Dodany: 23.11.2021 18:39|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Komik w roli historyka? Co kto lubi...


Recenzja oficjalna PWN

Recenzent: dot59

Już wiele razy obiecywałam sobie, że nie rzucę się od razu na książkę nieznanego mi autora, gdy tylko mnie skusi nota wydawcy albo fakt, że dany tytuł ukazuje się w cenionej przeze mnie serii, lecz najpierw sprawdzę, co o tymże autorze piszą w miarę wiarygodne źródła. I po raz kolejny tego nie zrobiłam, sądząc, że jeśli dzieło omawiające „nieprzyzwoite nawyki znanych i szanowanych” postanowiono przełożyć na polski i wydać w popularnonaukowej serii „Zrozum” – obok książek takich, jak doskonała „Pod skórą” Pauliny Łopatniuk, czy napisana może nieco przyciężko, lecz bez wątpienia dostarczająca solidnej wiedzy „Czarna owca medycyny” Jeffreya A. Liebermanna – to ten, kto je napisał, musi być historykiem albo przynajmniej dziennikarzem specjalizującym się w tematyce historycznej. Wydawca nie ujawnił o autorze żadnych informacji, ani na okładce, ani nawet na swojej stronie internetowej. I pewnie było to posunięcie słuszne marketingowo, bo przypuszczam, że niejednego czytelnika ogarnęłoby zwątpienie, gdyby się przed zaopatrzeniem w książkę dowiedział, że to „osobowość medialna, komik i pisarz” [1] (i nawet się nie zastanawiał, czy każdy, komu cokolwiek wydano drukiem – choćby to „coś” było zbiorem dowcipów prezentowanych w radiowym programie śniadaniowym – jest pisarzem).

Ale ponieważ nie wpadło mi do głowy zrobienie rozeznania, zabrałam się do lektury z nastawieniem, że owe nieprzyzwoite (nb. użyte w oryginale słowo „reprehensible” można tłumaczyć jako „naganne/karygodne” i chyba taka wersja odpowiadałaby mi bardziej, bo o ile np. skrajne skąpstwo albo użycie kotów jako tarcz obronnych w bitwie z pewnością jest co najmniej naganne, o tyle nieprzyzwoitości trudno się w nim doszukać) uczynki i przyzwyczajenia znanych postaci zostaną mi przedstawione jako zbiór ciekawostek, w miarę poukładanych – czy to chronologicznie, czy według kategorii – i z ewentualnymi rzeczowymi komentarzami w rodzaju: jak na dane zjawisko patrzono w tamtych czasach, a jak dziś, jaki oddźwięk znalazło w opinii publicznej itd.

Zbiór ciekawostek jest, bez wątpienia. Czasem naprawdę zabawnych. Moim faworytem jest rozdział, wyliczający absurdalne przepisy prawne, stworzone przed stu czy dwustu laty i nadal obowiązujące w poszczególnych stanach USA. Niektóre z nich są komiczne tylko pozornie („Alaska: Nie wolno budzić niedźwiedzia w celu zrobienia mu zdjęcia. Jednakże jeśli posiadacie broń zamiast aparatu, możecie go zabić, czy to na śpiocha, czy po obudzeniu”[2]), ale na widok innych można naprawdę ryknąć śmiechem („Arizona: Nie wolno (…) trzymać osłów w wannach. (…) limit posiadanych sztucznych penisów na gospodarstwo domowe to maksymalnie dwie sztuki. (…) Floryda: pierdzenie po godzinie 18 jest surowo wzbronione, podobnie jak śpiewanie w kostiumie kąpielowym. Niezamężne kobiety nie mogą w niedzielę skakać ze spadochronem, a oprócz tego zabroniono tam seksu z jeżozwierzem”[3]; „Karolina Północna: (…) Fałszowanie melodii podczas śpiewania oraz oranie pola za pomocą słonia są także zabronione”[4]; „Kolorado: Zabrania się źle traktować szczury”[5]; „Oklahoma: Za robienie głupich min do psa można zostać zatrzymanym”[6], „Tennessee: Nie wolno nikomu złapać ryby na lasso”[7]).
Można też przeczytać rachunek sumienia, spisany przez Izaaka Newtona w wieku, w jakim dziś zdaje się maturę, poznać genezę słynnej napoleońskiej pozy, dowiedzieć się, czy naprawdę osiemnastowieczne damy przyklejały sobie sztuczne brwi z mysiego futerka, dlaczego Karol Dickens pożałował zaproszenia w gości Hansa Christiana Andersena, w jaki sposób piosenka biesiadna zaczynająca się od słów „Jingle bells …” stała się kultową kolędą, bez której nie ma świąt w żadnym kraju anglojęzycznym, dalej: gdzie i kiedy zabroniono obchodzenia tychże świąt, albo też w ilu pojedynkach uczestniczył Georges Clemenceau, zanim został premierem Francji, i jak uzasadnił wyrok, jakiego zażyczył sobie dla swego niedoszłego zabójcy.
Są oczywiście i tematy sensu stricto nieprzyzwoite, obracające się wokół ogólnie pojętej sfery analno-genitalnej i słownictwa z nią wspomnianego. Oprócz sprawozdań z łóżkowych wyczynów (albo… nie-wyczynów) rozmaitych sławnych postaci, możemy na przykład zapoznać się z sylwetką pewnego amerykańskiego moralisty, zażarcie zwalczającego „»niemoralny towar gumowany«”, czego skutkiem było „w samym roku 1882 (…) przejęcie i zniszczenie sztucznych penisów o łącznej masie około trzydziestu ton”[8], dowiedzieć się, na czym polega sztuka uprawiana przez flatulistów, poczytać sprośne napisy z pompejańskich barów i przeraźliwie niesmaczne fragmenty listów Mozarta czy Joyce’a, najwyraźniej podniecających się motywami skatologicznymi (cóż, w tym momencie przyznam, że choć generalnie listy sławnych ludzi uważam za cenne pamiątki, to jednak dziwię się osobom, które postanowiły zachować i upublicznić dowody, że ich zmarłym krewnym sprawiało przyjemność wąchanie cudzych gazów…).

Tak czy inaczej, kolekcja tych dziwnych i nieprzystojnych faktów jest imponująca. I nie przyczepiałabym się do pewnej chaotyczności, z jaką zostały poukładane – ostatecznie, dawne silva rerum też spisywano bez planu – ani do braku przypisów, których nie zastąpi licząca sześć stron, ale obejmująca i tak tylko „część źródeł, które okazały się najbardziej przydatne i zajmujące”, „Lista sugerowanych lektur”[9]. Darowałabym też autorowi, choć w nadmiarze mnie irytują, nieustanne inwokacje do czytelników w rodzaju: „wiecie co…”, „zanim zapytacie, czy…”, „nie zapominajcie, że…”.

Razi mnie natomiast, że lektura z założenia popularnonaukowa została napisana stylem i językiem miejscami tak potocznym, że byłby na miejscu co najwyżej w stand-upowych występach. Nie chodzi nawet o zaludniający karty książki tłum „facetów” i „gościów” czy uznanie czyjegoś pijackiego ekscesu za „uchlanie się jak świnie”[10], ale już na przykład „bara-bara”[11], „gruba szydera”[12] i „nikomu nawet brewka nie tykła”[13] zdecydowanie nie przystoją publicystyce historycznej, nawet w wydaniu popularnym, podobnie jak nie powinno tam być „przydupasów”[14], „zombiaka”[15] czy „narąbanych koleżków”[16]. A tym bardziej odautorskich wtrętów w rodzaju: „Tak sobie wmawiaj, Simon”[17] (to komentarz do pracy pewnego naukowca, nic nie wskazuje na to, że znanego autorowi osobiście), „No dobra, obstawiam jednak pierdzenie”[18], „Dzięki, Galen! Gdzieś ty był, kiedy miałem kilkanaście lat i matka odkryła mój zbiór świerszczyków?”[19]…

Współczuję tłumaczowi, który się musiał z tym dowcipkowaniem męczyć, a jednak perfekcyjnie spełnił swoje zadanie, skoro czytanie jest momentami tak denerwujące, jak byłoby słuchanie kogoś monologującego na antenie radia podobnym slangiem. I nie jestem w stanie ocenić tej publikacji tak dobrze, jak oceniam zbiory ciekawostek historycznych, których autorzy nie odczuwają przymusu popisywania się luzackim i mało wykwintnym poczuciem humoru.

[1] Ze strony internetowej: https://en.wikipedia.org/wiki/Mikey_Robins
[2] Mikey Robins, „To nie przystoi!: Nieprzyzwoite nawyki znanych i szanowanych”, przeł. Adrian Tomczyk, wyd. Wydawnictwo Poznańskie, 2021, s. 38.
[3] Tamże, s. 38.
[4] Tamże, s. 39-40.
[5] Tamże, s. 40.
[6] Tamże, s. 41.
[7] Tamże, s. 42.
[8] Tamże, s. 48.
[9] Tamże, s. 287.
[10] Tamże, s. 102.
[11] Tamże, s. 85.
[12] Tamże, s. 141.
[13] Tamże, s. 161.
[14] Tamże, s. 86.
[15] Tamże, s. 143.
[16] Tamże, s. 200.
[17] Tamże, s. 142.
[18] Tamże, s. 168.
[19] Tamże, s. 183.

Ocena recenzenta: 3/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 499
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: fugare 24.11.2021 09:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja oficjalna PWN ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Domyślam się, że taka kumulacja dowcipu z gatunku "wywołajmy rechot publiczności" musi być niełatwa do przetrwania. Swoją drogą pomysłowość ludzka nie zna granic, najbardziej zafrapowały mnie te "sztuczne brwi z mysiego futerka".
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.11.2021 10:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Domyślam się, że taka kum... | fugare
A mnie - ostatni z zakazów obowiązujących na Florydzie. W Świecie Dysku takiego by nie uchwalono, bo wszyscy wiedzą, że tego, czego zakazali florydzcy prawodawcy, uczynić się nie da (wystarczy posłuchać, jak śpiewa podochocona Niania Ogg :-). Jak widać, u Pratchetta humor też bywa rubaszny, ale (przynajmniej w moim odbiorze) jest zdecydowanie wyższej jakości. No i nie jest pakowany na siłę tam, gdzie go nie potrzeba...
Użytkownik: fugare 25.11.2021 13:23 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie - ostatni z zakazó... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie znam Świata Dysku, ale nawet ja wiem, o czym Niania Ogg śpiewa :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: