W ramach poszukiwania owego zaginionego wiersza, chodzącego za mną od lat, wpadłam na pomysł wypożyczania nie tylko antologii, ale i całych tomików wstępnie wytypowanych poetek. W
Ślad w morzu i inne wiersze (
Moric Junna)
szukanego utworu nie znalazłam, ale za to dwa inne, które rozpoznałam od pierwszego spojrzenia i które prawdopodobnie też znajdowały się w zgubionym zeszycie. Jeden z nich, „Śnieżyca”, prawie na pewno miałam odpisany ze „Zwierciadła”, prowadzącego wówczas skromny (po jednym wierszu na numer), ale za to niezmiernie ciekawy kącik poetycki, umożliwiający czytelnikowi poznanie nazwisk mniej popularnych w Polsce poetów zagranicznych (rzecz jasna, głównie z krajów bliskich ideologicznie, ale same wiersze raczej nie krzewiły propagandy socjalizmu). Co do drugiego, „Pamięci Tycjana Tabidze”, jestem przekonana, że natrafiłam nań w jakiejś powieści. Ale w jakiej? I czy mogło to być w czasach PRL, skoro wczoraj przeczytałam, że w latach 1961-70 autorkę objęto zakazem publikowania, czego powodem były dwa wiersze, a ten był jednym z nich? Tego już pewnie nie odkryję, ale wypożyczenia tomiku nie żałuję: styl momentami wręcz kunsztowny, środki wyrazu w moim guście, chociaż może nie do pełnego zachwytu.
A wiersze, żeby nie przepadły, utrwalę i tutaj, wraz z trzecim, którego przesłanie może okazać się szczególnie bliskie każdemu z nas.
Junna Moric
Śnieżyca (przeł. Danuta Wawiłow)
Śnieg sypie na ziemię i we dnie, i w nocy,
wypełnia ulice jak białe parowy.
Po mieście się snują i we dnie, i w nocy
dwa ptaki – ja czarny i ty lazurowy.
Nad Rygą dmą wichry, szaleją śnieżyce,
czernieją tramwaje wśród śnieżnych pustkowi,
Wśród białych kamienic na białej ulicy
dwa ptaki – ja czarny i ty lazurowy.
Krajobraz zimowy, krajobraz widmowy,
mgła kształty zabiera i dźwięki zagłusza.
Majaczą przed szkołą, przed gmachem ratusza
dwa ptaki – ja czarny i ty lazurowy.
Za tydzień zamiecie ustaną nareszcie –
powtarza gazeta i dziennik radiowy.
Lecz szerzą się wieści, że błądzą po mieście
dwa ptaki – ten czarny i ten lazurowy.
Dwa ptaki o zmierzchu, dwa ptaki nad ranem,
ich gardła wygięte jak srebrne podkowy.
Być może, wygnane, być może, ścigane
dwa ptaki – ja czarny i ty lazurowy.
Szron leży na dachach, na szynach kolei,
na brodach dozorców i skrzynkach pocztowych.
Bez słów i nadziei – wśród zasp i zawiei
dwa ptaki – ja czarny i ty lazurowy.
A z nieba wichury, a z nieba zamiecie,
śnieg kładzie się na nas kamieniem grobowym.
Mijają stulecia – wędrują po świecie
dwa ptaki – ja czarny i ty lazurowy.
*
Junna Moric
Pamięci Tycjana Tabidze (przeł. Danuta Wawiłow)
Na Mcchetę gwiazda spada z nieba.
Łamią się jej ogniste włosy.
Rozdzierającym krzyczę głosem:
Na Mcchetę gwiazda spada z nieba.
Kto ją pozwolił zamordować?
Kto wziął na siebie taką winę?
Gwiazdę – pod nóż, na gilotynę?
Kto ją pozwolił zamordować?
I kazał w sierpniu wyrok spełnić.
Postawił pieczęć, złożył podpis…
Gwiazdę pod topór – co za podłość!
Kto kazał w sierpniu wyrok spełnić?
O, wojna tobie, dżuma tobie,
Ziemio, gdzie gwiazdę wśród gawiedzi
Jak konia się na ubój wiedzie.
O, wojna tobie, dżuma tobie!
Na Mcchetę gwiazda spada z nieba.
Ślad jej się ściele coraz niżej.
Lecz nad umarłą łka Tabidze…
Na Mcchetę gwiazda spada z nieba.
*
Junna Moric
Ucieczka (przeł. Danuta Wawiłow)
O, duszo moja, prowadź:
niech stanę na tym brzegu,
gdzie tramwaj mknie różowy
wśród białych płatków śniegu.
Kelnerka miele ziarna
w kawiarni tuż za rogiem
i zapach kawy czarnej
z otwartych płynie okien.
O, gwiazdo, co się palisz
na moim nieboskłonie,
od śmierci daj ocalić,
co było mi sądzone.
Popatrzę na choinkę
wśród złoceń i bibułki,
obiorę mandarynkę
i książkę zdejmę z półki.
W wymowę jej tajemną
do świtu pogrążona,
niedbale chustkę ciemną
zarzucę na ramiona.
Gdy znad jej kart w półmroku
uniosę twarz na mgnienie,
odnajdę w sobie spokój
i wielkie ukojenie.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.