Dodany: 18.05.2022 13:56|Autor: fugare

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Song nauczycielki
Hjorth Vigdis

„Czy Erich Fromm wiedział jak żyć?” [1]


Bardzo żałuję, że nie będę mogła być w Warszawie 26 maja. W ramach Targów Książki, których Norwegia jest w tym roku gościem honorowym, Oksana Zabużko przeprowadzi rozmowę literacką z pisarką Vigdis Hjorth. Wydarzenie odbędzie się o godzinie 15.00 w Pałacu Kultury i Nauki. „Spadek” i przeczytany zaraz po nim „Song nauczycielki”, powieści, których Vigdis Hjorth jest autorką, to były dla mnie poruszające lektury, a ponieważ to wrażenia bardzo świeże, chętnie wzięłabym udział w tym spotkaniu.

„Song nauczycielki”. Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z tym tytułem, wydał mi się trochę pretensjonalny, ale złożyłam to na karb tłumaczenia i nawet wtedy, kiedy spoglądałam już na okładkę zakupionej książki, na której, oprócz rysunku stosu rozrzuconych butów, można dopatrzyć się maleńkiej sylwetki ciągnącej wózek, nie skojarzyłam jeszcze „songu” ani z „Księżycem z Alabamy”, ani z „Mackiem Messerem” (Mackiem Majchrem), ani tym bardziej z Anną Fierling, chociaż dzisiaj trudno mi to zrozumieć.
- „A rekiny w oceanie, mają zębów pełen pysk, Mackie ma w kieszeni majcher, lecz kto widział jego błysk...”[2] - nucę sobie teraz cichutko, żeby nikt nie słyszał, bo jednak Ella Fitzgerald, oLuis Armstrong, czy chociażby Janusz Radek dali interpretacje doskonałe, które wprawiają potencjalnych naśladowców w deprymujący stan nieśmiałości wykonawczej. Oczywiście, śpiewam nie z powodu jakiegoś specjalnego sentymentu do dość odrażającej postaci Mackiego Majchra, a raczej dlatego, że to jeden z tych utworów, których melodia wspomniana lub usłyszana przypadkiem na przykład o poranku nie opuszcza już słuchacza do wieczora. Mój mózg działa w takich sytuacjach jak rzep. Odbiegłam już trochę od tematu, więc tylko dodam jeszcze, że dopiero niedawno odkryłam, kto dokonał tłumaczenia tego songu z kanonu piosenki aktorskiej: był to Władysław Broniewski. A wracając do utworu, nie bez powodu część krytyków uznała, że to właśnie muzyka Kurta Weilla sprawiła, iż „Opera za trzy grosze”, bo to z niej song pochodzi, zdobyła taką popularność. Teraz skojarzenie wydaje mi się oczywiste i czytelnikowi tego tekstu z pewnością również. Tytułowy „song” jest nawiązaniem do Bertolda Brechta i jego twórczości, a symboliczna postać ciągnąca wózek, to oczywiście Matka Courage.

Książka, która ukazała się w Norwegii w 2018 r., przeczytana przeze mnie w ubiegłym tygodniu, w zaskakujący sposób wpisuje się swoją wymową w czas teraźniejszy, a nawet w porę roku. Autorka nie mogła przewidzieć, jak będzie wyglądał świat w 2022 r. Z pewnością nie spodziewała się też, że wojna, o której w treści książki wspomina, i nawet trochę wypomina Norwegom, iż nie zdają sobie sprawy z udziału ich kraju w różnych wojnach, bo te odbywają się daleko od ich spokojnego, dostatniego życia, zajrzy nam wszystkim Europejczykom w okna.

Bohaterkę poznajemy w piękny wiosenny poranek, kiedy zadowolona, ubrana swobodnie i prosto, z lekką nonszalancją cechującą pewne swojej wartości kobiety po pięćdziesiątce, zdąża do pracy na uczelni – to Wyższa Szkoła Sztuk w Oslo. Prowadzi tam cykl wykładów o twórczości Brechta. Jest w tym dobra i pasjonuje ją zarówno Brecht, jak ta praca. Jej słuchaczami są studenci pierwszego roku Wydziału Aktorskiego. Tego dnia jest w naprawdę dobrym nastroju, wypiła już swoją poranną kawę z mlekiem sojowym, a pozostałe po zakupie drobne podarowała, tak jak zazwyczaj, rumuńskiej żebraczce, spotykanej często w drodze do pracy. Dzień Lotte Bøk (bo tak nazywa się bohaterka) zapowiada się wspaniale i zupełnie się nie spodziewamy - ani my, czytelnicy, ani ona sama - że z pozoru drobna, altruistyczna, jak mogłoby się wydawać, decyzja radykalnie zmieni jej losy. Cóż, można powiedzieć, że właściwie całe nasze życie składa się z takich drobnych decyzji i postanowień, niekiedy brzemiennych w skutkach. Jednak w tym wypadku to nie los tak sprawił, to sama Lotte i jej gotowość do podjęcia pewnego wyzwania spowodowały, że wszystko w jej życiu się zmieniło. Przed wejściem do sali wykładowej bohaterka spotyka studenta ostatniego roku Akademii Sztuk Pięknych (to część Wyższej Szkoły Sztuk), który chce zrealizować projekt dyplomowy – film o wykładowcach i ewentualnych związkach ich pracy z życiem prywatnym. Autor filmu chce w nim pokazać, że obie dziedziny - praca, polegająca na nauczaniu i życie prywatne - wpływają na siebie wzajemnie. Proponuje udział w filmie i zaznacza, że oprócz jej wykładów będzie chciał nakręcić również sceny z życia prywatnego. To właśnie film, który powstanie, i proces jego tworzenia dokonają takiej rewolucji w ustabilizowanym, spokojnym, dostatnim (bo pamiętajmy, że akcja toczy się we współczesnej Norwegii) życiu bohaterki.

„Myslovitz” - jeden z moich ulubionych polskich zespołów - śpiewał kiedyś:
„Kolejna strona »Mieć czy być«,
Czy Erich Fromm wiedział jak żyć,
W rzeczywistości ciągłej sprzedaży,
Gdzie »być« przestaje cokolwiek znaczyć”[3] itd.
Pytanie postawione w latach 70. przez Ericha Fromma, "Mieć czy być?", właściwie, jak mogłoby się wydawać, nie dotyczy takiej osoby jak Lotte. Ona MA - jest zamożną Norweżką, żyjącą w kraju o takim stopniu dobrobytu i bezpieczeństwa socjalnego, które gwarantują jej byt i zasoby, o jakich inni „lokatorzy” naszej planety mogą tylko pomarzyć. Stara się więc BYĆ - jest osobą wykształconą i bardzo świadomą: dba o środowisko, wpłaca pieniądze na organizacje pomocowe, uczy studentów, jak interpretować antywojenne przesłanie brechtowskiej „Matki Courage” czy wskazówki moralne, przekazywane przez Brechta w „Dobrym człowieku z Seczuanu” albo „Kaukaskim kole kredowym”. Zazwyczaj spotyka się z pozytywnym odbiorem swoich metod nauczania i sama też wydaje się być z siebie zadowolona, do momentu, kiedy dostrzega, że to, jak odbiera swoją osobę, może być do pewnego stopnia autokreacją i że może być postrzegana przez innych w zupełnie odmienny sposób. Podczas kręcenia filmu zaczyna też zdawać sobie sprawę z rozdźwięku pomiędzy teorią, której naucza, a prawdziwym życiem. Mimo wszystko jest gotowa zmierzyć się ze swoim filmowym wizerunkiem i przyjąć ewentualną krytykę. Nie spodziewa się jednak, jak zostanie przedstawiona przez młodego filmowca i odebrana przez widzów podczas projekcji zaledwie szesnastominutowego filmu.

Ta książka dowodzi, poza umiejętnościami literackimi, dużej inteligencji i erudycji jej autorki, a czytelników zostawia sam na sam z wielkim znakiem zapytania. Bo jeśli tylko należą do tzw. świata kultury zachodniej, to pytanie jest bezpośrednio do nich. Nie można też uniknąć konfrontacji z próbą postawienia się na miejscu Lotte – to coś więcej niż niemiłe wrażenie podczas oglądania niektórych fotografii: "Nie, to niemożliwe! Tak wyglądam?" Bo zazwyczaj, oczyma wyobraźni, widzimy siebie jako troszkę ładniejszych i zgrabniejszych, niż serwuje nam to fotograf, lub w niektórych przypadkach pisarz. Swój wizerunek kreować można zresztą w różny sposób – ot, choćby tutaj - w książkowym serwisie społecznościowym - gdzie poruszanie pewnych tematów, lub przeciwnie, przemilczanie niewygodnych kwestii, sprawia, że być może staramy się pokazać innym w korzystniejszym świetle, dbając o swoją „wyimaginowaną” reputację. A i tak zapewne nie dowiemy się nigdy, co inni sądzą o nas naprawdę, a wszystko to może być tylko próbą dokarmienia swojego „głodnego” ego, do czego tak trudno się przecież przed sobą i innymi przyznać.
To świetna książka, bardzo stymulująca do myślenia na temat poruszonych w niej problemów. Może stanowić wstęp do ciekawej dyskusji, bo spotkałam się już z opinią, że to problemy trochę wydumane, a podejście do tematu przeintelektualizowane. Ja tak nie uważam. Zachęcam do lektury, a może nawet rozmowy na temat tej powieści.

[1] Z piosenki zespołu „Myslovitz” pod tytułem „Mieć czy być”, autorzy tekstu i melodii: J. Kuderski, W. Kuderski, P. Myszor, W. Powaga, A. Rojek, z pamięci.
[2] Bertolt Brecht, tłum. Władysław Broniewski, kompozytor Kurt Weill, cytat z polskiej wersji piosenki „Die Moritat von Mackie Messer” z „Opery za trzy grosze”, z pamięci.
[3] Z tekstu piosenki zespołu „Myslovitz”, op. cit., z pamięci.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4289
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.05.2022 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo żałuję, że nie będ... | fugare
Hm, chyba muszę to przeczytać! Wrzucam do schowka w bibliotece.
Użytkownik: ilia 15.06.2022 19:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo żałuję, że nie będ... | fugare
Chcę odnieść się do pewnego zjawiska we współczesnym świecie poruszonym w książce, które strasznie mnie irytuje. Ciekawi mnie co powiesz lub powiecie na ten temat.
Ale na początek zarys historii.

Lotte Bok uczy w Wyższej Szkole Sztuk w Norwegii. Prowadzi cykle wykładów o dramatopisarstwie Bertolta Brechta. Aktualnie ma zajęcia ze studentami I roku wydziału aktorskiego. Omawia różne sztuki Brechta, ostatnią jest "Kaukaskie koło kredowe". Lotte zaproponowała by dla lepszego zrozumienia problematyki tej sztuki studenci odegrali kilka scen. W ostatniej scence dwie studentki wcieliły się - jedna w rolę żony gubernatora, która uciekając z miasta podczas rozruchów zostawiła swoje dziecko, bo bardziej ją interesowały rzeczy niż dziecko, - druga w służącą która ocaliła dziecko z pożogi, przygarnęła je i wychowała. Po paru latach żona gubernatora wraca do miasta i żąda zwrotu dziecka. Kto powinien mieć to dziecko?

Teraz fragment z książki, w którym mowa co się dzieje.
"To jest dziecko - powiedziała, biorąc do ręki starą szmacianą lalkę córki ... Podała każdej studentce rączkę lalki. - Której z was uda się przyciągnąć dziecko do siebie, ta je dostanie. ... Dziewczyny ciągnęły ze wszystkich sił. Szarpały, rwały, byle tylko wygrać, a reszcie (studentów) się to podobało. ... Pamiętajcie, że to żywe dziecko. ... I ciągnęły obie tak mocno, że wkrótce prawie rozerwały lalkę. Szmaciane ramię się urwało. ... Obie patrzyły zdezorientowane na Lotte, zastanawiając się, która zwyciężyła. - Czy wy nie rozumiecie... , ... - czy nie widzicie, że dziecko nie żyje? ... - Pomyślcie - ... służąca je kocha i chyba puściłaby jego rączkę, żeby mu nie zaszkodzić. To właśnie dzieje się w kredowym kole. Żadna z was nie puściła, bo każda chciała tylko wygrać. Żadna nie okazała troski o dziecko, nawet ta grająca kobietę, która w swoim czasie je uratowała. ... - Rozumiecie? Studenci niepewnie pokiwali głowami. Tylko dziewczyna, która grała rolę służącej, nie kiwnęła potakująco. Spuściła głowę i zaczerwieniła się. Tage Bast, jakby tego brakowało, podszedł bliżej, żeby ją sfilmować. Na to dziewczyna wybiegła z sali. Jej koleżanki wymieniły poważne spojrzenia i pognały za nią. Po nich zrobili to samo chłopcy i Lotte została sama z notatkami".

Później odbył się pokaz filmu Tage Basta i wszyscy żałowali tej dziewczyny grającej służącą. Nie obszedł ich sposób w jaki te dwie młode kobiety rozstrzygnęły o losach dziecka, lecz tylko ta "skrzywdzona" przez wykładowczynię studentka. A potem ukazał się artykuł w gazecie.

"Według dziennikarza, student czwartego roku Tage Bast w swojej etiudzie dyplomowej ujawnił, że uczelnia zatrudnia wykładowców, którzy nie stosują się do założeń pedagogicznych obowiązujących wszystkie szkoły wyższe i uniwersytety w kraju. Istnieją zatem powody, by się obawiać o zdrowie psychiczne studentów, jeśli w filmie pokazano typowy sposób prowadzenia zajęć. Jedna z wykładowczyń Lotte Bok, doprowadziła swoją studentkę, zaledwie osiemnastolatkę, do załamania - aż żal patrzeć".

Więc, gdzie ja widzę problem, co mnie złości? Nie podoba mi się, że w imię obecnie panującej ogólnoświatowej poprawności, która króluje zwłaszcza w zamożnych krajach umownego Zachodu, z młodym pokoleniem trzeba się obchodzić jak z przysłowiowym jajkiem. Broń Boże powiedzieć im, że coś źle zrobili, niewłaściwie się zachowali itp. - już się załamują. Nie wolno takich rzeczy, nawet w delikatny sposób powiedzieć, bo cię oskarżą, że naruszasz ich zdrowie psychiczne.

W dzisiejszych czasach bardzo popularne stało się zrzucanie winy na innych. I nie stosują tego tylko młodzi, lecz większość ludzi. Gdy coś nie wychodzi mi w życiu, nie udaje się, gdy coś źle zrobiłem - to nie moja wina. To wina innych ludzi, świata, okoliczności, polityki, a najczęściej rodziców. Bo rodzice mnie nie kochali, albo za mało kochali, albo więcej czasu poświęcali mojemu rodzeństwu, albo mnie nie chwalili, albo za dużo ode mnie wymagali... Bardzo łatwo zrzuca się winę na innych, wtedy człowiek czuje się rozgrzeszony. A może by tak wziąć odpowiedzialność za swoje życie, swoje zachowanie, swoje wybory? I jeśli niewłaściwie się postąpiło, to przyznać to samemu sobie, że tak właśnie było, a nie udawać załamania psychicznego, dlatego że ktoś zwrócił mi uwagę, a to przecież nie ma prawa się zdarzyć w świecie poprawności politycznej.

Wracając do historii z książki, to może do młodej studentki coś dotarło, że źle zagrała scenę ze sztuki, nie pomyślała o co w niej naprawdę chodzi, nie umiała się wczuć w sytuację ze sztuki, a dla przyszłej aktorki to ważne by być wiarygodną na scenie, no chyba że jej marzeniem jest granie w telenowelach; i dlatego zawstydzona wybiegła z sali.

Natomiast nic nie dotarło do innych, zwłaszcza dorosłych o co tutaj naprawdę chodzi. Oni już osądzili wykładowczynię i ułaskawili studentkę, to biedne dziewczątko doprowadzone do załamania psychicznego przez złą panią nauczycielkę.
Użytkownik: fugare 15.06.2022 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Chcę odnieść się do pewne... | ilia
Bardzo byłam ciekawa reakcji na tę książkę. Czy ty też uważasz, że Lotte została wykorzystana? Ja tak myślę. I zupełnie nie rozumiem dlaczego adepci sztuki aktorskiej nie mieliby przeczytać Brechta, zamiast tylko łaskawie słuchać jak Lotte o nim opowiada i tłumaczy, jak powinno się go interpretować.
Tu mała dygresja. Przypomniało mi to moje zdziwienie, kiedy pewna młoda aktorka opowiadała o swoim udziale w telewizyjnej adaptacji "Pani Dulskiej" i bez skrupułów przyznała, że nigdy nie czytała książki. W innym przypadku nie widziałabym problemu, ale biorąc udział w takim przedstawieniu? Wracając do "Songu nauczycielki" to Tage Bast był taki empatyczny tylko dla swoich rówieśników. O tym, jak film zostanie odebrany przez Lotte, jej współpracowników, czy przełożonych już nie pomyślał - zrealizował swój, jak myślę z góry założony, cel i to mnie do niego zraziło. Nie był taki, jakim pokazywał się Lotte - wykorzystał jej zaufanie i altruizm w perfidny sposób. Nie wiem, czy mnie by to załamało, raczej byłabym wściekła, ale reakcję Lotte też rozumiem, są przecież osoby o takiej wrażliwości.
Użytkownik: fugare 16.06.2022 07:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Chcę odnieść się do pewne... | ilia
Nie odniosłam się wprost do poruszonego przez Ciebie problemu, więc dodam, że pokolenie urodzonych w latach 90. i na początku lat 2000 nie bez przyczyny nazywane jest pokoleniem płatków śniegu. Nadwrażliwość, brak dystansu do siebie, przy braku umiejętności funkcjonowania w grupie skutkuje takimi przesadnymi reakcjami na najmniejszą nawet krytykę. A z kolei, co mnie dziwi, a czego przykładem było zachowanie Tage, to brak empatii. Można rozważać, czy to wyłącznie wynik hołdowania pewnemu stylowi wychowania, czy wynik presji wspomnianej przez Ciebie poprawności. Coś w tym jest - dzisiaj, nawet ewidentnie obijającemu się pracownikowi nie można zwrócić uwagi wprost, żeby nie zostać posądzonym o mobbing.
Użytkownik: Raptusiewicz 16.06.2022 09:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie odniosłam się wprost ... | fugare
Mówienie o problemach, które wcześniej były zamiatane pod dywan to nie jest "nadwrażliwość", tylko raczej kwestia odwagi.
Użytkownik: fugare 17.06.2022 07:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówienie o problemach, kt... | Raptusiewicz
Ta książka nie jest może nadzwyczajna, ale jej wartością jest to, że dotyka spraw nieoczywistych. Nie występuje tam problem ukrywania czegokolwiek. Lotte mogłaby służyć za wzór nauczyciela: otwarta, kompetentna, inspirująca i absolutnie nie "przemocowa", oczywiście w sensie psychicznej presji. Kłopot polega na pewnym przywiązaniu do ról i wizerunków oraz obawy o ich utratę. A dotyczy to również wspomnianej przez Joyeuse studentki, której reakcja, nieadekwatna do sytuacji została użyta w filmie. Myślę, że każdy może zwrócić uwagę na inne aspekty tej historii. Ja zobaczyłam, jak wielką wagę przywiązujemy dzisiaj do tego, jak odbierają nas inni i jak bardzo chcemy walczyć o wizję siebie, właśnie "wizję", a nie o prawdę o sobie. Dotyczy to studentki i jej wykładowczyni, autora filmu, który chce zaistnieć, więc pewnie uważa, że powinien stworzyć coś poruszającego. Na początku filmu pojawia się motyw kaczki, która jeśli spojrzeć na nią inaczej wygląda jak zając, nawiązanie do znanego ćwiczenia, które pokazuje, że zależy kto patrzy na obiekt. Tak jest z tą książką - każdy może przeczytać ją inaczej.
Użytkownik: Raptusiewicz 17.06.2022 08:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka nie jest może ... | fugare
Nie odnoszę się w ogóle do książki, bo jej nie czytałam, tylko do twoich uogolnień na temat współczesnych młodych ludzi, którzy np. sprzeciwiają się mobbingowi i dlatego mieliby być przewrażliwionymi "płatkami śniegu".
Użytkownik: ewa1207 17.06.2022 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo żałuję, że nie będ... | fugare
Przedwczoraj skończyłam czytać, bardzo mi się podobała i dziękuję Ci, bo to dzięki Twojej recenzji zwróciłam na nią uwagę. Też uważam, że powieść zmusza do myślenia i to na niejeden temat. Wspomnę o paru kwestiach, które mnie najbardziej chyba poruszyły i zastanowiły.
Po pierwsze, to już od początku miałam wrażenie znacznej różnicy mentalnej pomiędzy naszym społeczeństwem a norweskim. Twierdzę, że nasze podejście do - nazwijmy to - poprawności politycznej odbiega od tego, o czym czytałam w książce. Widzę to tak, że (w dużym uproszczeniu) my jesteśmy poprawni, bo uważamy, że tak wypada (tak jest modnie), a oni, bo uważają, że tak trzeba (tak jest słusznie). Lotte naprawdę chciała być taka, jak sobie wyobrażała, a nie tylko być tak widzianą przez innych. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Wg mnie to Lotte była ofiarą, a Tage Bast manipulatorem. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu I tu pojawia się pytanie o Sztukę w sensie jej powstawania, wyrazu, prawdziwości. Czy ma pokazywać prawdę, czy może na niej żerować, bo cel uświęca środki. Czy to, co zrobił, było dopuszczalne, a jeśli tak, to co z poprawnością?
Na koniec jeszcze refleksja na temat norweskiej młodzieży. Podzielam Twoje zdziwienie, że ci ludzie byli tak nieprzygotowani do Brechta. Co więcej, oni chyba nigdy nie słyszeli o salomonowym wyroku. A to w końcu studenci Wyższej Szkoły Sztuk, średnia wieku wyższa niż w pozostałych szkołach, do tego kandydaci na przyszłą elitę kulturalną kraju. Naprawdę nie powinno się od nich niczego wymagać, naprawdę można ich czegoś nauczyć nie wymagając? Czy to, co spotkało dziewczynę grającą służącą, nie było zasłużone przez nią samą i słuszne? Było krzywdą a nie nauką?
A może podejście do tej powieści i ocena jej bohaterów związana jest z wiekiem czytelnika? Może gdybym miała dwadzieścia pięć lat, a nie była mniej więcej w wieku Lotte, to wyszłabym z sali razem z innymi?
Użytkownik: fugare 17.06.2022 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedwczoraj skończyłam c... | ewa1207
Spadek (Hjorth Vigdis) zrobił na mnie duże wrażenie, ale kiedy przeczytałam "Song.." to uznałam, że to książka idealna do rozmawiania o niej. Odebrałam ją podobnie. Zastanawia mnie jeszcze zakończenie i to dlaczego Lotte wybrała właśnie taki rodzaj terapii. Tak jak zauważyłaś, nie bez znaczenia jest fakt, że ta historia wydarzyła się w Norwegii i być może pewne aspekty całej sytuacji mogą być dla nas, a przynajmniej dla osób nie znających dobrze skandynawskiej mentalności, do których się zaliczam, niedostępne. Cieszę się, że recenzja spełniła swoją rolę.
Użytkownik: ilia 17.06.2022 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Spadek zrobił na mnie duż... | fugare
Recenzja spełniła swoją rolę. Twoje recenzje obydwu książek Vigdis Hjorth zachęcają do ich przeczytania i późniejszych przemyśleń. "Spadek" zrobił na mnie większe wrażenie, książka była bardzo emocjonalna, czytelnik nie miał wątpliwości po której jest stronie, z kim się bardziej utożsamia. Natomiast bohaterka "Songu nauczycielki" jest postacią niejednoznaczną, z którą polski czytelnik już się tak nie identyfikuje. Wydaje mi się, że jej sposób myślenia, zachowań jest właśnie taki skandynawski, różni się od naszego. A jednocześnie, ta według mnie słabsza od poprzedniej książka, zawiera więcej problemów do rozważań i zastanowienia się nad sobą i światem.
Użytkownik: fugare 18.06.2022 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja spełniła swoją r... | ilia
Ja też od początku uznałam "Song.." za książkę słabszą, ale teraz myślę, że to ten przypadek, kiedy lektura rezonuje jeszcze długo, pomimo mniejszej przyjemności i pozornie mniejszemu wrażeniu zaraz po przeczytaniu. Pomyślałam jeszcze o tym, że mimo większej otwartości Skandynawów to taka sytuacja zapewne nie miałaby miejsca, gdyby Lotte nie była kobietą, a jej miejsce zająłby jakiś Swen. Czy Tage Bast wybrałby go do swojego projektu i czy stosowane przez niego metody też uznane by były za przekraczające granice? No i czy nasz przykładowy Swen przeżywałby je tak jak Lotte?
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: