Dodany: 21.08.2021 18:45|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czworonożni detektywi na tropie wandala


Recenzja oficjalna PWN

Recenzent: dot59

Dawno temu, kiedy nie było jeszcze komputerów, a programów telewizyjnych dla dzieci jak na lekarstwo, człowiek w wieku powyżej średniego o wiele częściej sięgał po literaturę dziecięcą, będąc niejako zmuszonym do odgrywania roli lektora, zabawiającego najmłodsze pokolenie głośnym czytaniem powieści Konopnickiej, wierszyków Brzechwy czy co tam miał pod ręką; prawie każdy przynajmniej raz w życiu widział ilustrację, na której wyobrażono babcię siedzącą w fotelu – obowiązkowo w okrągłych okularach zsuwających się na czubek nosa i uczesaną w koczek – z otwartą książką w dłoniach, a wokół niej gromadkę zasłuchanych dzieciaków. Dziś, kiedy dzieci mają o wiele więcej rozrywek, dostępnych na pstryknięcie palcem, a do tego wymagających mniejszej koncentracji uwagi i mniejszego wysilenia wyobraźni, niż lektura, może się zdarzyć, że na całe lata utracimy kontakt z przeznaczonymi dla nich utworami literackimi. Chyba, że akurat, ku swej radości, odkryjemy, że z kilkorga rodzinnych małolatów przynajmniej połowa wykazuje wyraźne inklinacje czytelnicze, chętnie prosząc o poczytanie, a w stosownym wieku już własnoręcznie sięgając po książki. W takiej sytuacji przydaje się wiedzieć, co w trawie – to znaczy, na półkach z literaturą dziecięcą – piszczy. Albo, w danym przypadku, miauczy.

Miauczy, bo mowa będzie o kotach. Poziomka, Lola, Bronka, Komandos, Morfeusz, Bracia Piksele i staruszek Hortensjusz mieszkają w uroczym zabytkowym mieście tuż przy granicy z Czechami. A że wśród wielu swych zalet wykazują umiejętność porozumiewania się z ludźmi i zdolności detektywistyczne, służą pomocą miejscowej policji. Tytułowe ucho różowego jelenia to nie żadna bajkowa metafora: w Cieszynie, na Wzgórzu Zamkowym, naprawdę znajduje się rzeźba, przedstawiająca jelonka i pomalowana na kolor różowy. Jej obecność tam od początku budziła sprzeczne emocje i wielu ludzi chętnie by przyłożyło rękę do pozbycia się owego nierealnego stworzenia. W powieściowej rzeczywistości ktoś w biały dzień ciska w jelonka kamieniem, utrącając mu ucho. Na zamkowym dziedzińcu nie ma tłumu: niezbyt liczna wycieczka szkolna, paru pojedynczych spacerowiczów, ogrodnik – ale nikt nie zauważył tajemniczego wandala. Także Lola z Poziomką, z zapałem ćwiczące kocią jogę w promieniach wiosennego słońca. Ale to, że nie widziały, kto rzucał, nie znaczy, że takie przestępstwo odpuszczą! Wkrótce na miejsce zdarzenia przybywa komisarz Psota z młodszą aspirantką Walerką Koczy, której zostaje powierzony nadzór nad sprawą. Jednak szybko staje się jasne, że bez wsparcia czworonożnej ekipy (w skład której wchodzi nie tylko Kocia Szajka, ale też „jeż Prot, bardzo doświadczony poszukiwacz”[1]) młoda policjantka, choć zmyślna i ambitna, wiele nie zdziała. A kiedy zwierzaki wejdą do gry, odszukanie winowajcy będzie już tylko kwestią (krótkiego) czasu…

Nawet nie przypuszczałam, że taka zwykła sensacyjna historyjka dla dzieci w wieku, powiedzmy, gdzieś od 2-3 do 5 klasy podstawówki, może mieć tyle walorów edukacyjnych i do tego jeszcze sprawiać przyjemność także komuś, kto dzieciństwo ma już dawno za sobą. Gdybym była w wieku docelowego czytelnika, pewnie bym całą sobą uwierzyła, że w Cieszynie mieszkają takie niezwykłe koty (tak, jak swego czasu wierzyłam w istnienie zwierząt doktora Dolittle) – i potrzeba byłoby kogoś dorosłego, kto by mnie przekonał, że akurat one są tylko wytworem wyobraźni – a także bez wątpienia zapamiętałabym miasto, w którym jest tyle ciekawych miejsc do odwiedzenia, i przyswoiłabym sobie parę morałów przemyconych tak zgrabnie, że wcale nie wyglądają na morały. Jako wieloletnia mieszkanka powiatu cieszyńskiego jestem pod wrażeniem klimatu pogranicznego miasta, oddanego niby mimochodem, a jednak wręcz namacalnie (wszyscy ludzie noszą autentyczne miejscowe nazwiska; kotka Bronka od Cieślarów co chwilę wtrąca w swoje wypowiedzi słowa z tutejszej gwary; Lola i Poziomka robią sobie manicure w salonie po czeskiej stronie; „niejaki Anatol Szalbot, zwany przez wszystkich Bobim”[2], strzeże miejsca przestępstwa, uzbrojony w „kij hokejowy czeskiego zawodnika, Martina Růžički”[3] – a nie od rzeczy będzie dodać, że i nazwisko hokeisty, i inne czeskie słowa podane są i w zapisie oryginalnym, i fonetycznie, tak, jak je wymawiają bohaterowie; jest i akcent literacki - Walerka ma ochotę „na kawę w księgarni »Kornel i Przyjaciele« [4]). Jako miłośniczka kotów i bajek z udziałem uczłowieczonych zwierząt – doceniam pełne humoru i wyobraźni przedstawienie najważniejszych postaci: członkowie Kociej Szajki kontaktują się przez koci internet, do czego służą… metalowe przedmioty w rodzaju puszek po mielonce; bracia Piksele „tną w »MyszoCrafta« na konsolach, które sobie zrobili z pudełek po lodach śmietankowych”[5], oglądają „kreskówki na CatTubie” i szukają „taniej kocimiętki w darknecie”[6]; Loli śnią się „kanapki z pasztetem z wegańskich myszy”[7]; kotki na lekcję pływania zakładają „dwuczęściowe kicini w kolorze różowym”[8]).

Do ilustracji Malwiny Hajduk, pomysłowych i zabawnych, mam stosunek nieco ambiwalentny, bo z jednej strony wolałabym postacie bardziej naturalne, niż stylizowane, i ściślej odpowiadające opisom w tekście (o czym dalej), z drugiej – zdaję sobie sprawę, że ten rodzaj grafiki najczęściej dzieciom się podoba, a to przecież właśnie one są odbiorcami historyjki. Na całość szaty graficznej składa się jeszcze więcej sympatycznych detali (wyklejka ze wzorem w kocie oczy; na początku wykaz postaci wraz z zabawnymi ich portretami, na końcu uproszczona – ale dokładna, jeśli chodzi o położenie ważnych punktów orientacyjnych – mapka Cieszyna; numeracja stron ozdobiona stylizowanymi kocimi wąsikami), a jedyne, co może w niej irytować, to kilka fragmentów tekstu, drukowanych białą czcionką na czarnym lub granatowym tle (jak dla mnie, bardzo nieprzyjaznych dla oka).

Gorzej sprawiła się korekta, przepuszczając kilka literówek, jeden zbędny wyraz („dochodziła godziła godzina trzecia”[9]) i parę błędów rzeczowych (komisarz Ludwik Psota na stronach 21 i 23 jest Leonem; Walerka przychodzi na Zamek w tenisówkach w biedronki, a chwilę później „na jej trampkach przycupnęła para pszczół”[10]; nauczyciel wstaje od ogniska, a dopiero potem „dzieci i koty rozeszły się szykować ognisko”[11]). Ciekawe, czy i dzieci to zauważą? I czy dostrzegą różnice między obrazkami a opisami w tekście (Lola powinna być pręgowana, a jest łaciata; ogrodnik ma mieć „siwe włosy związane w kitkę”[12] i czapkę z daszkiem, a widzimy go w tyrolskim kapelusiku i bez śladu owłosienia; Poziomka wtula się w żółtą bluzeczkę Lusi, ale na ilustracji dziewczynka w żółtej bluzeczce ma twarz i fryzurę Toli)?

Jednak całościowe wrażenie mimo tych niedociągnięć jest bardzo przyjemne; coś mi mówi, że na tym tomie przygód Kociej Szajki nie poprzestanę…

[1] Agata Romaniuk, „Kocia Szajka i ucho różowego jelenia”, wyd. Agora SA, 2021, s. 29.
[2] Tamże, s. 12.
[3] Tamże, s. 24.
[4] Tamże, s. 83.
[5] Tamże, s. 60.
[6] Tamże, s. 64.
[7] Tamże, s. 65.
[8] Tamże, s. 109.
[9] Tamże, s. 83.
[10] Tamże, s. 31.
[11] Tamże, s. 124.
[12] Tamże, s. 96.

Ocena recenzenta: 4,5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 377
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: