Dodany: 08.09.2021 21:03|Autor: Asienkas
Świat przemysłu farmaceutycznego
Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: Asia Czytasia (Joanna M.)
Mam ogromną słabość do książek o pracy w korporacjach. Tego typu firmy fascynują mnie jako twór zbudowany na – rzekomo – naukowych założeniach, ale funkcjonujący często w oparciu o decyzje ludzi, którzy nie mają pojęcia, jak wygląda praca na tzw. niższych szczeblach, czyli u szeregowych pracowników. Miałam okazję pracować zarówno w dziale sprzedaży, jak i klasycznie, za biurkiem. Za każdym razem zastanawiało mnie, jakim cudem ten domek z kart, w którym siedzę, ma tak solidne fundamenty i nie „pierdyknie”.
Jamie Reidy w książce „Miłość i inne używki” odsłania kulisy pracy dla koncernu Pfizer. Miał okazję sprzedawać leki dla dzieci oraz słynną Viagrę. Poznajemy chłopaka, który zaczyna pierwszą poważną pracę. Ma ten fart, że farmaceutyczny gigant masowo zatrudnia przedstawicieli handlowych. Mimo braku doświadczenia dostaje pracę. Dumnie wkracza w progi korporacji, licząc, że jakoś to będzie.
Myśląc o tym, co mogę wam o tej książce opowiedzieć, dochodzę do wniosku, że jej odbiór jest ogromnie subiektywną kwestią. Chociażby sam temat. Wyjątkowo specyficzny. Kogo interesuje praca przedstawiciela handlowego? Dla rozrywki sięgamy raczej po lekkie powieści obyczajowe bądź kryminalne. Nie każdego czytelnika – zapewne większości nie – rozbawią perypetie sprzedawcy leków, nawet opisane z przymrużeniem oka.
Albo, jak ocenić czy książka jest zabawna? Tego to ja kompletnie nie potrafię. Przykładowo mnie bardzo ciężko rozśmieszyć, jednak Jamie Reidy wywołał uśmiech na mojej twarzy np. porównaniem szkolenia sprzedawców do wojska i prania mózgu, jakie odbywa się w obu przypadkach. Jedyne, w czym przesadził, to, że próbował kreować siebie na wyjątkowego lekkoducha. Taki typ „mnie nie zależy”, „mam wywalone”. Widziałam w tym pewną pozę i raziła mnie owa sztuczność.
Wydaje mi się, że największą wadą tej książki jest wyjątkowo kiepsko przetłumaczony tytuł. „Miłość i inne używki” sugeruje powieść o imprezowaniu, skakaniu z kwiatka na kwiatek itp., a tu wychodzi facet i gada o sprzedaży antybiotyku na zapalenie ucha. Halo, czy trafiłam na reklamy? Dużo bardziej uczciwy względem czytelników jest tytuł oryginalny „Hard sell. The evolution of a Viagra salesman”. Od razu widać, kto puka do naszych drzwi i co oferuje.
Będę szczera – mnie się ta powieść podobała. Zapewne przez wspomnianą we wstępie słabostkę, bo nie jest to jakaś wybitna literatura. Ja jednak wychodzę z założenia, że nie każda książka musi zapewniać duchowe przeżycia. Jeżeli chcecie popatrzeć na pracę w korporacji i w sprzedaży z przymrużeniem oka, sięgajcie śmiało.
Ocena recenzenta: 4,5/6
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.