Dodany: 22.01.2022 00:31|Autor: Marioosh

Bardzo przeciętnie


Po trzynastu latach odsiadki sierżant Max Cady wychodzi na wolność; siedział za gwałt na nieletniej Australijce, a do kary w największym stopniu przyczynił się świadek przestępstwa, porucznik Sam Bowden. Teraz Bowden jest prawnikiem, mieszka w małej miejscowości New Essex i pewnego dnia spotyka Cady'ego, który daje mu do zrozumienia, że stracił przez niego trzynaście lat życia i teraz wyrówna z nim rachunki. Wynajęty przez Bowdena detektyw łatwo gubi Cady'ego i jasno sugeruje, że „można by mu dołożyć, kilka razy wylądowałby w szpitalu, to chwyciłby w lot, o co chodzi”*, prawnik jednak opiera się takiemu rozwiązaniu, gdyż wierzy w siłę prawa i legalnego procesu. Wkrótce jednak ktoś truje strychniną psa Bowdena i strzela do jego syna, żona zaś ulega wypadkowi z powodu uszkodzenia samochodu; miejscowy komendant policji mówi, że nic nie może zrobić i proponuje wysłanie rodziny gdzieś poza miasto. Prawnik postanawia zwabić Cady'ego do swojego letniskowego domu, wystawiając żonę jako przynętę – będzie można go zastrzelić za wtargnięcie do domu.

W starym dowcipie dwie myszy jedzą kasetę video i jedna mówi: „Ale wiesz, książka była lepsza”; tu jest odwrotnie – na podstawie tej dość przeciętnej książki stworzono dwa solidne filmy: ekranizacja z 1962 roku (Telly Savalas grający detektywa ma tutaj włosy) jest dość wierna powieści, natomiast ta z 1991 roku w reżyserii Martina Scorsese jest brutalniejsza. Sama książka jest dowodem na to, że John D. MacDonald, mimo tego, że był prekursorem pewnych rozwiązań (sześć lat po „Egzekucji” powoła do życia Travisa McGee, niemalże ikonę amerykańskiej popkultury), był pisarzem warsztatowo dość nijakim – akcja, zamiast trzymać w napięciu, często po prostu nudzi. Mamy tutaj czarnego bohatera przedstawianego w rozmowach niemalże jak dzika bestia i wcielenie najczystszego zła; można się więc było spodziewać adekwatnego zachowania pozytywnych bohaterów, czyli psychozy porównywalnej ze strachem przed Michaelem Myersem czy Hannibalem Lecterem, tutaj jednak tego podskórnego napięcia brakuje i w zasadzie tylko czekamy na to, kiedy Max Cady zginie. Mam jednak wrażenie, że autorowi bardziej chodziło o pokazanie, jak bardzo zmienia się człowiek pod wpływem strachu i do czego jest zdolny w celu ochrony rodziny: Sam Bowden początkowo mówi, że prawo jest jego priorytetem, później stwierdza, że jednak mógłby pociągnąć za spust, a w końcu oświadcza, że chce dokonać morderstwa i usunąć ciało – i wtedy żona uświadamia mu, że to nie będzie morderstwo, tylko egzekucja. Tak czy inaczej jest to książka po prostu przeciętna; przez cały czas, mimo dużego dramatyzmu, pozostawia czytelnika dość obojętnym i szybko wylatuje z głowy.

*John D. MacDonald, „Egzekucja”, tłum. Andrzej Pawelec, wyd. Graffiti Ltd., 1992, str. 40.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 214
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: