Dodany: 23.11.2022 16:06|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Zaklęty krąg dorosłości


Cisza „to taki klub”[1], niewielki lokalik, w którym przesiadują ludzie nietęskniący za tańcem, głośną muzyką i wymyślnymi drinkami. Przeważnie dorośli, choć nie tylko. Jedną ze stałych bywalczyń jest Adéla, która, owszem, bardzo chciałaby być dorosła, ale nie jest: ma ledwie piętnaście lat, o czym nieustannie przypomina jej matka. A ją denerwują rówieśnicy, szkoła, zależność od rodziców (a właściwie od samej matki, bo ojciec, mieszkający z nową partnerką, generalnie nie wtrąca się do jej wychowania) i konieczność wysłuchiwania pouczeń typu: „jak będziesz miała trzydzieści lat, będzie za późno, by się wrócić”[2]. Wydaje jej się, że jeśli zacznie żyć jak dorosła, to dorosłość sama nadejdzie, i to dokładnie taka, jaką ona sama sobie wymarzyła (to znaczy jaka? No, właśnie… Tego Adéla za bardzo nie wie, wie tylko, że nie ma być podobna do tego, co widzi u otaczających ją dorosłych: „Rano do pracy, z pracy do domu do męża, po drodze wstąpić do sklepu, zrobić zakupy, ugotować obiad. I do tego dzieci. (…) I czekanie na urlop. A potem na śmierć”[3]). Więc zaczyna. Od papierosów, alkoholu, tatuażu i przygodnego seksu. Od rzucenia szkoły, wyprowadzki z domu i znalezienia dorywczej pracy (jako barmanka w Ciszy*, ale to właściwie bez znaczenia, bo później będzie próbowała różnych zawodów i różnych form zatrudnienia). A my towarzyszymy jej przez każdy kolejny rok jej życia, aż do trzydziestki. Rano do pracy, z pracy do domu, mąż też się po drodze trafia, choć na niewiele dłużej, niż ci wszyscy przygodni partnerzy, którzy się wprowadzają i wyprowadzają (nie trzeba się specjalnie zastanawiać, żeby wiedzieć, dlaczego: niby skąd Adéla miała wynieść jakieś pojęcie o udanym związku? Kto ją miał przekonać, że człowieka, z którym chce się być przez całe życie, nie znajduje się, idąc po pijanemu do łóżka z każdym, kto się nawinie?...), bez zakupów i gotowania (choćby parówek) raczej trudno się obejść, i tylko dzieci nie ma. Na razie. Bo nigdy nie wiadomo, czy koło czasu się nie obróci i w kolejnym pokoleniu znów ktoś nie powie: „nie chcę skończyć tak jak ty, nieudacznico”[4]…

Smutna i gorzka jest ta historia, wymownie ukazująca, jak bardzo trudne bywa wyrwanie się z zaklętego kręgu – nieuświadamianych czasem nawet – obciążeń rodzinnych i złych wzorców środowiskowych. Że nie jest całkiem niemożliwe, wiemy, bo jak inaczej Gabrielle Chanel, córka wędrownego komiwojażera, dorastająca w sierocińcu, zostałaby światowej sławy kreatorką mody, a Issur Daniłowicz, syn niepiśmiennych emigrantów z carskiej Rosji, dosłużyłby się – już jako Kirk Douglas – Oscara za całokształt działalności aktorskiej? Czy im i innym podobnym osobistościom wiodło się także w życiu prywatnym, to osobna sprawa, ale przynajmniej w sferze zawodowej zdołali wznieść się wysoko ponad poziom poprzednich pokoleń. To, że Adéla tego nie potrafi, nie wynika ani z czasu, w którym dorasta, ani z jej narodowości: wszak wśród Czechów, nawet w najcięższych dla nich momentach historii, też niemało było i jest osób, którym się udało. Żeby swoje ograniczenia pokonać, trzeba jednak mieć to „coś”, tę ciekawość świata, tę gotowość samodoskonalenia, tę iskrę pasji czy determinacji, cokolwiek, co sprawia, że człowiek wie albo choćby przeczuwa, w którą stronę mógłby pójść. I nie chodzi nawet o samo wykształcenie: przecież i bez matury Adéla mogłaby zostać, powiedzmy, fryzjerką, już nie taką przeciętną, jak jej matka, której twarzy ani imienia nikt nie zapamiętuje po wyjściu z salonu, ale znaną w całym mieście panią Adélą, do której klientki zapisują się na kolejkę, bo zna takie cięcia i upięcia, dzięki którym pulchna twarz wygląda szczuplej, kanciasta zdaje się łagodniejsza, a postarzała – młodsza. Problem polega na tym, że ona tej iskry nie ma i nie ma też punktu odniesienia, który pomógłby jej zdecydować, czego właściwie chce. I czy dołącza do „baranów, którzy będą skłonni pracować, zakładając własną działalność gospodarczą”, jako „banda niewykwalifikowanych doradców finansowych”[5], czy próbuje sił jako „gorsza niż przeciętna redaktorka działu ekonomicznego”[6] w portalu internetowym, ucząc się do zaległej matury, czy zatrudnia się „w firmie robiącej kampanie reklamowe”[7], równocześnie zaczynając studia zaoczne, wszędzie czuje się nie na miejscu i wkrótce przestaje widzieć przed sobą cel. Czy to wynika z tego, że jako piętnastolatka nabrała przekonania, iż jest „absolutnym zerem. Żenującym zerem. (…) Które nie jest piękne. Które nic nie ma”[8]? Czy dlatego, że jej droga wiodła przez „niezliczoną ilość dyskotek, tysiące wypitych win, piw, wódek, rumów, setki paczek LM, marlboro i Chesterfieldów. I próby miłości”[9]?

Można by taką historię odrzucić od siebie, wytknąć autorce fatalizm, bo przecież wolałoby się, żeby bohaterka okazała się mądrzejącą z biegiem czasu młodą kobietą, która pokona swoje ograniczenia i na przykład zostanie właścicielką tej swojej ulubionej Ciszy, którą przeistoczy w oazę dobroci, emanującą serdecznymi klimatami i podnoszącą na duchu sfrustrowanych bywalców już nie jakimiś byle piwami i rumami, lecz witaminowymi koktajlami i herbatkami ziołowymi o czarodziejskiej mocy. Wolałoby się, żeby się można było bez wstydu z Adélą utożsamić, przyrównać do niej, albo chociaż ją polubić. A tu się nie da. Ja przynajmniej nie potrafię, choć mi jej żal. I jestem pełna szacunku dla autorki, bo o wiele trudniej stworzyć bohatera, który nie budzi w czytelniku sympatii, który go irytuje swoimi płytkimi i często monotonnymi monologami, a jednak w jakiś sposób zmusza do myślenia, do zastanawiania się nad mechanizmami działania ludzkiej psychiki, do przypomnienia sobie boleśnie prawdziwych i tak samo pozbawionych ciepła obrazów z własnego lub czyjegoś życia – niż takiego, który dzielnie opiera się wszelkiemu złu i bylejakości, a potem zostaje za to nagrodzony.

Do pełnej satysfakcji brakło mi tylko nieco staranniejszej korekty, bo, niestety, zespołowi wymknęło się za dużo literówek, w tym takich zmieniających sens wyrazu („po ciuchu kładł się w moim łóżku”[10]) lub zniekształcających nazwisko znanej postaci historycznej, choćby i okrytej złą sławą („Hilter”[11]).

[1] Alžbĕta Bublanová, „W ciszy”, przeł. Justyna Pokorska, wyd. MocMedia, 2022, s. 23.
[2] Tamże, s. 39.
[3] Tamże, s. 42.
[4] Tamże, s. 215.
[5] Tamże, s. 57.
[6] Tamże, s. 126.
[7] Tamże, s. 164.
[8] Tamże, s. 15.
[9] Tamże, s. 132.
[10] Tamże, s. 107
[11] Tamże, s. 148

*Zachowuję pisownię nazwy bez cudzysłowu, bo tak jest w powieści, a nie pozostaje to w niezgodzie z obowiązującymi zasadami.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 303
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: