Dodany: 17.04.2005 22:27|Autor: pinkwart

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Kod Leonarda da Vinci
Brown Dan

Demonizm niejednoznaczności


Dobiega jedenasta w nocy. W Luwrze świecą się tylko słabiutkie światła techniczne – obrazy odpoczywają. W Wielkiej Galerii malarstwa włoskiego w skrzydle Denona kustosz największego muzeum na świecie, 76-letni Jacques Sauniere, ma przed sobą jeszcze 15 minut życia. Właśnie ledwo powłócząc nogami wraca z sąsiedniej sali, gdzie zwykle kłębią się największe tłumy, mimo zakazu błyskają flesze, a wszyscy usiłują uruchomić komórki, by zawiadomić rodzinę i znajomych: Słuchaj, właśnie stoję przed Moną Lisą, masz pojęcie, jaki tu tłok? Komórki w tej sali jednak nie działają i, mimo że teraz jest pusto i głucho, kustosz nie może nikomu dać znać o tym, że umiera, kto go zabił, ani też nie ma jak przekazać największej tajemnicy wszech czasów, której jest ostatnim depozytariuszem. Na pleksiglasowej szybie najsławniejszego obrazu świata pisze więc kilka słów niewidocznym dla zwykłych oczu tuszem. Po czym wraca do Wielkiej Galerii, ostatnim wysiłkiem rozbiera się, rysuje wokół siebie krąg, pisze jeszcze kilkanaście cyfr i umiera, przybierając pozę przypominającą najsłynniejszą grafikę świata – sylwetkę nagiego mężczyzny, wpisanego w krąg. Człowiek witruwiański Leonarda da Vinci.

A potem, zgodnie ze znaną receptą Hitchcocka - napięcie stopniowo wzrasta. Dan Brown, z którego poprzedniej książki, „Anioły i demony”, niedawno lekko się naśmiewałem - tutaj trzyma czytelnika w nieustannym napięciu i nietrudno mi się zgodzić, że jest to światowy bestseller nr 1, jak zapewniają wydawcy – "Sonia Draga" i "Albatros" Andrzeja Kuryłowicza. Bo też autor w „Kodzie Leonarda da Vinci” okazał się mistrzem, podczas gdy w „Aniołach...” był co najwyżej czeladnikiem.

A propos bestsellerów: pyszny fragment rozmowy bohatera, Roberta Langdona, ze swoim wydawcą, który dziwi się, że prawdziwa historia Świętego Graala nie jest szerzej znana, a Langdon mówi mu, że sprawę zaciemnia wszechświatowy bestseller wszech czasów. Na co wydawca:
- Chyba nie powiesz, że „Harry Potter” też jest o Świętym Graalu.
- Miałem na myśli Biblię.

I taka jest to książka: sprawy rodem ze średniowiecza – więcej: z początków naszej ery, jak się okazuje – ciągle żywotne, aktualne i wyzwalające największe ludzkie emocje osadzone są mocno w realiach współczesności. Jeszcze więcej: mają na tę współczesność ogromny wpływ. Tym razem realia właśnie są najmocniejszą stroną książki Browna: szczególnie te związane z Paryżem i Londynem.

Wraz z bohaterami – i depczącymi im po piętach „czarnymi charakterami” – podążamy zawiłym tropem wskazówek pozostawionych przez tragicznie zmarłego wielkiego mistrza Zakonu Syjonu oraz jego wielkiego poprzednika – Leonarda da Vinci. Celem poszukiwań jest, oczywiście, Święty Graal, a raczej to, co on oznacza. Akcja toczy się wartko, choć niekiedy dość sztucznie stopują ją dialogi – a dokładniej, rozpisane na głosy wykłady o historii Graala i jego symbolice. Ale ponieważ temat jest niesłychanie wciągający, a niektóre konkluzje dla nas, tkwiących z zasady bezrefleksyjnie w tradycji i symbolice chrześcijańskiej, są zupełnie szokujące – więc w lekturze to niezbyt przeszkadza. Ciekawe, jak potraktowane to zostanie w filmie, który na podstawie „Kodu...” ma powstać w Hollywood.

Jednym z elementów tajemnicy jest portret, malowany na topolowej desce we Florencji w latach 1503-1506. 77 cm wysokości, 53 cm szerokości. Numer inwentarzowy Luwru 779. Autorem jest Leonardo di ser Piero z Vinci. Gioconda. Joconde. Mona Lisa Leonarda da Vinci.

Jak pisał jeszcze w XVI wieku pierwszy biograf Leonarda, a zarazem pierwszy historyk sztuki, Giorgio Vasari, portret prawdopodobnie przedstawia Lisę Gherardini, małżonkę florenckiego notabla Francesco di Bartolomeo di Zanoli del Giocondo. Dlaczego, jeśli portret był zamówiony przez bogatego kupca, Leonardo woził go wszędzie z sobą, z Florencji do Mediolanu, potem do Rzymu i na koniec do Francji, gdzie na łożu śmierci przekazał go swemu protektorowi, królowi Franciszkowi I z poleceniem, by go strzegł jak oka w głowie? Ale „gioconda” to po włosku określenie kobiety wesołej, miłej. Więc może prawdziwa jest interpretacja, w myśl której jest to portret „pewnej florenckiej damy, wykonany z natury na życzenie wspaniałego Giuliana Medici”, jak to ujęto w pierwszym opisie dzieła, jeszcze za życia artysty. Ale istnieje też anonimowy dokument, opisujący Giocondę jako... przebranego mężczyznę, być może samego Leonarda. Jak pisze na stronie internetowej Luwru kustosz działu malarstwa, Vincent Pomaréde, ostatecznie do dziś nie mamy żadnego przekonującego dowodu, kogo obraz przedstawia. Niewykluczone, że jest to abstrakcyjny wizerunek, ukazujący po prostu postać ludzką na tle wyidealizowanego krajobrazu. Dan Brown znacznie rozszerza w swojej książce dywagacje na temat Mony Lisy, jej pochodzenia i znaczenia, oczywiście symbolicznego. Są ciekawe, na pewno, ale dla mnie La Joconde jest symbolem czegoś, co nie ma nic wspólnego z historią opisywaną w książce... Chociaż... Mona Lisa jest niezniszczalnym symbolem wyższości ducha nad materią. Kawałek deski, niepiękna kobieta, może i nie całkiem kobieca, skąpy uśmiech... I 500 lat istnienia. Mona Lisa przetrwała Walezjuszy i Burbonów, Rewolucję i Cesarstwo, wszystkie republiki, wojny światowe, faszyzm i komunizm, nowinki techniczne i prądy filozoficzne. Trwa poza wszystkim i ponad wszystko. Jak najtrwalsza idea. Jak Święty Graal.

Książka Browna urzeka kapitalnie poprowadzoną akcją, wspaniałą galerią postaci pierwszo- i drugoplanowych, erudycją historyczną i artystyczną. Jest w niej mnóstwo odniesień do wydarzeń politycznych, a także do literatury, w tym – do współczesnego piśmiennictwa związanego z legendą Graala. Powołuje się nawet bezpośrednio na bestseller Michaela Baigenta, Richarda Leigha i Henry’ego Lincolna „Święty Graal, Święta Krew”, a tragicznie zmarły kustosz Luwru nosi to samo nazwisko co bohater „Świętego Graala...” – proboszcz z wioski Rennes-de-Chateau, Béranger Sauniere... Powieść Browna ma więc wszelkie dane, by zostać przebojem wydawniczym na długi czas. Mimo ewidentnego przegadania, hiper-erudycji, lokowanej jak najfatalniej w dialogach, które zatrzymują akcję, czy w końcu na trudne do udowodnienia hipotezy historyczno-religijne.

I dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego wydawcy pozwolili sobie na próbę deprecjacji dzieła poprzez dołączenie do niego „Posłowia”, w którym prof. Zbigniew Mikołejko – wielki naukowiec z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, badacz historii religii i świetny pisarz - „daje odpór” Brownowi. I to bynajmniej nie w kwestiach najbardziej dla książki fundamentalnych, tylko przeprowadzając filipikę w obronie... Kościoła katolickiego, a przede wszystkim formacji „Opus Dei”, która w książce Browna pełni rolę marginalną, a jej przedstawiciele, działający niewątpliwie w dobrej wierze, zostali wciągnięci w ponurą grę przestępczą przez nie przebierającego w środkach maniaka, z pobudek absolutnie z Kościołem nie mających nic wspólnego. Notabene, jednym z zarzutów „Posłowia” pod adresem Browna jest to, że nie jest on katolikiem... Wolno panu profesorowi Mikołejce przywdziewać kostium rycerza i wyruszać na krucjatę przeciw Brownowi, jego sprawa, byłoby niewątpliwie ciekawe przypatrzyć się merytorycznej polemice w opisywanych tam kwestiach. Ale nie rozumiem wydawcy, który na okładce zachęca nas, żebyśmy kupili ten wspaniały bestseller, a pod koniec książki wynajmuje historyka religii, który drobnym drukiem przekonuje nas, że autor pisze banialuki. I to nie w książce naukowej, tylko w powieści sensacyjnej. No to jak? Musieli wydawcy umieścić ten tekst, żeby książka otrzymała imprimatur? Jesteśmy czy nie jesteśmy państwem religijnym?

Obyśmy nie doczekali czasów, w którym do „Harry'ego Pottera” trzeba będzie pisać posłowie tłumaczące, że tak naprawdę to Joanna Rowling się myli, bo profesor od peronologii stwierdza autorytatywnie, że na dworcu King’s Cross nie ma peronu numer dziewięć i trzy czwarte.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 96279
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 24
Użytkownik: woy 26.04.2005 00:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
Hmm, mam wrażenie, że całkiem inną książkę czytałem. Ja tam katolikiem się nie czuję, ale takiego spiętrzenia w jednym miejscu bzdur faktograficznych dawno nie widziałem. A gdy odrzuci się pseudofakty, zostaje tylko przeciętna sensacyjka, ze sporymi fragmentami dobrze napisanymi, ale warta jedynie przeczytania w pociągu i tam zostawienia. Tylko, że trasa musiałaby być długa, bo ksiązka niezasłużenie gruba. Na trasę transsyberyjską...? ;)

woy
Użytkownik: jakozak 26.04.2005 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
Cóż dodać? Recenzja jest znakomita. Zgadzam się w stu procentach z jej autorem.
Po co zachęcać, a potem opluwać? Bardzo wielu ludziom, może nawet większości wydaje się, że jeżeli coś skrytykują to wyjdą na takich BARDZO INTELIGENTNYCH I WYJĄTKOWYCH, takich nieprzeciętnych i głębokich. To taka maniera. I oby nigdy nie stało się to regułą.
Użytkownik: ika5 25.05.2005 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
Niestety jesteśmy państwem religijnym i dlatego książka otrzymała posłowie.Czyta się ją jednym tchem (mimo pewnych dłużyzn) i to jest najważniejsze w powieści sensacyjnej.Rozważania o świętym Gralu dają do myślenia!Bardzo jestem ciekawa jak zapowiadany film poradzi sobie z tym materiałem.
Użytkownik: galenlomiel 11.06.2005 16:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
Bestseller? Raczej czytadło autorstwa totalnego laika! Wystarczy spojrzeć na kilka przedstawionych faktów, żeby wiedzieć, że autor nie przygotował się pod żdneym względem do napisania takiej historii! Proszę spojrzeć na kilka najważniejszych błędów (a jest ich ok. 50):
- Klemens V nie potępił templariuszy. I co wazniejsze, nigdy nie był w Rzymie! Jako pierwszy papież rezydował w Avignon. Toteż bzdury o rozrzucaniu prochów templariuszy (których zresztą zginęło niewielu, bo zaledwie ci, których Filip IV "dopadł" we Francji) nad Tybrem są bez sensu!
- Sobór w Nicei obradował nad sensem nauk Ariusza, tzw. arianizmem. Poza tym boskość Chrystusa była powszechnie znana - czy w innym wypadku pierwsi chrześcijanie umieraliby za nią na raenach Rzymu? Słowo "herezja" tudzież "heretyk" pochodzi z II w. więc prawie 200 lat przed Niceą, odnośnie do sekty "adamitów" z Pł. Afryki.
Itd. A sama fabuła - fakt, że Neveu jest wnuczką Sauniera wskazywałby, że jest ona córką jego córki. Nieco później dowiadujemy się, że nazwisko rodowe matki było jeszcze inne, więc? Czyją Sophie naprawdę jest córką? I jaki znawca symboli nie wiedziałby, że Leonardo pisał "lustrzanymi" literami? Przeciez tego uczą już w podstawówce!
Jedym słowem - beznadziejna książka. Język też straszny, a postacie pospolite. Porównanie z Eco nie ma sensu. Zupełnego.
Użytkownik: norge 11.06.2005 21:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Bestseller? Raczej czyta... | galenlomiel
Oceniam ta ksiazke jako beznadziejna. Prawdziwosci przedstawionych faktow nie podjelabym sie oceniac, za malo mam na to wiedzy.
Kod Leonarda jakos przebrnelam, zaciekawila mnie chyba bardziej ta bulwerujaca teoria religijna niz sama akcja. Natomiast Anioly i Demony rzucilam zaledwie po kilku stronach. Jak dla mnie - zupelnie niestrawne. Zaraz pospieszam na strone ocen, aby wystawic 1.
Użytkownik: norge 11.06.2005 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Oceniam ta ksiazke jako b... | norge
Mam na mysli oczywiscie beznadziejnosc Aniolow i Demonow.
Użytkownik: NagyKutas 17.07.2005 13:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Bestseller? Raczej czyta... | galenlomiel
Nie zapominaj,że mimo wszystko imć "dzieło" pozostaje książką. Jest nadal fikcją i raczej należy traktować ją z przymrużeniem oka. Nie powinno się wdawać w zbytnie szczegóły, a jedyne smakować całokształt.
Użytkownik: el_peru 21.11.2005 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Bestseller? Raczej czyta... | galenlomiel
absolutnie sie z tobą zgadzam, facet, poza wartką akcją sie nie wykazał.zanalazł prosty sposób na bestseller: tematy na topie, feminizm, tajemnica, kościół i jego władza...ble ble ble, a wszystko podane w (pseudo) profesorskim tonie. Ludzie uważający to za prawdę objawioną okazują sie większymi ignorantami od samego autora.
oto mój ulubiony fragment słynnego "kodu..." w kturym Brown ukazuje swój wybitny brak wiedzy geograficznej i historycznej:
rozdział 19
Kościół Saint Suplice jest, jak mówią, najbardziej ekscentycznym zabytkiem w całym PARYŻU. Postawiono go na ruinach STAROŻYTNEJ ŚWIĄTYNI EGIPSKIEJ poświęcone bogini IZYDZIE.
bravooo
Użytkownik: Mademoiselle 12.02.2006 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: absolutnie sie z tobą zga... | el_peru
Tu akurat muszę bronić Browna, czego, przyznaję, zazwyczaj nie robię.
Otóż jest to albo błąd tłumacza, albo... Twój własny. W oryginale stoi bowiem, że Saint-Sulpice to "kościół zbudowany na ruinach STAROŻYTNEJ ŚWIĄTYNI poświęconej EGIPSKIEJ BOGINI IZYDZIE." Nic więc takiego rażącego, tym bardziej, że kult Izys rozprzestrzenił się również poza Egiptem.
Pozdrowienia M.
Użytkownik: Gocha1989{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 28.05.2009 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: absolutnie sie z tobą zga... | el_peru
"kturym"!?! ?
Użytkownik: Raptusiewicz 15.06.2006 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Bestseller? Raczej czyta... | galenlomiel
Sauniere to było nazwisko przybrane:)
Użytkownik: aniusia 27.06.2005 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
żes cholerka duzo napisał....eh..rozgadany...dobrze....ale czasem...nie niewazne...eh...też czytałam tę książke...ale nie mam do powiedzenia tak duzo jak ty....ale musze przyznać że troche miałam myslówe po książce....wiesz najgorzej jak sie człowiek zatopi bez pamięci w czytaniu...cholerka...świat nie widziaam...połknęłam "Kod..." w pare godzin...niezle...ok...zanudzam....pa.aniastys33@w​p.pl
Użytkownik: NagyKutas 17.07.2005 13:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
Zgadzam się z niektórymi argumentami przedstawionymi w recenzji dotyczącymi wartkości akcji. Jednakże dla mnie ta książka nadal pozostanie naiwna. Również z dużą dozą krytycyzmu należy odnosić się do treści w niej zawartych. Mimo wszystko jednak, dzięki swojej lekkości, "Kod ..." doskonale nadaje się jako niezobowiązująca lektura powiedzmy: do poduszki.
Użytkownik: Kiełbol 16.11.2005 23:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z niektórymi ... | NagyKutas
Dobra ksiązka i tyle, cóż niektórym ludzią brakuje wyobraźni i pewnie poczuli się nią urażeni(niesłusznie zupełnie),Brown przedstawił inny punkt widzenia na religie,przeciez to jego prawo jest w końcu autorem:)Ludzie wierzący jaki i cały kler ostro się "spultali" na tą ksiązke, czyżby w tej na pozór solidnej fikcji było coś co ich boli? A może faktycznie przez wieki żyjemy w zakłamaniu...
Użytkownik: margo888 23.12.2005 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
bardzo interesująca recenzja.
ja czytałam wydanie bez posłowia.
Użytkownik: margerytka5 17.04.2006 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
Mimo że w notce pojawiającej przed tabelką w której można umieszczać komentarze, jest wyraźnie napisane "dyskutujemy o książkach, nie o osobach, które je czytają" muszę odnieść się do autora. To kolejna książką, którą przeczytałam, a która została zrecenzowana prze Pinkwarta i myślę, że jest profesjonalną analizą tekstu bestselleru ostatnich 2 lat. Wracamy przy okazji do punktu wyjścia dla recenzji tej pozycji - czy traktować ją jako jedynie sensację do wspomnianej poduszki czy na długą trasę pociągiem, czy jako opowieść z odniesieniami do historii sztuki i religii. Mnie jako laikowi czytało się niezwykle przyjemnie, a jednocześnie zachęciło mnie to do poszukiwań w Internecie i pogłębienia tematu. I myślę, że w takich kategoriach warto oceniać tę książkę. Mogłabym jeszcze zgodnie z wykształceniem marudzić o socjologicznym fenomenie, ale po co - wszak w Polsce każdy wie swoje:) Pozdrawiam
Użytkownik: anndzi 25.05.2006 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mimo że w notce pojawiają... | margerytka5
Wszyscy piszą, że czyta się ją jednym tchem. Hmmm...ja jestem w połowie i właściwie nie chce mi się już czytać. Bawi mnie ich nieskończone rozprawianie o Graalu, kiedy przecież policja namierzyła ich ciężarówkę i powinna ich dawno złapać. Strasznie to naiwne. I powoli robi się nudne.
Podoba mi się odwołanie do sztuki. Czytam "Kod" na komputerze, więc mam też wgląd w obrazy Leonarda.
Użytkownik: Maxim212 25.05.2006 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszyscy piszą, że czyta s... | anndzi
Piszesz "...Bawi mnie ich nieskończone rozprawianie o Graalu, kiedy przecież policja namierzyła ich ciężarówkę i powinna ich dawno złapać. Strasznie to naiwne...". Naiwne? Masz dar do uzywania eufemizmów :)
Scena z ciężarówką i mydłem to nie jedna, mówiąc delikatnie, nieściłość w tej cegle (żaden gliniarz nie puściłby bez obstawy do toalety człowieka podejrzanego o morderstwo). Takich perełek jest duuuużo więcej. Są granice historii wyssanych z palca. No cóż, znów zadziałała licentia poetica. Tylko czemu w ten sposób? Przy całym szacunku dla autora, znacznie ciekawsze pozycje o podobnej treści można znaleźć. Twórca tego, umówmy się, dzieła literackiego powinien dać sutą ofiarę na kościół za zrobienie mu darmowej reklamy.
Użytkownik: saganek 21.06.2006 09:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
ludziki, to się nie dzieje naprawdę - to tylko fikcja literacka. nie zachowujmy się jak dzieci traktując ją aż tak bardzo poważnie.

czy poecie popełniającemu błędy stylistyczne, ktokolwiek zarzuca,że jest nieukiem? nie, bo to tak zwana licencja poetica. proponuję spojrzeć na tę książkę właśnie w taki sposób.
Użytkownik: martuska_0_0_7 18.07.2006 17:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
no cóż, wobec takiej recenzji nie można przejść obojętnie, gdyż jest jak najbardziej godna uwagi i polecenia. osobiście uważam, że "kod leonarda da vinci" zasługuje na miano bestsellera, ponieważ jest to świetny kryminał, który wciągnął mnie niesamowicie i który przeczytałam z zapartym tchem. Polecam!! !
Użytkownik: Teofila 17.06.2007 20:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
"Kod Leonarda da Vinci" postanowiłam przeczytać jako kryminał, nie zważając na wszystkie "prawdy historyczne", w które od początku nie wierzyłam. Na początku (do około 300 strony) książka była naprawdę wciągająca, nie mogłam się od niej oderwać, czekałam na ujawnienie mordercy. Ale potem, nie wiem dlaczego, stała się nudna i lekko przewidywalna. Moja ocena to 4 z małym minusem za właśnie ową nie tak ciekawą drugą połowę książki.
Użytkownik: kasia9216 11.08.2008 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobiega jedenasta w nocy.... | pinkwart
Takiego spiętrzenia bzdur w jak w książce Browna nie słyszałam nawet w wypowiedziach naszych świetlanych polityków...
Nie rozumiem, dlaczego Dana Browna traktuje się jak nie przymierzając Galileusza, który objawił wielką prawdę, a brzydki, niedobry Kościół składający się ze zgrai sformalizowanych fanatyków odrzucił nowego Mesjasza nauki. Autor nie ma kompletnego pojęcia o czym pisze. Nie jestem naukowcem, więc nie pokuszę się na wypisanie jego błędów, ale nawet ja, laik, ze swoją wiedzą wyniesioną ze szkoły, naliczyłam ich kilkadziesiąt.
Pozwolę sobie zacytować Macieja Rybińskiego, komentatora bodajże "Faktu", o ile dobrze pamiętam (wiem - gazeta też ma rzesze przeciwników, sama nie przepadam, ale komentarz inteligentny). "Gdyby Jezus ponownie przyszedł dziś na świat, nie umartwiałby się na pustyni, nie wypędzałby handlarzy ze świątyń, nie nauczałby ubogich duchem, bo nikt by go nie słuchał. Musiałby najpierw wywołać parę skandali obyczajowych, wystąpić w "Tańcu z gwiazdani" i wygrać, poprowadzić dziennik telewizyjny albo prześć na rękach z Chicago do Tobolska. Wtedy stałby się autorytetem i mógłby zgromadzić wokół siebie uczniów. Dan Brown ze swoimi rzekomymi sensacjami spróbował po prostu unowocześnić Syna Bożego, przybliżyć go konsumentom masowej rozrywki i zrobić z niego Syna Człowieczego na miarę naszych czasów i potrzeb. (...) Pocieszające jednak jest, że kod Leonarda stał się wstrząsem, skłonił ludzi do myślenia, odwiódł od przyjmowania na wiarę każdego, popartego ogromną reklamą bełkotu, wywołał niezgodę, protesty, albo przynajmniej śmiech dziennikarzy w Cannes".

Na temat wiedzy naukowej w książce brak mi słów... Jako kryminał natomiast w miarę dobra, ale zdarzyło mi się czytywać znacznie lepsze.
Użytkownik: Gumisia 10.05.2009 00:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Takiego spiętrzenia bzdur... | kasia9216
Ble, ble, ble
Wszyscy świetnie krytykują a moje pytanie brzmi ilu mamy profesjonalistów potrafiących przetłumaczyć język aramejski jakim to posługiwał się Chrystus i w jakim podobno spisana została Biblia? Ile z osób miało dostęp do oryginału i przetłumaczyło to samodzielnie mogąc zagwarantować że to co spisane zostało jest prawdą? Ile osób bierze pod uwagę upływ czasu i fakt że wiele z przetłumaczonych tekstów jest "ograniczona" jak ograniczony był zasób słownictwa..
Nie ma nic złego w dociekaniu prawdy, wielu dywagacji na ten temat które w zależności od wiedzy, wykształcenia, wychowania i przekonań tworzą wielorakie kombinacje na pograniczu prawdy fantasy..
Takich tematów jest cała masa, choćby o masonach, templariuszach a wiara jest jednym z nich..
dzieje się tak dlatego ze prawdopodobnie nikt nie zna prawdy a dotarcie do niej jest mało możliwe, a większość ludzi tzw. głębokiej wiary, ma jej tyle co niewierny Tomasz i potrzebuje namacalnych faktów..
Zamiast krytykować lub zazdrościć rozgłosu pisarzowi albo skupmy się na tym że powieść jest frapująca, kontrowersyjna i przeczytawszy oddajmy ją komuś w prezencie a sami niech napiszmy coś co będzie większym kunsztem literackim, albo jeśli ktoś wierzy iż może ona zawierać ziarnko prawdy cieszmy się tym i dociekajmy w źródłach mniej lub bardziej profesjonalnych jak mogło być naprawdę.. Badajmy to co jeszcze nie odkryte..
Dla tych drugich polecam książkę "Tajne Sprawy Papieży"
Użytkownik: niqaab 10.05.2009 09:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ble, ble, ble Wszyscy św... | Gumisia
Właściwie przychylam się do opinii tych osób, które uważają, że błędem jest traktować książkę Browna (i całą jego twórczość), jako źródło historycznej wiedzy. To jest POWIEŚĆ, w której prawda miesza się z fikcją, a akcja opiera, w znacznym stopniu, na tzw. plotkach historycznych. Brown wsadził kij w mrowisko, prowokując wiele dyskusji, zmusił ludzi do refleksji nad tym, "jak było naprawdę". Należy przy tym zauważyć, że nawet odbiorcy średnio zainteresowani tematem i obcujący z literaturą okazyjnie dali się wciągnąć w poszukiwanie owej prawdy - co jest ciekawym zjawiskiem.

Powieść nigdy nie będzie wykładnią wiedzy merytorycznej, zostanie niejako "skażona" wyobraźnią autora, jego artystyczną wizją, naciskami wydawcy i milionem innych rzeczy. Ci, którzy mają możliwość obalenia pewnych teorii, uznawanych przez ogół za prawdę, nie powinni domagać się, by ten rodzaj literatury opierał się na czystych faktach - bo wtedy wyszedłby podręcznik a nie popularne, całkiem zresztą przyjemne w odbiorze, "czytadło".

Moim zdaniem tego typu książki należy przyjmować nie dosłownie, ale z przymrużeniem oka i pobłażliwym uśmiechem.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: