Dodany: 29.05.2004 22:49|Autor: katia

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Koniec świata w Breslau
Krajewski Marek (ur. 1966)

1 osoba poleca ten tekst.

bez tytułu


Tworząc postać prowadzącego śledztwo Mocka autor musiał być pod silnym wrażeniem niektórych filmów z Bogusiem Lindą. Mock stresy policyjnej kariery zalewa litrami alkoholu, stosuje bardzo brutalne metody wobec podejrzanych, wchodzi w konflikty z "górą". Nawet w małżeństwie mu nie wychodzi. Dużo młodsza od niego żona odchodzi ("bo to zła kobieta była").

Ta prymitywna psychologia superpolicjanta trochę denerwuje. Denerwują dziwne metody śledcze, które stosuje. Policjant-twardziel korzysta zamiast z konkretnych przesłanek i śladów głównie z intuicji i oryginalnych pomysłów. Do tego zakończenie jest przewidywalne już od połowy książki. Sprawia wrażenie trochę "pisanej na kolanie" - chyba w pościgu za przebiciem popularności pierwszej, dużo lepszej części - "Śmierć w Breslau". Denerwują też różne drobiazgi, no i te morderstwa - coraz bardziej wymyślne i "okrutne coraz okrutniej" - tak trochę "na siłę".

Lecz cóż - choć szkoda, że Krajewski nie posiedział nad komputerem nieco dłużej - książkę pochłania się dosłownie jednym tchem. Klimat przedwojennego Wrocławia - "z wierzchu" pięknego, zadbanego, ze schludnymi, porządnymi mieszkańcami, a skrywającego pokłady zła i perwersji - wciągnie i zachwyci nie tylko wrocławian. Ale ci mają tę przewagę, że uliczkami Breslau wędrują sobie w myślach wraz z Mockiem. Wciąż jednak wierzę, że niewątpliwy talent Krajewskiego do pisania "breslauerskich kryminałów z klimatem" rozkwitnie na dobre przy trzeciej powieści.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11230
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: joanna.syrenka 06.10.2008 18:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Tworząc postać prowadzące... | katia
Jestem świeżo po lekturze - to było moje pierwsze zetknięcie się z literaturą Krajewskiego (dzięki - Joka Bees!).
Ze wszystkich opinii przedstawionych przez BiblioNETkowiczów, z Twoją zgodzę się najbardziej. Moim zdaniem książka jest po prostu nierówna. Miejscami wciąga i zachwyca, a za moment patrzę, przeraźliwie ziewając, ile mi zostało stron do końca... Co ciekawe - takie chwile "zwątpienia" miałam właśnie przy tych najkrwawszych i teoretycznie najciekawszych kawałkach. Koniec mnie nie powalił, wręcz miałam wrażenie, że autorowi książka się rozrosła i rozpaczliwie zbierał rozrośnięte wątki do kupy, żeby to jakoś przyklepać, zagładzić i wreszcie skończyć...
Ponadto denerwowało mnie to, co w oczach niektórych jest największym atutem tej książki. Drobiazgowe opisywanie międzywojennej rzeczywistości. I to nie dlatego, że jako nie-Wrocławiankę mnie to nudziło. Po prostu miałam wrażenie, że Krajewski dosłownie napawa się swoją ogromną wiedzą o Wrocławiu. Bardzo go za tę wiedzę szanuję, a jednocześnie korci mnie, żeby grzecznie upomnieć, iż powściągliwość to piękna cnota... (i kto to pisze? ;D).
No i coś, co denerwowało mnie najbardziej, ale to wynika z mojej prywatnej percepcji świata i literatury: dla mnie książki pachną. Jak ktoś opisuje zapach, to ja go sobie mimowolnie odtwarzam, dosłownie go czuję! I być może dlatego tak długo i ciążko szła mi ta lektura: po prostu śmierdziała. Wciąż się krzywiłam z obrzydzeniem.

Na koniec oświadczam, że nie jestem stuknięta, a za uwagę dziękuję - i nie wiem, czy Krajewskiego jeszcze popróbuję.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: