Dodany: 30.09.2022 22:23|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Czytatka-remanentka IX 22


Krótkie notatki z wrześniowych lektur, na których pełne recenzje nie starczyło mi napędu:

Od oddechu do oddechu: Najpiękniejsze wiersze i piosenki (Młynarski Wojciech) (5)
Połowa tego zbioru to podróż sentymentalna w lata dzieciństwa i młodości, kiedy się słyszało piosenki, rejestrując tylko osoby wykonawców, a zwykle nie wgłębiając się w to, kto jest autorem słów. Bo nawet, jeśli się tekst ogromnie podobał, to się go spisywało ze słuchu, nie było innej możliwości – nie to, co dziś, kiedy praktycznie każdy utwór można znaleźć w specjalnych serwisach internetowych wraz z tekstem, danymi o autorach, historią zmian wprowadzanych przez różnych wykonawców itd. Dzięki koncertowi, jaki odbył się kilka lat temu w Bibliotece Śląskiej, wiedziałam, że Młynarski napisał słowa do całego albumu Haliny Kunickiej „Dwanaście godzin z życia kobiety”. Ale autentycznie, dopiero teraz odkryłam, że to właśnie on stworzył teksty do „Po prostu jestem” Dany Lerskiej i „Kocham cię, życie!” Edyty Geppert, i „Prześlicznej wiolonczelistki” Skaldów, i „Ach, co to był za ślub!” grupy Quorum, i pewnego utworu, który znałam tylko z imprez studenckich („Gdzieś w Paryżu mieście jest takie małe bistro, gdzie z napojów pija się tylko wódkę czystą…”), i jeszcze wielu innych. A oprócz tego przypomniałam sobie mnóstwo jego autorskich piosenek i wierszy, i poznałam sporo takich, na które jeszcze nigdy nie trafiłam. Może to nie jest poezja bardzo wysokich lotów w sensie artystycznym, ale ile w niej życia, ile trafnych spostrzeżeń!

Samotny jak Szwed?: O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami (Tubylewicz Katarzyna) (4)
W ramach bliższego zapoznawania się z, mówiąc ogólnie, północnym regionem Europy, ze sporządzonej wcześniej listy potencjalnych lektur wybrałam „Samotny jak Szwed”, prawdopodobnie dlatego, że zaintrygował mnie tytuł. Do tej pory nie wydawało mi się, by Szwedzi bardziej niż inne narody wykazywali tendencje do alienacji; czytana przeze mnie literatura – czy to dziecięca, czy kryminały i powieści obyczajowe – raczej nie tworzyła aż tak jednoznacznego obrazu ( Pippi Langstrumpf wprawdzie mieszka sama – jeśli nie liczyć konia i małpy – trudno jednak uznać ją za samotną, zaś w przypadku małych mieszkańców Bullerbyn, Emila ze Smalandii czy Lotty z ulicy Awanturników można mówić o wszystkim, tylko nie o samotności; spośród literackich detektywów ci prowadzący standardowe życie rodzinne i ci mieszkający samotnie występują mniej więcej w podobnej proporcji, przy czym ci drudzy też wcale nie zawsze są odludkami). Ale nie da się zaprzeczyć, że ogólnie w relacjach międzyludzkich Skandynawowie wydają się bardziej powściągliwi niż my czy na przykład Włosi lub Hiszpanie. I że prawdopodobnie nigdzie indziej nie ma aż tak dużego odsetka par będących w stałym związku, ale mieszkających osobno (swoją drogą, czy to naprawdę takie szokujące? A jeżeli ludzie darzą się uczuciem, ale każde z nich ma na tyle inne upodobania i zwyczaje, że kompromis w życiu codziennym nie jest możliwy? Czy wtedy nie lepiej, żeby byli ze sobą przez tyle godzin dziennie czy tygodniowo, ile im pasuje, a resztę czasu spędzali osobno, nie zatruwając jedno drugiemu życia trzymaniem w lodówce mięsa, paleniem kadzidełek czy oglądaniem horrorów?). I – co chyba widzi się teraz w większości krajów zachodnich, choć może faktycznie w mniejszym nasileniu, niż w Szwecji – że coraz mniej jest rodzin wielopokoleniowych; nie ma zwyczaju, by dorosłe dzieci mieszkały z rodzicami, tym bardziej, gdy mają już własne dzieci, nie praktykuje się też raczej zabierania do siebie sędziwej matki czy ojca, którzy albo dożywają swoich dni we własnym mieszkaniu, albo przeprowadzają się do domu spokojnej starości. O tym, czym jest samotność dla Szwedów – także dla Szwedów stosunkowo świeżej daty, którzy urodzili się w innych krajach, a ten wybrali jako swoją drugą ojczyznę – opowiada autorka, mieszkająca tam od wielu lat. Trochę w tych opowieściach jej własnych refleksji, trochę fragmentów typowo reporterskich, przeplatanych wywiadami z ludźmi, którzy czy to ze względów zawodowych, czy na podstawie własnych doświadczeń mogą coś więcej na ten temat powiedzieć. Jest to wszystko cokolwiek chaotyczne (bo na przykład połowę wywiadu z pisarzem Vincentem Severskim zajmują pytania o bohaterów i scenerię jego powieści), ale za to pisane ładnym językiem i zilustrowane mnóstwem pięknych szwedzkich pejzaży.

Ach, jak cudowna jest Panama: Opowieść o tym, jak Miś z Tygryskiem wędrowali do Panamy (Janosch (właśc. Eckert Horst)) , Idziemy po skarb: Opowieść o tym, jak Miś z Tygryskiem szukali szczęścia na ziemi (Janosch (właśc. Eckert Horst)), Dzień dobry, Świnko: Opowieść o tym, jak Tygrysek pewnego dnia nie wrócił do domu (Janosch (właśc. Eckert Horst)), Ja ciebie wyleczę, powiedział Miś: Opowieść o tym, jak Tygrysek pewnego razu zachorował (Janosch (właśc. Eckert Horst)) , Poczta dla Tygryska: Opowieść o tym, jak Miś i Tygrysek wynaleźli pocztę, pocztę lotniczą i telefon (Janosch (właśc. Eckert Horst)) , Wielki bal dla Tygryska: Opowieść o tym, jak Tygrysek pewnego razu obchodził urodziny (Janosch (właśc. Eckert Horst)), (5)
Sześć bajek o Misiu i Tygrysku w jednym tomie, każda na jakiś kwadrans czytania. Najlepsza (i jedyna, którą już wcześniej czytałam) - „Ach, jak cudowna jest Panama!”. Bardzo dobre – „Idziemy po skarb” (z morałem podobnym jak tamta – że niekoniecznie opłaca się uganiać za luksusami, bo to, co naprawdę ważne, może znajdować się najbliżej nas), „Poczta dla Tygryska” (bez głębokiego przesłania, jedynie tyle, że jeśli ktoś potrzebuje kontaktu z innymi, to zawsze jakiś sposób znajdzie – ale zabawna i sympatyczna) i „Dzień dobry, Świnko” (znów powrót do motywu prawdziwych wartości i do morału, że jeśli chcemy się kierować tylko chwilową przyjemnością, to nie zawsze na tym dobrze wychodzimy). Dobra – „Ja ciebie wyleczę, powiedział Miś” (o tym, że nawet będąc chorym, lepiej się czujemy, gdy mamy obok siebie kogoś, kto się o nas troszczy). Natomiast bardzo mieszane uczucia wzbudził we mnie „Wielki bal dla Tygryska”, bo z jednej strony napisany jest tak samo dobrze, jak pozostałe, ale z drugiej, to, co się w tej bajce działo, doprowadzało mnie do białej gorączki. Młodsze dzieci na ogół lubią opisy wariackich psot – pamiętam, jak w wieku jakichś siedmiu lat godzinami kwiczałam ze śmiechu przy przygodach Fizi Pończoszanki (tak się nazywała w pierwszym polskim tłumaczeniu Pippi Langstrumpf) – zupełnie się nie zastanawiając nad tym, ile czasu, mozołu i/lub pieniędzy może innych kosztować naprawianie poczynionych przy tym szkód. Patrząc na obraz dewastacji Misiowo-Tygryskowej chatki przez nierozważnie pospraszanych gości, wyobraziłam sobie normalne ludzkie mieszkanie w bloku, a w nim czeredę rozbawionych pędraków, z których jeden wpada na pomysł powtórzenia „zabawy” wymyślonej przez Ropuszka Pudełko, czyli zalania lokalu wodą. Boki zrywać normalnie!... A i morał z tego wysnuty dość wątły: że gdy inni się dobrze bawią, dla gospodarza może to być „bardzo wyczerpujące”. Za walory techniczne, włącznie z ilustracjami, piątka, za fabułę dwójka, średnia ocena dla opowiadania nie chce zatem wypaść inaczej, niż 3,5.
Ale dla całego tomu zawyżam średnią. Bo lubię misie.

A tam, cicho być!: Biografia Bohdana Smolenia (Olkowicz Katarzyna) (5)
Odczekałam w kolejce po tę książkę parę miesięcy, i warto było. „A tam, cicho być!” to przejmujący dokument o kolejach losu człowieka, który był w stanie każdego rodaka rozśmieszyć, ale sam miał życie bardzo niewesołe. Ojciec był typem „artysty ze spalonego teatru”, który w żadnej robocie miejsca nie zagrzał, za to za kołnierz nie wylewał; matka – ciężko niepełnosprawna po heinemedinie, na którą zachorowała już jako dorosła. Bohdan i jego siostra od pierwszych klas szkoły podstawowej zajmowali się nią i domem, praktycznie pozbawieni wsparcia ze strony ojca, i gdyby nie rodzina ze strony matki, nie mieliby w ogóle dzieciństwa. Na studiach w Krakowie Smoleń od razu rozwinął skrzydła, wykorzystując całą vis comica swojej drobnej postaci w kabarecie „Pod Budą” (tak, to najpierw był kabaret, dopiero po odejściu Smolenia powoli przekształcił się w zespół muzyczny), co wprawdzie znacznie wydłużyło mu czas do uzyskania dyplomu mgr inż. zootechnika, ale za to uczyniło go znanym na tyle, że zainteresował się nim twórca „Teya”, Zenon Laskowik. I nastąpiły wspaniałe lata, w czasie których cała Polska płakała ze śmiechu nad ich brawurowymi skeczami. Próby, występy, trasy, bankiety w oparach papierosowego dymu i strugach alkoholu, a w domu żona i trzech synów, którym materialnie nie brakowało praktycznie niczego, ale ani wielki dom, ani jego wyposażenie nie zastępowały obecności męża i ojca. A potem wszystko poszło lawiną: rozpad Teya, problemy wychowawcze ze średnim synem, zakończone jego samobójstwem, depresja i samobójstwo żony, niezbyt fortunne próby przeorientowania kariery kabaretowej na piosenkarską, kolejny nieudany związek, rozluźnienie więzi z najstarszym synem i jego rodziną, wreszcie seria chorób, która uniemożliwiła emerytowanemu już artyście realizowanie ostatniej jego pasji, jaką była fundacja organizująca hipoterapię dla niepełnosprawnych dzieci. Dobrze napisana rzecz, z maksymalnym zachowaniem obiektywizmu, o co niełatwo w przypadku człowieka z jednej strony utalentowanego, a z drugiej trudnego w kontaktach międzyludzkich.

Gadka: W sześćdziesiąt języków dookoła Europy (Dorren Gaston) (5)
Podobnie, jak „Babel”, „Gadka” stanowi zbiór felietonów czy gawęd, poświęconych językom europejskim, zarówno tym powszechnie użytkowanym w więcej niż jednym kraju, jak i takim, którymi – jako ojczystymi – mówią dziś tylko nieliczne grupy etniczne lub zgoła nikt, choć nominalnie one nadal istnieją. I podobnie jak w tamtej książce, i w tej autor rozpatruje różne ich aspekty: a to rys historyczny i/lub pokrewieństwo z innymi – sąsiedzkimi albo nie – językami, a to odmienności słowotwórstwa, fleksji, pisowni, lub jeszcze inne kwestie (na przykład, że „w Islandii literatura to poważna sprawa: w tym kraju wydaje się najwięcej książek per capita na świecie”[82]). Kapitalnym pomysłem są zamieszczone na końcu każdego rozdziału ciekawostki – każdorazowo tej samej natury: w jednym podpunkcie wyliczone są zapożyczenia, jakie przyszły do nas (to znaczy, przypuszczam, że jako „nas” rozumiał autor swój kraj rodzinny, czyli Holandię, a w tłumaczeniu zostało to odpowiednio skorygowane) z danego języka, a w drugim – słówko/-a, jakie warto by z tegoż języka przyswoić (najładniejsze jest niewątpliwie islandzkie – „Jólabókaflóð – »bożonarodzeniowa powódź książek«”[84]). Jedynym mankamentem jest to, że teksty poświęcone poszczególnym językom są takie krótkie; ledwie się człowiek rozsmakuje w tych niuansach, nabierze apetytu na śledzenie drogi takiego czy innego słowa z jednego obszaru językowego do drugiego, albo na rozgryzanie zawiłości stosowania rodzajników (czy stół może być rodzaju żeńskiego, a filiżanka męskiego lub nijakiego? A jakże, może!) – już się rozdział kończy i trzeba przechodzić do zupełnie innego tematu.

Ucieczka szmuglerów: Przygody Hana Solo i Chewbacki (Rucka Greg) (3)
Stęskniwszy się nieco za Odległą Galaktyką, przeniosłam się tam na chwilę dzięki minipowieści z podcyklu „Gwiezdnych Wojen” dla młodszych czytelników, z akcją osadzoną w czasie krótko po „Nowej nadziei”. Han Solo i Chewbacca wciąż jeszcze mają zamiar (a przynajmniej ma go pierwszy z nich) nieangażowania się w działania rebeliantów, jednak Leia niemal wymusza na nich realizację ważnej misji: trzeba ewakuować pewnego cennego dla Rebelii oficera, który jako jedyny uratował się z imperialnej zasadzki i ukrył na odległej planecie. A ponieważ Han liczy na wynagrodzenie, dzięki któremu spłaci długi, ostatecznie zgadza się. Zaś waleczna i bezwzględna funkcjonariuszka Imperialnego Biura Bezpieczeństwa, jednooka komandor Alecia Beck, za wszelką cenę chce ująć poszukiwanego Ematta, a także każdego, kto mu przyjdzie na ratunek. No i to cała fabuła, która, gdyby nie opisy kolejnych potyczek, ucieczek i pościgów, zmieściłaby się na kilku stronach. Historia – swoją drogą, ładnie przetłumaczona – może wciągnąć młodszego nastolatka, któremu wystarczą mało skomplikowane, a dynamiczne przygody, dla mnie była jednak zbyt banalna.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 148
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: