Dodany: 24.10.2022 17:58|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Złodziej kanapek
Camilleri Andrea

2 osoby polecają ten tekst.

Nieistniejący sierota i dylematy komisarza Montalbano


Po dwóch pierwszych częściach cyklu z komisarzem Montalbano byłam już pewna, że będę odwiedzała miejsce akcji, sycylijskie miasteczko Vigata, w miarę systematycznie; prawdę mówiąc, nawiedzała mnie nawet pokusa, by zakotwiczyć się tam i nie opuszczać go, aż nie przeczytam wszystkich powieści i opowiadań, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że przyjemność dawkowana na raty będzie jednak większa. I przede wszystkim potrwa dłużej. Bo, że będzie to przyjemność – niezależnie od oryginalności i spójności przedstawianych w kolejnych tomach intryg kryminalnych – nie miałam i nadal nie mam ani cienia wątpliwości; generalnie rzecz biorąc, co najmniej tak samo, jak intrygę, cenię element, który wielu czytelników uważa za zbędny czy wręcz przeszkadzający, mianowicie tło. Tło, które pozwala odczuć klimat tego wycinka czasoprzestrzeni, w jakim autor umiejscowił akcję. Samo miejsce może być w stu procentach prawdziwe, jak Poznań Ćwirleja czy Moskwa Marininy, a może być, jak St. Mary Mead Christie i właśnie Vigata Camilleriego, całkiem zmyślone; ale jeśli jest zmyślone, musi być skonstruowane tak, żeby czytelnik był przekonany, że jest prawdziwe: żeby widział szczegóły czy układ zabudowań, wnętrza pomieszczeń, przedmioty, czuł atmosferę zatłoczonej knajpki albo wiejskiej poczty, słuchał rozmów mieszkańców. I nawet, jeśli zostaje ukazane w cokolwiek krzywym zwierciadle – wcale nie musi to być obraz mniej wierny, niż ten, który dałoby nam zwierciadło ambitniejszej literatury. Podobnie zresztą ma się sprawa z postaciami: jasne, że w samym procesie rozwiązywania zagadki kryminalnej czy pogoni za złoczyńcami niepotrzebna jest czytelnikowi znajomość poglądów, hobby i detali biograficznych którejkolwiek z osób zaangażowanych w fabułę, ale przecież właśnie ta cała obudowa sprawia, że nie są dla nas papierowymi figurami, że dzięki pokazaniu detektywa czy choćby szeregowego policjanta z wszystkimi jego słabościami i wątpliwościami możemy się uczyć psychologii nie gorzej, niż na obserwowaniu ludzi z naszego otoczenia. To wszystko znajduję u Camilleriego.

Tytułowy „Złodziej kanapek” jest postacią ważną, choć pojawia się na scenie wydarzeń dopiero w połowie powieści. Najpierw ma miejsce jedna gwałtowna śmierć, zdająca się nieszczęśliwym wypadkiem – bo gdy „kuter z Mazary, który, sądząc po tym, co mówi szyper, łowił na wodach międzynarodowych, został zaatakowany przez tunezyjską łódź patrolową serią z karabinu maszynowego”[1], kule trafiły świeżo zaciągniętego do załogi tunezyjskiego marynarza – i druga, już zdecydowanie wypadkiem niebędąca, bowiem denat, emerytowany handlowiec, zostaje znaleziony w windzie z nożem wbitym w plecy. Na pierwszy rzut oka nikt by tych dwóch spraw nie połączył. Na drugi już tak, bo z zebranych zeznań wynika, że sprzątaczka zatrudniona przez nieboszczyka Lapecorę była akurat narodowości tunezyjskiej. I, że oprócz sprzątania trudniła się jeszcze usługami zgoła innej natury. I, że pod nieobecność właściciela w biurze firmy bywała nie tylko ona. I, że – co najważniejsze – tuż po jego zabójstwie zniknęła wraz ze swoim kilkuletnim dzieckiem. Im bardziej Montalbano drąży tę sprawę, tym bardziej coś mu w niej, trywialnie mówiąc, śmierdzi. Zwłaszcza, że próba rozszyfrowania sprawy kutra napotyka na niezrozumiałe utrudnienia. A złodziej kanapek? Cóż, „jest nieistniejącym sierotą, jako że jego narodziny nie zostały zarejestrowane ani na Sycylii, ani w Tunezji" [2] i narobi sporo zamieszania w życiu komisarza, choć równocześnie w pewnym sensie dostarczy mu tropów, dzięki którym porwane wątki splotą się w nitkę wiodącą do kłębka…

Sam wątek kryminalny jest dość skomplikowany, a rozwiązanie jednej jego części wydaje mi się trochę przekombinowane, ale i tak główną rolę gra tu nie zbrodnia, lecz ludzie. Wszyscy po kolei, od pogrążonej… hm… no, raczej nie w żałobie… wdowy po Lapecorze i sąsiadów zamordowanego, tak ochoczo współpracujących w śledztwie, po policjantów (na czele z niezrównanym, „rozgarniętym inaczej” Catarellą) są tak żywi, tak barwni, tak naturalni i z taką werwą odmalowani, że i bez morderstwa jest na czym skupić uwagę. A sam Montalbano? To jest dopiero kreacja! Kawaler po czterdziestce, czuły na kobiece wdzięki, ale jakoś ociągający się z zalegalizowaniem długoletniego luźnego związku ze swoją Livią (bo przecież wtedy coś musiałoby się w jego życiu zmienić, a jemu jest dobrze tak, jak jest); niby sybaryta, który dla dobrego jedzenia jest w stanie zrobić prawie wszystko, ale gdy trzeba się przyłożyć do śledztwa, potrafi nie jeść i nie spać całymi godzinami; twardziel, który potrafi kląć jak szewc, wrzeszczeć na współpracowników, uciekać się w śledztwie do metod niekoniecznie legalnych, a równocześnie człowiek o miękkim sercu, umiejący zrezygnować z własnych planów albo naciągnąć prawo, by nie skrzywdzić czyjegoś dziecka czy nie urazić niepełnosprawnej staruszki. W tej powieści po raz pierwszy dowiadujemy się o tym, co go ukształtowało emocjonalnie: został półsierotą jako kilkuletni chłopiec – „to jest brak, którego później nic nie jest w stanie zapełnić, wyrwa, którą nosisz w sobie do śmierci”[3] – a ojciec, choć „był troskliwy i czuły. Robił wszystko, żeby utrata matki ciążyła synowi jak najmniej”[4], nie potrafił z nim rozmawiać, ani, gdy Salvo był jeszcze mały, ani, gdy dorósł. Więc i on nie umie rozmawiać o uczuciach, więc unika sytuacji, w których mógłby się odsłonić. Zupełnie inaczej się teraz patrzy na te jego dylematy, na ten lęk przed ojcostwem i bodaj czy nie większy lęk przed ujrzeniem własnego ojca na łożu śmierci… Te momenty mnie autentycznie wzruszyły, choć wcześniej przez trzy czwarte opowieści parskałam śmiechem średnio co dwie strony.

I teraz naprawdę z wielkim trudem zwalczyłam chęć natychmiastowego zabrania się za tom czwarty serii. Oraz przyrządzenia na najbliższy obiad makaronu „alla Norma, wie pan, ze smażonymi bakłażanami i solonym twarogiem”[5].

[1] Andrea Camilleri, „Złodziej kanapek”, przeł. Jarosław Mikołajewski, wyd. Noir Sur Blanc, 2013 [wyd. I elektroniczne], s. 9.
[2] Tamże, s. 184.
[3] Tamże, s. 116.
[4] Tamże, s. 152.
[5] Tamże, s. 44.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 150
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: