Dodany: 17.03.2022 23:21|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Kwiat lotosu
Rodziewiczówna Maria

2 osoby polecają ten tekst.

Szatan - a może człowiek?


Początek „Kwiatu lotosu” – powieści Marii Rodziewiczówny z 1889 roku – jest zwodniczy. Oto pewien starszy pan chce odnaleźć swojego syna. Musi przeprowadzić nader dziwaczną rozmowę z pewną zacną wdową, opętaną jedną myślą. To istna komedia omyłek, przy której nieraz czytelnik wybuchnie śmiechem. Czy to zapowiada dobrą zabawę?

Potem na scenę wchodzi on – Rafał Radwan. Wiele pojawia się postaci w tej powieści, ale to on jest jej centrum, młodzieniec piękny jak efeb grecki i straszny jak anioł strącony. On, ten student medycyny, człowiek do gruntu cyniczny, mający za nic miłość („Głupcem jest, kto kocha i sam dobrowolnie zakuwa swoje człowieczeństwo w nikczemne kajdany”[1]), dobroć („Co to jest dobroć? Słabość, nędza i upokorzenie”[2]), Boga, Kościół, drugiego człowieka, więzy rodzinne („Nie miał on nigdzie na świecie takiego miejsca niewoli, co by się zwało domem rodzinnym; nie było takiego człowieka, co by miał prawo głupie do serca go przytulić i dzieckiem swym nazwać. Wolnym był!”[3]). Nade wszystko ceni sobie wolność – nie znosi pęt, zasad, przykazów społecznych. Wybitnie inteligentny, trzyma się swoich racji, pomny przestróg ojca, nie pozwala sobie na namiętności, uczucia, zależności. Jego filozofię można sprowadzić do tych słów:

„- Niewolnik i głupiec, kto prawdy szuka po książkach, ze zdania starych. Niewolnik i głupi, kto wiedzę i filozofię chce pogodzić z religią, zwyczajami, obowiązkami! Niewolnik i głupi, kto się waha, co wolno, a co nie wolno, co wypada, a co nie, co można, a co nie można. Umysł ludzki musi wszystko zbadać, wszystkiego dotrzeć, wszystko wyjaśnić, więc wolnym być musi. Nie ma złego, tylko to, czego nie chcemy, bo nie możemy chcieć dla siebie złego, a wszystko, czego chcemy, jest dobre i dla nas konieczne. Gdy się otrząśniemy z pęt tych, gdy otrząśniemy z siebie pleśń wieków, wtedy zaledwie możemy szukać prawdy, sądzić bezstronnie i badać głęboko”[4].

Innych ludzi zdumiewa, gorszy, a nawet niszczy. Jak małą, dobrą Leonkę, która prowadzi „czyśćcowy żywot od kołyski, znoszony z kamienną, martwą rezygnacją”[5], a w Rafale widzi anioła, wybawiciela, mędrca i wzór. Tymczasem on zostawia ją obojętnie, nieledwie umierającą. Przecież nie liczą się dla niego ludzie – tylko on sam, jego prawda. Będzie jej poszukiwał na skrajach świata, będzie się mścił okrutnie na tych, którzy go zawiodą lub dotkną do żywego (aż w pewnym momencie zastanawiałem się, czy Maria Rodziewiczówna mogła znać „Wichrowe Wzgórza” Emily Bronte, choć to w gruncie rzeczy zupełnie inne powieści). Jego niektóre poglądy, zachowania zdumiewają, gorszą i dziś, kiedy literatura zdążyła nas przyzwyczaić do przeróżnych okropieństw i okrucieństw. Rafał Radwan głosi sądy bardzo odważne jak na tamte czasy. Zupełnie jak wtedy, gdy karci swojego przyjaciela Adama, mimo cierpień zawierzającego Bogu:

„- Po co tam w górę patrzycie? Kogo tam myślicie mieć! Boga? Fikcja! Pusto tam i głucho. Bóg to wypadek, ślepe fatum, w którym was uczą widzieć łaski i kary. Widziałeś ty sprawiedliwość na świecie? Widziałeś ty słuszność i równość? Pokaż mi Boga w doli twojej: jeśliś pewny, po co cierpisz; jeśli cierpisz, za co pokutujesz? Lawiny, co druzgocą, i pożary podziemne, co lawą i popiołem zioną, takąż mają myśl i sprawiedliwość, bo niszczą doliny śmiejące się, zasypują miasta i ogrody! W nich mieszka Bóg wasz, niszczyciel”[6].

Rafał Radwan to niezwykła to postać i dla niej samej warto przeczytać „Kwiat lotosu”. Na początku może się wydawać, że Rodziewiczówna przesadza, określając go mianem demona, szatana. Ale przy tych mocnych określeniach kreśli portret wcale niejednoznaczny, nie tak czarnobiały jak mogłoby się wydawać. Inaczej mówiąc, ona co jakiś czas łamie ten wizerunek i zza maski owego szatana, wyziera człowiek nieobojętny, wbrew sobie troskliwy, niosący w sobie uczucia, od których się odżegnuje (jeden z najciekawszych motywów dotyczy jego wielkiej miłości do Adama Lechickiego, jego powieściowego przeciwieństwa). Pomimo wyznawanych kategorycznych poglądów pozostaje zagubiony, a deklarowana samotność jest trudna do zniesienia. Czy jest ktoś, kto może uleczyć Rafała? I czy ta historia może skończyć się dobrze?

Ta opowieść tak angażuje, że zapomina się, że ta książka powstała tak dawno temu, a świat, który opisuje Rodziewiczówna, już przeminął. Pozostaje się też obojętnym na smaczki językowe („łakomiec”, „szołtonosy”, „malatura”, „inkomodować”, „penaty”, „ligawka”, „dżonka” czy „elukubracja”).

Choć nie znam tak dobrze dorobku Marii Rodziewiczówny, mam wrażenie, że jest to pozycja dla niej nie do końca typowa (na pewno nie można nazwać jej – jak stoi w biblionetkowym katalogu – romansem). Dawno się nie zdarzyło, aby książka z półki „zapomniana klasyka literatury” tak mną wstrząsnęła. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Doceniam takie odkrycia.

[1] Maria Rodziewiczówna, „Kwiat lotosu”, Wydawnictwo MG, Warszawa 2010, s. 122.
[2] Tamże, s. 184.
[3] Tamże, s. 47.
[4] Tamże, s. 37.
[5] Tamże, s. 128.
[6] Tamże, s. 154.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1263
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: