Dodany: 18.05.2022 13:56|Autor: fugare
„Czy Erich Fromm wiedział jak żyć?” [1]
Bardzo żałuję, że nie będę mogła być w Warszawie 26 maja. W ramach Targów Książki, których Norwegia jest w tym roku gościem honorowym, Oksana Zabużko przeprowadzi rozmowę literacką z pisarką Vigdis Hjorth. Wydarzenie odbędzie się o godzinie 15.00 w Pałacu Kultury i Nauki. „Spadek” i przeczytany zaraz po nim „Song nauczycielki”, powieści, których Vigdis Hjorth jest autorką, to były dla mnie poruszające lektury, a ponieważ to wrażenia bardzo świeże, chętnie wzięłabym udział w tym spotkaniu.
„Song nauczycielki”. Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z tym tytułem, wydał mi się trochę pretensjonalny, ale złożyłam to na karb tłumaczenia i nawet wtedy, kiedy spoglądałam już na okładkę zakupionej książki, na której, oprócz rysunku stosu rozrzuconych butów, można dopatrzyć się maleńkiej sylwetki ciągnącej wózek, nie skojarzyłam jeszcze „songu” ani z „Księżycem z Alabamy”, ani z „Mackiem Messerem” (Mackiem Majchrem), ani tym bardziej z Anną Fierling, chociaż dzisiaj trudno mi to zrozumieć.
- „A rekiny w oceanie, mają zębów pełen pysk, Mackie ma w kieszeni majcher, lecz kto widział jego błysk...”[2] - nucę sobie teraz cichutko, żeby nikt nie słyszał, bo jednak Ella Fitzgerald, oLuis Armstrong, czy chociażby Janusz Radek dali interpretacje doskonałe, które wprawiają potencjalnych naśladowców w deprymujący stan nieśmiałości wykonawczej. Oczywiście, śpiewam nie z powodu jakiegoś specjalnego sentymentu do dość odrażającej postaci Mackiego Majchra, a raczej dlatego, że to jeden z tych utworów, których melodia wspomniana lub usłyszana przypadkiem na przykład o poranku nie opuszcza już słuchacza do wieczora. Mój mózg działa w takich sytuacjach jak rzep. Odbiegłam już trochę od tematu, więc tylko dodam jeszcze, że dopiero niedawno odkryłam, kto dokonał tłumaczenia tego songu z kanonu piosenki aktorskiej: był to Władysław Broniewski. A wracając do utworu, nie bez powodu część krytyków uznała, że to właśnie muzyka Kurta Weilla sprawiła, iż „Opera za trzy grosze”, bo to z niej song pochodzi, zdobyła taką popularność. Teraz skojarzenie wydaje mi się oczywiste i czytelnikowi tego tekstu z pewnością również. Tytułowy „song” jest nawiązaniem do Bertolda Brechta i jego twórczości, a symboliczna postać ciągnąca wózek, to oczywiście Matka Courage.
Książka, która ukazała się w Norwegii w 2018 r., przeczytana przeze mnie w ubiegłym tygodniu, w zaskakujący sposób wpisuje się swoją wymową w czas teraźniejszy, a nawet w porę roku. Autorka nie mogła przewidzieć, jak będzie wyglądał świat w 2022 r. Z pewnością nie spodziewała się też, że wojna, o której w treści książki wspomina, i nawet trochę wypomina Norwegom, iż nie zdają sobie sprawy z udziału ich kraju w różnych wojnach, bo te odbywają się daleko od ich spokojnego, dostatniego życia, zajrzy nam wszystkim Europejczykom w okna.
Bohaterkę poznajemy w piękny wiosenny poranek, kiedy zadowolona, ubrana swobodnie i prosto, z lekką nonszalancją cechującą pewne swojej wartości kobiety po pięćdziesiątce, zdąża do pracy na uczelni – to Wyższa Szkoła Sztuk w Oslo. Prowadzi tam cykl wykładów o twórczości Brechta. Jest w tym dobra i pasjonuje ją zarówno Brecht, jak ta praca. Jej słuchaczami są studenci pierwszego roku Wydziału Aktorskiego. Tego dnia jest w naprawdę dobrym nastroju, wypiła już swoją poranną kawę z mlekiem sojowym, a pozostałe po zakupie drobne podarowała, tak jak zazwyczaj, rumuńskiej żebraczce, spotykanej często w drodze do pracy. Dzień Lotte Bøk (bo tak nazywa się bohaterka) zapowiada się wspaniale i zupełnie się nie spodziewamy - ani my, czytelnicy, ani ona sama - że z pozoru drobna, altruistyczna, jak mogłoby się wydawać, decyzja radykalnie zmieni jej losy. Cóż, można powiedzieć, że właściwie całe nasze życie składa się z takich drobnych decyzji i postanowień, niekiedy brzemiennych w skutkach. Jednak w tym wypadku to nie los tak sprawił, to sama Lotte i jej gotowość do podjęcia pewnego wyzwania spowodowały, że wszystko w jej życiu się zmieniło. Przed wejściem do sali wykładowej bohaterka spotyka studenta ostatniego roku Akademii Sztuk Pięknych (to część Wyższej Szkoły Sztuk), który chce zrealizować projekt dyplomowy – film o wykładowcach i ewentualnych związkach ich pracy z życiem prywatnym. Autor filmu chce w nim pokazać, że obie dziedziny - praca, polegająca na nauczaniu i życie prywatne - wpływają na siebie wzajemnie. Proponuje udział w filmie i zaznacza, że oprócz jej wykładów będzie chciał nakręcić również sceny z życia prywatnego. To właśnie film, który powstanie, i proces jego tworzenia dokonają takiej rewolucji w ustabilizowanym, spokojnym, dostatnim (bo pamiętajmy, że akcja toczy się we współczesnej Norwegii) życiu bohaterki.
„Myslovitz” - jeden z moich ulubionych polskich zespołów - śpiewał kiedyś:
„Kolejna strona »Mieć czy być«,
Czy Erich Fromm wiedział jak żyć,
W rzeczywistości ciągłej sprzedaży,
Gdzie »być« przestaje cokolwiek znaczyć”[3] itd.
Pytanie postawione w latach 70. przez Ericha Fromma, "Mieć czy być?", właściwie, jak mogłoby się wydawać, nie dotyczy takiej osoby jak Lotte. Ona MA - jest zamożną Norweżką, żyjącą w kraju o takim stopniu dobrobytu i bezpieczeństwa socjalnego, które gwarantują jej byt i zasoby, o jakich inni „lokatorzy” naszej planety mogą tylko pomarzyć. Stara się więc BYĆ - jest osobą wykształconą i bardzo świadomą: dba o środowisko, wpłaca pieniądze na organizacje pomocowe, uczy studentów, jak interpretować antywojenne przesłanie brechtowskiej „Matki Courage” czy wskazówki moralne, przekazywane przez Brechta w „Dobrym człowieku z Seczuanu” albo „Kaukaskim kole kredowym”. Zazwyczaj spotyka się z pozytywnym odbiorem swoich metod nauczania i sama też wydaje się być z siebie zadowolona, do momentu, kiedy dostrzega, że to, jak odbiera swoją osobę, może być do pewnego stopnia autokreacją i że może być postrzegana przez innych w zupełnie odmienny sposób. Podczas kręcenia filmu zaczyna też zdawać sobie sprawę z rozdźwięku pomiędzy teorią, której naucza, a prawdziwym życiem. Mimo wszystko jest gotowa zmierzyć się ze swoim filmowym wizerunkiem i przyjąć ewentualną krytykę. Nie spodziewa się jednak, jak zostanie przedstawiona przez młodego filmowca i odebrana przez widzów podczas projekcji zaledwie szesnastominutowego filmu.
Ta książka dowodzi, poza umiejętnościami literackimi, dużej inteligencji i erudycji jej autorki, a czytelników zostawia sam na sam z wielkim znakiem zapytania. Bo jeśli tylko należą do tzw. świata kultury zachodniej, to pytanie jest bezpośrednio do nich. Nie można też uniknąć konfrontacji z próbą postawienia się na miejscu Lotte – to coś więcej niż niemiłe wrażenie podczas oglądania niektórych fotografii: "Nie, to niemożliwe! Tak wyglądam?" Bo zazwyczaj, oczyma wyobraźni, widzimy siebie jako troszkę ładniejszych i zgrabniejszych, niż serwuje nam to fotograf, lub w niektórych przypadkach pisarz. Swój wizerunek kreować można zresztą w różny sposób – ot, choćby tutaj - w książkowym serwisie społecznościowym - gdzie poruszanie pewnych tematów, lub przeciwnie, przemilczanie niewygodnych kwestii, sprawia, że być może staramy się pokazać innym w korzystniejszym świetle, dbając o swoją „wyimaginowaną” reputację. A i tak zapewne nie dowiemy się nigdy, co inni sądzą o nas naprawdę, a wszystko to może być tylko próbą dokarmienia swojego „głodnego” ego, do czego tak trudno się przecież przed sobą i innymi przyznać.
To świetna książka, bardzo stymulująca do myślenia na temat poruszonych w niej problemów. Może stanowić wstęp do ciekawej dyskusji, bo spotkałam się już z opinią, że to problemy trochę wydumane, a podejście do tematu przeintelektualizowane. Ja tak nie uważam. Zachęcam do lektury, a może nawet rozmowy na temat tej powieści.
[1] Z piosenki zespołu „Myslovitz” pod tytułem „Mieć czy być”, autorzy tekstu i melodii: J. Kuderski, W. Kuderski, P. Myszor, W. Powaga, A. Rojek, z pamięci.
[2] Bertolt Brecht, tłum. Władysław Broniewski, kompozytor Kurt Weill, cytat z polskiej wersji piosenki „Die Moritat von Mackie Messer” z „Opery za trzy grosze”, z pamięci.
[3] Z tekstu piosenki zespołu „Myslovitz”, op. cit., z pamięci.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.