Luty tego roku wyjątkowo obrodził w książki, których nie udało mi się podsumować w recenzjach:
Polio: Historia pokonania choroby Heinego-Medina (
Oshinsky David M.)
(4)
Dokumentalna opowieść o historii walki z jedną ze śmiertelnie niebezpiecznych chorób zakaźnych. W oryginale autor wyraźnie podkreślił podtytułem „An American Story”, że chodzi o walkę stoczoną w USA – i trudno mu to mieć za złe. Ale trochę razi, że „zapomniał” (bo przecież niemożliwe, by nie wiedział) np. o tym, że szczepionką Koprowskiego powstrzymano epidemię polio w Polsce pod koniec lat 50. Doskonale mu się udało oddać atmosferę walki o prymat między naukowcami i/lub zatrudniającymi ich instytucjami – zjawiska tak przykrego, że aż żenującego – a przy tym niebezpiecznego, bo w ferworze wykazania, że „moje jest lepsze”, gdzieś ginie troska o pacjentów. Zadbał też o szczegóły, można powiedzieć, że aż do przesady – np. z wyliczaniem sum grantów, jakie kiedy komu przyznano – i o przedstawienie sylwetek odkrywców szczepionek przed rozpoczęciem rywalizacji, w jej trakcie i aż do końca ich życia. A człowiek sobie myśli, jak by o tym napisał np. Thorwald: książka byłaby dwa albo i trzy razy cieńsza, ale za to tak obrazowa i dynamiczna, że nie dałoby się od niej oderwać…
Podaruj mi swoje sny: Wiersze zebrane (
Sztąpka Katarzyna)
(3,5)
Zbiorek wierszy nieznanej mi dotąd chorzowskiej poetki trafił w moje ręce z ciekawości, bo czemu nie skorzystać, skoro ktoś proponuje pożyczkę i w dodatku zaznacza, że nie wymaga szybkiego zwrotu?
Jest w nim parę utworów bardzo dobrych („Niechciana miłość”, „Świat bajek”, „A właśnie tak”, „Kiedy odjadę”, „Pluszowe misie”, „Pagina”), kilka dobrych, trochę przeciętnych, parę raczej nieudanych (najgorzej chyba wychodzi autorce próba rymowania: np. „Mikołaj Zielonowąs” sprawia wrażenie wprawki pisanej na poczekaniu… chyba, że miał to być żart, celowo wystylizowany na poezję naiwną), a do tego jeszcze kilka utworów prozą (z których właściwie tylko jeden – „Jednorożec” – można sklasyfikować jako prozę poetycką; „Zdarzenie” i „Damian” to typowe miniatury, w których – podobnie jak w krótkim, ewidentnie wspomnieniowym tekście „Dom Marii” - trudno się doszukiwać poezji, za to można wyłapać parę błędów interpunkcyjnych). Przypuszczam, że z całej twórczości autorki dałoby się skonstruować wybór nieco lepszy, ale i tak dla tych kilku najbardziej udanych wierszy warto było przeczytać.
Księga dla starych urwisów: Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim (
Varga Krzysztof)
(4,5)
Udane połączenie biografii i eseju krytycznoliterackiego; elementów biograficznych jest mniej, bo bohater – wyjąwszy lata wojny – wiódł stosunkowo spokojne i nieskomplikowane życie, nieobejmujące niczego, co trzeba byłoby chować w tajemnicy, a potem, po jego śmierci, odkopywać w aurze sensacji. Jedynym zaskoczeniem, choć też nie dla wszystkich, może być fakt, że Niziurski pisywał również utwory bez wydźwięku humorystycznego i również dla dorosłych. Najciekawsze jest więc tropienie związków między faktami z jego życia a elementami powieściowych fabuł. Te ostatnie są przy tym streszczone na tyle obszernie, by czytelnik nieznający wszystkich dzieł pisarza mógł się zorientować, o co w nich chodzi.
Dziecko w literaturze (
Górski Jarosław (ur. 1970))
(4)
Zbiór esejów pozornie na tytułowy temat, ale w rzeczywistości nie tylko, bo autor trochę dowolnie go interpretuje, wciągając weń i takie motywy, jak nader lapidarnie opisane w mitach greckich dzieciństwo Achillesa, nieco szerzej – ale przecież wiadomo, że pod kątem specyficznych wymogów ksiąg świętych, a więc z określoną tendencją – przedstawione w Ewangeliach dzieciństwo Jezusa i zaczerpniętą z tychże ksiąg historię „świętych młodzianków”, a nie dość tego, dodając i luźne impresje na temat dziecka w malarstwie Malczewskiego. Pozostałe teksty, odnoszące się do właściwego tematu, są rzeczywiście interesujące, choć wśród omawianych utworów znajdują się zaledwie dwa powstałe później, niż w latach 50. XX wieku, oba z akcją umiejscowioną z grubsza w latach wojny – a przecież ileż ciekawych, wymownych obrazów dziecka w literaturze dla dorosłych można by wyłowić z prozy współczesnej! Plusem edycji, jak zresztą zawsze w tej serii, są ramki z obszernymi cytatami z omawianych tytułów i oprawa graficzna, złożona z mnóstwa reprodukcji grafik i obrazów, związanych tematycznie lub chronologicznie z danym utworem (kiedy mowa np. o „Oliverze Twiście” – są to osiemnasto- i dziewiętnastowieczne płótna czy ryciny, przedstawiające małych uliczników, żebraków, czeladników, przy „Młynie nad Lutynią” – pejzaże i scenki z młynem w tle, przy tekstach czerpanych z Pisma Św. – renesansowe i barokowe malowidła z motywami biblijnymi).
Co mówią zwłoki: Opowieści antropologa sądowego (
Black Sue)
(5)
Upodobanie do literatury kryminalnej przekłada się u wielu czytelników nie tylko na śledzenie fabuł i (zwykle nietrafne) próby przewidzenia, który z podejrzanych okaże się mordercą, ale też na zainteresowanie samą kryminalistyką i naukami jej służącymi. Jedną z tych nauk jest antropologia sądowa, spopularyzowana za sprawą cyklu powieści Kathy Reichs i jeszcze bardziej – nakręconego w oparciu o nie serialu „Kości”. Kto wczytywał się z zapartym tchem w historie perypetii zawodowych Temperance Brennan, nie powinien też pominąć relacji jej brytyjskiej (a dokładnie: szkockiej) koleżanki po fachu, Sue Black, w odróżnieniu od Tempe będącej jednak postacią jak najbardziej prawdziwą. Jej opowieść jest połączeniem wykładów popularnonaukowych, zaznajamiających czytelnika z istotą antropologii sądowej i jej poszczególnymi aspektami, z autobiografią i osobistymi refleksjami na temat śmierci. Doskonale się to czyta, choć z uwagi na naturę poruszanych kwestii trzeba się nastawić na pewną dawkę scen drastycznych i/lub mało apetycznych.
Podróże na drugi kraniec świata: Dalsze przygody młodego przyrodnika (
Attenborough David)
(4,5)
Druga część wspomnień najbardziej znanego podróżnika i popularyzatora przyrody naszych czasów obejmuje okres, w którym jego wyjazdy na półkulę południową miały na celu filmowanie nie tylko zwierząt, stanowiących potencjalne obiekty zainteresowania londyńskiego zoo, lecz także obyczajów miejscowej ludności. I tak poszukiwaniu rajskich ptaków na terytorium Papui-Nowej Gwinei towarzyszyło śledzenie toku produkcji obrzędowych kamiennych toporów, rozwiązywanie zagadek osobliwych nakryć głowy Pigmejów, zgłębianie tajemnicy oryginalnego „kultu cargo” z wyspy Tanna i udział w królewskiej ceremonii picia kavy (nie mylić z kawą) na wyspach Tonga. Na Madagaskarze, oprócz obserwowania kameleonów, tenreków i lemurów oraz rekonstruowania jaja wymarłego ptaka epiornisa, ekipa BBC mogła przyjrzeć się nieco przerażającemu obrzędowi „powrotu zmarłych”, zaś w północnej Australii jej głównym punktem zainteresowania było powstawanie aborygeńskich malowideł. Momentami – zwłaszcza podczas streszczania przez autora dialogów z krajowcami – miałam wrażenie, że wróciłam do lubianej za młodu serii przygód Tomka Wilmowskiego, której autor prócz wiedzy przyrodniczej serwował czytelnikowi również etnograficzną. A, szczerze mówiąc, liczyłam na więcej przyrody. Więc, choć Sir David o wszystkich etapach swoich podróży opowiada z taką samą werwą, kulturą i humorem, ta część zachwyciła mnie odrobinę mniej, niż poprzednia.
Zemsta "Wilka" (
Kłodzińska Anna (pseud. Załęski Stanisław lub Mierzański Stanisław))
(3,5)
Kryminał milicyjny, którym autorka zakończyła serię ze Szczęsnym, ukazał się w roku 1990, ale jego akcja rozgrywa się jeszcze w PRL-u, zatem nie później, niż latem i jesienią 1988. I właśnie te realia schyłku epoki i systemu – szalejąca drożyzna, kolejki po wszystko, rozkwit ciemnych interesów, braki kadrowe w milicji – są ciekawsze, niż sama intryga. Ta nie jest zbyt zaskakująca, bo stosunkowo szybko można się domyślić, kim jest morderca (zanim jeszcze zostaje podane jego nazwisko), a ponieważ zespołowi śledczemu udaje się to zaraz potem, mniej więcej od połowy dochodzenie zmienia się w przewidywanie następnych ruchów przestępcy i zastawianie zasadzek. Ja jednak wolę, gdy w fabule jest trochę więcej śledztwa.
Na okrężnych drogach: Tłumaczenie literackie i jego światy (
Sławek Tadeusz)
(bez oceny)
Już dawno się tak na żadnej lekturze nie zawiodłam. Liczyłam na coś w rodzaju
Ocalone w tłumaczeniu: Szkice o warsztacie tłumacza poezji z dołączeniem małej antologii przekładów - problemów (
Barańczak Stanisław)
czy
Tłumacz między innymi: Szkice o przekładach, językach i literaturze (
Jarniewicz Jerzy)
, a tymczasem publikacja okazała się mega-erudycyjną rozprawą filozoficzną na tematy okołotranslatorskie, z której połowa treści do mnie w ogóle nie dociera, a 90% z tej połowy, która plus minus dociera, na nic mi się nie zda. Nie potrafię powtórzyć prawie żadnej zawartej w niej myśli poza ogólnikową – i powtarzającą się w każdej książce o tłumaczeniu – prawdą, że jakkolwiek doskonały byłby przekład, i tak nie będzie oryginałem, bo różne języki mają różne sposoby wyrażania tych samych pojęć. Gdybym była o połowę młodsza, uznałabym taką książkę za beznadziejną i bez wahania postawiła jedynkę; ponieważ jednak z wiekiem pozbyłam się trochę pychy, a nabrałam trochę tolerancji, stwierdzam, że widać została napisana nie dla mnie, ergo: nie jestem nią zainteresowana.
Polskie powieści dla dziewcząt po roku 1945 (
Kruszewska-Kudelska Anna) (3,5)
Natrafiłam na ten tytuł w jednym z artykułów o „Ani z Zielonego Wzgórza” (to nie pomyłka, bo oprócz tytułowego zagadnienia autorka dość szeroko – mniej więcej w 1/3 objętości – omawia literaturę sprzed roku 1945 o tematyce mogącej zainteresować nastoletnie czytelniczki, w tym również tłumaczoną z języków obcych) i ponieważ był dostępny w mojej ulubionej bibliotece, postanowiłam ją przeczytać głównie ze względów poznawczych, w poszukiwaniu czytelniczych inspiracji z gatunku lektur „z myszką”. Jest to typowa rozprawa naukowa, publikowana pod patronatem Instytutu Badań Literackich, napisana jednak językiem dość przystępnym, pewnie dlatego, że powstała w czasie, gdy autor piszący pracę naukową nie stawiał sobie za punkt honoru użycia na każdej stronie kilkudziesięciu słów, jakich czytelnik niemający wykształcenia kierunkowego nie zrozumie bez zajrzenia do słownika wyrazów obcych. To pochodzenie z określonego punktu czasowego stanowi też pewien minus, bo na przełomie lat 60. i 70., gdy autorka zbierała materiał, sporo okazów dobrej literatury z omawianej kategorii jeszcze nie istniało, a część z tych, które istniały, to publikacje z pierwszych lat po wojnie, często mocno zaprawione propagandą. Przypomniałam sobie parę tytułów, które już kiedyś chciałam przeczytać i do tego nie doszło, parę takich, które czytałam, ale nie uwzględniłam ich w ocenach i nie mam ochoty ich powtarzać, oraz znalazłam dwa czy trzy, na które nigdy wcześniej nie trafiłam, toteż choć lektura mocno przykurzona, nie uważam poświęconego na nią czasu (niedługiego, bo książka niegruba) za stracony.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.