Dodany: 21.07.2022 09:50|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Słoń z Étretat
Stoga Joanna

3 osoby polecają ten tekst.

Słoń a sprawa... pewnej rodziny, przebaczenia i nadziei


Niewielu jest współczesnych polskich autorów, po których każdą nową książkę jestem gotowa sięgać bez wahania, a gdy odliczyć fantastykę i literaturę niebeletrystyczną, liczba ich staje się nader ograniczona, przy czym przynajmniej połowę stanowi generacja 70+. A jednak od czasu do czasu trafia się ktoś młodszy, kto mnie swoim pierwszym utworem zainteresuje czy wręcz oczaruje na tyle, że z niecierpliwością czekam, aż napisze coś nowego. Debiut Joanny Stogi, zbiór opowiadań „Las, pole, dwa sobole”, był na tyle dojrzały i dopracowany warsztatowo, bym z miejsca włączyła jego autorkę do grona twórców, których dokonania warto śledzić na bieżąco. Na kolejną publikację jej autorstwa, tym razem „pełnometrażową”, czekałam niespełna dwa lata. Najchętniej zasiadłabym do jej czytania zupełnie nieuprzedzona, czego się mam spodziewać, to jednak okazało się nie do końca możliwe, chociażby ze względu na jedno z moich licznych zajęć, w ramach którego przez moje ręce przechodzą recenzje nowości książkowych. Przeczytawszy dwie takie, wiedziałam już z grubsza, o co chodzi, choć znaczenie tytułu nadal pozostawało przede mną ukryte (co mi nie przeszkadzało, bo przecież wiadomo, że w jakimś momencie opowieści pojawi się wyjaśnienie). I wiedziałam, że taka lektura prawdopodobnie będzie mi odpowiadała.

Podobnie, jak we wspomnianych opowiadaniach, ważnym motywem w „Słoniu z Étretat” jest śmierć. Od niej wszystko się zaczyna. Pierwszy raz przed kilkunastu laty, gdy Teo, ukochany syn Zakińskich – rodziny jak na polskie standardy dość nietypowej, bo zafascynowanej kulturą starożytnej Grecji do tego stopnia, że wszyscy ponadawali sobie przydomki zaczerpnięte z mitologii, zapominając metrykalnych imion – zginął w wypadku na oczach ojca. Wtedy to M. (skrót od Morfeusza) zapadł na tajemniczą chorobę psychiczną – jakiś rodzaj niepostępującego otępienia, które uczyniło go niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania i do komunikowania się z otoczeniem. I wtedy Kassi (od Kasandry) poczuła mocniej niż kiedykolwiek, że dla rodziców ona właściwie nigdy się nie liczyła; była, bo była, rozmawiali z nią, przydzielali jej jakieś obowiązki, może nawet zauważali sukcesy, ale ważny był tylko Teo. Z chwilą jego śmierci życie rodziny się rozpadło; Demi (od Demeter) skupiła się na opiece nad niedołężnym mężem, a córka… cóż, jakoś musiała sobie poradzić. A teraz śmierć uderzyła po raz drugi. Zabrakło Demi. Jednak to nie żałoba jest najbardziej dotkliwa – bo relacja między matką a córką od dawna była pozbawiona cieplejszych uczuć – lecz fakt, że Kassi zostaje wyłączną opiekunką ojca. Oczywiście, gdyby miała małe dziecko, też nie byłoby jej łatwo, jednak o wiele łatwiej znaleźć żłobek dla trzylatka, niż placówkę, gdzie ktoś zaopiekuje się siedemdziesięciolatkiem zachowującym się jak trzylatek. Nawet pracując zdalnie, nie zawsze daje sobie radę, a tymczasem nowe kierownictwo firmy daje jej do zrozumienia, że nie może liczyć na ulgi. I nagle, jakby zesłana przez los, zjawia się wolontariuszka Brygida, dzięki której Kassi ma możność spędzić chwilę z przyjaciółką czy też z nowo poznanym chłopakiem. Co nie znaczy, że dalej już nic się nie skomplikuje…

Fabuła „Słonia z Étretat” bazuje na schemacie wielokrotnie wykorzystywanym w literaturze i filmie: fortuna kołem się toczy, więc żeby zakosztować rozkoszy jazdy na wozie, trzeba się najpierw znaleźć pod wozem i dać przezeń solidnie sponiewierać. Schemat ten to tylko szkielet, na którym można zbudować ckliwe i mało gustowne romansidło, nudną piłę przeładowaną morałami, pasjonującą, choć nieprawdopodobną historię przygodową (co z powodzeniem czynił nasz pierwszy noblista – popatrzmy tylko na „Ogniem i mieczem”!) albo sympatyczną, ciepłą opowieść, krzepiącą serce podobnie, jak poprzedni z wymienionych gatunków, ale też przy okazji ukazującą mniejszy lub większy skrawek autentycznego życia, mającą wiarygodnie nakreślonych bohaterów z prawdziwymi problemami, które czytelnika skłaniają do myślenia. Powieść Joanny Stogi należy do ostatniej z tych kategorii, sytuując się mniej więcej na tym samym poziomie, co cykl o księdzu Rafale Macieja Grabskiego czy tryptyk Joanny M. Chmielewskiej z „Piwnicą pod Liliowym Kapeluszem”.

Początkowo zdaje się, że aż za wiele tych wszystkich nieszczęść na skromną gromadkę bohaterów: Kassi straciła dwoje spośród trojga członków najbliższej rodziny (i, jak się dowiemy dopiero pod koniec, do tej pory gryzie ją sumienie z powodu przykrych słów, powiedzianych bratu w ostatnie wakacje przed jego śmiercią), a stan trzeciego praktycznie odebrał jej szanse utrzymania się w pracy i założenia własnej rodziny. Podobnie trudną sytuację rodzinną mają – choć każde z innego powodu – Brygida i Emil. Baśka, pochodząca z rodziny pełnej i szczęśliwej, i przez to nastawiona do ludzi generalnie pozytywnie, zostaje skrzywdzona przez kogoś, komu zaufała, w taki sposób, że wiele osób już by się po tym nie podniosło. A nawet i Mateusz, wyglądający na bezgranicznie zadowolonego z życia, ma w swojej biografii czarną kartę, tylko, że ta już się zdążyła odwrócić… Ale czy nie jest tak, że ludzie doświadczeni przez los w jakiś sposób wyczuwają się nawzajem i dlatego łatwiej im się poznać i zbliżyć? Każdy czytelnik pewnie znajdzie w pamięci podobny przykład z życia. Tak samo, jak każdy doskonale zna – jeśli nie z własnych przeżyć, to z czyichś opowieści – drogę przez mękę, jaką przechodzi opiekun osoby z demencją, te wszystkie peregrynacje po urzędach, po placówkach opiekuńczych, te próby znalezienia asystenta albo lekarza, którego zainteresowanie chorym obejmie coś więcej niż „nie ma potrzeby niczego zmieniać”[1] i „widzimy się za dwa miesiące”[2]… Albo sytuację w firmie, w której doszli do głosu ludzie interesowni i zawistni, poniżający i zastraszający innych dla samego upajania się władzą. Albo sprawę lokalnego potentata, który co prawda czyni liczne gesty w stronę swoich podwładnych czy sąsiadów, ale w zamian za to wymaga od nich bezwzględnej lojalności. Albo rodziców, którzy tak się zafiksują na wspieraniu i chwaleniu jednego z dzieci, że po prostu zapominają o drugim.

Jest więc „Słoń z Étretat” powieścią piekielnie życiową, przynajmniej do pewnego momentu – bo już prawdopodobieństwo, że każdemu, kto swoje odcierpiał, zostanie to nagrodzone, każdy, kto czuł się winny, poprosi o przebaczenie i je uzyska, a każdy, kto zawinił, oberwie stosownie do przewiny, w prawdziwym życiu jest jednak ciut mniejsze; tu wszelako uznaję wyższość literatury nad życiem, bo może potrzebujemy tej szczypty nadziei, której, kierując się rachunkiem szans, pewnie byśmy nie mieli…
I jest powieścią technicznie bardzo dobrą: pisaną płynną, zgrabną, nieprzestylizowaną polszczyzną; niezawierającą ani grama dosłowności fizjologicznych, które tak wielu pisarzy młodszych generacji uważa za element sine qua non udanego utworu; nieprzesadzającą z opisami, lecz tam, gdzie są one potrzebne, operującą nimi w sposób wręcz malarski; zaludnioną pełnowymiarowymi, wiarygodnymi psychologicznie bohaterami (może odrobinę zbyt mocno spolaryzowanymi, bo na przykład do Wiktorii, nowej szefowej wydawnictwa, nie da się poczuć ani źdźbła sympatii; spośród tych sytuujących się po jasnej stronie życia moim faworytem jest Zdzich i … no, cóż, pies o wdzięcznym przezwisku Czort, bo choć osobiście wolę koty, w pewnych okolicznościach pies może dać człowiekowi coś, czego kot dać nie zdoła). Korekta w paru miejscach a to przepuściła zdwojony wyraz czy literówkę, a to zgubiła przyimek, są to jednak usterki uchwytne jedynie dla dość wnikliwego oka, niezakłócające przyjemności czytania.

Być może w ocenie nie będę obiektywna, bo wiele dzieł należących do polskiej i światowej klasyki oceniłam niżej – ale może po prostu były chłodniejsze emocjonalnie, dając się raczej docenić, niż polubić?

[1] Joanna Stoga, „Słoń z Étretat”, wyd. Seqoja, 2022, s. 238.
[2] Tamże, s. 239.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 330
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: