszcze życiowo licealista.
Użytkownik: Margiela 14.01.2023 17:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Każde uprzedzenia muszą m... | idiom1983
Niewątpliwie słuchanie Wolnej Europy należało do czynności ukrywanych. Tak też, z grubsza biorąc, jest w "Madame". Są też jednak swobodne pogwarki o tym, jak fatalna jest postawa rządu w różnych sprawach, i niekoniecznie odbywają się one po kryjomu. Rozmowa z panią z Centre to najbardziej jaskrawy z takich przypadków. Dziwię się temu trochę.
Nie, działalność polityczna Libery i opinie jego bohatera to różne sprawy. Nie jedynie dlatego, że powieść ukazała się lata po tym, jak Libera tę działalność uprawiał. Przede wszystkim dlatego, że powieść jest osobnym, zamkniętym światem i przeciwwagi dla wzgardliwych wywodów protagonisty oczekuję od jej narratora, nie od autora jako konkretnej osoby, mającej swój adres zamieszkania, numer telefonu i życiorys.
Użytkownik: idiom1983 14.01.2023 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Niewątpliwie słuchanie Wo... | Margiela
Ile prawdy, a ile "licentia poetica" znajduje się w powieści Libery, wie tylko sam Libera. Autor dość szczerze opisał swoje postrzeganie świata w tamtych czasach. Choć gdy powieść ukazywała się drukiem, wszyscy znali jego opozycyjną działalność, która w przeciwieństwie do literackiej fikcji, była w całej rozciągłości prawdziwa. Nawet jeśli jego młodzieńcze postępowanie nie było najmądrzejsze, to przynajmniej nie udawał, że w tamtych czasach był kimś innym. Tzn. wrażliwym
na krzywdę bliźnich społecznikiem, który niczym doktor Judym charytatywnie zaniesie pomoc wszystkim potrzebującym. Przemianę przeszedł dopiero potem, kiedy dogłębnie i bez uprzedzeń poznał środowisko robotnicze. Bowiem to z największych grzeszników rodzą się najwięksi święci. I odwrotnie - patrz przypadek Szatana. Oczywiście nie nakładam na Liberę aureoli świętości, ale potępiać go w czambuł też nie zamierzam. Tak samo jak wszyscy inni ludzie, miał prawo popełniać w swoim życiu błędy. Tym bardziej w życiu młodocianym i niedojrzałym. Naprawione zresztą w życiu dorosłym. Niech pierwszy rzuca kamieniami ten, kto nigdy nie postąpił niewłaściwe... Ja postępowałem, bo prosty ze mnie grzesznik.
Użytkownik: Marylek 13.01.2023 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam "Madame" na nowo. ... | Margiela
Wpisz może w wyszukiwarkę "pomniki socrealizmu", sporo zdjęć wyskakuje. Obejrzyj te pomniki, niekoniecznie z marmuru.
Użytkownik: Margiela 14.01.2023 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Wpisz może w wyszukiwarkę... | Marylek
Nie o pomniki idzie. Idzie o to, że mówiąc o tych ludziach, bohater zaczyna od pomników, rzeczywiście tworzonych w monumentalno-odpychającej manierze, po czym dopiero przechodzi do ludzi żywych, by w zestawieniu z marmurem i plakatami uwydatnić ich nędzę i obrzydliwość. Bo ludzie są w jego oczach odrażający i zwyczajnie nieludzcy.
Użytkownik: Marylek 14.01.2023 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie o pomniki idzie. Idzi... | Margiela
Może tak jest. Nie zmienia to jednak jakości samej książki. Nie ma bowiem przepisu, mówiącego że powieść jest dobra tylko wtedy, gdy bohatera da się lubić ;)

Wspominam "Madame" bardzo dobrze. Zarwałam dla niej noc, co mi się dawno nie zdarzyło. Było to kilka lat temu, może więc pora na powtórkę i weryfikacje wrażeń...
Użytkownik: Margiela 14.01.2023 16:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Może tak jest. Nie zmieni... | Marylek
Tak, całe szczęście, że taki przepis nie istnieje! Mnie na przykład mocno irytuje Konstanty Lewin, co jednak w moich oczach nie wpływa wcale na wspaniałość "Anny Kareniny". Ale z "Madame" jest o tyle inaczej, że te przykre cechy bohatera wywołują we mnie opór etyczny, nie czysto personalny czy – powiedzmy – międzyludzki zgrzyt, jak z Lewinem. A ponadto od Liberowego protagonisty trudno się odciąć, bo jest jedynym naszym przewodnikiem po tym świecie, jedynym szkiełkiem, przez które go oglądamy z woli autora. Dlatego różne błędy i wypaczenia, jakie w nim tkwią, z konieczności rzutują i na całokształt świata powieściowego – tak to postrzegam.
Ciekawe, jakich wrażeń doznasz po powrocie. Mnie ta nasza dyskusja też nakłoniła do ponownej lektury, większość mam już za sobą;)
Użytkownik: Marylek 26.02.2023 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, całe szczęście, że t... | Margiela
Przeczytałam drugi raz. Dalej mi się podoba, wciąż uważam, że to świetna literatura i doskonała zabawa literacka dla chcących w niej uczestniczyć. Ile tu tropów do śledzenia! Jaka kunsztowna konstrukcja! A rzeczywistość PRL-u oddana wspaniale, nawet jeśli miejscami nieznacznie przerysowana, to też celowo.

Poza wszystkim innym, to doskonała książka o dojrzewaniu, o stawaniu się dorosłym i zmianie priorytetów. Po latach kontaktów z młodzieżą doszłam do wniosku, że ludzie pod koniec edukacji licealnej są najbardziej naładowani wiedzą, ideami, teoriami, ambicją i wszelkimi -izmami (z którymi zresztą nie bardzo wiedzą, co zrobić). Trochę tego zostaje jeszcze na pierwszym roku studiów, potem zaczyna się zjazd - koncentrowanie się bardziej na szczególe, na wgłębianiu się w wiedzę. Ale licealista przed maturą jest najmądrzejszy na świecie i ma niezachwianą pewność, że potrafi go zmienić. Bohater "Madame" jest modelowym tego przykładem.

Użytkownik: Monika.W 14.01.2023 08:58 napisał(a):
Odpowiedź na: O, jak ja chciałam się tą... | Margiela
Nie musisz się martwić, nie jesteś jedyna. Też nigdy nie rozumiałam fenomenu tej powieści.
Co prawda wystawiłam jej aż 4,5 - ale to za całokształt. A po latach pamiętam tylko tego irytującego głównego bohatera, zjawiskową Madame. I nic więcej. Czyli tego za co podniosłam ocenę: smaczki, odniesienia, szkatułek, itp. - nie pamiętam.
Użytkownik: Margiela 14.01.2023 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie musisz się martwić, n... | Monika.W
Co za ulga, że nie tylko ja mam ochotę przełożyć bohatera przez kolano;)
Użytkownik: Monika.W 14.01.2023 09:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Typ recenzji: oficjalna P... | idiom1983
Nie wiem co prawda, co ma Gentile da Fabriano i jego "Pokłon trzech króli" do książki "Madame" - bo analogi żadnej nie widzę.
Ale Twoja recenzja (autorski opis?) obrazu jest przepiękna, aż by się chciało zaraz jutro iść do Uffizich, aby znowu go obejrzeć. Bardzo za nią dziękuję.
Użytkownik: idiom1983 14.01.2023 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem co prawda, co ma... | Monika.W
Analogia jest w autorze, bohaterze i odbiorcy. Sędziwy już dzisiaj Libera, to najstarszy i najmądrzejszy z Trzech Króli. Króla w sile wieku utożsamiłem z samym sobą, a bohatera powieści "Madame" z Królem Młodzieńcem, o anielsko pięknej twarzy. Byłem młodzieńcem, jestem w sile wieku, a zmierzam ku starości. Jednak żaden wiek nie jest przeszkodą, żeby cieszyć się pięknem kultury, sztuki, malarstwa czy literatury. A kiedy mądrze przeżywamy to, co wybitni artyści chcą nam przekazać, wtedy też możemy nazwać siebie mędrcami, co widzą dalej, wiedzą więcej i czują mocniej niż inni. Każdy może nim zostać i ozdobić swą głowę królewską koroną. Wystarczy marzyć, pragnąć i chcieć otworzyć się na piękno sztuki! Pozdrawiam!
Użytkownik: Losice 15.01.2023 00:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Typ recenzji: oficjalna P... | idiom1983
Po tak emocjonującej dyskusji przesuwam "Madame" (ze środka peletonu) na pierwsze miejsce mojej "krótkiej listy książek do natychmiastowego przeczytania" :)
Użytkownik: idiom1983 15.01.2023 00:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Po tak emocjonującej dysk... | Losice
Postać Pięknej Madame najlepiej podsumował George Bernard Shaw pisząc: "Kobiety są jak przekłady literackie - piękne nie są wierne, wierne nie są piękne".
Użytkownik: ilia 15.01.2023 00:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Postać Pięknej Madame naj... | idiom1983
Jest to wierutna bzdura. Bo piękne kobiety mogą być wierne, a niepiękne niewierne. Nie ma do tego nic uroda.
Użytkownik: janmamut 15.01.2023 06:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest to wierutna bzdura. ... | ilia
I może jeszcze nieprawdą jest, że francuska flaga na czas wojny jest jednokolorowa?
Użytkownik: fugare 16.01.2023 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest to wierutna bzdura. ... | ilia
Masz rację. Noblista, chcąc zapewne błysnąć dowcipem, posłużył się, dobrze trzymającym się do dzisiaj, stereotypem.
Użytkownik: Monika.W 15.01.2023 09:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Po tak emocjonującej dysk... | Losice
A ta "krótka" lista to ile ma pozycji??? Tak 50??
Użytkownik: Losice 15.01.2023 11:03 napisał(a):
Odpowiedź na: A ta "krótka" lista to il... | Monika.W
Skąd wiesz ??..... to taka moja "50 hańby" (bo jeszcze tego nie przeczytałem), innego dnia to "50 moich marzeń, moich snów" (bo spodziewam się literackiej uczty) .. :D
Użytkownik: Monika.W 16.01.2023 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Skąd wiesz ??..... to tak... | Losice
Cóż... Doświadczenie życiowe??? Pewnie każdy "stary" użytkownik Biblionetki ma takie listy - tych do przeczytania koniecznie, szybko i w pierwszej kolejności...
Różnie to w praktyce wygląda. To wiemy.
Ja w tym roku mam postanowienie przeczytać własne książki od lat czekające na swoją kolej. Pewnie będzie ich z 50... Wstyd, że tak stoją smutne, nieprzeczytane na półkach.
Użytkownik: ilia 16.01.2023 15:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Po tak emocjonującej dysk... | Losice
Ja przeciwnie, nie mam ochoty jej przeczytać. Recenzja i dyskusja o książce jeszcze bardziej zniechęciła mnie do sięgnięcia po nią. Poza tym czytałam Madame (Jackiewicz Aleksander) napisaną w 1963 roku, a są opinie, że "Madame" Libery to plagiat "Madame" Jackiewicza. Na pewno w szczegółach książki się różnią, ale pomysł jest taki sam. Może przeczytasz obie książki i podzielisz się opinią?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: