Dodany: 29.09.2021 17:10|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

4 osoby polecają ten tekst.

Książkowy wehikuł czasu - wyprawa czwarta


Następną wyprawę książkowym wehikułem czasu odbyłam za pośrednictwem jednej z bardzo znanych w czasach środkowego PRL-u lektur młodzieżowych, której wówczas nie czytałam. To znaczy, nie czytałam jako takiej książki zatytułowanej Zielone kasztany (Domagalik Janusz), bo ta ukazała się w okresie, kiedy już po powieści dla młodzieży nie sięgałam, za to jakiś czas wcześniej czytałam dwie nowele z serii „Portrety” („Marek” i „Irmina”), które potem autor w niej połączył.

Marek i Irmina są rodzeństwem. Zmarłego tragicznie ojca w ogóle nie pamiętają, zapracowana matka niewiele ma dla nich czasu, choć się stara; ogniwem spajającym rodzinę, a równocześnie próbującym pomóc jej najmłodszej generacji przebrnąć przez burzliwy okres dorastania, jest dziadek, emerytowany nauczyciel. Jednak on ostatnio podupadł na zdrowiu, a pozostałej trójce coraz trudniej się ze sobą porozumieć. Marka złości, że za jego urodziwą młodszą siostrą oglądają się jego szkolni koledzy i że dziadek ma z nią lepszy kontakt, niż z nim; Irminę – że brat, zamiast być prawdziwym starszym bratem, do którego można iść po pomoc i radę, chce jej dyktować, z kim się może spotykać; Danuta czasem zadaje dzieciom pytania, ale chyba nawet nie zależy jej na tym, żeby poznać odpowiedzi, bo absorbują ją własne zmartwienia, i nie jest to tylko stan zdrowia ojca; może, gdyby potraktowała Irminę i Marka jak dorosłych, mówiąc im szczerze, co ją gnębi, byłoby jej lżej, ale czy umieliby to zrozumieć? Więc nie jest z nimi szczera. Marek zaś ukrywa przed resztą rodziny przykrą historię, w którą się wplątał w szkole (a która, jak się z czasem okaże, wynikła głównie z zazdrości i niedomówień), a Irmina… wszystko, co wie (a w niektórych kwestiach wie o wiele więcej, niż dziadek i Marek) i czego się domyśla. Ten rok, kiedy oboje muszą przewartościować swoje pojęcia o świecie i relacjach międzyludzkich, jest dla nich bardzo trudny. A do jakiego stopnia wyjdą z tego zwycięsko, nie dowiemy się do końca, możemy się jedynie domyślać, bo wiele wątków pozostaje niedopowiedzianych…

Ale to, co wiemy, wystarcza, żeby nastoletni człowiek, który zagłębi się w opowieść Marka, zrozumiał tyle ważnych rzeczy: że to, jak postrzegamy danego człowieka, nie oznacza wcale, że on sam widzi siebie identycznie, ani, że taki jest w rzeczywistości; że im kto starszy, tym więcej zdarzeń z przeszłości rzutuje na jego sposób myślenia i postępowania, a nie chcąc o tej przeszłości wiedzieć, nigdy go w pełni nie zrozumiemy; że nieszczerość i brak zaufania mogą zrujnować każdego rodzaju bliskość; że – to już truizm oczywisty, ale mając kilkanaście lat, niekoniecznie się o tym wie – odgrywanie się na kimś za pomocą plotek i insynuacji jest nie tylko głupie i dziecinne, ale zwyczajnie obrzydliwe, a krzywdę w ten sposób wyrządzoną niełatwo naprawić…

Konstruując fabułę, autor zastosował nie tak typowy dla powieści młodzieżowych schemat nielinearnego przedstawienia przebiegu wydarzeń: na początku możemy się domyślić, że Marek opowiada historię konfliktu w szkolnej drużynie piłkarskiej i swoich problemów rodzinnych już z perspektywy pewnego czasu, może kilku miesięcy, choć bardziej prawdopodobne – sądząc choćby po języku narracji, o tyle dojrzalszym, mniej potocznym, niż w dialogach – że raczej nawet kilku lat, ale nie robi tego od a do z, tylko błądzi pamięcią po minionych chwilach, wyławiając z nich pojedyncze sceny i całe sekwencje scen w cokolwiek chaotycznym porządku. Trzeba więc czytać uważnie, żeby się w tej chronologii nie pogubić, lecz przedstawiona w ten sposób akcja świetnie oddaje mechanizm, w jaki funkcjonuje pamięć, zmuszona do wywołania ze swoich zakamarków rzeczy najważniejszych dla opowiadającego i takich, o których ten wolałby zapomnieć. Nie pamiętam, kto z bohaterów był mi najbardziej bliski, gdy dobrze ponad 40 lat temu czytałam „Marka” i „Irminę”; dzisiaj są to zdecydowanie dwaj starsi panowie – dziadek i „stary Orzechowski”[8], nieco zdziwaczały nauczyciel wychowania plastycznego (tak się wtedy ten przedmiot nazywał) – obaj pełni życiowej mądrości, wnoszący do swojego otoczenia wartości, których, będąc nastolatkiem, zwykle się nie zauważa.

Ciekawe, czy dziś czytają takie książki rówieśnicy Marka i Irminy, którym świat bez komputerów i komórek może wydawać się czymś równie prehistorycznym, jak park jurajski. Wtedy, na przełomie lat 60 i 70 („Marka” opublikowano w roku 1971, „Irminę” bodaj 3 lata później), Zawistowski musi biegać do budki telefonicznej, żeby zadzwonić do Marka, u którego w domu jest telefon stacjonarny tylko dlatego, że „załatwili to ze szpitala, od kiedy mama została oddziałową na chirurgii”[63]; z wakacji wysyła się widokówki, a płyt słucha na adapterze – ale problemy w komunikacji między ludźmi są przecież takie same. A warsztat – świetny; nie zasługuje ta literatura na zapomnienie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 270
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: margines 30.09.2021 01:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Następną wyprawę książkow... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak, potwierdzam, że Portrety [MAW] w ogóle są świetne:)
Polecam je wszystkim chętnym.
Kilka z nich poznałem. Oceniony przeze mnie jest tylko Paweł (Niemczuk Jerzy), który doczekał się też czytatki.
Akurat tych podanych przez ciebie opowieści nie czytałem, a i nie wiedziałem, że „Zielone kasztany” to po prostu zebrane dwie książki z tej serii:)
Póki co to mam je do poznania.
Może właśnie przyjdzie czas, skoro kasztany już dawno nie są zielone, a pękate brązowe.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: