Dodany: 26.05.2022 12:03|Autor: fugare

Książki i okolice> Książki w ogóle

4 osoby polecają ten tekst.

Książki, które (przypadkiem?) wpadają nam w ręce


Spośród wielu przeczytanych książek, są takie, o których można powiedzieć, że w odpowiednim czasie trafiliśmy na nie, lub może to one, znalazły nas w tym najbardziej właściwym momencie. Często nie są nawet wybrane świadomie, a bywa, że zupełnie przypadkowo wpadły nam w ręce. Zdarzyło się to z pewnością nie tylko mnie, ale każdemu i to wielokrotnie. Są jednak tytuły, które już na zawsze kojarzą się z konkretnymi sytuacjami i zapadają w pamięć na długo.
Dla mnie to A lasy wiecznie śpiewają (Gulbranssen Trygve). Nie wiedziałam nic na temat tej książki, kiedy znalazłam ją na półce w domu krewnych, gdy podczas jakiejś wizyty usypiałam dziecko i postanowiłam przeczytać kilka stron. To było dla mnie, w tym momencie, właśnie to – wyszłam już z książką (całkiem legalnie, nie porywając jej) :)
Kolejna to Wyspy na Golfsztromie (Hemingway Ernest) . Przeczytałam ją podczas kilku dni, kiedy z powodu pewnej nieoczekiwanej awarii zostałam „uwięziona” w domku letniskowym moich rodziców, w czasach kiedy telefonia komórkowa nie była dostępna zwykłym śmiertelnikom, a to była jedyna nieprzeczytana jeszcze przeze mnie książka, którą tam znalazłam. Miała być tylko ratunkiem od nudy, a okazała się pasjonująca. Z pewnością to właśnie okoliczności, a może trochę brak oczekiwań wobec tych lektur, przyczyniły się do takiej satysfakcji z czytania.
Proponuję podzielenie się swoimi wspomnieniami książek – niespodzianek i okoliczności, w jakich nas znalazły (to dla romantyków), lub my znaleźliśmy je (wersja dla realistów).
Wyświetleń: 1844
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: yyc_wanda 28.05.2022 01:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Spośród wielu przeczytany... | fugare
Moje „przypadkowe” i miłe sercu lektury, które pochodzą z bibliotecznej półki „zamówienia”.

Brzmi to paradoksalnie, bo skoro zamówione, to jak mogą być przypadkowe? A jednak. Moja półka „zamówione” to taki zapychacz, gdzie wrzucam książki, o których usłyszałam coś pochlebnego, coś co mnie chwilowo zainteresowało, coś co zasugerowało, że to może być temat dla mnie. Ale ponieważ takich książek jest wiele, a ilość zamówień ograniczona jest do 50 sztuk, muszę stosować selekcję. Tak więc wędrują tam głównie książki, do których jest długa kolejka. Daje mi to czas do namysłu i pozwala na wcześniejsze planowanie lektur. Prawda jednak jest taka, że żonglując 50 tytułami, większość z nich trzymam w zawieszeniu, i zwalniam dopiero wtedy, gdy chcę daną książkę wypożyczyć, albo też rezygnuję z jej czytania. Ten system stosuje wielu czytelników, co sprawia, że nigdy nie wiadomo, które miejsce tak naprawdę się ma w kolejce. I tak na przykład dowiaduję się, że mam do odebrania książkę, choć mój numer był 10.
Lektury, ktore nazywam „przypadkowymi” to te, co do których nie do końca jestem przekonana, że będę je czytać. Posuwają się wolno w kolejce i z czasem je blokuję widząc, że zbliża się moja kolej. Nie zawsze jednak zdążę to zrobić na czas i tak oto dowiaduję się, że mam odebrać z biblioteki książkę, na której czytanie w danej chwili wcale nie mam ochoty. Książkę, która wybrałą mnie, a nie ja ją.
A oto kilka takich niespodzianek, do których podchodziłam z rezerwą i bez większego entuzjazmu, a sprawiły mi dużą przyjemność:

Afgańska perła: Historia dwóch kobiet, które zmieniły swoje przeznaczenie (Hashimi Nadia). Nie wiem skąd ta książka znalazła się wśród moich zamówień, nie wiem kto i kiedy ją polecał, bo temat wydawał mi się mało interesujący. Zrujnowany wojną Afganistan, prowincjonalne rządy warlordów, bieda, zacofanie, wojna domowa i narkotyki, które są ucieczką przed nieznośną rzeczywistością, a na tym tle tragiczna sytuacja afgańskich kobiet. Nie spodziewałam się, że historia młodziutkiej Rahimy, przeplatana z historią jej pra-pra-babki, zrobi na mnie tak silne wrażenie. Ale to już zasługa autorki, Nadii Hashimi, która tak pięknie snuje tę opowieść. „Afgańska perła” była jej debiutem. Czytałam tę książkę 5 lat temu, obiecując sobie przeczytać wszystko, co wyjdzie spod pióra tej autorki. W jej dorobku ukazały się już trzy następne powieści, a ja jeszcze nie sięgnęłam po żadną z nich.

Nienawiść, którą dajesz (Thomas Angie). I znów temat, którego staram się unikać: Black Lives Matter. Nie popieram tej organizacji, ponieważ większość ich manifestacji kończy się rozbojem, napadami na sklepy, dewastacją samochodów. Stanęłam więc przed dylematem – czytać czy odpuścić sobie tę powieść? Ale skoro już do mnie przyszła, to trzeba dać jej szansę. I dobrze, że tak się stało, bo to bardzo dobra powieść młodzieżowa, którą spokojnie można polecić i dorosłym czytelnikom. Główna bohaterka, Starr, żyje na pograniczu dwóch światow. Mieszka w biednej, murzyńskiej dzielnicy, w której rządzą gangi i handlarze narkotyków, ale większość dnia spędza w prywatnej szkole, do której, ze względu na bezpieczeństwo i lepszy start w życiu, wysłali ją rodzice. Jej postać jest wielowymiarowa i świetnie nakreślona. Autorka przedstawia jej rozdarcie pomiędzy dwoma światami – jej lojalność do środowiska, z którego się wywodzi i jednocześnie chęć przynależności i dopasowania się do grupy młodzieży szkolnej, z którą przebywa na codzień. To również jest debiut i również obiecywałam sobie śledzić twórczość tej pisarki. Dwie następne powieści czekają na przeczytanie, a zanim się za nie zabiorę, pewnie będzie ich więcej.

Przerwa (Vermette Katherena). Tu głównie odstraszała mnie okładka. Jakoś nie przypadła mi do gustu kobieca postać o surowej twarzy. A w treści znowu gangi, narkotyki, przestępstwa, tym razem w biednej dzielnicy indiańskiej na obrzeżach miasta Winnipeg (Kanada). Ta książka miała duże szanse, że zostanie skreślona z listy zamówień, jakoś nie czułam specjalnego zainteresowania, chociaż czyjaś opinia była na tyle pochlebna, że wcześniej zwróciła na nią moją uwagę. Kiedy? Dlaczego? Tego nie pamiętam, bo to są wybory dyktowane chwilowym impulsem. Każdy z b-netkowiczów, któremu schowek pęka w szwach, wie jak to działa.
„Przerwa” okazała się bardzo dobrą powieścią opisującą życie indiańsko-metyskiej społeczności. Na następną powieść tej autorki Rodzina Strangerów (Vermette Katherena), której akcja rozgrywa się w tym samym środowisku, już zapisałam się w kolejce.

Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.05.2022 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Spośród wielu przeczytany... | fugare
W zasadzie większość historii mojego czytania to lektury-niespodzianki, o których nigdy wcześniej nie słyszałam, ale znajdowały się akurat w zasięgu ręki (najczęściej na półce biblioteki miejskiej lub u kogoś z rodziny) i np. spodobała mi się okładka albo tytuł – tak trafiłam na twórczość Magdy Szabó (Tylko sam siebie możesz ofiarować... (Szabó Magda) ) i Majgull Axelsson (Kwietniowa czarownica (Axelsson Majgull) ), albo jakieś zdanie wypatrzone w środku – jak w przypadku Nocny pociąg do Lizbony (Mercier Pascal (właśc. Bieri Peter)): przeczytawszy kawałek rozważań Amadeu Prado wiedziałam, że muszę tę książkę mieć, i intuicja mnie nie zawiodła.
A moja przygoda z fantasy zaczęła się od tego, że któregoś wakacyjnego dnia, nie bardzo pamiętam, czy jeszcze w liceum, czy już na studiach, wałęsałam się między półkami miejskiej biblioteki, nie mogąc znaleźć nic odpowiedniego dla siebie. I nagle wzrok mój padł na trzy pokaźnej grubości tomy w szarozielonych obwolutach ozdobionych jakąś fantazyjną grafiką (wówczas już nie oklejano księgozbiorów szarym czy beżowym papierem pakowym, lecz przezroczystą folią, umożliwiającą kontakt z szatą graficzną okładki). Nazwisko autora – J.R.R.Tolkien – nic mi nie mówiło. Tytuł Władca Pierścieni też. Zaczęłam przeglądać: tu elfy jakieś, tu czarodziej, tam upiory – bajka dla dzieci, czy co? Ale dlaczego wstawiona między „normalną” literaturę w bibliotece dla dorosłych? Dziwne to wszystko było, a jeszcze dziwniejsze, że choć od dłuższego już czasu wszelką magię, czary i inne nadprzyrodzone zjawiska uważałam za absolutnie niegodne uwagi, „coś” nie pozwoliło mi tej książki odłożyć. Wzięłam wszystkie trzy tomy naraz – i jak się okazało, decyzja ta była nad wyraz szczęśliwą. Po paru pierwszych rozdziałach stało się bowiem jasne, że sercem, duszą, wyobraźnią i każdym nie-fizycznym elementem mojego jestestwa zamieszkałam w Śródziemiu na dobre, i nie wybaczyłabym sobie samej, gdybym w tej „teleportacji” zrobiła sobie przerwę dłuższą, niż trzeba było na jaki taki sen i pośpieszne połknięcie posiłku. Żywa, niesamowicie pojemna i kreatywna imaginacja Tolkiena zawładnęła mną całkowicie, stworzony przezeń fantastyczny świat wydał mi się równie logiczny i spójny jak nasz, a z pewnością barwniejszy i ciekawszy. Jakaż kosmiczna odległość dzieliła tę przepiękną, metaforyczną baśń od czytywanych w dzieciństwie historii o różnych Kopciuszkach i Śpiących Królewnach! Jakże cudownie krzepiąca była jej główna teza, że w obronie wartości nadrzędnych warto zapomnieć o różnicach wyglądu, charakteru, doświadczenia, o wszelkich podziałach rasowych i klasowych – i że maleńki, ubogi duchem człowieczek (bo czymże innym byli hobbici – śpiochy, łakomczuchy, gaduły i psotnicy?) może dokonać wielkich czynów, jeśli tylko znajdzie motyw, który obudzi drzemiące w nim uśpione siły ducha, i jeśli mieć będzie wokół siebie przyjaciół!... I przestałam stronić od fantasy. Jakieś ćwierć wieku później poprosiła mnie znajoma z pracy, niezmotoryzowana i mieszkająca na uboczu, abym podczas bytności w mieście zakupiła dla niej, a właściwie dla jej córki, „tego Pottera”, którego ja w żadnym razie czytać nie zamierzałam, bo coś, co jest tak nachalnie reklamowane, tak rzadko bywa dobre… Kupiłam, wsadziłam do torby i tak jakoś zamarudziłam, że nie zdążyłam się zaopatrzyć w żadne czasopismo do czytania w pociągu. A przede mną było dwie i pół godziny jazdy. Pomyślałam nie bez racji, że przecież książki nie ubędzie, gdy na nią rzucę okiem. Ubyć nie ubyło – pani Jadzia otrzymała ją następnego dnia w stanie nienaruszonym – za to ja doszłam do wniosku, że nieznana angielska autorka stworzyła powieść naprawdę kapitalną, nie tylko wciągającą, dynamiczną i tryskającą humorem (co prawda nie zawsze bardzo subtelnym...), ale też przekazującą w prostych obrazach znaczenie takich pojęć, jak przyjaźń, lojalność, uczciwość. Rzecz oczywista, że przy następnej wizycie w mieście Harry Potter i kamień filozoficzny (Rowling Joanne (pseud. Rowling J. K., Skamander Newt, Whisp Kennilworthy, Galbraith Robert)) znów powędrował do mojej torby, tym razem po to, by wzbogacić moją domową biblioteczkę. Cały cykl zdążyłam od tej pory przeczytać ze trzy razy, w tym raz w oryginale, i zdania nie zmieniłam.

Użytkownik: Margiela 30.05.2022 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: W zasadzie większość hist... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kopciuszki i królewny też przepiękne! A metaforyczne wręcz niesłychanie i krzepiące w najwyższym możliwym stopniu. Byle czytane w pełnych, klasycznych wersjach, takich, jakie naprawdę opowiadano przy darciu pierza. Bez wygładzaczy i uśliczniaczy wszelkiej maści;)
No, ale ja wybitnie nietolkienowska jestem. To znaczy doceniam w pełni i na tym koniec. Tylko "Hobbita" lubię naprawdę od serca.
Zorientowałam się właśnie, że z przypadku nie czytam prawie nigdy. Muszę trzy razy sprawdzić, nałykać się recenzji ile wlezie i dopiero tak ubezpieczona zacząć lekturę. Chyba że zaufam autorowi, wtedy książka za książką bez ograniczeń! Ale dlatego też moje rozczarowania można policzyć na palcach jednej ręki i jeszcze ze dwa wolne palce zostaną:)
Użytkownik: Margiela 30.05.2022 14:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Kopciuszki i królewny też... | Margiela
Wyjątek stanowią pozycje niebeletrystyczne, o których od razu wiem, że chcę je przeczytać z racji tematu. Wtedy też się nie waham, choćbym nic o nich nie wiedziała na wstępie.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 29.05.2022 19:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Spośród wielu przeczytany... | fugare
Uwielbiam książki niespodzianki. Co prawda wraz z wiekiem i doświadczeniem zmienia mi się gust, a i pamięć bywa ulotna (z powodu zabiegania), jednak jest kilka książek, po które raczej bym nie sięgnęła, gdyby nie przypadek.

Quo vadis (Sienkiewicz Henryk (1846-1916)) - w bibliotece szkolnej w podstawówce mieliśmy dość dziwne zasady korzystania z księgozbioru. Po pierwsze nie wolno było podchodzić do księgozbioru (z powodu niewielkiej przestrzeni, książek w burych papierowych okładkach i na nich tylko wypisanych długopisem - autor i tytuł), po drugie bibliotekarka przepytywała wyrywkowo uczniów o to co przeczytali w danej książce. Ponieważ szybko czytałam, a do biblioteki miejskiej miałam daleko, to i szybko oddawałam i pożyczałam kolejne pozycje w szkole. Chyba irytowałam tym bibliotekarkę, bo któregoś razu w 6 klasie otrzymałam do przeczytania właśnie "Quo vadis". Hihi, mina bibliotekarki po weekendzie, gdy oddawałam książkę była bezcenna, a ja po prostu zakochałam się w tej knidze. Oczywiście zostałam odpytana z treści (niedowierzanie i w końcu uśmiech bibliotekarki) - mogłam pogrzebać w regałach, gdy nie było innych czytelników w pomieszczeniu. Do dzisiaj kocham i starą ekranizację i książkę Sienkiewicza.

Kowalewska Hanna - na koniec liceum i na studiach należałam do Klubu Książki i co miesiąc kupowałam sobie coś z literatury. Jednak jakoś tak się trafiło, że z wybranych tytułów przeze mnie, akurat nic na półce księgarni nie stało, więc sięgnęłam po pierwszą dla mnie książkę Hanny Kowalewskiej. To była "Letnia akademia uczuć". Spodobał mi się styl autorki, więc za jakiś czas, gdy wypatrzyłam Tego lata, w Zawrociu (Kowalewska Hanna) to od razu kupiłam i to okazał się strzał w 10. Do dzisiaj wszystkim polecam jej cykl o Zawrociu.

Trzeci wielki przypadek: leżałam chora w łóżku i skończyły mi się lektury. Nie miałam ochoty na żadną powtórkę i byłam skłonna już czytać od mamy jakieś gazetki, gdy przyszli goście do rodziców jak zwykle pograć w karty. Gdy koleżanka mamy (zapalona czytelniczka jak ja) usłyszała, że jestem chora, to zadzwoniła do swojej córki, żeby mi podrzuciła coś fajnego do czytania. Nie podała tytułu, ani tego, żeby to była książka z jej półki, więc córka jej przyniosła mi swoją książkę... Harry Potter i kamień filozoficzny (Rowling Joanne (pseud. Rowling J. K., Skamander Newt, Whisp Kennilworthy, Galbraith Robert)) - nie cierpiałam książek z elementami fantastyki, a tu wszystko było magią! Czytałam w nocy tak długo aż przeczytałam. Książkę zdążyłam oddać wychodzącym gościom. A po chorobie pognałam po własny egzemplarz.
Użytkownik: fugare 30.05.2022 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwielbiam książki niespod... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Trzeci z Twoich przypadków przypomniał mi o dwóch książkach. W czasach nastoletniej próżności uważałam, że świat powinien mnie podziwiać (nawet w zimie) z rozwianym romantycznie włosem, a nie w czapce. Oczywiście moja mama była innego zdania, ale ja uparcie pozbywałam się nakrycia głowy za rogiem ulicy, a wynikający z tego katar i przeziębienie traktowałam jeszcze jako dobry powód, aby nie iść do szkoły. Jak można się domyślać, nie byłam tak sprytna, jak mi się wówczas wydawało i zostałam nakryta na paradowaniu bez czapki, a dodatkowo zachorowałam - tym razem naprawdę. I właśnie podczas tej choroby, przeczytałam wszystko poza książkami, którymi zostałam obdarowana przy jakiejś okazji, ku swojej rozpaczy, bo zdecydowanie nie była to ani Siesicka, ani Chmielewska, którymi się zaczytywałam. Cóż było robić, "na bezksiążkowiu" i Kraszewski się nada. Pogrobek: Powieść historyczna z czasów przemysławowskich (Kraszewski Józef Ignacy (pseud. Bolesławita Bogdan, Bolesławita B.)) i Cet czy licho: Powieść historyczna z końca XVII wieku (Kraszewski Józef Ignacy (pseud. Bolesławita Bogdan, Bolesławita B.)) to właśnie te powieści. Jedną z nich czytałam całą noc, co chyba już mi się później nie zdarzyło.
Użytkownik: fugare 02.08.2022 08:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwielbiam książki niespod... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Czytając o polecanym przez Ciebie Tego lata, w Zawrociu (Kowalewska Hanna) dotarłam do innej książki autorki Julita i huśtawki (Kowalewska Hanna). Trudno tu mówić o przypadku, ale zachwyciła mnie tak, że i pierwszą część cyklu o Zawrociu już kupiłam. A to wszystko dzięki Twojej rekomendacji. :)
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 02.08.2022 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając o polecanym prze... | fugare
Bardzo się cieszę :) Co prawda im dalej w las, tym więcej "przypadków", ale i tak kocham ten cykl.

Cyklu o Jantarnii nie polecam - mi bynajmniej nie przypadł za bardzo do gustu. Oceniłam niby na 4, ale już nie pamiętam nawet swoich emocji przy czytaniu. Coś mi się wydaje, że ocenę wystawiłam bardziej za autorkę niż książkę.
Użytkownik: ilia 30.05.2022 23:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Spośród wielu przeczytany... | fugare
Tak jak piszesz, są książki które zupełnie przypadkowo wpadły nam do rąk lub nie mieliśmy zamiaru ich przeczytać, a jednak były nam przeznaczone i w końcu i tak je przeczytaliśmy. Mam bardzo dużo takich książek.
Napiszę o paru z nich. Pamiętam bardzo dokładnie okoliczności, w jakich pojawiły się w moim życiu.
1. Młode lwy (Shaw Irwin). Byłam na imprezie u kolegi ze studiów, w Zawierciu. Ponieważ lubię pooglądać książki, które ktoś ma w domu, wyszłam do pokoju, gdzie była biblioteczka i popatrując po tytułach wzięłam do ręki "Młode lwy", zaczęłam czytać i tak mnie wciągnęło, że przeczytałam ok. 50 stron, aż mnie przywołano do porządku: hallo, tu jest impreza, a nie czytelnia :) Gdy później przeczytałam książkę, Irwin Shaw został moim ulubionym pisarzem.
2. Trylogia "Władca Pierścieni" J.R.R. Tolkiena, Rybnik, po studiach. Chodziłam sobie po bibliotece i trafiłam między półki, gdzie był Tolkien. Nic mi nie mówiło to nazwisko. Ale wypożyczyłam. I się zachwyciłam. Jeszcze nie byłam za bardzo obeznana z fantastyką, a jeśli już coś czytałam z tego gatunku, to była to SF. Nie widziałam, że można pisać bajki/baśnie dla dorosłych. Później porwał mnie też Silmarillion (Tolkien J. R. R. (Tolkien John Ronald Reuel)), którego przeczytałam w dwa dni, choć niektórzy twierdzą, że to jest nudne i niestrawne. Jeszcze później fantasy tak mi była potrzebna, by oderwać się od trudów życia, że przez bardzo długi czas czytałam prawie tylko fantasy. Teraz jednak znowu wolę SF, ale "Władca Pierścieni" jest The Best.
3. Cykl "Harry Potter" Joanne Rowling, Katowice, rok 2002. Słyszałam o Harrym Potterze, że dzieci go uwielbiają, a kościół krytykuje. Miałam zamiar zobaczyć co to jest, ale w bibliotece był w ciągłym wypożyczeniu. Kiedyś poszłam do biblioteki i akurat na stoliku z oddanymi książkami leżał pierwszy tom, więc wzięłam. W domu, gdy zaczęłam czytać, tak mnie to pochłonęło, że nie przestawałam czytać, aż nie doczytałam do końca. Od razu pobiegłam do biblioteki po drugi tom, ale oczywiście nie było, więc udałam się do księgarni i go kupiłam. Znowu nie mogłam się oderwać, czytałam cały dzień, a ponieważ były wakacje i miałam wolne, mogłam sobie na to pozwolić. Na następny dzień już nie poszłam do biblioteki tylko od razu do księgarni i kupiłam jeszcze dwa tomy. Na następne musiałam niestety czekać, aż autorka je napisze. Stałam się też miłośniczką książek pani Rowling i tych pisanych już dla dorosłych czytelników. A wszystko zaczęło się od Harry Potter i kamień filozoficzny (Rowling Joanne (pseud. Rowling J. K., Skamander Newt, Whisp Kennilworthy, Galbraith Robert))
4. Lód (Dukaj Jacek), Ruda Śląska, rok 2019. "Lód" stała się książką mojego życia. A o mało co bym jej nigdy nie przeczytała. Miałam ją w schowku kilka razy i kilka razy ją usuwałam. Wiedziałam, że jest ceniona przez czytelników i krytyków, ale to bardzo gruba "cegła" pisana dosyć małą czcionką i mnie to odstraszało. Jednak życie mnie "zmusiło" bym książkę przeczytała i była to jedna z najwspanialszych uczt duchowych jakich dane było mi zaznać.
5. Demony: Według kroniki radcy departamentu Geyrenhoffa (Doderer Heimito von), Ruda Śląska, rok 2021. Także tego autora miałam w schowku - dwie jego książki - i też je usunęłam. Zdecydowałam się przeczytać jedną z nich dzięki Losice, który ją szeroko zachwala. I było to moje zeszłoroczne odkrycie roku. Jestem bardzo zadowolona, że przeczytałam "Demony...". A drugą książkę Doderera przywróciłam do schowka :)
Użytkownik: fugare 31.05.2022 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak jak piszesz, są książ... | ilia
Obawiam się, że Władca Pierścieni zaczaił się też na mnie, chociaż opieram się już dość długo i uwaga... (wiem, że to dla fascynatów gatunku jak bluźnierstwo) na pewien czas wyniosłam go do ..piwnicy. No, ale jakimś trafem już powrócił i zawieszam na nim oko co jakiś czas, bo ja też bywam uparta. Dziękuję za Demony: Według kroniki radcy departamentu Geyrenhoffa (Doderer Heimito von), jak widzisz moja propozycja nie była całkiem altruistyczna, bo liczyłam, że z zaskoczeń innych i ja sobie coś upatrzę - i mam.
Użytkownik: ilia 27.06.2022 14:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Obawiam się, że Władca Pi... | fugare
Jak nasza pamięć może być zawodna. Dzisiaj myślałam o czymś tam, skojarzyło mi się to z czymś innym, to znowu poprowadziło moje myśli w innym kierunku i tak jak po sznurku doprowadziło mnie do Harry Pottera, o którym tutaj pisałam. Powiedziałam, że moja przygoda z Harrym zaczęła się w Katowicach. Pamiętam dokładnie jak cały dzień siedziałam i leżałam na kanapie i czytałam pierwszy tom cyklu. Widzę tę kanapę, gdzie stała - na przeciwko okien balkonowych, jakie jeszcze inne meble były w pokoju, że było gorąco... a pomyliły mi się miasta. To nie było w Katowicach, tylko w Kędzierzynie. W Katowicach kanapa stała pod oknami. Na swoje usprawiedliwienie mam chyba tylko to, że mieszkałam w wielu mieszkaniach, w różnych miastach.

Wracając do książek, od czego zależy, że pamiętam okoliczności w jakich czytałam niektóre książki, albo je kupiłam/wypożyczyłam, a które nie były najważniejszymi dla mnie, a nie pamiętam czasem niektórych ważnych. Na przykład zapisało mi się w pamięci czytanie Absalomie, Absalomie... (Faulkner William). Czytałam ją w pociągu, mając jakieś 16-17 lat, gdy jechałam z mamą z Kędzierzyna do Warszawy. A później gdy mama załatwiała jakieś sprawy w swojej centralnej dyrekcji, siedziałam na monumentalnych schodach i dalej czytałam. Jakoś mnie nie zachwyciła wtedy twórczość Faulknera. Może byłam za młoda?
Użytkownik: janmamut 27.06.2022 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak nasza pamięć może być... | ilia
Bo do "Absalomie, Absalomie..." warto przystępować, mając przeczytane już coś wprowadzającego w środowisko. Choćby "Sartoris" (kiedyż, ach, kiedyż przetłumaczą "Sztandary w kurzu" [czy jaki to powinno mieć tytuł]?), "Zstąp, Mojżeszu" i "Niepokonane".
Użytkownik: fugare 28.06.2022 07:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak nasza pamięć może być... | ilia
Pomyliły Ci się miasta, ale nie pomyliły Ci się książki, czy to nie znamienne. :)

W wieku 16 lat Absalomie, Absalomie... (Faulkner William) pewnie bym nie tknęła. Przeczytałam w ubiegłym roku i to moja szóstka, ale to takie indywidualne, czy książka podoba się, czy nie, że być może i dzisiaj miałabyś podobne odczucia. Świat Faulknera nie napawa optymizmem, zresztą ten prawdziwy też nie, przynajmniej ostatnio.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: