Dodany: 16.04.2005 13:35|Autor: pinkwart

Książka: Ostatnie historie
Tokarczuk Olga

2 osoby polecają ten tekst.

Game Over


Śmierć towarzyszy nam stale i jakkolwiek banalny byłby paradoks, że jest ona integralną częścią życia, to przecież oswajamy się z nią od dziecka. Oswajamy – ale tak naprawdę uciekamy od niej w cynizm, w powszechność, w konwencję, w zabawę. Rozjechany kot na szosie to tylko przedmiot, który należy wziąć między koła, żeby nam nie ubrudził karoserii. Eksplozja samochodu-pułapki pokazywana w wiadomościach to tylko efekt pirotechniczny. Trzęsienie ziemi czy wojna – to tylko dane statystyczne. Ostatecznie – mówimy sobie, jeśli w ogóle zdobywamy się na jakąkolwiek refleksję – jest nas na Ziemi i tak za dużo, i nawet miliard nie wykazany w sylwestrowym bilansie w biologii gatunku nie miałby znaczenia. Śmierć, najczęściej gwałtowna i okrutna, jest integralną częścią sztuki filmowej i literatury, jest także elementem zabawy. Paf – paf – paf, jus nie zyjes – wołają przedszkolaki, unosząc w stronę kolegów podniesiony z ziemi patyk. Sorry, you have been killed, try again - widzimy na ekranie komputera, gdy w grze tracimy kolejne z sześciu „żyć”. Nawet napis „game over” nie psuje nam humoru – straciliśmy wprawdzie wszystkie „życia”, ale zawsze możemy nacisnąć „play again” i zacząć umierać od nowa.

I czasem tylko babcia przestaje nam marudzić za uchem i krótki telefon ze szpitala uruchamia szereg nieprzyjemnych i kosztownych czynności zakończonych spuszczeniem do ziemi podłużnego drewnianego opakowania, które zasypane starannie odetnie nas od tego, co było kiedyś człowiekiem. Poślizg na zakręcie górskiej drogi, nieumiejętne wejście na jezdnię, kruchy chwyt w czasie górskiej wspinaczki, wybuch miny-pułapki pod Bagdadem... To tylko epizody w naszym życiowym filmie, niekiedy łzawe, niekiedy irytujące (mógł przecież uważać!... po co tam się pchał!...).

Ale Olga Tokarczuk w swojej najnowszej książce „Historie ostatnie” opisuje śmierci nie heroiczne, nie przypadkowe, nie te ze sprawozdań statystycznych, tylko te, które są udziałem każdego z nas, te, które przychodzą najpierw do naszych bliskich, potem do nas. Już czekają za progiem i nikogo nie ominą.

W szkołach uczymy się tylko rzeczy niepotrzebnych, o tym, jak żyć w rodzinie – a może nie będziemy mieli rodziny, o ułamkach i całkach – a może przeżyjemy bez matematyki, o tym, co po angielsku znaczy „to live” – a to też może nam się nie przydać. Nie uczymy się tylko tego, co jest absolutnie pewne – nie uczymy się umierać. Jedna z bohaterek powieści ironizuje, że między geografią i historią powinna być wprowadzona tanatologia, nauka o umieraniu, z klasówkami, pracami domowymi i ćwiczeniami praktycznymi...

Cóż za wspaniała książka! Może nie powinienem się tak zachwycać, bo od pierwszej powieści, „Podróż ludzi Księgi”, po tę ostatnią (jak na razie) – wszystko, co tworzy i prezentuje nam Olga Tokarczuk ma cechy pisarstwa największej klasy. Każda z jej książek ma genialne pomysły, rewelacyjną fabułę, dotyczy spraw podstawowych dla człowieka i napisana jest w sposób budzący szczery zachwyt. Tutaj autorka przedstawia nam trzy historie z życia trzech przedstawicielek jednej rodziny: matki, babki i córki. Każda z nich na kartach powieści musi zmierzyć się ze śmiercią, musi przeżyć śmierć.

Nie sposób streszczać tę książkę, zresztą byłoby to tak, jakbym rekomendował urodę Miss Polonii pokazując jej zdjęcie rentgenowskie. Największe wrażenie zrobiła na mnie historia pierwsza, może dlatego, że bohaterka jest mi bliska wiekowo i tak jak ja dużo jeździ samochodem... Na górskiej drodze ulega wypadkowi, wydostaje się z rozbitego samochodu (ona? A może tylko jej duch?) i trafia do wiejskiej chaty, której gospodarze prowadzą „sanatorium pod klepsydrą” – umieralnię dla zwierząt... Nastrój podobny do „Wniebowstąpienia” Konwickiego, ale bardziej intymny, kameralny, a przez to niezwykle poruszający.

Olga Tokarczuk nie dostała głównej nagrody „Nike”, nie dostała – jeszcze! – literackiej nagrody Nobla. Powinna dostać. Tworzy dzieła, w których nie opisuje życia ludzi z sąsiedniego bloku, lecz kreuje własną rzeczywistość, wskutek czego ta nasza, codzienna, staje się bardziej oswojona. Jej twórczość niczego nie demaskuje, o niczym nie poucza, pokazuje drogi, którymi zapewne nigdy nie pójdziemy, ale jest jak bliski człowiek, którego sama obecność pomaga w trudnych chwilach. Kilka godzin spędzonych na lekturze „Historii ostatnich” to jasny punkt w trudnym życiu każdego z nas. Kontakt z wielką sztuką zawsze zbliża nas do piękna. A piękno trwa poza śmierć.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10213
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: mehor 29.09.2005 13:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Śmierć towarzyszy nam sta... | pinkwart
Olga Tokarczuk NIE dostała jeszcze Nagrody Nike. NIE została laureatką Nobla. JESZCZE. Jednakże akurat za "Ostatnie historie" nie wyróżniałabym Jej. Książka wyraźnie rozpada sie na trzy części. I w gruncie rzeczy można by każdą czytać jako osobne opowiadanie. Ostatnia część - mimo, że choćby personalnie połączona z poprzednimi - jakby nie pasowała do całości. Nie te klimaty (w sensie przenośnym). Lepiej, żeby Autorka trzymała się naszej szerokości geograficznej. Bo historie opowiadane w 2 pierwszych częściach snują się tak, że się żałuje, iż mają jakiś koniec, i nie można już dłużej ich czytać, jeszcze, jeszcze.... Bo padło ostatnie zdanie.
Za takie pisanie Olga Tokarczuk dostanie kiedyś Nobla. Pewnie wcześniej nasi krytycy, ci od Nike, w dalszym ciągu nie poznają się na tym pisarstwie.
Użytkownik: marion 19.10.2005 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Olga Tokarczuk NIE dosta... | mehor
Zgadzam się z opinią, że książka składa się właściwie z trzech odrębnych opowiadań. Każde z nich ma nieco inne tempo, nastrój i każdy z nas angażuje się w poszczególne części w różnym stopniu. Do mnie również trzecia, ostatnia część, przemówiła najsłabiej. Dwie pierwsze wciągają, ale pozostawiają pewnien niedosyt. Szczególnie pierwsza część pozostawiła we mnie wrażenie jakiegoś niedokończenia, niedopowiedzenia historii do końca. Być może efekt to zamierzony przez autorkę... :)
Całość nie wzbudziła u mnie specjalnej refleksji i w porównaniu z dotychczasowymi pozycjami tej autorki, chyba trochę mnie rozczarowała...
Użytkownik: UzytkownikUsuniety08​242023181009 05.08.2006 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z opinią, że ... | marion
Mnie za to najbardziej podobała się trzecia historia. Może dlatego, że była taka egzotyczna. Każdy znajdzie coś dla siebie:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: