Dodany: 01.09.2022 23:34|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Mordowanie duszy


"Są różne sposoby mordowania człowieka albo przynajmniej jego duszy, i na tym nie zna się żadna policja na świecie. Wystarczy tu słowo, szczerość w odpowiedniej chwili. Wystarczy uśmiech. Chciałbym zobaczyć człowieka, którego nie można by zabić śmiechem lub milczeniem. Ma się rozumieć, że wszystkie te morderstwa dokonywane są powoli. Czy nie zastanawiał się pan nad tym, kochany panie Knobel, dlaczego ogromna większość ludzi tak bardzo interesuje się prawdziwymi morderstwami, takimi, które są widoczne i dają się dowieść? Przecież to zupełnie jasne: ponieważ zazwyczaj nie widzimy morderstw popełnianych przez nas codziennie. Odczuwamy więc ulgę, kiedy rozlega się strzał, płynie krew albo ktoś ginie od prawdziwej trucizny, nie tylko od milczenia swojej żony. Dlatego właśnie takie wspaniałe były minione stulecia, na przykład Renesans, że wtedy charaktery ludzkie objawiały się poprzez działanie. Dziś wszystko rozgrywa się wewnątrz; żeby opowiedzieć o takim morderstwie, trzeba by mieć czas, dużo czasu!"[177/8]

Takie zadanie, jak w ostatnim zdaniu powyższego cytatu, zdaje się stawiać sobie autor powieści psychologicznej Stiller (Frisch Max).

Początek nieodparcie przywodzi na myśl Proces (Kafka Franz), albo Auto da fé (Canetti Elias), gdy bohater zostaje zatrzymany w pociągu na podstawie stwierdzenia jednego z pasażerów, jakoby był zaginionym Stillerem, podczas gdy on jest amerykaninem o nazwisku White – lecz nikt nie daje temu wiary, bohater traktowany jest jak Stiller bez procesu, bez dowodów, bez cienia niepewności. Dalej otrzymujemy nawet takie zdania, które przywodzą właśnie na myśl chorą logikę powieści Canettiego:

"(…)pańska nienawiść do Szwajcarii wcale jeszcze nie dowodzi, że nie jest pan Szwajcarem. Przeciwnie! (…) właśnie tym się pan zdradza!"[281]

(swoją drogą przychodzi tu na myśl także ojkofobia: współcześnie chociażby wielu Polaków lubuje się w stwierdzeniach "to takie polskie", "polskie piekiełko", "standardowy Polak-katolik" itp.)

Z biegiem akcji sprawy jednakże się komplikują. Nie wiemy, czy zatrzymany White jest Stillerem, czy też nie – sprzeczne stają się zeznania, White/Stiller zaczyna błądzić (niczym w opowieści szkatułkowej) po historii swojej i innych osób, lecz przestaje to wszystko się kleić, na narratorze nie możemy polegać.

"Ale nawet akceptacja samego siebie to jeszcze nie wszystko! Dopóki chcę przekonać otoczenie, że nie jestem nikim innym, tylko sobą, boję się z konieczności mylnej interpretacji i ten strach czyni mnie więźniem otoczenia… Bez pewności, że poza ludzkim rozumieniem istnieje instancja absolutna, że istnieje rzeczywistość absolutna, nie mogę sobie wyobrazić (…) żebyśmy kiedykolwiek mogli osiągnąć wolność."[478]

"Stiller" skłania do zastanowienia nad tym, czym jest autokreacja, kim naprawdę jesteśmy i co o tym stanowi. Nazwisko tytułowe Stiller (przez dłuuugi czas bez imienia) znaczy cichy – tak, jakby uniknąć chciał mówienia o sobie; zaś bohater mówiący to White – biały, niczym aluzja do wybielania się bądź bycia czystą kartą (zaczynania od nowa?). Nasuwa się na myśl, że opozycja Stiller vs. White jest najważniejszą wskazówką: jeżeli definiujemy swoją osobowość jako negatyw jakiegoś obrazu, to równocześnie wskazujemy na ów negatywizowany obraz. (jeśli zaś pochylimy się jeszcze głębiej nad znaczeniem mian: łatwowierny strażnik, wysłuchujący większości wynurzeń Stillera/White'a nazywa się Knobel – tak, jak knebel)

Trochę na marginesie: zwrócił moją uwagę taki oto opis porównawczy przyjaźni i psychoanalizy, gdzie ta ostatnia w Ameryce zastępuje terapeutyczną moc tej pierwszej, stając się po prostu PŁATNĄ przyjaźnią:

"Wszyscy ci szczerzy, nieskomplikowani znajomi wyraźnie nie oczekiwali od stosunków międzu ludźmi niczego więcej; nie widzieli potrzeby, żeby ten przyjazny stosunek miał się rozrastać. (…) Kończy się na szczerym życzeniu, żeby drugiemu dobrze się wiodło. Ma się przyjaciół, żeby było przyjemniej, a poza istnieją przecież psychiatrzy, coś w rodzaju mechaników życia wewnętrznego, na wypadek, gdyby ktoś miał defekt i nie mógł sam dziury załatać. Tak czy inaczej, nie należy obarczać przyjaciół smutnymi historiami; a wtedy i oni odpowiadają tylko równie ogólnym i niezobowiązującym optymizmem."[462/3]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 309
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: fugare 02.09.2022 09:35 napisał(a):
Odpowiedź na: "Są różne sposoby mordowa... | LouriOpiekun BiblioNETki
Napisałeś: "zwrócił moją uwagę taki oto opis porównawczy przyjaźni i psychoanalizy". W cytowanym tekście jest wzmianka o psychiatrii. Pomijając już fakt, że psychoanaliza jest raczej domeną psychologii, to zarówno jedna, jak i druga pomoc (psychologa lub psychiatry) jest czasami wręcz niezbędna i nie należy traktować jej jako substytutu przyjaźni, bo nie o to chodzi. Psychiatra to taki sam lekarz, jak stomatolog, a pacjentów tego drugiego nikt nie podejrzewa o chodzenie do niego w celu uzyskania wyłącznie duchowego dobrostanu, choć jego działania przynoszą również takie, czasem wręcz spektakularne efekty. Może ten fragment jest wyjęty z szerszego kontekstu i wcale nie ma na celu deprecjonowania zalet pomocy psychiatrycznej, czy psychologicznej, ale podany w ten sposób, ma taką właśnie niezgodną ze stanem ogólnym wiedzy, nawet powiedziałabym, staroświecką wymowę. Terapeutyczna moc przyjaźni jest nie do przecenienia, ale niestety, są sytuacje, które wymagają po prostu leczenia przez specjalistę i trudno się dziwić, że wiele osób (w Ameryce, czy też innych częściach świata) z niej korzysta.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.09.2022 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisałeś: "zwrócił moją... | fugare
Chodzi mi tu bardziej o traktowanie wizyt u psychiatry/psychoanalityka/psychologa jako substytutu tego, co zwykła dawać przyjaźń. Frisch krytykuje moim zdaniem te "przyjaźnie", które są powierzchowne, które są jedynie "na dobrą pogodę", relacje, które nie dopuszczają dyskusji o nieszczęściach, porażkach, ciężkich chwilach, problemach – gdzie "przyjaciel" jest nim tylko do tego momentu, gdy przestaje otrzymywać samą rozrywkę, przyjemną interakcję, radosny obraz życia innych.

Swoją drogą w tym kontekście polecam bardzo Pozostać przy zdrowych zmysłach: Jak nie stracić głowy w stresie współczesnego życia (Persaud Raj) i moją czytatkę do tej pozycji, promującej samopomoc (ponieważ prócz przypadków istotnie chorobowych lub na tyle ciężkich, że bez interwencji specjalisty nie da się obyć, z braku "prawdziwej" przyjaźni ludzie zaczynają szukać pomocy w każdej, najdrobniejszej sprawie u psychiatry itp., strzelając z armaty do mrówki).
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: