Dodany: 17.10.2022 12:05|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Oni są wśród nas


Oni są wśród nas. Oni, czyli ludzie, którym świat się rozsypał na kawałki. Lub, co gorsza, rozsypuje się stale. Bo, na przykład, najpierw przestali odczuwać przyjemność i „najpyszniejszy napój z najpiękniejszej szklanki smakował jak woda”[1], a potem nawet wstawanie rano z łóżka i zrobienie śniadania okazało się wysiłkiem nie do przejścia. Albo wciąż, w dzień i w nocy, przesuwają im się przed oczami sceny pełne krwi, ognia, huku wystrzałów, trzasku zgniatanej blachy, choć od katastrofy czy bitwy, którą przeżyli, minęły całe miesiące lub lata. Albo widzą i słyszą „na ulicy, w tramwaju, w sklepie”[2], jak nawet przypadkowi przechodnie zmawiają się przeciw nim, śledzą ich lub wyśmiewają. Albo odczuwają przymus nieustannego spisywania sytuacji, w których się mogli ubrudzić (a może ich być nieskończona ilość, „tak, jakby brud był praktycznie wszędzie”[3]) i mycia każdej części ciała, która choćby teoretycznie miała możność się z „brudnym” przedmiotem czy człowiekiem zetknąć, i prania/czyszczenia każdego elementu odzieży czy umeblowania, którego ową „ubrudzoną” ręką czy nogą dotknęli. Albo nabrali przekonania, że każdy kęs jedzenia jest wrogiem, bo rujnuje ich poczucie kontroli nad sobą i otoczeniem. Względnie, na odwrót, że każdy łyk alkoholu lub każdy niuch białego proszku jest przyjacielem, bo na chwilę pozwala o czymś zapomnieć, coś czyni – pozornie – łatwiejszym.

Każda z tych przypadłości może spotkać każdego. Mężczyznę albo kobietę. Dwudziesto-, czterdziesto- albo siedemdziesięciolatka/ę. Nauczycielkę, żołnierza, menedżera, gospodynię domową, programistkę, sportowca. Członka licznej i szczęśliwej rodziny albo osobę samotną jak palec. Z prostego rachunku arytmetycznego wynika, że skoro „co czwarta osoba doświadczyła, doświadcza albo doświadczy kryzysu psychicznego”[4], to każdy z nas ma/miał/będzie miał wśród krewnych i znajomych co najmniej kilkoro dotkniętych takich problemem. Niemożliwe? Nie znamy nikogo takiego? A może jednak znamy, tylko nie chcemy zauważyć jego wstydliwej przypadłości, żeby nie wprawiać się w zakłopotanie? Lub może te osoby nie chcą się przed nikim zdradzać z tym, co je gnębi, żeby na początku nie usłyszeć: „wydziwiasz, weź się w garść” albo „fioła masz czy co?”, a potem „Ale co ty tam wiesz! Ty przecież miałaś/miałeś problemy psychiatryczne! I nie masz racjonalnego osądu”[5]? I czasem zwlekają z poszukaniem pomocy, aż się wydarzy jakaś tragedia… a jeśli nawet nie, to też nie zawsze chcą o swoich przeżyciach opowiadać.

Agnieszce Jucewicz udało się dokonać rzeczy ogromnie ważnej: namówić na szczerą rozmowę jedenaście osób dotkniętych różnymi problemami natury psychicznej, od depresji po schizofrenię, od napadów paniki po anoreksję, alkoholizm i narkomanię. Nie było to łatwe, zwłaszcza, że wszyscy rozmówcy mieli wystąpić otwarcie, przedstawiając się imieniem i nazwiskiem. A jednak zgodzili się podzielić swoimi doświadczeniami, opowiedzieć o tym, co i jak czują, gdy ich zaburzenie dochodzi do głosu, jakie koszty ponoszą lub ponieśli z tytułu choroby, jaka była ich droga do zrozumienia swojego problemu i opanowania go jeśli nie w całości, to do stopnia pozwalającego w jakiś sposób funkcjonować w relacjach społecznych (na mnie największe wrażenie zrobiła opowieść pacjentki z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Owszem, wiedziałam, że to uciążliwe i dla samego chorego, i dla otoczenia, ale nie miałam pojęcia, że może aż tak potwornie rujnować życie). Okrągłego tuzina dopełnia wypowiedź lekarza psychiatry, który naświetla sytuację osób wymagających leczenia psychiatrycznego i wskazuje na czynniki, mogące się przyczynić do poprawy tego stanu. Autorka każdą z tych rozmów prowadzi z wielkim taktem i wyczuciem, starając się jak najbardziej szczegółowo wypytać swoich interlokutorów o kwestie, które warto byłoby przedstawić czytelnikom, jednak w żadnym przypadku nie przekraczając granic przez nich wytyczanych; jeśli ktoś powie: „Nic tutaj już nie dodam”[6] – nie ma naciskania, zagadywania, drążenia, rozmowa płynnie schodzi na kolejne zagadnienie.

To książka bardzo ważna i bardzo potrzebna dla odkłamania mitów związanych z chorobami psychicznymi: dla zrozumienia, że człowiekowi w kryzysie psychicznym nie pomogą połajanki ani dobre rady typu „weź się wyśpij, to ci przejdzie”; że wielu zaburzeń nie da się wyleczyć tak jak anginy czy zapalenia wyrostka, choć na ogół można je opanować i trzymać pod kontrolą na tyle, by osoba chora mogła normalnie funkcjonować; że jednak nawet najnowocześniejsze leki nie na wiele się jej zdadzą, jeśli nie będzie miała wsparcia w swoim środowisku i dostępu do specjalisty, który będzie miał czas, żeby z nią rozmawiać i na bieżąco będzie modyfikował leczenie.
Nie bójmy się tego czytać. Bo jeśli przeczytamy, to zrozumiemy. A jeśli zrozumiemy, to pomożemy, choćby jednej osobie z tych kilku, które w życiu spotkamy; pomożemy albo przynajmniej jej nie skrzywdzimy śmiechem, zniecierpliwieniem, wypychaniem poza nawias „normalnej” społeczności…

[1] Agnieszka Jucewicz, „Czasami czuję mocniej: Rozmowy o wychodzeniu z kryzysu psychicznego”, wyd. Znak Literanova, 2022, s. 240.
[2] Tamże, s. 56.
[3] Tamże, s. 91.
[4] Tamże, s. 353
[5] Tamże, s. 365.
[6] Tamże, s. 108.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 363
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: