Dodany: 16.04.2005 13:48|Autor: pinkwart
Niezrozumiała motywacja
Jak tytuł wskazuje - powieść bardzo kobieca. Jak wszystkie dzieła tej autorki zresztą. Bohaterką powieści "Babski motyw" jest - ale się zdziwicie! - pisarka, autorka powieści kryminalnych, o nazwisku Joanna Chmielewska. Pod jej śmietnikiem znaleziono zwłoki kobiety, podającej się za dziennikarkę, która szła do Chmielewskiej na wywiad. Motyw zabójstwa - usunięcie aroganckiej i niegrzecznej dziennikarki - nasuwa się sam przez się, ale gdyby takie motywy skłaniały ludzi do zbrodni, przez Polskę przeszłaby hekatomba dziennikarek, a Radio Zet i TVN musiałyby puszczać jeszcze więcej muzyki i jeszcze więcej seriali.
Mniej więcej około 40. strony zaczynamy się domyślać rozwiązania, około setnej strony autorka podaje informację kto jest winien, a następnie przez kolejnych prawie 200 usiłuje nas - bezskutecznie - sprowadzić z tego tropu. Na końcu książki zastanawiamy się tylko, jak tak ciężko poszkodowana na umyśle kobieta mogła wpaść na pomysł i zrealizować jakąkolwiek intrygę, jak to się stało, że w okolicy nie było sześcioletniego dziecka, które by policji powiedziało kto zabił i dlaczego tak dobra autorka wykonała takiego knota, po tylu latach dobrej i rzetelnej pracy.
Trupa pod domem pani Chmielewskiej znajduje jej przyjaciółka, która na tę okazję przyjeżdża z Krakowa. Przyjaciółka owa ma coś wspólnego z filmem i telewizją, jest młodsza od narratorki i woli pijać piwo niż wino, co zresztą nie przynosi jej szwanku na figurze ani urodzie. I lubi mężczyzn brodatych. Wszystkie te cechy nie mają najmniejszego wpływu na akcję - nie istnieje żaden związek owej wdzięcznej Martusi z biegiem akcji. Równie dobrze mogłoby jej wcale nie być, a jeśli już Sherlock Chmielewska musiała mieć swojego Watsona, to mogłaby nim być choćby sąsiadka lub ktokolwiek związany z ofiarą lub jej sobowtórem. Pojawianie się postaci lub wątków zbytecznych jest dla kryminału zabójcze i stanowczo trzeba wobec nich używać brzytwy Ockhama. Jedynym usprawiedliwieniem faktu zaistnienia Martusi na kartach książki jest zapewne fakt, że Martusia taka w rzeczywistości istnieje i jest to prywatny prezencik Autorki dla jej znajomej. Ale co to obchodzi czytelnika?
Drugą spośród wielu takich niezrozumiałych i niepotrzebnych ozdóbek jest fakt powołania drugiej narratorki. W pierwszej osobie przemawia do czytelnika i pani Chmielewska, i pani Barbara Borkowska - nie ta zamordowana naturalnie, tylko ta, którą denatka udawała. Czemu i po co tak - nie mam pojęcia, bo i to się w żaden sposób w treści nie wyjaśnia. Mogłaby to być taka zabawa formalna, ot - pokazanie zbrodni z różnych punktów widzenia (pamiętacie "Rashomon" Kurosawy?). Ale po pierwsze, to wcale nie odnosi się do zbrodni, po drugie, są tylko dwie narratorki, a po trzecie, kiedy Chmielewska spotyka się z Borkowską - nie jest to już spotkanie dwóch narratorek, tylko autorki i bohaterki...
Kryminał żaden. Psychologia od siedmiu boleści. Akcja wikła się, i owszem, ale głównie z powodów warsztatowych. Humor tym razem wyjechał na urlop. Rozwiązanie tak zaskakujące, jak ciągnące się za butem sznurowadło. Po co tak?
Na końcu książki jest zamieszczona bibliografia twórczości Joanny Chmielewskiej: "Babski motyw" poprzedza 45 innych pozycji. W większości sama intryga jest dość słaba, ale akcja, jej powikładnia i sposób napisania stawiały Chmielewską w rzędzie najlepiej się czytających autorek. Żałuję, że piszę to w czasie przeszłym. Dobre i zabawne książki zaczęły zanikać mniej więcej po opublikowaniu "Autobiografii" w 1994 r. Może autobiografię powinno się pisać dopiero na samym końcu?
Niemniej jednak na wydłużającej się liście coraz mniej ciekawych powieści ostatnia książka stanowi ewenement i to bynajmniej nie pozytywny. Nie potrafię zrozumieć, jakimi motywami kierowała się Joanna Chmielewska, pisząc taką książkę. Musiał to być jakiś babski motyw.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.