Dodany: 12.11.2021 22:44|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Naukowo (choć z błędami) o kryminałach


Nie mam pojęcia, w jaki sposób książka Pomiędzy zbrodniami: Komparatystyka na tropach kryminału (Regiewicz Adam) trafiła do mojego bibliotecznego schowka. To znaczy, na pewno wrzuciłam ją tam własnoręcznie, bo innej możliwości nie ma, ale skąd w ogóle wiedziałam, że ona istnieje? Nie z Biblionetki, bo w katalogu jej nie było (sama wprowadziłam), nie ze strony wydawnictwa, bo go nie znałam i na tę stronę weszłam pierwszy raz dopiero przed wypożyczeniem, żeby sprawdzić, czy jest tam więcej informacji, niż w katalogu biblioteki. Pewnie musiałam natrafić na wzmiankę o niej w jakimś czytanym artykule. No, nie wiem. W każdym razie, ponieważ staram się zawartość schowka systematycznie redukować, to ją z biblioteki przytargałam, zaintrygowana nie tyle podtytułem, co znalezionym na wspomnianej stronie wydawnictwa spisem treści: „(…) czy polscy śledczy zawsze śpią w swoich łóżkach? (…), co śledczy jedzą? (…), po co śledczym czworonogi? (…), czego słuchają inspektorzy kryminalni?”[5]. Odstraszała mnie co prawda ta komparatystyka w podtytule, bo chociaż niby definicję jej znam, to jednak tak do końca nie jestem pewna, co to jest i czym się to je, więc trochę się obawiałam, czy się nie wpakuję w gąszcz hiperfachowych terminów, pod którymi zginie wszystko, co mnie naprawdę ciekawi w analizie porównawczej kryminałów – to znaczy, na ile wiernie te wszystkie społeczno-obyczajowe didaskalia odzwierciedlają i albo przywołują (jeśli miniona), albo utrwalają (jeśli obecna) rzeczywistość danego wycinka czasoprzestrzeni.

Ledwie zaczęłam przerzucać kartki, ukazało mi się nazwisko jednej z moich ulubionych bohaterek cykli kryminalnych, Nastii Kamieńskiej, a jakoś zaraz obok informacja, że „większość lektur muzycznych [ten niezbyt fortunny termin oznacza nie książki o muzyce, lecz utwory, których słuchają bohaterowie – przyp. rec.] zostało wybranych pod wpływem młodzieńczych audycji muzycznych prezentowanych przez Program III Polskiego Radia”[52], co mnie utwierdziło w mniemaniu, że warto się w dzieło zagłębić. Oczywiście, byłam świadoma, że jakaś – ta bardziej wyrafinowana – część treści przemknie mi mimo uszu (czy raczej oczu), ale też liczyłam na korzyści w postaci wytropienia paru tytułów czy wręcz całych cykli, na które się do tej pory nie natknęłam. W tym aspekcie lektura spełniła moje oczekiwania. Co prawda po pierwszym rozdziale (dokładnie rzecz biorąc, po pierwszym konkretnym, „Co detektyw porabia w czasie wolnym?”, bo te wcześniejsze omawiały teoretycznie zagadnienie, co ma komparatystyka do kryminałów), w którym autor napomknął nie tylko o Kamieńskiej, ale też o Kurcie Wallanderze, a nawet, choć króciutko, o Harrym Hole, spodziewałam się, że i kolejne rozdziały będą odwoływały się do różnojęzycznej literatury kryminalnej ( a zatem, gdy będzie mowa o „religijnym życiu śledczych i zbrodniarzy”[75], na pewno pojawi się Gunnar Barbarotti, prowadzący specyficzne rozmowy z Bogiem, a kiedy autor przejdzie do kwestii gastronomicznych, bez wątpienia wejdzie na scenę Guido Brunetti, w którego kolejnych przygodach znajdujemy tyle scen z posiłkami, że aż na ich podstawie powstała książka kucharska), tymczasem okazało się, że dalej będziemy obcować już prawie wyłącznie z polskimi detektywami i śledczymi, z jednym jedynym wyjątkiem komisarza Salvo Montalbano, który, dość obszernie opisany w rozdziale o spędzaniu czasu wolnego, zaszczyca swoją obecnością także rozdział o jedzeniu. Ale narzekać nie ma co, bo przecież autor nigdzie nie obiecuje, że uwzględni w analizie wszystkich twórców, których dzieła były na rynku w momencie, gdy pisał tę książkę, i wszystkich ich bohaterów.

A sam pomysł jest ciekawy, zrealizowany z wyraźną pasją i w dość przystępnej formie (choć zdarzają się fragmenty tak fachowe, że trzeba je ze cztery razy przemaglować, zanim się do końca połapie, o co chodzi: „dyskurs interpretacyjny nie ogranicza się jednak do geopoetyki (…), ale sytuuje się na pograniczu perspektywy antropologicznej i filologicznej, by wyeksponować znaczeniotwórcze konteksty miejsca…”[203]), toteż podczas czytania odkrywają się przed czytelnikiem niespodziewane meandry interpretacji podanych detali, czasami takie, że nigdy by sam na nie nie wpadł. Czy go to przekona, jeśli nie jest literaturoznawcą, to inna sprawa; ja dość sceptycznie podchodzę do prób wmówienia mi, iż Teodor Szacki, spotkawszy się z seksowną sędzią, prosi o kawę z mlekiem i bez cukru dlatego, że „brak cukru konotuje słodycz rozumianą metaforycznie, pochodzącą z wyglądu sędziny, zatem słodzenie napoju byłoby czynnością dublującą, nadmierną. Podobnie należałoby interpretować gest rozcieńczenia mlekiem mocnej kawy, zetknięcie się z piękną kobietą już jest silnie pobudzające, zatem czarna kawa konotująca moc energetyczną byłaby dla serca zabójcza”[358]. Naprawdę ktoś myśli, że autor, pisząc tę scenę, myślał o takich kontekstach, a nie o tym, że bohater po prostu z natury wolał kawę bez cukru, a z mlekiem? Notabene, w „Uwikłaniu”, do którego odsyła przypis, sędzia Tatarska nie występuje, zatem fragment musi pochodzić z innej powieści z Szackim (nie wiem, z której, bo pozostałych nie czytałam).

No, i właśnie… Ten błąd nie jest jedynym. Prawdę mówiąc, jest jednym z bardzo, bardzo wielu. Mają one różną naturę. Sporo jest pospolitych literówek i przejęzyczeń, które nie byłyby jeszcze taką plagą, gdyby nie zniekształcały:
- nazw przedmiotów („zsunął jej springi” [166] – można by myśleć, że to z zacytowanej powieści ten błąd pochodzi, ale nie: na str. 396 ten sam cytat brzmi poprawnie),
- marek („chasterfieldom” [338]),
- nazwisk postaci (z komisarz Wichert robi się „Wicher” [165]; z przystojnego Włocha nazwiskiem Ardente – znów w cytacie z powieści – „Aldente”[300]; w innym cytacie dopełniacz od nazwiska ofiary brzmi raz „Zumma”, raz „Summa”[294], a już co do Che „Gevary”[386], to aż wstyd naprawdę… Dwie postacie mają jeszcze mniej szczęścia: jedna jest w cytacie Jowitą, a w omówieniu Judytą [154], druga na jednej stronie nosi nazwisko Gorzalin [188], na następnej Gorzelik [189]),
- tytułów utworów (zamiast „Szeptuchy” w tekście występuje „Szpetucha”[102], „Krew, pot i łzy” zmienia się w „Krew, pot i zły”[125], a „Mroczny krąg” aż cztery razy, z czego trzykrotnie w jednym przypisie, w „Mroczne widmo”[80, 117] – czyżby autor, pisząc tę książkę, oglądał „Gwiezdne Wojny”?)
- i, co najgorsze, w powszechnie znanych cytatach obcojęzycznych („ordung must zein” [270].
Błędne przypisanie cytatu także się powtarza, a to drugie jest byczyskiem jeszcze gorszego kalibru, niż to pierwsze, bo w tamtym pomylone zostały dwie powieści tego samego autora z tym samym bohaterem, w tym zaś zaszło jakieś zupełne pomieszanie materii. Następujący fragment: „Powszechnie wiadomo, że kofeina pobudza pracę mózgu i serca, w medycynie stosowana jest w chorobach serca, przy astmie oraz zatruciu środkami nasennymi. (…)”[352] przypisany został „Opisowi obyczajów” Kitowicza; gdyby nawet nie można było sprawdzić, że autor wzmiankowanego dzieła już nie żył, gdy kofeinę wyizolowano i nazwano, to przecież na pierwszy rzut oka widać, że nie ten styl, nie to słownictwo!
Ja, laik, to widzę, a nie widział redaktor ani korektor w wydawnictwie, które ma w nazwie słowo „naukowe”? Zajrzałam w stopkę, a tam ani śladu informacji, że takowe osoby nad książką pracowały. Wydawnictwo NAUKOWE publikujące bez redakcji i korekty? O, tempora, o, mores!!!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 200
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: