Dodany: 17.04.2005 20:48|Autor: pinkwart

Ostrzyc czy ufarbować?


Ktoś powie, że to żadna sztuka komplementować dzieła, które, mimo krótkiego funkcjonowania na rynku, już dorobiły się statusu utworów kultowych. Pewnie tak, ale jednocześnie trzeba pokonać w sobie tendencję do poruszania się pod prąd, do przeciwstawienia się popularnym opiniom. Próbowałem. Nijak nie mogę. Przygoda fryzjera damskiego Eduarda Mendozy podoba mi się i już. Powiedziałbym nawet, że bardzo mi się podoba. Że jest jedną z najlepszych powieści, jakie ostatnio czytałem.

Inna rzecz, że niemal wszystko to, co ostatnio czytałem, pokonywałem w trudzie i niejako z obowiązku, walcząc z sobą i z niechęcią, jaką wywoływały przeszkody, świadomie lub nieświadomie stawiane czytelnikowi przez nowatorskiego autora. Mendoza takich pułapek nie zastawia: pisze lekko, ładnie i barwnie, ma coś do powiedzenia i robi to po mistrzowsku. Ale, naturalnie, pod tym sprawiającym miłe wrażenie kostiumem ukrywa się sporo gorzkich prawd, humor jest niekiedy humorem przez łzy, a ogólna wymowa dzieła, gdyby patrzeć na nie przez pryzmat spraw społecznych, jest więcej niż przykra. Na szczęście, opisywane tam problemy dotyczą odległych realiów Hiszpanii. Konkretnie – Barcelony. Aliści już za momencik będziemy we wspólnej Europie – więc może i nędza bytowania lumpów, oszustwa biznesmenów, korupcja polityków, sprzedajność wymiaru sprawiedliwości, nierzetelność handlowców, prostytucja fizyczna i moralna, mafijne panoszenie się bezprawia – może to wszystko już niebawem, nie daj Boże, stanie u naszych bram? Na szczęście, jeszcze możemy spać spokojnie... Opisane przez Mendozę dewiacje dotyczą dalekiej Barcelony, a nie Łodzi. To tam, w Katalonii, prezydent miasta jest niezrównoważonym kretynem, firmy kryją swoje ciemne interesy i powiązania z władzami poprzez kalkulowane upadłości, to tam w stosunkach z kolorowymi dominuje tylko lekko kamuflowany rasizm, a zakłady karne, szpitale i domy starców są opanowane przez bezkarnych sadystów. No i to tam największe przejawy patriotyzmu, rozumianego jako solidarność narodowa, wywołują mecze piłkarskie. Jakie szczęście, że to wszystko nas nie dotyczy... Barça! Barça!

Barcelonę autor zna doskonale – tam właśnie urodził się 11 stycznia 1943 roku jako syn urzędnika podatkowego. Matka prowadziła dom. Oboje oczytani i pasjonujący się literaturą, przekazali synowi tę pasję. Studiował przez 5 lat prawo, a potem wyjechał do Londynu, gdzie zaliczył 2 lata socjologii. Po powrocie do Barcelony zrobił aplikację adwokacką, potem był radcą prawnym w banku, ale to go nudziło, więc wyjechał do Nowego Jorku, gdzie w latach 1973-1982 był tłumaczem w ONZ. Wtedy to (w 1975 r.) ukazała się jego debiutancka powieść „Prawda o sprawie Savolty”, poświęcona czasom generała Franco, a niebawem następna – „Sekret hiszpańskiej pensjonarki” („El misterio de la cripta embrujada”- 1979). W 1982 roku powrócił do Barcelony, podróżował przez jakiś czas po różnych miastach Europy, osiadając na dłużej w Wiedniu i Genewie, aż wreszcie ustatkował się w latach 90. i doczekał do emerytury, pracując w latach 1995-99 jako profesor Katedry Tłumaczeń Uniwersytetu Pompeu Fabra w Barcelonie. Poza wymienionymi dziełami z okresu amerykańskiego jego dorobek obejmuje także powieści „Labirynt oliwek” (1982), „Miasto cudów” (1986), „Niesamowita wyspa” (1989), „Żadnych zmian w Gurb” (1991), „Rok powodzi” (1992), „Lekka komedia” (1996), no i ostatnia - „Przygoda fryzjera damskiego”, wydana w Hiszpanii w 2001 r., we Francji w 2002 r. pod znamiennym tytułem „L’Artiste des dames”, a u nas w 2003 przez „Znak”. Dorobek pisarza wzbogacają także tomy felietonów, esejów i nowel „Barcelona modernistyczna”, „Odbudowa”, „Nowy Jork” i „Świat rytmu”, a także trzy filmy nakręcone według jego dzieł („Prawda o sprawie Savolty”, „Krypta” i „Miasto cudów”). Zdobył też kilka tyleż prestiżowych, co mało znanych nagród krytyki, wydawców i dziennikarzy – we Francji, we Włoszech, nawet w rodzinnej Barcelonie. Było to wszakże przed „Fryzjerem”, bo teraz Barça go zje. Wiadomości te czerpię z hiszpańskiego Internetu (za pomoc w tłumaczeniu dziękuję Hiszpance...), podobnie, zdaje się, jak autor notatki w Onecie, którą zobaczyłem dopiero po tym, jak mi się Hiszpanka zmęczyła... - bowiem w polskim mogę się tylko dowiedzieć, gdzie i za ile można kupić wydane u nas „Prawdę...”, „Lekką komedię” i „Przygodę fryzjera”. O tym, kto to napisał – już nie. Inna rzecz, że obecności Mendozy nie zauważa nawet „Encyklopedia Britannica”. A szkoda, bo to doskonały pisarz.

Autor określa swoją prozę jako „post-postmodernistyczną”, co jest określeniem przewrotnym i wieloznacznym, podobnie jak cała „Przygoda fryzjera damskiego”. Świetna narracja, lekki język i bardzo strawny rodzaj dowcipu, w którym dominuje kontrast między niemal socjologiczno-filozoficznym językiem, jakim z werwą posługują się bohaterowie, a ich pozycją społeczną. Naturalnie, karykatura jest doprowadzona do absurdu: im kto ma wyższą pozycję w społeczeństwie, tym jest większym chamem. Zupełne lumpy zaś są mistrzami smaku i elegancji w wysławianiu się. Nie mogę nie skłonić głowy przed świetną pracą tłumaczki, pani Marzeny Chrobak – sukces „Fryzjera...” jest u nas w wielkiej mierze Jej sukcesem. Akcja, której głównym bohaterem i narratorem jest wieloletni przestępca, z powodu całkowitej demencji dyrektora ostatnio zwolniony z zakładu psychiatrycznego, człowiek nigdy nie zarejestrowany przy narodzinach i z zagubionymi dokumentami z więzienia, słowem - Pan Nikt, toczy się początkowo leniwie, na skraju wegetacji, by z czasem nabrać tempa, a pod koniec zaskakiwać nagłymi woltami, zwrotami akcji, wspaniałymi przenośniami i wręcz kabaretowymi prześmiewkami. Ktoś porównywał powieść Mendozy do "Pulp Fiction" Quentina Tarantino. To znacznie więcej, to parodia parodii. Także parodia kryminału amerykańskiego czy powieści akcji, a tytułowy fryzjer to kuglarz-detektyw, który z kompletnego lewusa i pechowego nieudacznika w ostatnich scenach przekształca się jeśli nie w Herkulesa Poirot, to przynajmniej w porucznika Borewicza...

Doskonała książka, pięknie napisana i śmieszna tym humorem, który nie wywołuje rechotu, tylko poczucie estetycznej satysfakcji. A że tam przy okazji Mendoza nie zostawia suchej nitki na władzy, sądach, policji, biznesmenach, kobietach mądrych, brzydkich, pięknych i głupich, mężczyznach silnych i słabych – no, to już premia dodatkowa. Zwłaszcza że, jak powiedzieliśmy we wstępie, opisane i wyśmiane wady dotyczą Hiszpanii. Konkretnie Barcelony. Żadnego prezydenta w Polsce to strzyżenie nie dotyczy. Nawet prezydenta Łodzi.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10738
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: ALIMAK 23.06.2006 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Ktoś powie, że to żadna s... | pinkwart
Wypożyczyłam tę książkę już jakiś czas temu i właśnie mam zamiar zabrać się do czytania. A recenzja dodatkowo mnie jeszcze zachęciła.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: