Dodany: 03.11.2022 20:35|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Koreańska Spoon River


Jeśli szukam poezji, wybieram raczej tę z obszarów bliższych kulturowo, czyli w praktyce głównie z Europy i Ameryki Północnej. Więc być może nigdy w życiu nie trafiłabym na tomik Ko Una, koreańskiego poety o dość powikłanym życiorysie (jego dzieciństwo przypadło na okres, gdy Korea była pod okupacją japońską, młodość na czas wojny domowej; próba życia w klasztorze nie okazała się tym, o czym marzył, a zaangażowanie w walkę o demokrację i prawa człowieka zaprowadziło go do więzienia, gdzie miał spędzić dwadzieścia lat. Wówczas obiecał sobie, że jeśli uda mu się stamtąd wyjść, upamiętni wierszem każdego człowieka, którego w życiu spotkał lub tylko o nim słyszał. Gdy po dwóch latach został zwolniony na mocy amnestii, zgodnie ze swoim ślubowaniem rozpoczął pisanie wielotomowego cyklu poetyckiego „Maninbo: Dziesięć tysięcy istnień”). Ale tak się złożyło, że napotkałam jeden z jego utworów w prywatnej antologii Jerzego Illga „Mój przyjaciel wiersz”. „Gospoda u zbiegu dróg”, wraz z informacją o dziele życia autora, z którego pochodzi, zainteresowała mnie na tyle, że od razu wyszukałam „Maninbo” w bibliotece i po kilku dniach miałam okazję się przekonać, czy pierwsze wrażenie było trafne.

Oczywiście polska wersja, zawierająca sto wierszy, jest tylko skromnym wyborem z całości, w chwili jej publikacji liczącej „już trzydzieści tomów – cztery tysiące portretów”[1]; czy powstało ich więcej, trudno powiedzieć, bo na angielskojęzycznych stronach poświęconych poecie nie ma wzmianek o jego twórczości w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Być może ma to związek z oskarżeniem go przez młodszą o pokolenie poetkę o nadużycia seksualne, w następstwie czego jego utwory wycofano z podręczników i zapewne też zaprzestano ich wydawania? W każdym razie ja zdążyłam przeczytać wiersze, zanim dotarłam do tej informacji, więc mogłam na nie patrzeć jako na dzieło po prostu poety, a nie konkretnego człowieka mającego to i owo na sumieniu.

I tak, podobają mi się, w większości ponadprzeciętnie. Zwłaszcza te najzwięźlejsze, w kilkunastu czy dwudziestu kilku wersach kreślące wyraziste, realistyczne sylwetki najzwyklejszych ludzi: staruszka odpowiadającego na ludzkie gderanie i zaczepki tylko pomrukiwaniem „Uhm, uhm”[2], służącej, którą chlebodawcy tak mają za nic, że nie zwracają się do niej po imieniu, tylko „Hej, ty tam!”[3], kobiety, która dzięki manii szorowania i zamiatania zyskała przydomek „Myjka”[4], mężczyzny, który po śmierci dwóch synów zajął się przygarnianiem i odchowywaniem sierot, mówiąc: „Gdybyście wiedzieli, jak drogocenni są ludzie!”[5], dziewczyny, zabranej przez japońskich okupantów, by została „pocieszycielką żołnierzy”[6], chłopca, którego matka zmarła przy porodzie, a on sam przeżył dzięki karmieniu „mlekiem / uproszonym tu i ówdzie od karmiących matek”[7], matki, która nie chcąc, by syn naśladował ojca w złodziejskim rzemiośle, „kijem / przetrąciła synowi nadgarstki, / żeby już nigdy nie mógł posługiwać się palcami”[8], niskorosłego małżeństwa, w którym mąż, „gdy czuje się szczęśliwy/potrafi przez pół nocy pomagać żonie w praniu”[9]…
A także te jeszcze krótsze, które nie są sensu stricto portretami osób, tylko obrazkami („Strach na wróble”, „Martwy pies”).

I jedne, i drugie pisane są językiem prostym, czasami wręcz potocznym, zwłaszcza wtedy, gdy autor przytacza wypowiedzi postaci, ale to wcale – podobnie zresztą, jak w „Umarłych ze Spoon River” E.L.Mastersa – nie umniejsza ich poetyczności. Bo przecież tak naprawdę do opisywania świata nie potrzeba wyszukanych metafor ani udziwnionych określeń, wystarczy dobrać odpowiednie połączenia zwykłych słów. I w zasadzie oceniłabym „Maninbo” tak samo wysoko, jak niezapomniane dzieło Mastersa, gdyby nie kilka wierszy, poświęconych postaciom znanym z historii Korei (między innymi duchownym buddyjskim), po pierwsze z reguły dłuższych, po drugie niemających w sobie tej plastyczności i barwności obrazu, zdecydowanie bardziej przypominających prozę rozpisaną na wersy. Więc ostatecznie uhonorowałam Ko Una oceną o pół stopnia niższą.

[1] Ko Un, „Maninbo: Dziesięć tysięcy istnień”, przeł. Mieczysław Godyń, Adam Szostkiewicz, wyd. Znak, 2012, s. 6.
[2] Tamże, s. 104.
[3] Tamże, s. 69.
[4] Tamże, s. 95.
[5] Tamże, s. 34.
[6] Tamże, s. 48.
[7] Tamże, s. 174.
[8] Tamże, s. 155.
[9] Tamże, s. 144.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 258
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: