Dodany: 16.04.2005 13:21|Autor: pinkwart

Wciąż ta sama, stara historia


Przeczytałem najnowszą książkę Márqueza i muszę powiedzieć, że trochę się rozczarowałem. Może dlatego, że od starego mistrza oczekiwaliśmy wciąż nowych i coraz doskonalszych dzieł, a to po kilku latach milczenia zaledwie nowela na sto stron i to niespecjalnie ciekawa. A może z uwagi na tytuł – „Rzecz o mych smutnych dziwkach” – który brzmi wręcz rozpaczliwie. I nie pomogą tu żale tłumacza, umieszczone w słowie wstępnym oraz na ostatniej stronie okładki, z których dowiadujemy się, że okrutna polska cenzura redakcyjna zmieniła piękne słowo „kurwy” na „dziwki”, żeby było przyzwoiciej. Pomijając już niewątpliwe marketingowe intencje takiego użalania się, obawiam się, że wówczas tytuł brzmiałby jeszcze gorzej...

Co najgorsze, tytuł w ogóle nie ma się nijak ani do treści, ani do przesłania, którego można się w książce dopatrzyć. Oto 90-letni starzec, dorabiający sobie do emerytury cotygodniowymi felietonami do gazety, pragnie uczcić okrągłą rocznicę swoich urodzin szaloną nocą w burdelu w towarzystwie nieletniej dziewicy. Noc, owszem, ma miejsce, tyle że staruszek poprzestaje na kontemplacji śpiącej jak zabita panienki. Kolejne noce też mają taki przebieg, co jakby jest na... rękę bohaterowi, który, rozczulając się nad dziewuszką, zakochuje się w niej, obsypuje ją prezentami i słodyczami, a swoje uczucie przenosi na papier w postaci felietonowych listów miłosnych, które mu przynoszą sławę. Na skutek splotu nieszczęśliwych okoliczności traci jednak kontakt ze swą ukochaną, a gdy po czasie go odzyskuje – stwierdza, że już jest po wszystkim. Ktoś inny nie ceregielił się z nią aż tak bardzo... Ale i tak marzenie o miłości idealnej go nie opuszcza, aż wreszcie znajduje swój finał...

Dziwki przewijają się przez opowiadanie, ale nie smutne one są, tylko jakby albo za młode, albo za stare... Smutny – choć niewątpliwie romantyczny - bywa bohater, zatem słuszniejszy tytuł powinien odnosić się do smutnego dziwkarza, żeby nie powiedzieć dosadniej. Ale czy w wieku 90. lat ten tytuł jeszcze mu przysługuje? Oto jest pytanie...

I na to pytanie, bynajmniej nie żartobliwie, stara się w swej najnowszej powieści odpowiedzieć Márquez. Wkładając w usta jednej z bohaterek kapitalne zdanie: "Moralność jest kwestią czasu..." - każe nam je interpretować wedle woli. No i czynimy to, zastanawiając się, która z trzech możliwych interpretacji w sytuacji każdego z nas będzie słuszniejsza.

Moralność jest kwestią czasu... A zatem wiek zmusi nas z czasem do bycia moralnymi – kiedy już nie będzie innej możliwości. Cóż – przykład nie tylko Márquezowego bohatera zdaje się oddalać słuszność takiej interpretacji.

Moralność jest kwestią czasu... Wystarczy poczekać, a czas zrobi swoje i przy sprzyjających okolicznościach dokona erozji moralności, tak że pozostanie ona wspomnieniem równie odległym jak pierwsze konsumpcyjne zachwyty niemowlęcia nad kobiecą piersią...

Moralność jest kwestią czasu... Każdy czas ma swoją moralność i to, co kiedyś wydawało się niemoralne, dziś nie zmusi najbardziej zagorzałego purytanina do odwrócenia głowy...

Od czasów biblijnej Zuzanny i podglądających, a zgoła napastujących ją starców wyjątkowo niemoralna wydaje się miłość w późnym wieku, zwłaszcza miłość między partnerami, których dzieli wiele lat. Ale u Márqueza to w zasadzie zwyczajność... Zapewne nie można uważać, że Kolumbijczyk pisze o tym stale jedną książkę, ale przecież najlepsze jego dzieła – „Miłość w czasach zarazy”, „Miłość i inne demony” czy „Jesień patriarchy” - to wariacje na temat owej zakazanej, a tak często spotykanej miłości. Zapewne nie bez racji są ci, którzy uważają, że 77-letni dziś, ciężko schorowany pisarz zaklina w ten sposób czas, by uporać się z tym problemem na własny użytek. Ale to nieprawda: miał 57 lat, kiedy pisał „Miłość w czasach zarazy” i, o ile się orientuję, nie musiał niczego zaklinać.

A orientuję się także i dlatego, że sam mam 57 lat. A mój ojciec miał 52, kiedy się urodziłem. I był o 26 lat starszy od mojej mamy.

Dla Márqueza czas nie jest czynnikiem istotnym w miłości. Oswajanie czasu, zaklinanie go w powieściach, raczej dotyczy samej egzystencji, jej fizykalnych objawów, niż uczuć. To trochę obsceniczne, a trochę naturalistyczne wyliczanie spraw związanych z dysfunkcjami ciała ma nas, czytelników, a i samego pisarza przyzwyczaić do starości. Do jej ciemnej strony.

Ale miłość jest zawsze jasną stroną. Zawsze uskrzydla, jeśli nawet boli. Jeśli nawet skutkuje cierpieniem, to przecież zawsze można ją przekuć w literaturę. I czas ma dla niej znaczenie wtórne, jeśli w ogóle bezpośrednio na nią wpływa... Różnica wieku między kochającymi się ludźmi ma, według Márqueza, wpływ tylko na kwestie obyczaju, nic więcej. Niekiedy – u Márqueza prawie nigdy – wpływa na niektóre fizyczne aspekty miłości. Ważne, ale w sumie drugorzędne. Dla samego uczucia to nie ma znaczenia.

Banał? No, pewnie! Ale jeśli przekonuje nas do tego wielki pisarz, to może warto przez chwilę się nad tym zastanowić? Bo jeśli będziemy a priori odrzucać wszystkie banały i zawsze starać się być oryginalnymi, to może się zdarzyć, że dziecko zostanie wylane wraz z kąpielą: że odrzucimy rzeczywistość, która częściej jest banalna niż oryginalna. A jak żyć bez rzeczywistości? Jeśli odrzucimy takie zwyczajne, Márquezowskie cieszenie się światem, pozostanie nam tylko smutek i sceptycyzm, wyrażany w dawnym porzekadle: Nic mnie już nie bawi, nic mnie już nie nęci, odkąd cioci Mani biust się w magiel wkręcił...

A wracając do nieszczęsnego tytułu powieści: ludziom mojego – prawie Márquezowskiego – pokolenia może się kojarzyć z apaszowską piosenką:

Gdy kina „Wolność” neon z trudem się zapala
I na portierni spać się kładzie nocny stróż –
Obciągam w bramie łyk
Nie czeka na mnie nikt,
Bo ja nikogo nie potrafię kochać już...
Dziwki po udach całowały mnie zmysłowo,
Rencistka jedna rwała dla mnie złoty ząb,
Mój arogancki śmiech
Rozpalał w żyłach krew,
Lecz ja nikogo nie potrafię kochać już...

No i o to chodzi, żebyśmy jeszcze potrafili. I tego nas uczy Márquez i jego smutne dziwki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 19859
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: clocker 18.04.2005 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem najnowszą ks... | pinkwart
> Noc, owszem, ma miejsce, tyle że staruszek poprzestaje na kontemplacji
> śpiącej jak zabita panienki. Kolejne noce też mają taki przebieg

"Śpiące piękności" Kawabaty Yasunariego ...
(Tak mi się skojarzyło)
Użytkownik: carmaniola 10.11.2005 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: > Noc, owszem, ma miejsce... | clocker
Pięknie Ci się skojarzyło :)) Cytatem ze "Śpiących piękności",Yasunari Kawabaty otwiera Marquez "Rzecz o mych smutnych dziwkach"

"Proszę niczego nie robić w złym guście. Nie wolno na przykład wkładać palców do ust śpiącej dziewczyny! - ostrzega starego Eguchiego kobieta z hotelu."
Użytkownik: natajla 18.04.2005 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem najnowszą ks... | pinkwart
recenzja zachecajaca no i te refleksje o moralnosci tak sielsko i lekko wypowiedziane, ...co do tytulu mnie akurat sie spodobal, kurwy bylyby zbyt wulgarne ale dziwki sa romantyczne...tyle o dziwkach pieknego miller henry czy bukowski napisali, ze mam do nich sentyment.natajla
Użytkownik: tomslot 31.05.2005 03:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem najnowszą ks... | pinkwart
Nie wiem czemu tak wiele osob uparcie traktuje wiek bohatera i jego "Delgadity" tak doslownie, chociaz czytalo wczesniej inne ksiazki Marqueza. Takie podejscie istotnie moze zniechecic do calej noweli - mnie nie bedac starcem, pederasta, ani dziwkarzem udalo sie zidentyfikowac troche z tematem i ksiazke uwazam za swietna. Dlatego zwlaszcza w tym przypadku polecam samodzielna lekture zamiast zniechecania sie cudzymi komentarzami. Nawet jesli po przeczytaniu podzielisz odczucia przedmowcy, w koncu to tylko 109 stron :-)
PS. Zaluje, ze nie mam czasu, zeby napisac wlasna recenzje..
Użytkownik: lupq 01.10.2005 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem najnowszą ks... | pinkwart
Żałuje że nie mogłem odpowiednio sie skupić na czytaniu tej książki (nie miałem na nią kasy toteż przeczytałem w Empiku). Po przeczytaniu recenzji żałuje że nie można cofnąć czasu, co pozwoliłoby mi na powtórne przeczytanie książki, a tak pozostaje mi jedynie mniej ciekawy scenariusz studiowania książki, bowiem za drugim razem sie nie czyta, a studiuje.
Użytkownik: carmaniola 07.11.2005 19:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem najnowszą ks... | pinkwart
Czytając ten tekst, zdało mi się, że "od czasów biblijnej Zuzanny..." pisał tę recenzję zupełnie inny człowiek :).

Mnie książka nie rozczarowała ( może poza zupełnie zbędnymi uwagami tłumacza, który uparcie uchwycił się tego jednego słowa "kurwa" i w żadnym miejscu nie chciał odpuścić, chociaż czasami bardziej pasowałyby jego synonimy).

Ta książka jest,wg mnie, podobnie jak felietony głównego bohatera, skierowana "zarówno do starych, jak i do tych młodych,którzy nie boją się zestarzeć"*.
To strach każe nam odsuwać od siebie myśl o wszystkich wstydliwych, i daleko bardziej intymnych niż seks, ułomnościach i niedoskonałościach starego ciała. Myślę, że u Marqueza młodość przeciwstawioną starości można odbierać jako obraz zawsze i nieodmiennie pięknej, bez względu na czas, miłości, a nie tylko jako zwykłą różnicę wieku między 'kochankami'.

Do mnie, Mràquez mówi, że miłość starca może być równie piękna i niewinna jak miłość dziecka: "bez bata pożądania czy zakłopotania wstydu"*:

- bo przecież miłość to coś więcej niż funkcje ciała - "w seksie szukamy pociechy, gdy cierpimy na niedostatek miłości".

- bo nieważne, że "już się nie nadaję"*, ważne, że jestem "przepełniony nigdy mi przedtem nieznanym uczuciem odzyskanej wolności, zerwawszy wreszcie kajdany trzymające mnie w poddaństwie od trzynastego roku życia"*.

- bo, na starość powracamy do krainy wolności i niewinności naszego dzieciństwa.

- bo mówić należy o możliwościach, a nie o niemożności czegokolwiek...

I to jest piękne. Oczywiście od każdego z nas zależy czy tak chcemy to widzieć. Ja tak to widzę poprzez pisanie Màrqueza.
---
* Wszystkie cytaty: "Rzecz o mych smutnych dziwkach", G.G.Màrquez, przeł.
Carlos Marrodàn Casas, Muza 2005.
Użytkownik: matis 15.03.2007 09:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem najnowszą ks... | pinkwart
Bardzo dobra recenzja i właściwie mogę się pod nią podpisać. Częściowo. Dla mnie ten aspekt geruntofilski był w książce zupełnie nie do przyjęcia. Że tak powiem "do kościoła dziadku pacierz klepać!".
Związki młodych dziewcząt ze starcami są dla mnie kompletnie niestrawne z przyczyn zupełnie pozaliterackich (chociaż i literacko ich miażdżąca krytyka ma piękne karty). Jakoś nie jestem w stanie zaakceptować poetyckiej opowieści o tym, że siedemnastolatka (nie pamiętam dokładnie) sprzedaje się 90-letniemu starcowi, bo inaczej umrze z głodu (!!), a on ma z tym związane pewne przeżycia intelektualno-wzniosłe. Nie jest to dla mnie wzniosłe, tylko obrzydliwe i smutne.
Wolę Villona.
Użytkownik: tilia8 20.08.2007 14:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dobra recenzja i w... | matis
Marquez ma to w sobie, że akceptuję miłość staruszka do nastolatki... i wręcz nie ma w tym dla mnie nic dziwnego, nic odpychającego, po prostu norma. Tak może działa fakt, że odbieramy świat z pozycji tegoż starca, jego oczami patrzymy. Jednak gdybym to zobaczyła z boku, w realu, pewnie zareagowałabym niesmakiem.
Pozostawiając jednak na boku tę kwestię, dla mnie ważne w książce jest to, że bohater dopiero w tak późnym wieku zaczyna odkrywać, kim jest - w końcu to jego pierwsza miłość. Teraz dopiero stają przed nim pewne pytania, teraz zaczyna rozumieć, że porządek słów i rzeczy, jakim się otaczał, skrywają jego wewnętrzny chaos. Teraz zaczynają do niego przemawiać utwory romantyków. Nie nauczył się myśleć jak stary człowiek, zaznacza autor, i oto dokonuje się w nim przemiana.
To jest chyba dla mnie tutaj najważniejsze. Właściwie cały czas, czytając, nie zastanawiałam sie nad kwestiami obyczajowymi - od razu zaakceptowałam bohatera, jego pytania, pragnienia. Dopiero recenzje zwróciły na to moją uwagę :)
Marquez nasyca książkę poezją, dzięki której poznajemy świat od strony tajemnicy, pytań, życia, które pulsuje w postaciach: starej burdelmamy o okrutnych oczach, śpiącej dziewczyny, dziewięćdziesięciolatka, który zadaje kłam banałom, który nadal tkwi w nurcie życia. Poezja nie omija nikogo, miłość jest hojną panią. Czas przynosi nie tylko obumieranie.
Ta książka jest medytacją, medytacją przygotowującą do przyjęcia tego, co z boku może budzić niesmak... a skąd wiemy, że nam się nie przydarzy? Skąd wiemy, że nie stanie się z nami coś, czego nie przewidują ogólne mądrości życiowe, skąd wiemy, co czeka nas za zakrętami czasu?
Medytacja i poezja pozwoli nam to - może - przyjąć.
Użytkownik: koczowniczka 20.07.2018 14:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem najnowszą ks... | pinkwart
„po kilku latach milczenia zaledwie nowela na sto stron i to niespecjalnie ciekawa”
„Dziwki przewijają się przez opowiadanie, ale nie smutne”
„A wracając do nieszczęsnego tytułu powieści”

Dzisiejszego wieczoru zamierzam zacząć czytać tę książkę. W związku z tym mam pytanie: to jest nowela, opowiadanie czy powieść? Używasz tych słów zamiennie, a z tego, co mi wiadomo, to nie są synonimy.
Użytkownik: koczowniczka 31.10.2018 10:31 napisał(a):
Odpowiedź na: „po kilku latach milczeni... | koczowniczka
Nadal nie wiem, czy to powieść, nowela czy opowiadanie, ale to już nieważne: zrezygnowałam z czytania. Dziewięćdziesięciolatek, który chce wykorzystać biedną, zmuszaną do pracy i prostytucji nastolatkę, działałby mi na nerwy.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: