Dodany: 28.01.2022 10:08|Autor: fugare

Książki i okolice> Książki w ogóle

2 osoby polecają ten tekst.

Ania z "Zielonych Szczytów"


Trudno jest mi przyjąć taką nowość, z powodu przywiązania do tej książki.
Tłumaczka - Pani Anna Bańkowska przetłumaczyła ukochaną przez czytelniczki i czytelników kilku pokoleń "Anię z Zielonego Wzgórza" i nie byłoby w tym nic dziwnego i kontrowersyjnego, gdyby nie to, że jej tytuł brzmi teraz „Anne z Zielonych Szczytów".
Piszą o tym różne media m.in. Gazeta Wyborcza https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,157211,28036501,profanacja-zdeptane-dziecinstwo-dlaczego-nowe-tlumaczenie.html?disableRedirects=true

Jest to dość rewolucyjna zmiana, podobnie było z "Lampartem", którego tytuł w nowym tłumaczeniu brzmi "Gepard". Czy nowe tłumaczenie - to "nowe rozdanie", czy powinno nawiązywać do poprzednich, czy wprost przeciwnie?
Wyświetleń: 6738
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 52
Użytkownik: fugare 28.01.2022 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
Zapomniałam dodać, że tytuł to nie jedyna zmiana, sama treść też została podobno "uwspółcześniona" i zdaniem tłumaczki lepiej dopasowana do dzisiejszych czasów i obyczajów.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.01.2022 10:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
Ja mam z tym bardzo duży problem, bo z jednej strony zdaję sobie sprawę, że nowy przekład może być bardziej poprawny filologicznie - i nic w tym dziwnego, bo tłumacz ma do dyspozycji źródła, jakich jeszcze 40-50 lat temu, nie mówiąc o czasach wcześniejszych, nawet nie mógł sobie wyobrazić (oprócz dostępnych w sieci słowników specjalistycznych, gwarowych i jakich dusza zapragnie, może sobie wpisać do wyszukiwarki termin, którego znaczenia trudno mu dociec, i ma gotowych kilkanaście czy kilkadziesiąt użyć w kontekstach, na podstawie których domyśli się, co autor miał zamiar wyrazić) - a z drugiej jestem przeraźliwie konserwatywna i jeśli jakąś książkę pokochałam w postaci, w jakiej ją przeczytałam po raz pierwszy, to nie jestem w stanie w ogóle dopuścić, że ona mogłaby brzmieć inaczej. Gdy mogę, raczej czytam w oryginale, niż w innym przekładzie. Ale jeśli nawet wyłapię jakieś pomyłki czy nieścisłości, to i tak ona już siedzi we mnie w tym kształcie choćby niedoskonałym, ale dopasowanym do moich potrzeb w danym momencie. Nie mam czegoś takiego w stosunku do lektur, które mi się podobały, lecz nie weszły do grupy książek-przyjaciół. Te niech kto tłumaczy, ile chce, przeczytam powtórnie, porównam, znów stwierdzę, że dobre i tyle. Ale "Kubuś Puchatek", "Władca Pierścieni", "Mistrz i Małgorzata" czy właśnie "Ania" - nie, nigdy! Ja nowych przekładów czytać nie będę i już, bo jeśli siedzą we mnie całe frazy i sceny z tych starych, to nie potrafię ich zamienić na "nowe, lepsze". To zapewne nieracjonalne, wiem. Ale kto mówi, że do literatury trzeba mieć stosunek racjonalny?
Użytkownik: fugare 28.01.2022 11:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam z tym bardzo duży ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak - "nowe" jest po prostu "nowe", a niekoniecznie lepsze. Co do stosunku do literatury, zawsze z racjonalnym wygrywa u mnie emocjonalny. To Ania, a nie Anne stała się bohaterką zbiorowej wyobraźni wielu Polek, i wydaje mi się, że nie ma już znaczenia fakt, na który powołuje się tłumaczka, że w oryginalnym tytule chodzi o zielone szczyty dachów, a nie wzgórze. Ja wolę Anię z zielonego wzgórza niż spod szczytu jakiegoś dachu, to bardziej przemawia do mojej wyobraźni.
Jest jeszcze jeden aspekt całej sprawy. To lektura pokoleniowa, która łączyła babcie, mamy i wnuczki. Korzystając z pewnego "kodu" mogły nawiązać porozumienie. Wiele razy rozmawiając z moją córką zastanawiałyśmy się, czy wolałybyśmy być "bosko piękne, oszałamiająco mądre czy anielsko dobre" - dylemat Ani pozostaje wiecznie żywy. Nie mam pojęcia jak brzmi w nowym tłumaczeniu, ale już się obawiam.
Na szczęście to od czytelników będzie zależało, po którą wersję tłumaczenia sięgną.
Użytkownik: jolekp 28.01.2022 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak - "nowe" jest po pros... | fugare
Szczerze mówiąc, ja jestem całkiem ciekawa tego nowego tłumaczenia, ale może to dlatego że do Ani zupełnie nie mam emocjonalnego stosunku. Emocjonalny stosunek mam za to do tłumaczeń Monty Pythona autorstwa Tomasza Beksińskiego, chociaż też są w nich błędy, więc w jakiś sposób rozumiem te odczucia.

Z drugiej strony, rolą tłumacza jest przekazanie książki w sposób jak najbardziej zbliżony do tego co napisał autor w oryginale, możliwie jak najlepiej oddając jego styl. W związku z tym przekład powinien w miarę możliwości jak najmniej od tego oryginału odbiegać, bo w przeciwnym wypadku czytelnik przekładu dostaje inną książkę niż czytelnik oryginalnej wersji językowej. W tej sytuacji trochę drugorzędnym jest to, czy dane wyrażenie jest bardziej poetyckie czy lepiej działające na wyobraźnię - jeśli w oryginale tej poetyckości nie było, tłumacz nie powinien jej dodawać. Poza tym w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zmieniły się też zasady translatoryki - np. kiedyś powszechne było przekładanie imion na ich polskie odpowiedniki, czego dziś już się w zasadzie nie robi, czy skracanie i streszczanie oryginału (vide wiele pozycji z klasyki literatury, z pierwszym przekładem "Braci Karamazow" na czele). To ostatnie też zresztą dotknęło kilka z późniejszych tomów cyklu o Ani.
Użytkownik: fugare 28.01.2022 12:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Szczerze mówiąc, ja jeste... | jolekp
Zacytuję wybitną tłumaczkę Annę Przedpełską-Trzeciakowską:

"– Uważam, że każdy przekład jest klęską – mówiła Trzeciakowska w wywiadzie osnutym wokół „The Sound and the Fury”. – Właściwie chodzi o różnicę punktów w tej przegranej, żeby była jak najmniejsza."

To potwierdza tezę, o konieczności dążenia do przekazania jak najwierniejszej oryginałowi wersji językowej.
Oryginał sprzed ponad stu może być dla współczesnych językowo troszkę staroświecki, (choć, moim zdaniem, tkwi w tym urok "Ani"), ale czy w związku z tym należy go poddawać zabiegom "uwspółcześniania", które znalazły się w nowym tłumaczeniu.
Np.
"- Kiedy mi się nie podoba imię jakiejś osoby lub rzeczy, zawsze staram się wymyślić inne i potem już tak ją nazywam. Tak już mam, Tępa Dzido - zwierzyła się Anne swojej koleżance Josie."
Ten cytat nie jest dobrym prognostykiem i sprawia, że ja nie mam jednak ochoty poznawać nowej wersji. Wolę pamiętać Anię jako dziewczynę staroświecką, niż miałaby jawić się mojej wyobraźni jako panna ze smartfonem. Choć w zasadzie jedno nie wyklucza drugiego - zadziałał stereotyp myślowy, w końcu sama mam smartfona , a staroświecka jestem bez dwóch zdań. :)
Użytkownik: fugare 28.01.2022 12:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zacytuję wybitną tłumaczk... | fugare
Wycofuję się z tego cytatu pospiesznie!
Poszukując przykładów znalazłam artykuł, gdzie na końcu "maczkiem" jest adnotacja, że przykłady zostały zmyślone.
Czytanie bez okularów ma swoje przykre konsekwencje.
Link do artykułu:
https://aszdziennik.pl/136890,10-najbardziej-skandalicznych-cytatow-z-nowego-tlumaczenia-ani-z-zielonego
Użytkownik: Margiela 30.01.2022 15:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak - "nowe" jest po pros... | fugare
Otóż to, frazy, całe sceny, całe dialogi wręcz. "Dwa lata temu jadłam czekoladkę", "otchłań rozpaczy", "Ania, nie Andzia" (naturalnie!), "Biała Droga Rozkoszy", "wierzaj mi, Aniu!"... Dla mnie, pomimo niezliczonych tłumaczeń przybyłych później, tym jedynym jest odwieczna Bernsteinowa. Mimo (lub właśnie z powodu) Szerokiej Rzeki, Białych Piasków, Nowych Mostów, mimo imion Aninych koleżanek, Janki czy Józi. Ba, mimo pani Małgorzaty, która wkroczyła na miejsce pani Racheli (Rachel Lynde), a o której, jak widzę, piszesz poniżej; w jej wypadku przecież nie tylko imię, ale nawet nazwisko uległo zmianie, imię, nawiasem mówiąc, pewnie dlatego, by polskiej publiczności nie przyszło na myśl, że przyjaciółka Maryli (Marilli!) jest Żydówką, bo takie właśnie konotacje imienia Rachel/Rachela były w polskim kontekście oczywistością w chwili publikowania tego przekładu... Dziś to filologicznie niedopuszczalne, ale fakt pozostaje faktem: owa pani Małgorzata Linde, właśnie z tymi niedopuszczalnymi personaliami, nota bene: mieszkająca w dworku (niezapomniane pierwsze zdanie powieści, ewidentny nonsens obyczajowy, jeśli przyłożyć do niego współczesną miarkę), jest niezbywalnym dobrem kultury polskiej:) To znaczy, że zamieszkuje w naszym języku, w naszej wyobraźni, jest tam aktywna, w wyraźnym przeciwieństwie do Rachel Lynde. A jeśli jest tak w wypadku bohaterki drugoplanowej (niebywale żywej i plastycznej, ale mimo wszystko nie najważniejszej), to cóż dopiero powiedzieć o samej Ani. I przekonana jestem, że żadne dzikie rumaki translatologii nie wydrą z naszej świadomości pewnika: Ania mieszka na Zielonym Wzgórzu...
Użytkownik: Margiela 30.01.2022 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Otóż to, frazy, całe scen... | Margiela
A nie, o Małgorzacie akurat kto inny. Ale niecierpki? Niecierpki zamiast fuksji? Na litość, nie chodzi tylko o słownik w ręku, ale też (a nawet zwłaszcza) o brzmienie słowa, jego aurę i kolor. Gdzie Rzym, gdzie Krym...;)
Użytkownik: jolekp 30.01.2022 16:24 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie, o Małgorzacie akur... | Margiela
No, skoro sens słowa nie ma znaczenia, to równie dobrze w lesie zamiast np. sosen tłumaczka mogłaby umieścić baobaby, bo to przecież bardziej majestatyczne i lepiej na wyobraźnię działa. A opisy przyrody też są przecież ważne, bo wpływają na to jak czytelnik sobie wyobraża przestrzeń.
Użytkownik: Margiela 30.01.2022 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: No, skoro sens słowa nie ... | jolekp
Ależ zaraz, zaraz, po kolei. Nie powiadam: "sens słowa nie ma znaczenia". Powiadam: "liczy się nie tylko sens, ale też [...] brzmienie, aura". Też. Także. Również:)
Jeśli mylące okazało się "a nawet zwłaszcza", to na wszelki wypadek doprecyzuję, że nie ukrywa się pod nim lekceważenie dla filologicznej poprawności, ale przekonanie, że tłumacz(ka) literatury pięknej musi być, i to jest kluczowa sprawa, artyst(k)ą słowa. I tu wkraczają na scenę nieszczęsne niecierpki. Praca w języku każe cenić niuanse, słyszeć, jak słowo rezonuje z innymi, jakim komunikatem jest jego brzmienie. Niecierpek to nic innego, jak balsamina. W świecie powieściowym, w którym decydujący głos ma wrażliwość takiej bohaterki jak Ania Shirley, w tym i jej wrażliwość językowa, niecierpek nie ma prawa obywatelstwa. Balsamina za to jak najbardziej. Dlatego ona może zastąpić błędną fuksję, za to niecierpek nie zastąpi jej nijak. Kiks był do uniknięcia szalenie łatwy...
Szczególarstwo? Być może. Ale jeżeli sięga po ten detal sama tłumaczka, więc istotnie warto mu się przyjrzeć. Ponadto strona brzmieniowa roślinnych nazw miała znaczenie dla Montgomery i dowodów na to nie brakuje. Pierwszy z brzegu przykład: bodaj w "Czarodziejskim świecie Marigold" mamy opis kwitnących krzewów tawuły. Ale nasza postać tytułowa boczy się na tę nazwę, zbyt prozaiczną, jak uważa, woli mówić "wianki panny młodej".
Użytkownik: Raptusiewicz 30.01.2022 17:37 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie, o Małgorzacie akur... | Margiela
To ciekawe z tymi niecierpkami, w wywiadzie jest tak:

"O.D.: Czy dla przeciętnego czytelnika będzie miało znaczenie, że w poprzednich wersjach źle zostały przetłumaczone nazwy kwiatków? Że niecierpek nie był niecierpkiem?

A.B.: Dla czytelnika może nie, ale sztuka ucierpiała! Reprezentuję interesy autorki i dlatego tak się uparłam na tytułowe Zielone Szczyty, bo Lucy Maud Montgomery na tym bardzo zależało".

https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,2802531​9,zabila-anie-zburzyla-zielone-wzgorze-pozbawila-je-pokoiku.html

Anglojęzyczne słowniki internetowe mówią, że ladies' eardrops to gatunek fuksji. A w nowym tłumaczeniu są "niecierpki". Hm.
Użytkownik: Raptusiewicz 30.01.2022 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: To ciekawe z tymi niecier... | Raptusiewicz
Ok, dalszy fragment wywiadu:

"O.D.: Obawiam się, że twarda grupa fanowska i tak znajdzie nieścisłości. Chociażby jak wtedy, kiedy w połowie grudnia 2021 roku miała pani spotkanie w ramach Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury, podczas którego czytała pani pierwszy rozdział przekładu. Jego nagranie zostało opublikowane w internecie. W komentarzu znalazł się wpis ostro sprzeciwiający się pisaniu o fuksjach, autor domagał się zastosowania prawidłowej nazwy użytej w oryginale, czyli niecierpek pomarańczowy.

A.B.: I fuksja wyleciała tuż przed pójściem do druku. Błąd wziął się stąd, że we wszystkich słownikach nazwa "lady’s-eardrops" jest tak tłumaczona na polski. Odezwał się do mnie Stanisław Kucharzyk i powiedział, że na Wyspie Księcia Edwarda ten kwiat nie rośnie dziko. I niecierpek został, ale pomarańczowy już do narracji nie pasował i wypadł".
Użytkownik: Margiela 30.01.2022 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ok, dalszy fragment wywia... | Raptusiewicz
A jeżeli wypływa rozbieżność zdań między słownikami a informacjami eksperckimi, to pozostaje zgłębiać temat aż do skutku i wreszcie albo zostać przy starych fuksjach, albo, istotnie, uprzeć się przy niecierpkach i, jak sugerowałam wyżej, nazwać je nieco bardziej eufonicznie: balsaminami;)
Użytkownik: Margiela 30.01.2022 19:38 napisał(a):
Odpowiedź na: To ciekawe z tymi niecier... | Raptusiewicz
O, proszę. Jeśli tak się rzeczy mają, to wobec tego niecierpek byłby li tylko poprawianiem na siłę, czego klasycznym, najskrajniejszym przykładem jest wspomniana już tutaj Fredzia Puchatek. Fredzia w polskim przekładzie wzięła się stąd, że, jak wiadomo, w oryginale niedźwiadek zwał się Winnie, co tłumaczka zinterpretowała jako zdrobnienie od żeńskiego imienia WInifred. Istotnie, można w ten sposób Winifred spieścić, tyle że w tym przypadku nie o to szło, bo miś został nazwany na cześć niedźwiedzicy Winnipeg, co już z żadną Fredzią związku nie ma, a i samo Winnipeg trudno uznać za imię typowo żeńskie, raczej za neutralne genderowo...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.01.2022 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: O, proszę. Jeśli tak się ... | Margiela
A ja, kiedy jeszcze nie znałam historii oryginalnego Kubusiowego imienia, byłam święcie przekonana, że Winnie to zdrobnienie od Winstona!
Użytkownik: Margiela 30.01.2022 22:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja, kiedy jeszcze nie z... | dot59Opiekun BiblioNETki
Sama z siebie, przyznam, nie pomyślałam o tym po churchillowsku, ale szybka kwerenda wykazuje, że i tak być może, Winnie jest zdrobnieniem wielofunkcyjnym! Zresztą u Montgomery też mamy bohaterkę o tym imieniu, jest taka w dwutomowym cyklu o Pat, co poniekąd usprawiedliwia tę dygresję;) Nawiasem mówiąc tylko czekać, aż ukaże się "Pat ze Srebrnego Krzewu" czy zgoła Krzaka, bo Srebrny Gaj to w końcu przekład nieścisły...
Użytkownik: Losice 31.01.2022 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja, kiedy jeszcze nie z... | dot59Opiekun BiblioNETki
Bardzo dobre skojarzenie, wszak Winston Churchill został laureatem literackiej nagrody Nobla w 1953 roku.

W Polsce mamy dziwną tendencję do ironizowania z tej nagrody i pomijania wartości literackiej jego wspomnień i twórczości związanej z II Wojną Światową ..... a świat wie swoje i jak karawana przy szczekaniu psów idzie dalej ...

A Kubuś Puchatek mógłby mieć chociaż na drugie imię Winston .... ciekawe jakie mogłyby być drugie imiona wszystkich bohaterów??!
Użytkownik: reniferze 28.01.2022 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
"Zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania" - wyznała Anna Bańkowska we wstępie nowego tłumaczenia książki Lucy Maud Montgomery pod tytułem "Anne z Zielonych Szczytów".

Trzeba przyznać pani Bańkowskiej, że podeszła do zadania zupełnie bez emocji i sentymentów. Tłumaczenie jest zgodne ze wszelkimi prawidłami sztuki - i to może złamać liczne serca. Chociażby pozostawienie oryginalnych imion, i ta oschła "Anne" w miejscu swojskiej "Ani". Zielone Szczyty mogę przełknąć, podobnie jak poprawienie fuksji na niecierpki. Ale mam wrażenie, że w tym poprawnym tłumaczeniu brakuje serca, które pamiętam z dzieciństwa ;).

Użytkownik: fugare 28.01.2022 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zabiłam Anię, zburzyłam ... | reniferze
"Ale mam wrażenie, że w tym poprawnym tłumaczeniu brakuje serca, które pamiętam z dzieciństwa ;)."

W tym ostatnim zdaniu, które pozwoliłam sobie zacytować jest zapewne sedno sprawy. Wszystko co kojarzy się z pozytywnymi doświadczeniami z dzieciństwa i nie tylko, jest nam tak drogie, że już sama próba wprowadzenia jakiejś zmiany, która mogłaby popsuć albo chociaż zmienić te wspomnienia, wywołuje odruchowy sprzeciw. Tak jest w wielu przypadkach, nie lubię np. nowych wersji starych piosenek - lubię oryginały, bo to one budzą emocje.



Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.01.2022 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ale mam wrażenie, że w t... | fugare
O, tak! Podpisuję się pod każdym słowem obiema rękami!
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 28.01.2022 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ale mam wrażenie, że w t... | fugare
> nie lubię np. nowych wersji starych piosenek
A ja lubię niektóre eksperymenty. Np. płytę "Osiecka deluxe" Mai Kleszcz, a zwłaszcza "Nim wstanie dzień".

Co do nowych tłumaczeń, to z sentymentem ciężko wygrać. Sam mam "Władcę Pierścieni" w tłumaczeniu Skibniewskiej, ale poprawionym, bo miała kilka ewidentnych kiksów (np. Gospoda pod Złotą Tyczką zamiast Okoniem, czy Dolina Dimrilla zamiast Dolina Półmroku). W tym tłumaczeniu jest też odmiana per elfowie i krasnloduowie, co jest dość dziwne w pierwszym odczuciu, ale bardzo sensowne i się przyzwyczaiłem.

Mam też np. dwie wersje "Jądra ciemności" (Dukaja i Heydel - oba współczesne, a czytałem też wersję starszą) albo nowe tłumaczenie "Don Kichota" - tam to dopiero było zmian imion własnych, np. Rosynant->Chabeton, Dulcynea->Cudenia.


Podsumowując, jestem za tym, żeby takim próbom dawać szansę, a nie skreślać z góry.
Użytkownik: Raptusiewicz 28.01.2022 17:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
Ja czytałam "Anię" też już nie w tym najstarszym, tradycyjnym tłumaczeniu, tylko w nowszym, w którym była pani Rachel Linde, a nie Małgorzata ;P Mam wrażenie, że to zwraca na siebie uwagę przez zmianę w nazwach własnych, bo przekładów "Ani" jest więcej niż dwa.
Użytkownik: misiak297 28.01.2022 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
Wiecie co? Dochodzę do wniosku, że to jest wielka burza w szklance wody.

Jestem w połowie książki. Nie powiem, żebym był szczególnie szczęśliwy z powodu Zielonych Szczytów, Anne, Marilli i Matthew, ale nagle zdałem sobie sprawę, że przestaję zwracać uwagę na to, że tę historię opowiada inna tłumaczka.

To nadal ta sama piękna książka z porywającą fabułą, wyrazistymi postaciami, kapitalnym humorem i głębią, ciepłym przesłaniem. Ta sama książka, którą pokochałem ponad pół życia temu.
Nadal mnie czaruje - i co z tego, że w innym tłumaczeniu.
Użytkownik: jolekp 28.01.2022 18:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie co? Dochodzę do wn... | misiak297
To w sumie przykre, że tłumaczka musi się mierzyć z tak dużą falą krytyki ze strony osób, które książki nie czytały i kierują się głównie własnymi uprzedzeniami, choć pewnie się z tym liczyła.

Swoją drogą teraz mi uświadomiłeś, że stare tłumaczenie kompletnie gubi to, że Rilla ma imię po Maryli:)

Użytkownik: Marylek 28.01.2022 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: To w sumie przykre, że tł... | jolekp
Na samym początku "Rilli ze Złotego Brzegu" jest powiedziane, że ma ona imię po Maryli. Jako dziecko, nie wiedziałam, o co chodzi. Potem trochę się domyśliłam, gdy Krzyś mówił "Rilla-ma-Rilla". Tak że jest to wspomniane, tylko nie wypunktowane zbyt mocno.
Użytkownik: jolekp 28.01.2022 22:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Na samym początku "Rilli ... | Marylek
Ależ ja wiem o tym, tylko przez spolszczenie imienia Maryli jest to niekonsekwentne i, jak sama zauważyłaś, trochę mylące i o to mi chodziło. Choć z drugiej strony chyba się cieszę, że tłumaczka nie zdecydowała się przerobić Rilli na jakąś Rylę;)
Użytkownik: janmamut 29.01.2022 04:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ ja wiem o tym, tylko... | jolekp
Faktycznie, "I zobaczyła GO RYLA" brzmiałoby dziwnie. ;-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.01.2022 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: To w sumie przykre, że tł... | jolekp
Nie tak całkiem gubi. W "Rilli ze Złotego Brzegu" (skądinąd też niezupełnie wolnej od dziwnych ingerencji translatorsko-redaktorskich, m.in. w postaci wycięcia kilku fragmentów i 3 całych rozdziałów, dopisania zdań, których w oryginale nie ma - wiem, bo za którymś razem czytałam go równolegle z przekładem. W Wikipedii podano, że znacznie później - w 2008 r., podczas gdy mój egzemplarz pochodzi z 1989 i jest wiernym przedrukiem wydania z 1970 - dorzucono te 3 rozdziały w tym samym przekładzie Janiny Zawiszy-Krasuckiej. Nie spotkałam się jednak z takim wydaniem) zaraz na początku jest taki fragment:

"Przydomek, jaki [Walter] wymyślił dla niej, był 'Rilla-ma-Rilla', pochodzący od prawdziwego jej imienia Marilla. Imię to otrzymała w spadku po ciotce Maryli z Zielonego Wzgórza..."
Użytkownik: fugare 29.01.2022 10:05 napisał(a):
Odpowiedź na: To w sumie przykre, że tł... | jolekp
Nie wiem czy "uprzedzeniem" można nazwać przywiązanie czytelników do np. pierwszego tłumaczenia Rozalii Bernsteinowej, czy kolejnych, bo było ich wiele.

To określenie z góry zakłada złą wolę lub brak kompetencji wyrażającego krytyczną opinię. Może w tym miejscu bardziej właściwe byłoby "upodobanie", do którego każdy ma prawo, a twórca, bo tłumacz jest nim niewątpliwie, musi liczyć się również z tym, że u niektórych osób jego wizja nie wywoła entuzjazmu.

To zresztą temat-rzeka i dlatego wydał mi się ciekawy, nie tylko w kontekście tej konkretnej lektury, chociaż jest wdzięcznym przykładem do rozważań, czy np. czytelnik oczekuje dosłowności i przekazania dokładnie tego co autor w obcym języku napisał, czy raczej oddania w jego ojczystym języku "ducha" powieści, tego co znajduje się między słowami. Można się więc zastanawiać, czy dokładne przetłumaczenie owych "szczytów" jest prawidłowym, skoro w języku polskim oznacza on przede wszystkim wierzchołek góry, a w każdym razie określenie jakiejś formy ukształtowania terenu. A idąc jeszcze dalej, czy rzeczywiście potrzebujemy aż tylu przekładów tej powieści - równolegle ukazuje się jeszcze jeden innej tłumaczki.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.01.2022 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem czy "uprzedzenie... | fugare
Według naszego katalogu wersji jest piętnaście. I szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem rynek wydawniczy, który uważa, że potrzebny jest piąty albo piętnasty właśnie przekład tej samej powieści, a równocześnie wiele wydawnictw wypuszcza na tenże rynek dwa z pięciu albo dwanaście z dwudziestu tomów tego samego cyklu powieściowego i na tym kończy. Że ma dwa tysiące chętnych czytelników, nie szkodzi, bo wydawnictwo liczyło na dwadzieścia, a skoro dwadzieścia się nie sprzedało, to lepiej kolejnych części nie wydać wcale, niż wydać w nakładzie 2 tysięcy. Ale to taka dygresja. Jest moda na nowe przekłady klasyki i tego nie zmienimy, właśnie widziałam anons "Mary Poppins" w nowym tłumaczeniu, za chwilę pewnie i "Muminki" ktoś zrobi od nowa, i "Mikołajka", i co się da.
Nie odmawiam nikomu prawa do nawet sześćset sześćdziesiątego szóstego przekładu na dany język. Ale po prostu uważam, że jeśli przeczytałam coś i to coś mi dawało satysfakcję, to ja - konkretnie ja, nie każdy inny czytelnik - nie mam zapotrzebowania na coś nowego. Czy to uprzedzenie? Podobnie jak Ty, nie sądzę tak. To sytuacja analogiczna do tej, w której pokochaliśmy smak jakiegoś dania w takiej wersji, jak je robiła nasza babcia, tęsknimy do chwili, kiedy go znów skosztujemy, po czym ktoś je nam obiecał przyrządzić i oznajmia: "masz to twoje X, ale dodałem kolendry/limonki/słonego karmelu [niepotrzebne skreślić], bo to podkręca smak"; a my nie chcemy podkręconego, chcemy tego, który znamy sprzed lat...
Użytkownik: margines 29.01.2022 17:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Według naszego katalogu w... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dokładnie!
To wg mnie tak samo, jak jakieś książki mają ilustracje „made in” Szancer Jan Marcin, czy Janusz Grabiański no i tyle! Nie ma, żeby te same książki, pojedyncze baśnie, czy wiersze ilustrował kto inny, a nawet takie majstrowanie jest dla mnie zgrozą.
Użytkownik: fugare 30.01.2022 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Dokładnie! To wg mnie ta... | margines
Przytoczyłeś bardzo trafny przykład sytuacji, kiedy "lepsze jest wrogiem dobrego". To zresztą doskonały temat do innej rozmowy, choć można nawiązać i do "Ani" - wystarczy spojrzeć na okładki różnych wydań. Niektóre bardzo "bolą".
Użytkownik: fugare 30.01.2022 08:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Według naszego katalogu w... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wydawanie tylko kilku tomów serii, często nie zawsze w chronologicznym porządku, jest głęboko nie w porządku zarówno w stosunku do autora, jak czytelnika. Cóż, świadczy o lekceważeniu obu i wyłącznie merkantylnym podejściu wydawnictw. To irytujące, bo co ma zrobić czytelnik - kupować na zapas kolejne tomy, a z czytaniem zaczekać aż pojawią się poprzednie, te brakujące?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.01.2022 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydawanie tylko kilku tom... | fugare
Był parę lat temu taki wątek na forum, dotyczący cykli fantasy, które zaczęto wydawać w polskim przekładzie i nie dokończono. Miałam tam sporo do powiedzenia, bo sama posiadam kilka pierwszych tomów różnych serii, i od kilku do kilkunastu (sic!) paru innych, których dalej nie pociągnięto. I nie mówię tu o przypadkach, kiedy autor - tak jak słynny George R.R.Martin ze swoją "Pieśnią Lodu i Ognia" - nie kwapi się z dokończeniem tego, co zaczął, pisząc w międzyczasie kilka innych utworów - lecz o cyklach kompletnych, których wydawanie po polsku po prostu przerwano. Ja po angielsku czytam swobodnie, więc w dwóch takich przypadkach po prostu sobie dokupiłam oryginały, ale po pierwsze, nie każdy tak może, a po drugie, i tak mnie mierzi fakt, że nie mam na półce kompletnej serii w identycznych okładkach...
Użytkownik: mafiaOpiekun BiblioNETki 30.01.2022 13:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Był parę lat temu taki wą... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie tylko z fantasy jest ten problem. Aż szkoda, zwłaszcza jeżeli się lubi dany cykl. Ehh....
Użytkownik: Marylek 28.01.2022 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie co? Dochodzę do wn... | misiak297
Czytałam gdzieś w sieci dwa pierwsze rozdziały nowego tłumaczenia i wydawały mi się - wyjąwszy nazwy własne - podobne do tego, co pamiętam sprzed lat. Z tym, że dla mnie "Ania" nie jest ani najukochańszą książką z dzieciństwa, ani żadnym fetyszem.

Ogólnie, rozumiem, że ktoś ma ukochane książki i nie chce w nich zmieniać ani literki.

Rozumiem też, że kolejne pokolenia tłumaczy pragną mierzyć się z różnymi wyzwaniami. Dla każdego znajdzie się miejsce, to czytelnicy zdecydują, która opcja zwycięży.

I jeszcze rozumiem, że pewne klisze funkcjonują w kulturze i - dla przykładu - polskie dziecko zawsze miało i ma pluszowego misia, który jest rodzaju męskiego. Ten miś. On. Może się różnie nazywać, ale nie Fredzia, bo nie jest wszak dziewczynką! ;)
(Spotkałam się z opinią, że Irena Tuwim jest po prostu lepsza niż A.A. Milne).

Nie zatrzymamy jednak upływającego czasu. Cieszę się, że ludzie wciąż dyskutują o literaturze, spierają się o tłumaczenia. To kapitalne!

Użytkownik: fugare 29.01.2022 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie co? Dochodzę do wn... | misiak297
<Wiecie co? Dochodzę do wniosku, że to jest wielka burza w szklance wody.>

Nie można nie zwrócić uwagi na to, że to również świetna reklama. :)
Użytkownik: Vemona 29.01.2022 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie co? Dochodzę do wn... | misiak297
A wiesz, że ja się nie mogę przełamać? Wychowałam się na przekładzie Bernsteinowej i kiedy kilka lat temu chciałam sobie zebrać całą serię o Ani i trafiłam na inny - jakoś nie dałam rady tego czytać. To nie był tekst, który znam od dziecka i gryzło mnie strasznie. :)
Użytkownik: ahafia 31.01.2022 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie co? Dochodzę do wn... | misiak297
Czytałam wywiad z tłumaczką. Wydała mi się osobą niepozbawioną poczucia humoru, a za to ze sporym dystansem do siebie, stąd też nie mam większych obaw. Jedyne, czego by mi brakowało to "otchłań rozpaczy" i miałabym problemy z wybaczeniem, gdyby zniknęła. Dlatego pytam: czy otchłań jest?
Użytkownik: misiak297 31.01.2022 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam wywiad z tłumacz... | ahafia
Jest, Ania znów w nią wpada:)
Użytkownik: ahafia 01.02.2022 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest, Ania znów w nią wpa... | misiak297
A, no to całe szczęście, bo cóż innego można powiedzieć, gdy człowiek jak raz znajduje się w otchłani rozpaczy? Żadne inne słowa nie oddadzą tego stanu ;)
Użytkownik: _nika_ 06.02.2022 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: A, no to całe szczęście, ... | ahafia
U mnie w rodzinie też funkcjonuje powiedzenie "otchłań rozpaczy", bez otchłani nie damy rady :))).
Użytkownik: Kakyuu 28.01.2022 18:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
"Ania z Zielonego Wzgórza" jest także i moją ukochaną książką z dzieciństwa - i pierwszą jaką dostałam na własność, więc czytana była wielokrotnie. Przywiązanie do tłumaczenia zostało zburzone brutalnie podczas studiów na filologii angielskiej, gdy podczas zajęć z translatoryki kazano nam przetłumaczyć fragment artykułu o "Ani", gdzie właśnie poruszano temat architektury i domu, w którym Ania mieszkała - jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że "Anne of Green Gables" nie jest Anią z Zielonego Wzgórza! Zielone Wzgórze nie istniało! Istniał za to dom o zielonych szczytach. Podejrzewam, że moja mina na tych zajęciach była bezcenna :)
W każdym razie jestem bardzo ciekawa nowego tłumaczenia i jeśli tylko będzie okazja to chętnie się z nim zapoznam, mimo, że w sercu Ania będzie zawsze z Zielonego Wzgórza.
Użytkownik: danutelka 29.01.2022 21:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
A ja jestem nowego tłumaczenia bardzo ciekawa. Przeczytałam wywiad z panią Bańkowską (dokładnie, nie po łebkach, jak niektórzy) więc wiem, że jej wersja wcale nie jest nowomodna i uwspółcześniona. Stara się tylko jak najwierniej oddać treść oryginału. To ważne, zważywszy, że pierwszy przekład był ze...szwedzkiego. I choć Zielone szczyty nie brzmią może tak poetycko jak Zielone wzgórze, to godzę się z tym wiedząc, z czego to wynika i jak ważne było dla samej Lucy Maud.
No i wreszcie zrozumiałam, dlaczego Ania tak zawsze podkreślała, jak pisze się jej imię. W angielskim najbardziej popularna jest wersja Ann, zdrobniale Annie, a tu proszę - mamy Anne.
Dlatego mimo różnych sentymentów sądzę, że nie warto zasklepiać się w skorupce konserwatyzmu, a zobaczyć, co ciekawego, lepszego każdy nowy przekład wnosi.
Użytkownik: fugare 30.01.2022 08:07 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja jestem nowego tłumac... | danutelka
Artykułów i wywiadów na ten temat jest, jak pewnie sama zauważyłaś wiele, nie wszystkie rzetelne, o czym z kolei ja się przekonałam przytaczając niefortunny cytat, z którego wycofałam się podając jego źródło. Ten nieuprawniony, Twoim zdaniem wniosek o unowocześnionym tłumaczeniu powstał w wyniku "sumy" wrażeń, a jego celem nie była chęć zdyskredytowania tłumaczenia, a raczej podzielenia się, w tym wypadku nostalgiczną, refleksją nad szeroko pojętą akcją "poprawiania" świata, w tym "literatury".
Bardzo się cieszę, że tyle osób przyjęło zaproszenie do tej rozmowy.
Dla zainteresowanych drążeniem tematu : https://www.google.com/url?sa=t&source=web&rct=j&u​rl=https://ruj.uj.edu.pl/xmlui/bitstream/handle/it​em/64137/oczko_nastulczyk_powiesnik_na_szwedzkim_t​ropie_ani_z_zielonego_wzgorza_2018.pdf%3Fsequence%​3D1%26isAllowed%3Dy&ved=2ahUKEwjxwbWK79j1AhUx8bsIH​dQ_DgkQFnoECDoQAQ&usg=AOvVaw1DN6wN91V-ihiaXamdbPbv
Użytkownik: Marylek 30.01.2022 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Artykułów i wywiadów na t... | fugare
"Poprzednia strona próbuje Cię przekierować do nieprawidłowego adresu URL."
Użytkownik: fugare 30.01.2022 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: "Poprzednia strona próbu... | Marylek
To może tak: po wpisaniu w najpopularniejszej wyszukiwarce:
oczko nastulczyk ania
powinien się pojawić jako pierwszy wynik.
"Na szwedzkim tropie „Ani z Zielonego Wzgórza”. O przekładzie Rozalii Bernsteinowej"
Artykuł pochodzi z Ruchu Literackiego z 2018 r.
Użytkownik: Marylek 30.01.2022 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: To może tak: po wpisaniu ... | fugare
Jest, dzięki! :)
Użytkownik: misiak297 30.01.2022 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest, dzięki! :) | Marylek
Czytałem kiedyś ten artykuł. Jest bardzo ciekawy.
Użytkownik: Marylek 30.01.2022 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałem kiedyś ten artyk... | misiak297
Istotnie.

Nie wiedziałam, że popularność "Ani" to takie polskie zjawisko!
Użytkownik: zapominajka* 30.01.2022 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
Anię czytałam tylko raz, 20 lat temu. Pamiętam, że mi się podobała. Na fali dyskusji postanowiłam zapoznać się z Anne i wyrywkowo porównać ze starym tłumaczeniem. Moje zaskoczenie było niewyobrażalne, bo zmiany są niewielkie, nie licząc Zielonych Szczytów oraz imion (akurat nazwy roślin i miejsc są mi obojętne, kwiatek to kwiatek ;)). Całe akapity są jeśli nie takie same, to bardzo podobne.
Użytkownik: fugare 03.02.2022 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno jest mi przyjąć ta... | fugare
Temat został dzisiaj przywołany, więc gdyby ktoś chciał jeszcze do niego powrócić podaję link do kolejnego ciekawego artykułu https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=62249 choć muszę przyznać, że nie ze wszystkimi jego tezami się zgadzam. Zasada obiektywizmu wskazuje jednak, że należy go przytoczyć, nawet jeśli przedstawia wiele argumentów dla strony przeciwnej w dyskusji. :)
Powstał w roku 2013 i dotyka również kwestii tytułu i imienia bohaterki w tłumaczeniach.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: