Dodany: 20.09.2021 05:33|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Książkowy wehikuł czasu - wyprawa trzecia


Kolejny lekturowy wehikuł czasu przeniósł mnie tym razem w czasy studenckich praktyk robotniczych. Wymyślono je oficjalnie po to, by materiał na elitę intelektualną nie zapomniał, że to klasa robotnicza jest siłą przewodnią narodu, czy jakoś tak, i poznał smak pracy fizycznej (a mniej oficjalnie, żeby nie miał za dużo czasu na myślenie, co w tym kraju jest nie tak). Pierwszą taką praktykę organizowano podczas wakacji przed rozpoczęciem studiów, przy czym na ogół nie była ona w żaden sposób związana z ich kierunkiem. Bywało, że przyszłych medyków kierowano na budowę, przyszłych inżynierów budowlanych do PGR-ów, prawników do rozładunku wagonów itd. Później, po pierwszym-drugim roku, były jeszcze kolejne praktyki, tym razem już zwykle w instytucjach z danej branży, ale na niższych stanowiskach; to już miało trochę sensu, przynajmniej w większości przypadków, bo studenci mogli zobaczyć, jak wygląda praca ludzi, którymi w przyszłości będą kierować, projektować do niej narzędzia czy procesy technologiczne itp. Niezależnie od tego, część studentów i tak przez resztę wakacji pracowała z pobudek ekonomicznych. Czasopismo studenckie „itd” organizowało przez jakiś czas konkurs na wspomnienia z takich wakacyjnych okresów zatrudnienia, i stąd właśnie wzięła się ta książka, w której pomieszczono część prac wyróżnionych w roku 1971: "Dzień dobry" za dwa złote (antologia; < praca zbiorowa / wielu autorów >) . Nie wiedziałabym o jej istnieniu, gdyby nie wspomniana w jednej z poprzednich czytatek pożyteczna rubryczka literacka pewnego czasopisma, nazwana „Przeczytaj, zanim wyrzucisz”. A skoro się dowiedziałam, wypożyczyłam i przeczytałam.

No, wiadomo – swoje prace na takie konkursy wysyłali raczej studenci, którzy nie wiązali swojej przyszłości z literaturą (tamci raczej aspirowali do miejsca na łamach czasopism literackich albo przynajmniej kącików literackich w prasie o innym profilu), więc też jakichś szczególnych walorów językowych nie ma się co po tych wspomnieniach spodziewać. Owszem, niektórzy próbowali być oryginalniejsi – na przykład jedna z dziewcząt ujęła swoje refleksje w formę listów do koleżanki (Halina Kordalska, „Praktyka życiowa”), inna napisała całkiem udane opowiadanie (Joanna Bromirska, „Zegarek”), kilka osób, w tym przyszły weterynarz (Jarosław Andrzejuk, „Święte krowy”) i przyszły chirurg (Jacek Minkiewicz, „Najpiękniejszy zawód”), stworzyło teksty, które spokojnie mogłyby być drukowane w przyzwoitej prasie jako reportaże – ale jednak więcej niż połowa wyprodukowała typowe wypracowania na zadany temat. Przyjechałam/-em… zakwaterowano nas… skierowano nas… pracowaliśmy przy… i tak dalej, co nie znaczy, że nie można się z tych prac niczego ciekawego dowiedzieć.

A czego można?
Po pierwsze, że ustrój, w którym postanowiono inteligencję uczyć szacunku dla ludzi pracy, stwarzał warunki do nieszanowania tego, co „państwowe”, marnowania surowców i ludzkiego wysiłku; kiedy się czyta opowieść praktykanta, któremu człowiek pracy kazał „nie gadać, tylko bez przerwy fazować rury” za pomocą zepsutego urządzenia, bo „w czasie trwania lustracji wszystkie maszyny muszą być na chodzie”[17], wskutek czego potem wyrzucono na śmietnik górę zniszczonych elementów – to aż się scyzoryk w kieszeni otwiera…
Po drugie, że ustrój ustrojem, a to, czy w danym miejscu pracy panuje z grubsza przyjazna atmosfera i czy można się czegoś w nim nauczyć, i tak zależy wyłącznie od ludzi. Po trzecie, że część młodych ludzi albo była na zabój tą ideologią zaindoktrynowana, albo potraktowała wysyłane na konkurs wypowiedzi jako okazję do, powiedzmy kolokwialnie, nabicia sobie CV (bo a nuż ktoś wpływowy zapamięta, że student taki a taki cechuje się wysokim stopniem świadomości klasowej?). Opowieść jednej z dziewcząt przypomina samokrytykę z czasów stalinowskich: autorka wyrzuca sobie, że nie dość stanowczo zareagowała na wybryk swoich podopiecznych z kolonii, którzy poprzyklejali na drzwiach niemieckie nalepki – a „należało jednak powiedzieć im kilka słów o takich sprawach, jak odwetowcy, rewizjonizm, ziomkostwa”, bo „jedyną odpowiedzią na ich [Niemców z NRF] propagandę może być nasza akcja propagandowa”[143] (Danuta Czech, „Dostateczny”). Inni młodzi ludzie przez pół strony albo i więcej dowodzą językiem rodem z organów prasowych PZPR: „Pobyt w hufcu pozwolił mi na zebranie sporej ilości własnych obserwacji na temat praktyki gospodarczej kraju i stosunków międzyludzkich rozwijających się w warunkach wspólnej pracy. (…). Hufiec dał mi także nowe spojrzenie na życie i na pracę współczesnej polskiej klasy robotniczej(…). Ideę studenckich praktyk robotniczych należy uznać za słuszną, zwłaszcza że jest propagowana także w wielu innych krajach”[170-172] (Andrzej Bartz, „Nowe spojrzenie”); „…potrafimy zrozumieć właściwy sens praktyki. Nie była ona dla nas pokutą za marcowe wybryki studentów, lecz prawdziwą lekcją życia. (…) [przełożeni] potrafili przekonać nas o słuszności praktyk robotniczych. (…) Właśnie ich postawa przechyliła szalę zwycięstwa na rzecz idei organizowania praktyk robotniczych”[223] (Wiesław Burczak, „Pierwsze zaliczenie”).

Cóż, nie jest to na pewno dzieło literackie, bez którego człowiek się nie obejdzie, ale swoisty znak czasu; zatem chcąc poznać lepiej tamte czasy albo je sobie przypomnieć, można zajrzeć do środka.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 558
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: ilia 20.09.2021 06:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejny lekturowy wehikuł... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziewczyny z mojego kierunku studiów (geografia) skierowano do fabryki w Mysłowicach, gdzie montowałyśmy oporniki; mieszkałyśmy w akademikach na Ligocie. Ja najpierw montowałam takie większe bezpieczniki topikowe tzw. "korki", które kiedyś używało się się w domach prywatnych, a później takie mniejsze, stosowane w samolotach. A Ty, gdzie pracowałaś?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.09.2021 07:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziewczyny z mojego kieru... | ilia
A ja też mieszkałam w akademiku na Ligocie, a pracowałam jako pomoc kuchenna w tamtejszej stołówce, czyli głównie nosiłam produkty z magazynu i myłam rondle wielkie jak miednice i gary jak kotły do gotowania bielizny (najgorsze były po zupach mlecznych. Ale miałam już zaprawę z czasów harcerskich, więc przeżyłam :-).
Użytkownik: ahafia 20.09.2021 08:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejny lekturowy wehikuł... | dot59Opiekun BiblioNETki
Swoje praktyki robotnicze wspominam jako dość przyjemne, bo wysłano nas do sadu, gdzie przez cały wrzesień obżeraliśmy się jabłkami. Było wesoło, bo zgromadzono ludzi z rozmaitych kierunków studiów, jabłka pachniały, a wieczorami i w deszczowe dni kwitło życie towarzyskie hotelu robotniczego.
Ludzie z mojego kierunku byli już po miesiącu praktyk zawodowych, więc docenialiśmy kompletny brak odpowiedzialności i beztroskę tych dni.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: