Dodany: 30.06.2022 17:32|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Wrażenia i chwile
Gdula Krzysztof Jan

3 osoby polecają ten tekst.

Codzienność ocalona


Czas płynie, wszystko przemija, nawet i człowiek, choć ponoć jest najdoskonalszym dziełem natury. Gdyby nie umiejętność zapisywania słów na mniej lub bardziej trwałym materiale, nie wiedzielibyśmy zupełnie nic o nikim, kogo nam się nie zdarzyło spotkać osobiście, bez względu na to, czy żył trzy tysiące lat przed nami, czy równolegle z nami, a o wielu innych tylko tyle, co nam ktoś opowiedział, powtarzając po kimś kolejnym. Pismo, początkowo używane tylko dla celów oficjalnej komunikacji i tylko w uprzywilejowanych warstwach społecznych – bo przez całe stulecia ani umiejętność pisania, ani materiały piśmienne nie były dostępne dla każdego – z czasem zdemokratyzowało się na tyle, że każdy, kto miał dość czasu i chęci, był w stanie na gorąco utrwalać przebieg wydarzeń na świecie, w kraju, we własnym domu. A także swoje własne spostrzeżenia i przemyślenia, rzeczy może mało ważne z perspektywy bieżącej chwili, ale bezcenne dla tych, którzy mieli przyjść po nim, a często i dla niego samego w wiele lat później. Bo to, że gdzieś wybuchła wojna, spłonął budynek, ktoś się urodził, a ktoś umarł, zostaje odnotowane w wielu oficjalnych źródłach. Ale to, co ktoś widzi podczas spaceru lub jazdy samochodem, jakie odczucia budzi w nim przeczytana książka czy wysłuchany utwór muzyczny, co myśli po obejrzeniu wiadomości telewizyjnych albo po wymianie zdań z sąsiadem – stanowi część jego samego tu i teraz. Mówi o tym, jaki jest, co jest dla niego ważne, czego potrzebuje. Dzięki temu za kilkadziesiąt lub kilkaset lat inni poznają go nie tylko jako Adama X, pisarza ze stolicy, czy Ewę Y, nauczycielkę z wioski na Opolszczyźnie, ale jako człowieka. Dlatego tak cenię różnego rodzaju dzienniki i notatniki – niekoniecznie pisane przez ludzi sławnych – tym więcej, im więcej w nich osobistych refleksji.

„Wrażenia i chwile” Krzysztofa Gduli należą do tego właśnie gatunku – zapisków sporządzanych na gorąco w ciągu kilkunastu lat pracy i podróży z nią związanych. Tworzonych po to, by „z każdego dnia ocalić jakąś cząstkę, niechby niewielką, niechby mało znaczącą, ocalić cokolwiek: jedną chociaż myśl, widok, radość, uśmiech, albo odwrotnie – smutek czy łzę”[1], także dlatego, że to „i radość daje, a chwilami nawet euforię. Radość tego rzadkiego rodzaju, jaką jest radość tworzenia i obcowania ze słowem”[2].

Tą cząstką może być wszystko.
Na przykład znaleziony gdzieś przy drodze kamyk i związany z nim strumień myśli: „przecież i ciepło tej bursztynowej barwy też jest umowne, jest moim jej odczuwaniem istniejącym dzięki tysięcznym skojarzeniom, wspomnieniom i lekturom; w cieple tej barwy jest chwila z dzieciństwa, gdy w upalny letni dzień lepiącymi się palcami poznawałem upajający zapach i podobieństwo świeżej żywicy do miodu, jest wiele razy oglądany, ale niezmiennie budzący mój podziw widok sosnowego lasu oświetlonego niskim słońcem. (…) To wszystko tkwi we mnie, niewypowiedziane, nieuświadomione, ale przecież odczuwalne, gdy zamykam dłoń na połyskliwym, bursztynowym krzemieniu, znowu czując jego ciepło”[3].
Albo widok pola obsianego dojrzewającym zbożem, przywołujący nie tylko wspomnienia analogicznych widoków, ale też „rozkoszny, teraz już nieznany, zapach wody, w gorący czas żniw czerpanej dużą chochlą z kanki ukrytej w cieniu wiśni rosnących na miedzy”[4], i „zapach mąki, prawdziwy i pełny tylko we młynie, ale w takim starym młynie, drewnianym, skrzypiącym, zakurzony białym pyłem. Ten zapach jest w pół drogi między zapachami z pól a zapachami z wielkiej drewnianej dzieży, w której babka dokonywała tajemnych obrzędów, zakończonych przykryciem ciasta lnianą zasłoną. (…) Jeszcze tylko zapach drewna, tak odmienny w mokre i słoneczne dni, jeszcze tylko magiczny widok ognia i zapach rozgrzewającego się, ceglano-glinianego pieca…”[5].
Blask słońca odbity w kroplach wody, ściekających z dachu na żelastwo zwalone pod ścianę warsztatu, albo wkradający się przez okienko przyczepy mieszkalnej.
Malutka roślinka o różowych kwiatach, wychylająca się z pasemka trawy niezgniecionego kołami ciężarówki.
Wspomnienie żony, „gdy zdejmowała skarpetki, takie króciutkie, do kostki, i cienkie jak pończochy”[6].
Barwa morza po zachodzie słońca.
Jaskółka w locie.
Reklama telewizyjna, w której ktoś, „kto znany jest z – na przykład – dobrego odbijania piłki, przekonuje Kowalskiego do zakupu”[7] nie piłki czy butów sportowych, ale na przykład określonego modelu telefonu.
Wkładana do czytnika karta SD, mieszcząca tyle książek, co niejedna mniejsza biblioteka.
I nawet… papier toaletowy użyty w roli równocześnie myjki i ściereczki do naczyń, gdy zabraknie wody na porządne zmywanie.

Gdybym chciała zacytować wszystkie spostrzeżenia autora, które mnie zachwycają swoją wyrazistością i barwnością, wszystkie obrazy urzekające zawartą w nich dawką poezji i wszystkie przemyślenia, pod którymi gotowa byłabym się sama podpisać, musiałabym przepisać dwie trzecie całej książki.

I dlatego zapiski kogoś, kto nie jest „osobistością medialną”, lecz człowiekiem z tłumu, takim, jak my, przedstawiającym się czytelnikom skromnie jako „technik na emeryturze”, mają w moich oczach wartość równą, jak dzienniki kilkorga najbardziej przeze mnie cenionych literatów światowej lub przynajmniej krajowej sławy.

I dlatego piekielnie smutne i niesprawiedliwe jest to, że panu A czy pani B dowolne wydawnictwo wyda wszystko, co ten/ta do nich przyniesie, niezależnie od gatunku i jakości, tylko dlatego, że pan A jest popularnym prezenterem telewizyjnym, a pani B laureatką konkursu tańca – natomiast ktoś nieznany, choć umie pięknie dobierać słowa, by malować pełne uroku obrazy i formułować mądre refleksje, może zobaczyć swój tekst wydrukowany jedynie wtedy, gdy sobie sam publikację sfinansuje. A nawet, jeśli to zrobi, okaże się, że nie może liczyć na profesjonalną redakcję czy nawet tylko korektę swojego tekstu, „dzięki” czemu bezlitośnie wychodzą na wierzch wszystkie literówki, pominięte przecinki, przestawione apostrofy, nadmiarowe spacje itd.

Nawet jednak z tymi usterkami „Wrażenia i chwile” stały się jedną z najprzyjemniejszych moich tegorocznych lektur, dawkowaną po kawałku przez dwa miesiące, żeby na dłużej starczyło. I równocześnie taką, która trafi na podręczną półkę, żebym co jakiś czas mogła ją bez trudu wyjąć i przypomnieć sobie, jak można pisać o kwitnącym bzie, jesiennym lesie albo zapachach wspomnień.

[1] Krzysztof Gdula, „Wrażenia i chwile”, wyd. nakładem autora, 2022, s. 115.
[2] Tamże, s. 39.
[3] Tamże, s. 82.
[4] Tamże, s. 132.
[5] Tamże, s. 133.
[6] Tamże, s. 203.
[7] Tamże, s. 162.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1258
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: koczowniczka 01.07.2022 19:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Czas płynie, wszystko prz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie mogę zgodzić się z twierdzeniem, że autor wydający na swój koszt „nie może liczyć na profesjonalną redakcję czy nawet tylko korektę swojego tekstu”. Ależ oczywiście, że może, pod warunkiem, że za tę usługę dodatkowo zapłaci. Wydawnictwa typu Warszawska Firma Wydawnicza mają w swojej ofercie usługi korektorskie, można też na własną rękę znaleźć specjalistę, który sprawdzi tekst. Problemem nie jest więc to, że autor „nie może liczyć na profesjonalną redakcję czy nawet tylko korektę swojego tekstu”, tylko fakt, że autor czuje niechęć do ponoszenia dodatkowych kosztów. Nawiasem mówiąc, od dawna mnie dziwi, że self-publisherzy znajdują pieniądze na wydanie książki, a na redakcję, która jest przecież od wydania o wiele tańsza, już nie. I podejrzewam, że tak było w tym przypadku: nie zapłacono za redakcję i korektę, więc ich nie ma.

Zajrzałam przed chwilą na blog Krzysztofa i proszę – Krzysztof pisze tak: „Dla dodatkowego obniżenia kosztów zrezygnowałem w fachowej korekty tekstu, co zapewne skutkuje pewną ilością potknięć stylistycznych i interpunkcyjnych”. Czyli wydanie książki z błędami to jego świadomy wybór.

Jeszcze słówko dotyczące Twojej uwagi, że celebrycie dowolne wydawnictwo wyda wszystko, a autorowi nieznanemu nie. W przypadku Krzysztofa niechęć normalnych wydawnictw może wynikać też z tego, że teksty, które miały złożyć się na książkę, publikowane były wcześniej na blogu. Warto wiedzieć, że w oczach wydawców takie teksty uchodzą za spalone, nieopłacalne. Bo kto kupi książkę, skoro sporą jej część można przeczytać za darmo?...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.07.2022 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogę zgodzić się z tw... | koczowniczka
Nie czytałam tego wpisu o rezygnacji z korekty (zresztą w ogóle raczej rzadko zaglądam na blogi, a jeśli, to nie czytuję ich systematycznie) - a moje przekonanie wynikało także stąd, że gdzieś tydzień czy dwa wcześniej czytałam inną książkę, również wydaną w wydawnictwie self-publishingowym, reklamującym się m.in. zapewnieniem, że rozpoczęcie współpracy z nimi skutkuje profesjonalną redakcją i korektą tekstu, czego w czytanej książce trudno się było dopatrzeć.
A co do tekstów z blogów, oczywiście, że osobom znanym wydaje się zbiory takowych, podobnie jak zbiory felietonów publikowanych wcześniej w prasie (za którą czytelnik wszak zapłacił, chcąc ją przeczytać, a teraz płaci po raz wtóry), często nie podając w nocie wydawniczej wyraźnej informacji o tym - sama parę razy nacięłam się na taki zbiorek, gdzie wzmianki o pierwodruku były dopiero pod tekstami, a nie na okładce (a jak się zamawia zdalnie, raczej tego nie widać).
Użytkownik: koczowniczka 01.07.2022 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie czytałam tego wpisu o... | dot59Opiekun BiblioNETki
Bo ta korekta i redakcja często profesjonalne są tylko z nazwy. :) Niektórzy autorzy, i to nawet ci publikujący w tradycyjnych wydawnictwach, przez złożeniem propozycji wydawniczej na własną rękę wyszukują osobę, która by im ulepszyła tekst, bo z redakcją w tradycyjnych wydawnictwach też nie jest dobrze. Ale nawet taka słaba korekta, jaką można wykupić w wydawnictwach typu vanity, moim zdaniem jest lepsza niż żadna, bo zawsze jakaś część błędów zostanie wyłapana, poza tym można zachować dla autora szacunek, gdyż zrobił, co mógł, by tych błędów było jak najmniej.

Zgoda, osobom znanym wydaje się teksty publikowane wcześniej, jednak zwykły Kowalski raczej nie może na to liczyć i dlatego nie powinien publikować w internecie zbyt dużej ilości tego, co będzie chciał wydać.

Wpis autora o rezygnacji z korekty jest tutaj: https://krzysztofgdula.blogspot.com/2022/04/wrazen​ia-i-chwile.html
Użytkownik: misiak297 01.07.2022 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo ta korekta i redakcja ... | koczowniczka
W wydawnictwach typu vanity redakcja jest taka, jakby jej wcale nie było. Z korektą też różnie bywa.
Użytkownik: koczowniczka 01.07.2022 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: W wydawnictwach typu vani... | misiak297
Autor książki, o której rozmawiamy, raczej nie ma zastrzeżeń do redaktorów z wydawnictw vanity, bo w czytatce „Książka o miłości w górach” napisał: „Pracę redaktora uznaję za staranną”, na blogu zaś wyznał, że rezygnuje z korekty tylko z powodów finansowych: „Dla dodatkowego obniżenia kosztów zrezygnowałem w fachowej korekty tekstu, co zapewne skutkuje pewną ilością potknięć stylistycznych i interpunkcyjnych”. Czyli zrezygnował tylko dla oszczędności, wierzy, że gdyby nie zrezygnował, w książce byłoby tych potknięć mniej.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.07.2022 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo ta korekta i redakcja ... | koczowniczka
Przypuszczam, że myśl o prowadzeniu bloga wpada człowiekowi do głowy znacznie wcześniej, niż o wydaniu drukiem tych zapisków...
Użytkownik: koczowniczka 01.07.2022 22:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypuszczam, że myśl o p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zapewne tak. Nie każdy od wczesnej młodości wie, że chce zostać autorem.
Użytkownik: ilia 02.07.2022 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogę zgodzić się z tw... | koczowniczka
Nie dziwię się, że autor nie skorzystał z fachowej korekty tekstu, gdyż taka "fachowa" korekta kosztowałaby więcej niż całe wydanie książki. Przy poprzedniej książce, wydawnictwo zażyczyło sobie kwoty ponad 6 razy większej niż teraz zapłacił za "Wrażenia i chwile". A tamta książka była mała i pod względem objętości i wielkości, wydano ją w miękkiej okładce, na żółtawym papierze marnej jakości. Obecna jest dużą książką, dużo stron, twarda okładka, biały papier dobrej jakości. Więc o czym tu mówić? Jedyny błąd, który Krzysztof Gdula popełnił, to, to że nie zrobił korekty sam. Bo te błędy to tylko trochę literówek, niewłaściwie postawionych przecinków, jedno powtórzenie tekstu.

Piszesz: "Nawiasem mówiąc, od dawna mnie dziwi, że self-publisherzy znajdują pieniądze na wydanie książki, a na redakcję, która jest przecież od wydania o wiele tańsza, już nie". Otóż nie, mylisz się. Druk książki nie jest taki drogi. Drogie są te usługi redaktorskie, korektorskie.

Także mylisz się odnośnie tego, że niechęć normalnych wydawnictw do wydania "Wrażeń i chwil" polegała na tym, że niektóre teksty były już publikowane w internecie. Prawda jest całkiem inna, wręcz prozaiczna. Prawie wszyscy z tych wydawnictw, gdzie Krzysztof posłał swój tekst zachwycali się nim, ale stwierdzali - cóż z tego że to jest dobre, na takiej książce nie ZAROBIMY.
Użytkownik: jolekp 02.07.2022 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dziwię się, że autor ... | ilia
"Druk książki nie jest taki drogi. Drogie są te usługi redaktorskie, korektorskie."

Tak naprawdę najdroższy to jest zysk wydawnictwa. W firmach self-publishingowych właśnie dlatego nie ma praktycznie żadnej selekcji tekstów i drukowane jest wszystko jak leci, bo to nie na sprzedaży książek tam się zarabia, ale na różnicy pomiędzy kosztem wydania a kwotą, którą wyłoży autor.

I naprawdę dziwne są pretensje do wydawnictwa, że chce zarabiać. Wydawnictwa to firmy jak każde inne, jak nie będą zarabiać, to się zamkną. W dzisiejszych czasach niestety największym problemem jest to, że wszyscy chcą być pisarzami, tylko czytelników coraz mniej.
Użytkownik: Raptusiewicz 02.07.2022 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: "Druk książki nie jest ta... | jolekp
Największą częścią ceny książki jest kolportaż - wiecej, niż jej połowa. A cena druku zależy od wielkości nakładu.
Użytkownik: koczowniczka 02.07.2022 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dziwię się, że autor ... | ilia
A ja się dziwię, bo dobrą redakcję językowo-merytoryczną można dostać już za 180 zł za arkusz, więc to naprawdę nie wychodzi drogo, każdego na taką zapłatę byłoby stać. Poza tym ile by korekta nie kosztowała, to jest to wydatek konieczny. Jeśli kogoś na niego nie stać, niech nie wydaje książki, proste. Książek i tak jest za dużo, od braku jednej świat się nie zawali. W przypadku Krzysztofa rezygnacja z korekty jest tym bardziej dziwna, że on często wyszukuje u innych jakieś błędy. We wpisie zatytułowanym „Zmiany w obyczajach i języku” i zamieszczonym na swoim blogu opisał taką oto sytuację: od firmy ubezpieczeniowej otrzymał list, w którym było napisane: „Dziękujemy, że kontynuujesz ubezpieczenie”. Krzysztof dopatrzył się w tym zdaniu błędu, bo według niego konstrukcja „dziękujemy, że...” jest nieprawidłowa, i posunął się do tego, że zwrócił tej firmie uwagę (nie podał przy tym nawet linku do poradni językowej, tylko autorytatywnie stwierdził, że tak się nie pisze).

Po kimś, kto tak żarliwie zwalcza błędy u innych, spodziewałabym się większej dbałości o własną książkę. Ja naprawdę nie rozumiem tego pobłażania dla autorów, którzy rezygnują z redakcji i z korekty. Jeśli ktoś by sprzedawał surówkę z nieumytych rzodkiewek, tłumacząc, że mycie za drogo by wyniosło, bo woda jest droższa niż te warzywa, to też usprawiedliwiałabyś sprzedawcę? :)

„Piszesz: "Nawiasem mówiąc, od dawna mnie dziwi, że self-publisherzy znajdują pieniądze na wydanie książki, a na redakcję, która jest przecież od wydania o wiele tańsza, już nie". Otóż nie, mylisz się. Druk książki nie jest taki drogi. Drogie są te usługi redaktorskie, korektorskie”. Miałam na myśli wydanie książki w wydawnictwach vanity. Jedna z autorek niedawno pisała, że za wydanie książki zapłaciła 12 tysięcy, a do tego dopłaciła tysiąc za korektę. Tysiąc to jednak o wiele mniej niż 12 tysięcy.
Użytkownik: janmamut 02.07.2022 19:28 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja się dziwię, bo dobrą... | koczowniczka
Po stwierdzeniu, że bardzo trzeźwo piszesz, zajrzałem w Twoje oceny i znalazłem coś, czego szukałem wiele lat, choćby tu Zapomniany tytuł (Psie mięso, jucha). A jest to Wielkie przygody małego ancykrysta (Morton Józef).
Bardzo dziękuję!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.07.2022 23:09 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja się dziwię, bo dobrą... | koczowniczka
Ech, pewnie, że od braku jednej świat się nie zawali, ani nawet od braku wielu. Ale ja mimo wszystko wolałabym, żeby zabrakło miałkiego pleplania o niczym, niż słów głębokich i mądrych, w przypadku których jedyną winą autora jest to, że nie potrafi się przebić do prawdziwych wydawnictw, więc musi sam płacić za wydanie książki. A ten dodatkowy tysiąc też dla kogoś może znaczyć wiele...
Użytkownik: ilia 03.07.2022 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja się dziwię, bo dobrą... | koczowniczka
Napisałaś: "Poza tym ile by korekta nie kosztowała, to jest to wydatek konieczny. Jeśli kogoś na niego nie stać, niech nie wydaje książki, proste. Książek i tak jest za dużo, od braku jednej świat się nie zawali". Uważam, że gdyby Krzysztof nie wydał tej książki, to świat może by się nie zawalił, ale byłby uboższy o tak piękne przemyślenia, obserwacje i spostrzeżenia. Ma umiejętność, ma dar ubrania w słowa tego co inni ludzie myślą o otaczającej nas rzeczywistości, przyrodzie, pięknie świata, a nie umieją tego wyrazić. Nieważne są jakieś nieliczne błędy, ważne jest to, że taka książka ujrzała światło dzienne, a nie została w szufladzie. A jeśli ktoś się czepia, że teksty te były już publikowane w Biblionetce, czy na blogu, to niech pomyśli, że Krzysztof napisał przez wiele lat tysiące tekstów, i czy ja lub ktoś inny będzie poświęcał setki godzin, żeby to wszystko przeczytać. Nie. A w książce ma wybór najlepszych tekstów.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: