Dodany: 09.03.2022 19:18|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Jerychonka
Rodziewiczówna Maria

2 osoby polecają ten tekst.

Między sztuką a miłością


„- O! sztuka! Kto ją ukocha, ten wybraniec Boży. Ma swój świat w sobie i jasnowidzenia nieziemskie, i szczęście, którego mu nikt nie odbierze i które ni czasu, ni ziemskich zmian się nie boi. Tylko to kapłaństwo! I nieszczęśliwy jak potępieniec ten, kto je zmarnuje”[1].

Rodziewiczównę czytałem dosyć dawno – bez niesmaku i oporów, za to z ciekawością, ale raczej krótką. Jej bohaterki wydawały mi się zbyt posągowe, a język nieco toporny. Nie zamierzałem wracać do jej twórczości. Zdarzyło się, że jedna z bliskich mi osób przeczytała ostatnio wznowioną biografię Rodziewiczówny. Po tę pozycję akurat nie zamierzam sięgać, ale spontanicznie postanowiłem wrócić do uniwersum autorki „Wrzosu”. Zdumiałem się i wzruszyłem przy lekturze powieści „Ona”. Teraz sięgnąłem po „Jerychonkę”, książkę z 1895 roku.

Rzecz początkowo rozgrywa się w Krakowie. To właśnie tam z wojaży wraca Filip Osiecki, malarz, który nagle się wzbogacił po otrzymaniu spadku. Czeka na niego Magdalena Domontówna, uznana malarka. Kocha go i rozumie, choć cały ból tych uczuć kryje za pewną nonszalancją i protekcjonalnością. Przestrzega Filipa przed baronową Alicją, dla której ten stracił głowę. Bohaterka jest przekonana, że: „miłość artysty powinna być czystą i nieszczęśliwą, i niedostępną. Powinna mieszkać razem z jego natchnieniem w niebie i żyć tylko w jego duszy, zstępować w marzeniu na płótno, śpiewać w pieśni, ucieleśniać się w marmurze. Wtedy będzie sobą i wtedy tylko mu wystarczy”[2]. Zarazem Magda staje się pozornym sprzymierzeńcem tego związku. Tłumaczy zdumionej baronowej:

„Czynię tak, bo on mi zaufał i znam go lepiej niż pani nawet. Jeśli zaś go kocham, to nie dla siebie. W życiu jego pani przeminie i jeszcze mnóstwo innych; ale podobnej mnie drugiej nie ma i mieć nie będzie, i zawsze pozostanę”[3].

Jest dla Filipa kolegą, przyjacielem, a nade wszystko powiernicą. Pozostaje na drugim planie, bardziej skrzywdzona niż skłonna byłaby przyznać. Ze zgrozą patrzy, jak jej ukochany stacza się jako „ostatni pinczer faworyt”[4] baronowej, poświęca nawet swój talent. Wreszcie przychodzi mu z pomocą, gdy ten jej potrzebuje, gotowa do wielkich poświęceń. Pozostaje hartowna. Kolejna posągowa bohaterka? Chyba nie do końca. Znamienny jest ten fragment:

„Bezwiednie włos jego złoty przygładziła z pieszczotą i spojrzała na tę głowę, którą całe życie uważała za swoją. Była w jej uczuciu tkliwość matki i siostry; żadnej żądzy, tylko żądza ofiary”[5].

Mam wrażenie, że Magda raczej maskuje swoje czysto ludzkie pożądanie, boi się miłości, która mogłaby ją odciągnąć od sztuki. Helena, jej trzeźwo myśląca przyjaciółka (będąca w dużo gorszej sytuacji niż ona), zwraca na to uwagę nie bez pewnej ironii:

„- Wcale nie pragnę być jedną ze zdobyczy Filipa, ale nie chcę patrzeć i słuchać jego zachwytów nad jego własnym nieszczęściem. Bo ta kobieta zgubą jego będzie.
- Powiedz mu to i usuń się.
- Szkoda mi go! - szepnęła Magda.
- Więc zostań, czym miałaś być. Przecierpisz strasznie, ale to cierpienie uchowa ciebie w czystości wody i płomienia, da ci cześć dla samej siebie i będzie ci natchnieniem wzniosłym. To bardzo ciężkie i trudne, ale ty to lubisz i raz się przemógłszy, będziesz sobie wdzięczną. Zaznasz wiele mąk, ale nie poznasz najgorszych: upokorzenia, wstydu i niesmaku”[6].

Wkrótce ta wewnętrzna misja, wzniosła potrzeba ofiary odsłania wkrótce coś, co zaskakuje samą Magdę:

„Pierwszy raz zdała sobie sprawę, iż wzięła na siebie pracę nad siły, zadanie, do którego nie miała powołania. To uczucie dla Filipa, tak czyste i idealne, które napełniało jej życie, jak zapach napełnia kwiat, teraz gdy się stało obowiązkiem, rzeczą powszednią, wpisaną w regestr ziemski i społeczny, straciło dla niej cały urok. Ofiara, raz dokonana, sprawiała jej nudę i niesmak, a więc była to ofiara błędna.
Osiecka słusznie kiedyś jej rzekła, że sztuka to kapłaństwo, a ona nieopatrznie dała jej rywala w człowieku. Teraz będzie zawsze w rozterce między obowiązkiem a powołaniem; teraz się musi sprzeniewierzyć jednemu z dwojga”[7].

Mamy tu do czynienia z klasycznym trójkątem miłosnym (a raczej: wielokątem). Jest sporo melodramatu, niekiedy i patosu. Natomiast obok tego mamy kilka świetnie wykreowanych postaci (na czele z ogarniętym obsesją Filipem, niemogącym się wyzwolić spod władzy kobiety, która traktuje go jak lalkę), żywe dialogi, piękną pokrytą już solidną warstwą patyny polszczyznę. Pojawiają się takie słowa jak: „subretka”, „bawaria” (dawniej to knajpa, które to słowo – kojarzone raczej współcześnie - też znajduje swoje miejsce w tej powieści), „fideikomis”, „aerolit”, „infamis”, „anachoreta”, „furaż”, „antydot”, „penaty”, „asystencja”, „rozhowory”, „szwajcar” (jako: odźwierny), „postponować”, „zawrót”, „tarok” czy „wety”. Zdumiało mnie wyrażenie: „Masz, diable, tabakę”[8] (dziś to baba ma placek). Najciekawszy, jak dla mnie, pozostaje jednak ten konflikt, który nosi w sobie Magda – jest w tym miłość, wielka sztuka, demonstracyjna potrzeba (w gruncie rzeczy niepotrzebnej) ofiary, ale też autentyczne cierpienie. Tylko czy Magda naprawdę kochała Filipa? A może odpowiadała jej po prostu rola, jaką sama dla siebie wybrała? Sytuacja wbrew pozorom nie jest jednoznaczna.

Na koniec trzeba nadmienić o tytułowej jerychonce (inaczej to: zmartwychwstanka). To roślina, która rośnie na pustyniach wschodniej części basenu śródziemnomorskiego. Wierzono, że może rozkwitnąć, jeśli stworzy jej się odpowiednie warunki. Kto jest ową jerychonką u Rodziewiczówny? Rozstrzygnięcie pozostawię czytelnikom.

[1] Maria Rodziewiczówna, „Jerychonka”, Wydawnictwo MG, Warszawa 2009, s. 101.
[2] Tamże, s. 37.
[3] Tamże, s. 42.
[4] Tamże, s. 117.
[5] Tamże, s. 144.
[6] Tamże, s. 63-64.
[7] Tamże, s. 161-162.
[8] Tamże, s. 210.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1699
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: