Dodany: 18.01.2022 17:43|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Opuszczeni, zawiedzeni, niepewni


Lubię opowiadania jako lekturę, którą można czytać po kawałku jako przerywnik beletrystyczny między literaturą faktu, biografiami, książkami popularnonaukowymi itd. I lubię je jako formę literacką – chociaż nie każdy autor jest w tej formie dobry, musi mieć „to coś”, co mu pozwala zamknąć skończoną fabułę w ramach krótkiego obrazka (oczywiście, są i opowiadania siedemdziesięcio- czy dziewięćdziesięciostronicowe, które właściwie, gdyby je wydać osobno, mogłyby zostać sklasyfikowane jako minipowieści, ale nie o te mi chodzi, tylko właśnie o te krótkie, w których narrator wprowadza czytelnika dosłownie na moment w świat bohatera/-ów, ukazując zaledwie jedną scenkę, jedną migawkę z ich życia, i to wystarcza jako źródło doznań estetycznych i emocji). Niewiele mi zostało w domu nieprzeczytanych jeszcze zbiorów, ale jeden się trafił na przyłóżkowej półce: wygrany w konkursie cieniutki tomik opowiadań Marie Aubert. Krótką powieść tej autorki, „Dorośli”, uznałam za po prostu dobrą. Ale opowiadania są lepsze.

Na pierwszym miejscu stawiam „Przepraszam, przepraszam, przepraszam”, z pozoru banalną – bo przecież podobne sytuacje wciąż się zdarzają – opowieść sfrustrowanego ojca, którego kilkuletnia córeczka na rozstanie rodziców zareagowała zachowaniami agresywno-destrukcyjnymi. Kolejny wybuch uporu i wściekłości małej, przez który musi spóźnić się do pracy, także i w nim wyzwala agresję. I… stało się, uderzył dziecko, pozostawiając wyraźny ślad na twarzy. W Norwegii nawet taki jednorazowy akt przemocy może skutkować odebraniem praw rodzicielskich; na jego prośbę Maja zgadza się skłamać matce co do przyczyny skaleczenia, lecz jej osądzający wzrok nie daje spokoju ojcu, który tak bardzo zawiódł zaufanie córki…

Dwa prawie równie świetne, „Taka fajna dziewczyna” i „Gdyby coś się stało”, również mają za tło rozbite rodziny; w tym pierwszym narratorka próbuje zatrzymać mężczyznę – który właśnie odszedł od żony i nie daje sobie rady z naprzemienną opieką nad dziećmi – kłamiąc, że jest w ciąży, w drugim bohaterka, która dopiero co zostawiła męża i z małym dzieckiem odeszła do kochanka, obawia się, że ten nie zniesie ciężaru nowej sytuacji. Podobną scenerię, ale ukazaną z punktu widzenia córki, ma opowiadanie „W domu”; nastoletnia narratorka, nie mogąc się pogodzić z opuszczeniem przez ojca, fantazjuje o domu bezpiecznym i pełnym miłości… i próbuje stworzyć jego namiastkę w siedzibie chwilowo nieobecnych sąsiadów, których kotem miały się z matką opiekować.

Temat – w nieco odmiennym sensie – opuszczenia/zdrady porusza tekst „Stare małżeństwo”, w którym jedna z przyjaciółek jest tak zazdrosna, że próbuje za wszelką cenę rozbić świeżo powstały związek drugiej z mężczyzną. Opuszczenia doznaje również Henrik, tytułowy „Starszy brat”, którego mały braciszek umiera wkrótce po urodzeniu, a chłopiec próbuje to sobie zrekompensować, wysnuwając fantastyczne teorie i dzieląc się nimi z upatrzonym na „brata” młodszym kolegą, oraz anonimowa bohaterka „Powinnaś się wstydzić”, która, odsiedziawszy karę więzienia, chciałaby sobie ułożyć życie, lecz od razu na wstępie zostaje oblana kubłem zimnej wody. Opuszczone są też dzieci z latynoskiego sierocińca z opowiadania „Carla”, jednak to nie one są bohaterami tej historii, lecz bezdzietna para, przymierzająca się do adopcji jednego z nich. Maria zadecydowała o płci i wieku wybieranego dziecka, i sama od razu do niego przylgnęła. Johanowi chłopczyk wydaje się zupełnie obojętny, uczucia budzą się w nim natomiast na widok jednej z dziewczynek. Jednak dwójki przecież nie zaadoptują…

Nie do końca tylko rozumiem wymowę opowiadania „Po prostu”, którego bohaterka wdaje się w krótki romans z mężczyzną skłonnym do praktyk sado-maso; związek, od początku pomyślany jako niezobowiązujący, wkrótce się rozpada, a ona po kilku latach stabilizacji nagle doznaje tęsknoty za siniakami i targaniem za włosy, zdającymi się jej – teraz, z perspektywy czasu – synonimem „wiary, że może się wznieść ponad siebie samą i stać się kimś innym”*. Cóż, ludzie bywają różni; a czytelnik, nawet nie umiejąc pojąć motywacji postaci, musi docenić sposób jej ukazania. Bo czego by nie powiedzieć o bohaterach Aubert, wszyscy są niezmiernie autentyczni, i ci sympatyczni, i ci, z którymi w prawdziwym życiu nie chcielibyśmy mieć do czynienia. Ani na moment nie myśli się, że któraś/któryś może być jedynie kreacją literacką, tak bardzo są żywi – jeśli nawet nie mamy pojęcia, jak wyglądają.

Więc mam nadzieję, że – podobnie jak Munro – Aubert nie przerzuci się wyłącznie na długie formy, lecz jeszcze od czasu do czasu popisze się podobnie błyskotliwymi i wymownymi migawkami prosto z życia. Nawet tak pełnymi negatywnych emocji, bo i takowe, wzięte na warsztat dobrego prozaika, dają się przekuć na pozytywne wartości.

* Marie Aubert, "Zabierz mnie do domu", przeł. Karolina Drozdowska, wyd. Pauza, 2021, s. 14.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 395
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: