Dodany: 11.09.2022 17:35|Autor: jolietjakeblues

Czytatnik: Literackie dygresje

2 osoby polecają ten tekst.

Dionizos


Mimo wielkiego niepokoju, którego mniej lub bardziej delikatne zapowiedzi towarzyszyły mi przy powtórnej, bardziej uważnej lekturze "Dionizosa", postanowiłem zmierzyć się z napisaniem o swoich wrażeniach z ostatniej książki profesora Włodzimierza Lengauera. Ów niepokój to zapewne częsty dysonans u laika, profana, dyletanta, który bez odpowiedniego naukowego przygotowania postanawia zawrzeć znajomość z literaturą specjalistyczną, a takim się czuję. Stąd też użyłem w pierwszym zdaniu wyrazu "wrażenia", a nie „recenzja”. Nie czuję się kompetentny do komentowania pracy naukowej. Ale o dygresjach, skojarzeniach i uczuciach towarzyszących mi w trakcie czytania chyba jestem w stanie w miarę rzetelnie napisać. A zaręczam, że poziom dyskomfortu zdecydowanie się obniżył, gdy przeczytałem pierwszy akapit pierwszego z trzech zawartych w książce szkiców - "Dionizosa w świecie ludzi". Wybrzmiał on dla mnie jak zawiązanie kryminalnej fabuły.

Popularne, acz świetnie literacko, opowiadania i powieści dziewiętnastowieczne i z początku następnego stulecia, głównie typu ghost story, wielokrotnie podejmowały tematykę poszukiwań i odkrywania tajemnic ukrytych w rękopisach zalegających zapomniane archiwa, do których dostęp odnajdywał księgarz, bibliofil, naukowiec ślęczący nad nimi dniami i nocami przy nikłym świetle świecy lub lampy naftowej. Znajdywał tam koniec (czy raczej początek) nici i żmudna praca przy biurku doprowadzała go w końcu do literackiego kłębka. Nasz naukowiec w bardzo podobnej atmosferze i nastroju zaczyna opowieść o Dionizosie, którego ślady w świecie ludzi pojawiają się w starożytnych grobach w wielu miejscach antycznego greckiego obszaru już w V w. p.n.e. W tej chwili prawie że widzimy rozrzucone na jego biurku i doskonale widoczne po odsunięciu na bok stert woluminów złote prostokątne tabliczki i blaszki w kształcie listka zawierające lakoniczny zwrot "miej ufność". Teraz w opowieści Profesora zaczynają się mnożyć wyrazy sugerujące przypuszczenie, domniemanie, w jakimś stopniu nawet niepewność, możliwość jedynie, brak rozstrzygnięcia. Towarzyszą im jako wyjaśnienia liczne wyprawy naukowo-literackie na kolejnych stronach szkicu, w naszej wyobraźni przybierające obraz wąskich uliczek, których kres ginie w ostrym, niezwykle jasno-żółtym blasku słońca bądź za zacienionym załomem muru z piaskowej cegły,. Na razie nawet rąbek tajemnicy nie zostaje uchylony. W pierwszej uliczce spotykamy zaś Orfeusza, słysząc w tle dopowiedzenie: "Żadne z tych dzieł jakoby Orfeusza nie przetrwały do naszych czasów w przekazach rękopiśmiennych" [1]. I w tym momencie laik jeszcze nie wie, choć natyka się już na epitet "orficki", że właśnie spotkał Dionizosa pierwotnego, pierwszego, orfickiego. Choć przez chwilę uspokojony zapewnieniem autora, że jeśli podąży wskazanym tropem orfickim, prosta będzie dlań odpowiedź na pytanie, kto wyjawił uczestnikom misteriów tajemnicę obrzędów eleuzyńskich - wcale nie nabiera pewności. Jest jak w baśni: kto, idąc na szczyt góry zboczy ze ścieżki lub obejrzy się za siebie, zostanie zamieniony w kamień. Jak odzyskać równowagę, kiedy obok idą mystowie i "bakchoi"? Cóż, najprostszym sposobem jest skupienie się nad opisywaną historią albo przypomnienie sobie mitologii starożytnych Greków, jakże uporządkowanej, znakomicie poklasyfikowanej i świetnie sfabularyzowanej. O tym, że tak nie jest, że to wręcz sensacyjna, wielowątkowa opowieść a jej bohater, sam Dionizos, to postać o wielu obliczach, ciałach, atrybutach, obyczajach i uczuciach, przekonuje i udowadnia w swoich szkicach Włodzimierz Lengauer.

Niezwykle skrupulatnie, dokładnie i wnikliwie opisane otwierają się przed czytelnikiem dotąd nieznane bądź zapomniane związki i relacje poszczególnych boskich postaci świata greckiego. Wraz z mitologią wracają do niego poezja, tragedia i komedia antyczna. Sugestywne jest bardzo śledzenie za autorem wyjątków z poszczególnych tekstów. Profesor wręcz palcem wskazuje i podkreśla odpowiednie cytaty, czasami tłumacząc je na nowo, innym razem poprawiając translację, bądź w sposób delikatny podpowiadając nieco inny przekład. Obok Orfeusza zaczynają pojawiać się kolejne imiona i dobierane do nich przymiotniki czy omówienia. Jakby w kryminalnym śledztwie wyłania się ciąg przyczynowo-skutkowy, a dotąd ukryte boskie koneksje stają się coraz wyraźniejsze. Jedną z nich jest związek z Bakchusem, staroitalskim bóstwem... Wątki, ślady, związki, relacje, poszlaki, których początek bierze się z tekstu na tabliczce z grobu w antycznej polis Hipponion w Wielkiej Grecji, zawierającego pojęcie "bakchos" - czyli drugiego, obok "mystai", terminu, interesującego autora w kontekście roli Dionizosa w świecie ludzi -, rozwijane są drobiazgowo, ukazując zwykłemu czytelnikowi szeroki, skomplikowany i oczywiście bardzo niepewny obraz misteriów, orgii, szału, obrzędów, rytuałów. Z nich z kolei wywodzą się kolejne przypisywane Dionizosowi cechy. I w tej części książki, wydaje się, że chyba po raz pierwszy, czytelnik otrzymuje to, co będzie się jeszcze wielokrotnie powtarzać, mianowicie więź bogów z ludźmi tak ścisłą, że determinującą przez to szczególną rangę i pozycję człowieka: "Czasownik «bakcheuein» określa zatem w jego wypadku raczej określony sposób życia, który gdzie indziej nazywany bywa «orphikos bios» - życie orfickie. Jest to przede wszystkim powstrzymywanie się od pokarmów mięsnych (co czyni właśnie Hippolit i o czym mowa jest w Żabach Arystofanesa jako o nauczaniu Orfeusza). A jeśli tak, to «bakchos» oznacza przede wszystkim kogoś, kto nie tylko (i może w ogóle nie na pierwszy miejscu) zachowuje się w określony sposób - mając ku temu powody w postaci uczestnictwa w szczególnym obrzędzie. Ujmując to nieco inaczej - mianem «bakchos» można określić człowieka ze względu na całe jego życie, a nie tylko udział w jakichkolwiek rytuałach" [2]. Fascynujące, prawda?

Mniej więcej w tym samym momencie dowiadujemy się o bardzo ważnym atrybucie Dionizosa. Chodzi o utworzoną z łodygi roślinnej laskę, przyozdobioną bluszczem i szyszką. Tańczący i trzymający w ręku "thyrsos" bóg jest tak samo bliski ludziom, jak oni jemu. Jak wiele razy w dalszej części książki, widzimy Dionizosa pośród ludzi, a obraz ten wydaje się nam misterium zachodzenia na siebie światów boskiego i ludzkiego. Profesor podaje mnóstwo przykładów literackich i etymologicznych, które świadczą o przenikaniu się już nie dwóch, lecz trzech sfer, zamieszkałych przez różne kategorie istot. Mowa o bogach, ludziach i zmarłych.

Przytoczone fragmenty pierwszego szkicu o Dionizosie są reprezentatywnym przykładem treści całej książki. Czytelnik z niewątpliwą przyjemnością zaczyna śledzić kolejne wcielenia i atrybuty upojonego winem i tańczącego z menadami boga, odkrywane w sztuce, kulturze i literaturze starożytnych Greków. Towarzyszy temu bardzo jasne przekonanie, że otworzyło się przed nim dotąd trudne dostępne kompendium wiedzy, teraz uszeregowane, poprawione, rozszyfrowane. Sympatyczne u czytelnika poczucie posiadania wiedzy i związanego z nim spokoju potwierdzane jest przez autora, gdy wspomina on czy dopowiada raczej, że sięgnął do źródeł najstarszych, a tropy są potwierdzane w kilku innych, nie tylko literackich, miejscach.

Drugi szkic rozpoczyna "Mit tebański", opowiadający o Dionizosie, śmiertelnym synu Semele. Po pierwszych słowach z "Bachantek" spotkamy się z odniesieniami do Homera, by przejść do przypisywanego mu zbioru hymnów orfickich. Autor naszą uwagę kieruje najpierw na Eurypidesa, kolejny raz prosząc nas o powrót do lektur, uważne ich przeczytanie, nieco inną interpretację i oczywiście podkreślając ich wagę nie tylko w kontekście historii o Dionizosie, ale przede wszystkim podstaw nowożytnej literatury i jej toposów, mitów, znaków. Otwiera przed nami poszczególne historie życia Dionizosa, od narodzin aż do śmierci, jego związki z bogami, przypisywane mu w starożytnych tekstach cechy, które mają swoje odzwierciedlenia w ikonografii. W jaki sposób i skąd Dionizos znalazł się pośród Panteonu bogów i stał się bliski ludziom na tak ogromnym obszarze starożytnej Grecji? Pojawiające się niejasności wzbudzają zaciekawienie. Ich rozwiązywanie bądź pozostawienie jako tajemnicy antyku utrzymuje nastrój, który towarzyszy nam od początku pierwszego szkicu. Dygresje Profesora stają się częścią opowieści. Jak choćby przy omawianym micie o Dionizosie Byku-bogu: "Trzeba tu zaznaczyć, że słowa «mit» używamy w tym miejscu, jak w ogóle dziś najczęściej, w znaczeniu przyjętym w nauce i kulturze nowożytnej, mniej więcej tak, jak od XIX wieku określa się opowieści o bogach lub w ogóle o rzeczach świętych w rozmaitych kulturach, w tym także u współcześnie żyjących plemion pierwotnych («primitive societies»; «tribal societies») badanych przez etnologów. Nie jest to całkiem zgodne z ususem greckim, a i w odniesieniu do pracowicie nagromadzonego materiału nowożytnego budzi czasem wątpliwości z tego chociażby względu, że w obrębie tego pojęcia mieszczą się bardzo różne opowieści - plemion afrykańskich, Indian z obu Ameryk, a czasem nawet i folkloru europejskiego, nie mówiąc już o kulturach starożytnych, też ogromnie zróżnicowanych, jak na przykład sumeryjska, babilońska i dalekowschodnie. Jak dawno już zauważył wybitny badacz angielski, G. S. Kirk, mają one tyle tylko wspólnego ze sobą, że są właśnie «opowieściami» («tales»). Tymczasem można by paradoksalnie powiedzieć, że Grecy bardzo długo nie mieli mitów - mieli za to wiedzę o bogach" [3]. Otóż tą wiedzą dzieli się z nami autor "Dionizosa", przedstawiając bardzo skrupulatnie, czasami edukując, delikatnie wykładając, wcale nie unikając dydaktyki. Skupienie się nad tekstem, zrozumienie go, sięganie do słowników jeszcze nikomu nie wyszło na złe.

Niezbędne jest sięgnięcie do Homera, Herodota i Hezjoda. Pierwszy i ostatni oraz orficki "Hymn do Dionizosa" układają obraz boga z wątków poświadczonych w różnych mitach i poezji okresu archaicznego. Znajdzie je czytelnik w punktach na jednej ze stron "Dionizosa w świecie bogów", co stanowi znakomity prolog do kolejnych odkryć w książce.

Komplikowanie czytelnikowi wyobrażenia o Dionizosie zdaje się jedną z reguł "Trzech szkiców". O "micie tebańskim" autor pisze, że nie jest ani jednolity, ani jedyny. A syn Semele objawia się nam za chwilę jako syn Persefony, Dionizos z epitetem "chtoniczny". W podróż z takim Dionizosem zabiera nas krótka linijka z Kallimacha, ale ze wskazówką Profesora, żeby pamiętać o V wieku p.n.e., Orfeuszu i cywilizacjach mykeńskiej oraz minojskiej. Następnie autor zwraca naszą uwagę na coś niebywale ważnego i skomplikowanego. Orfizm. Niespodzianek aż nadto. Ledwie kilka stron dalej "mamy do czynienia z odkryciem uważanym dzisiaj raczej zgodnie za największą sensację filologii klasycznej XX wieku" [4], czyli słynnym papirusem z Derveni, z odczytanym najstarszym pismem z przypisywanych Orfeuszowi a datowanym na V-VI wiek p.n.e. Ojcostwo Dzeusa staje się faktem. Jednak największe zaskoczenie spotyka nas w trzech ostatnich zdaniach "Dionizosa w świecie bogów". One opisują boga, którego spotykamy w ostatnim szkicu. Tam króluje niejednoznaczność bohatera, choć może raczej wieloznaczność i różnorodność. Spotykamy się z rozważaniami i dowodami w iście współczesnych formach i konfiguracjach. Fragmenty o obecności wątków homoerotycznych, seksualności, która nie musi łączyć się z płodnością, prowokują i kierują nasze myśli ku obecnym zmianom postrzegania tematów intymnych, łącząc je z rozwojem tolerancji, której z kolei podstawy odnajdujemy w nauce.

Tak jak w poprzednim szkicu byliśmy często przenoszeni do pierwszego rozdziału za sprawą Dionizosa orfickiego, ostatni odnosi nas tam w kontekście wina i kobiecości oraz fallicznych obrzędów w kulcie dionizyjskim. W szkicu "Dionizos w świecie przyrody" Profesor jest bardziej niż poprzednio rozluźniony. Niczym kieliszkiem wina raczy czytelników co rusz historyjkami z kultury antycznej czy greckiego folkloru nowożytnego nawiązującymi do dziedziny (kompetencji) Dionizosa, w której mieszczą się teatr, wino, świat podziemny, świat roślinny, świat zwierząt, kobiety i seksualność.

Powtarzane przez Profesora wybrane informacje, jak na przykład ta, że Dionizos był bogiem czczonym przez Greków już w II tysiącleciu p.n.e., to sposób na zwrócenie uwagi na ich doniosłość i wagę nie tylko jako zapamiętanej na przyszłość wiedzy, ale także w kontekście dalszej lektury "Trzech szkiców", tudzież na przygotowanie czytelnika do spotkania z kolejnym suspensem. Nie zdradzając go, podkreślam, że "Dionizos w świecie bogów" jest niezwykle interesujący, przynosi kolejne wcielenia tytułowego boga, pokazuje go w roślinnych i zwierzęcych epifaniach, malując obrazy znane czytelnikowi z ikonografii znajdujących się na kartach współczesnej literatury i w muzeach. Te sugestywne treści ostatniego rozdziału są znakomitym podsumowaniem wcześniejszych wywodów, ponieważ naukowa i literacka odsłona Dionizosa - jego boska genealogia, wędrowanie ścieżkami między Olimpem a światem podziemnym, a nawet nauczanie ludzi, ściśle sakralna rola wśród ludzi, uświęcanie wybranych i stanie na czele rytualnych korowodów - nie zbliżała Dionizosa z czytelnikiem tak, jak wcielanie się w elementy życia codziennego, jak udowodnienie, że scala profanum i sacrum świata ludzi w jedno, zaciera granice, ten połączony świat organizuje.

Dionizos na początku książki wyobraża się czytelnikowi bez konkretnego miejsca. Tło misteriów, obrzędów, rytuałów, tańców jest jeszcze niepokojąco niejasne. Widzimy szczegóły twarzy, postaci, ubioru, trzymanych atrybutów, jak choćby w scenie z Bryzeidą, branką Achillesa, na jednej z waz. Dionizyjska przestrzeń obejmuje trzy już wspomniane sfery: olimpijski świat bogów, święta, misteria i rytuały dane ludziom, którzy na to zasłużyli swoim postępowaniu w życiu doczesnym, oraz świat podziemny, Hades. W owych domenach widzimy zmieniające się oblicze Dionizosa, jego boską empatię w stosunku do ludzi, potrzebę przebywania z nimi, ba! w zasadzie jako mistrza, przewodnika, nauczyciela, kształcącego, dającego wiedzę tym, którzy gotowi są przestrzegać zasad i reguł, w końcu przecież jako stałego towarzysza.

Praca profesora Lengauera ma pewną niezwykłą, bardzo sympatyczną cechę. Mianowicie tworzy u czytelnika wyobrażony obraz autora, który z przyjemnością krok za krokiem, słowo za słowem, strona za stroną buduje bardzo wyraźny świat antyku. W "Dionizosie" staje się on niezwykle bliski, a zarazem niewiarygodnie szeroki. Tytułowy bohater zdaje się łączyć wiadomości, które najpierw bardzo młody czytelnik otrzymywał zwykle fragmentami i z różnych źródeł w procesie edukacji, by w trakcie kolejnych jej stopni i na różnych ścieżkach zawodowych powoli zapominać o roli antyku dla europejskiej kultury. Owe skrawki Dionizos zszywa i porządkuje. Mozaika sztuk, geografii i nauk humanistycznych przypomina i zarazem odkrywa tutaj kolebkę kultury europejskiej, a co najważniejsze, wcale nie rości sobie prawa do zatrzaśnięcia wraz z ostatnią stroną książki drzwi do świata Greków, odczytanego, zinterpretowanego, omówionego. Krąg greckiego antyku będzie obejmował nas zawsze, ciągle rozszerzając się o nowe odkrycia...

____
[1] Włodzimierz Lengauer, "Dionizos: Trzy szkice", Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów, 2020, s. 18.
[2] Tamże, s. 33-34.
[3] Tamże, s. 99.
[4] Tamże, s. 119.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 333
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: