Dodany: 27.09.2021 20:07|Autor: dot59
Wyboista droga powołanych
Dużo się ostatnio mówi o błędach czy wręcz nieprawościach katolickiego duchowieństwa, o podwójnej moralności kleru, o wypaczeniu ewangelicznej idei duszpasterstwa. I oczywiście wielu z nas zadaje sobie pytanie: jak to możliwe, skoro na drogę wiodącą ku kapłaństwu wstępują niemal wyłącznie młodzi chłopcy, pełni żarliwej wiary, oddani Bogu do tego stopnia, że gotowi są dlań zrezygnować z niemal wszystkiego, czym cieszą się ich rówieśnicy: z założenia rodziny, z dysponowania własnym czasem i pieniędzmi, z ulubionych rozrywek? Tylko nieliczni taką decyzję podejmują później, ale w ich wypadku przekonanie o potrzebie służenia Bogu i ludziom musi być nawet silniejsze, bo jeszcze większej części życia muszą się wyrzec. A więc co się potem zmienia? Może jakaś usterka tkwi w systemie szkolenia kandydatów do tego szczególnego zawodu?
Temu systemowi postanowił się przyjrzeć z bliska Mariusz Sepioło, dziennikarz publikujący m.in. w „Tygodniku Powszechnym” i „Polityce”, autor kilku książek reporterskich. Przez kilka lat zbierał materiał do swojej opowieści, rozmawiając z tymi, którzy pomyślnie dotarli do święceń i teraz realizują swoją duszpasterską misję, z tymi, którzy po jakimś czasie uznali, że minęli się z powołaniem i porzucili stan kapłański, z pechowcami, którym nie udało się seminarium ukończyć, i z młodymi ludźmi, którzy dopiero do niego wstąpili. Pytał o życie przedseminaryjne (rozdział „Domy”), o seminaryjne początki („Furty”), o warunki życia codziennego („Korytarze, pokoje, stołówki”), przebieg nauczania („Audytoria”), alkohol („Szafki nocne”), seks („Łóżka”), skazy na obrazie Kościoła i ich przyczyny („Konfesjonały”), o kryzysy i próby wycofania się („Furtki”), a wreszcie o powody odejścia przed końcem seminaryjnej edukacji („Drogi ewakuacyjne”). Pytał, słuchał i notował wypowiedzi, nie selekcjonując ich tak, by pasowały pod jakąś z góry określoną tezę, a swoje komentarze ograniczając do minimum.
Jaki obraz życia kleryka wyłania się ze zwierzeń respondentów autora? Pierwsze skojarzenie, jakie się czytelnikowi może nasunąć, to podobieństwo do wojska: skoszarowanie na ograniczonej przestrzeni grupy mężczyzn, różniących się temperamentami, umiejętnościami, wyniesionymi z domu zwyczajami, podporządkowanie ich mniej lub bardziej hierarchicznej organizacji i zobowiązanie do ścisłego przestrzegania regulaminu, obejmującego praktycznie każdą sferę codziennej aktywności, „wszystko od tej do tej godziny”[1]. Wojsko ma rozwijać w młodych ludziach wprawdzie nieco inne przymioty, niż seminarium, ale droga jest podobna: trzeba się wpasować w schemat działania danej zbiorowości, „wejść w reguły życia tej wspólnoty i tego budynku”[2], nauczyć się słuchać przełożonych. Podobieństwa dodaje też, obecna nie od dziś zresztą, lecz od stuleci (przypomnijmy sobie choćby powieści Jane Austen), świadomość, że zarówno ci, którzy zdecydują się na stałe zostać w wojsku, jak i ci, którzy wybiorą stan duchowny – bez względu na obecność i siłę wszelkich innych motywacji – „będą mieli pracę i dobre pieniądze”[3] (oczywiście, „dobre pieniądze” to pojęcie względne w zestawieniu z zarobkami na przykład wyższego menedżera w banku czy zdolnego programisty, ale z pewnością eliminujące troski typu „co do garnka włożyć pod koniec miesiąca”). Jednak zupełnie inna jest presja, wytwarzana przez oczekiwania innych osób: odejście z wojska każdy zrozumie, za to odejście (lub, co gorsza, zostanie relegowanym) z seminarium ma wymiar życiowej klęski – ten ktoś miał być duchowym przewodnikiem dla setek ludzi i nie sprostał zadaniu, miał być kimś, kim będą się szczycić rodzice, z reguły mocno religijni, a będzie… nikim? Jest więc ta możliwość wydalenia z uczelni poważnym straszakiem, skłaniającym z jednej strony do niewychylania się nawet w słusznej sprawie, a z drugiej „do kombinowania, mataczenia, nieszczerości”[4] – zwykle w drobiazgach, jednak podwójna moralność na ogół od drobiazgów się zaczyna…
Nie zaskakuje specjalnie fakt, że znacznie bardziej krytyczni wobec seminaryjnego środowiska są byli klerycy i byli księża, wyrażający pogląd, że „w seminarium odsiewa się tych, którzy mogliby być fajnymi, niezależnymi księżmi, a zostawia tylko tych posłusznych, którzy będą wykonywać polecenia, dotrzymywać tajemnic i tworzyć hermetycznie zamkniętą społeczność”[5]. Ci, którzy pozostali w stanie duchownym, są o wiele bardziej skłonni uwydatniać pozytywny wpływ wszelkich przeszkód i niewygód na kształtowanie ducha („to wszystko jest po coś (…). Żeby mnie zahartować. (…), to było miejsce, w którym mam się uświęcać”[6]) i przypominać, że „formacja w seminarium nie załatwia wszystkiego, trzeba pracować nad sobą cały czas, zwłaszcza po święceniach (…), trzeba dużo samozaparcia, żeby tą drogą iść i wytrwać” [7]. Ale i ci drudzy przyznają: „zło jest w Kościele, bo ja jestem grzesznikiem”[8] – ja, kleryk, ja, kapłan, ja, szeregowy wierny – i nie negują zjawisk, które doprowadziły do pogorszenia akceptacji społecznej dla Kościoła: bezmyślnego powtarzania teologicznych frazesów przy braku rzeczywistej empatii dla wiernych, pazerności, pychy i przede wszystkim nadużyć seksualnych wobec podwładnych lub, co najgorsze, dzieci. Co więcej, podkreślają, że „nowe wyzwania będą »torpedowały« Kościół i zmuszały nas do refleksji nad nowymi przestrzeniami, nad nazywaniem i dookreślaniem pewnych spraw”[9].
Bardzo ciekawa to lektura, z której mogą coś wynieść zarówno praktykujący katolicy, jak i osoby innych wyznań lub niewierzące, pozwala bowiem przynajmniej po części zrozumieć mechanizmy kształtujące polskie duchowieństwo, a co za tym idzie, również kulisy aktualnej pozycji Kościoła w naszym kraju. A że autor ma słuch reporterski, wyczucie taktu, a przy tym lekkie i dobitne pióro, od czytania trudno się oderwać. Jedyny minus, niezwiązany z tekstem, tylko z samą stroną techniczną książki, to matowe czarne tło okładki; świetnie na nim wygląda ascetycznie zaprojektowany tytuł i grafika, lecz gorzej – ślady pozostawiane przez każde dotknięcie palców, przyda się więc foliowa obwoluta.
[1] Mariusz Sepioło, „Klerycy: Życie w polskich seminariach”, wyd. Znak, 2021, s. 39.
[2] Tamże, s. 42.
[3] Tamże, s. 53.
[4] Tamże, s. 67.
[5] Tamże, s. 245.
[6] Tamże, s. 39-40.
[7] Tamże, s. 275-276.
[8] Tamże, s. 275.
[9] Tamże, s. 279.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.