Dodany: 07.08.2021 22:01|Autor: fugare

Notatka o języku mówionym i zwrotach anglojęzycznych


W sobotni poranek, podczas wykonywania jakichś prozaicznych domowych czynności, usłyszałam w tle rozmowę radiową. Podkręciłam potencjometr, bo wydawało mi się, że to program o poprawności językowej, w którym rozmówczynie ironicznie przedstawiają, jak mówić nie należy. Po chwili okazało się, że podpowiadała mi to tylko wyobraźnia. To nie była satyryczna pogadanka o języku - to był poważny program, w którym dziennikarka rozmawiała ze specjalistką od modowej ekologii, a ta proponowała, skądinąd bardzo słuszne rozwiązania, pozwalające ubierać się modnie i ekologicznie, czyli w zgodzie z założeniem, że środowisko należy chronić, a my słuchacze naszymi decyzjami, możemy w tym uczestniczyć.
Pani, jak została przedstawiona, "Fashionistka" była niewątpliwie specjalistką w swojej dziedzinie, ale podczas rozmowy używała angielskich słów i zapożyczeń z tego języka z zupełnie niezrozumiałą dla mnie częstotliwością. Czegóż tam nie było - były marki "branchowe", były stroje "must have" i "vintage", które miały poprawić nasz "look". Firmy stosowały "greenwashing", aby oszukać klienta i przedstawić mu się jako ekologiczne, by biedny klient lub raczej "target" podczas "shoppingu" mógł pomyśleć, że trafił na taką, która zajmuje wysoki "level" w modowej branży. Była również pochwała "second handów" - to określenie już na stałe zapisało się w naszym języku i stało się synonimem wymyślonych prześmiewczo w latach 80. lumpexów. To tylko drobna próbka - wszystkiego nie byłam w stanie zapamiętać.

Nie jestem językową purystką i od dawna rozumiem, że proces zapożyczeń językowych nie jest zjawiskiem wyłącznie naszych czasów, że trwa właściwie od zawsze i pewnie tak być musi. Może nawet nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby używane były słowa będące określeniami specyficznymi, nie dającymi się wprost przetłumaczyć na język polski. Zastanawiałam się, jaka jest przyczyna tego, że ta radiowa rozmowa, która mnie wydawała się śmieszna, odbywała się w takim dziwnym, i tu sama muszę użyć zapożyczenia z francuskiego, żargonie. Doszłam do wniosku, że stosowane w niej wyrażenia były tymi, które dla jej uczestniczki po prostu cisnęły się na usta i jej zdaniem, dla pewnych zjawisk były najwłaściwsze. Zapewne w modowej branży stosowane są zwyczajowo i nikt nie zastanawia się nad tym jak to brzmi. A brzmi nie: profesjonalnie i specjalistycznie, a raczej komicznie. Pewnie nie zwróciłabym na to uwagi, bo z każdym z tych określeń spotykałam się już wielokrotnie, gdyby nie tak duże nagromadzenie tego "anglojęzycznego materiału" w tak krótkiej rozmowie. Oczywiście nadużywanie określeń pochodzących z języka angielskiego nie jest niczym nowym, ani moja refleksja nie jest odkrywcza, ale pomyślałam, że już moja mama miałaby problemy ze zrozumieniem tego przekazu, o babci, która z wiadomych względów władała dobrze wyłącznie językiem niemieckim, nie wspomnę.

Nie chciałabym, niczym Cyceron rzucać sentencji potępiających nadchodzące czasy i obyczaje językowe, ale wydało mi się to warte odnotowania i podzielenia się, zwłaszcza, że w języku pisanym, angielskojęzyczne zwroty są również często używane i wplatane w treść, choć niekoniecznie jest to zawsze nieodzowne.
I tu doszłam do punktu, w którym ktoś mógłby zarzucić mi, że piszę o nadużywaniu angielskojęzycznych zwrotów, a sama wkleiłam sobie jako motto sentencję Pemy Chodron w języku angielskim. Jak można się domyślić, chciałam, aby słowa wypowiedziane przez ich autorkę w jej ojczystym języku pozostały niezmienione i aby znaczyły dokładnie to co znaczyć miały. Więc może jest tak, że autorom wypowiedzi pisemnych i ustnych z wplecionymi w nie obcojęzycznymi określeniami też wydaje się, że polskie słowa nie określą tak dobrze pewnych zjawisk i "Fashion Week" to coś lepszego niż "Modowy Tydzień"?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1490
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: yyc_wanda 08.08.2021 03:03 napisał(a):
Odpowiedź na: W sobotni poranek, podcza... | fugare
Ponieważ mieszkam w kraju, w którym kupuje się „tomaty w szopie za kornerem” (dziękuję Mamucie, bardzo mi się spodobało to powiedzenie), przeplatanie potocznej mowy polskiej słowami angielskimi jest dla mnie normalne i często stosowane. Moja siostra już w 2-3 dni po przyjeździe z Polski szła do „szałeru” zamiast wziąć prysznic, a odpadki wyrzucała do „garbicza”. Pewne słowa w polonijnym języku polskim zostały całkowicie wyparte przez ich odpowiedniki angielskie i używając ich już nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z pokracznym neologizmem polonijnym, gdy ktoś podsunął mi drink ze słowami „sypnij sobie”, w znaczeniu – skosztuj, żebyś wiedziała, czy chcesz to pić. Poprawnie w języku angielskim brzmi to: take a sip, ale na propozycję „sypnij sobie” drinka, w dodatku bez znajomości języka angielskiego, zrobiłam wielkie oczy, zastanawiając się co i do czego mam sypać.

To są skrzywienia mowy polonijnej. Kiedy jednak jestem w kraju, bardzo szybko przestawiam się na poprawną polszczyznę i dlatego dziwi mnie ilość zapożyczeń angielskich, używanych w mowie potocznej, a tym bardziej w oficjalnych wypowiedziach. Z tego co piszesz, ilość użytych przez dziennikarkę „Fashionistkę” słów angielskich w polskiej audycji radiowej była zastraszająca. Tłumaczyć to można na trzy sposoby – pani Fashionistka chciała się pochwalić znajomością języka angielskiego; chciała dać do zrozumienia swoim słuchaczom, że przynależy do wysublimowanej grupy społecznej, która nawet ma swój język, lepszy od potocznego; jest po prostu tak leniwa, że korzystając głównie z publikacji angielskich, nie chce jej się szukać polskich odpowiedników słów angielskich. Żadne z tych tłumaczeń nie przynosi jej zaszczytu.

Niestety, Fashionistka nie jest wyjątkiem. Kiedy czytam wypowiedzi na blogach (głównie książkowych/związanych z kulturalą), obserwuję to samo zjawisko. Co więcej, słowa angielskie zapisywane są często przy użyciu polskiej fonetyki. Nie jeden raz miałam problem ze zrozumieniem takich dziwolągów, np – hejtować (hate). Również dosłowne tłumaczenia niektórych idiomów wydają mi się wybitnie nietrafione. „You made my day” jest popularnym określeniem pozytywnej reakcji na czyjąś wypowiedź czy zachowanie. Dokładne tłumaczenie: „Zrobiłaś mi dzień” brzmi dla mnie dziwacznie. Dlaczego nie np – poprawiłaś mi humor na cały dzień – brzmi poprawnie i wiadomo o co chodzi.

Smutne jest to zjawisko, o którym piszesz. Bo jakkolwiek popieram przyswajanie słów, które nie mają polskich odpowiedników (np. singiel/ka), tak przykro jest patrzeć i słuchać, gdy polskie słowa wypierane są przez obce dziwolągi.
Użytkownik: fugare 09.08.2021 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ mieszkam w kraju... | yyc_wanda
Słowo "hejt" - ten, jak słusznie piszesz dziwoląg, już tak się umościł w polszczyźnie, że trafił nawet do słownika.
Niedawno usłyszałam rozmowę dwóch młodych kobiet, z których jedna opowiadała drugiej o jakimś wydarzeniu, którego ona nie "follołuje" - to była dla mnie nowość :)
Użytkownik: yyc_wanda 09.08.2021 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Słowo "hejt" - ten, jak s... | fugare
No tak, do hejtu zdążyłam już przywyknąć, natomiast follołowanie to dla mnie również nowość. Jak tak dalej pójdzie to cały słownik angielski przeniesiemy do polskiego.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.08.2021 10:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ mieszkam w kraju... | yyc_wanda
Oprócz "zrobionego dnia" rzuciły mi się w uszy jeszcze:
- "brzmisz jak... (np. twój ojciec) - czysta kalka z "you sound like...",
- "w lobby" (w znaczeniu: w przedsionku, w przedpokoju) - nagminnie spotykam to w książkach tłumaczonych z angielskiego, choć zdawałoby się, że tłumacze powinni wiedzieć, że po polsku przyjęło się rozumieć "lobby" tylko jako "grupę nacisku/wpływów".
Pewnie to też nie ostatnie przykłady, ale w tej chwili tylko te mi się przypomniały.
Użytkownik: jolekp 10.08.2021 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Oprócz "zrobionego dnia" ... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Zrobiony dzień" jest zwrotem ewidentnie żartobliwym, stosowanym raczej z przymrużeniem oka, podobnie jak, teraz już chyba rzadko się pojawiający "twój argument jest inwalidą". Takie rzeczy nie rażą mnie aż tak bardzo. Dużo gorszą kalką jest moim zdaniem bardzo nagminna w internecie "kolaboracja" używana jako synonim współpracy.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.08.2021 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zrobiony dzień" jest zwr... | jolekp
Ojej, a na to jeszcze nie natrafiłam!
Użytkownik: fugare 10.08.2021 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zrobiony dzień" jest zwr... | jolekp
Jest jeszcze słowo "dedykowany", które używane jest coraz częściej w innym znaczeniu. "Dedykować" to poświęcić coś komuś np. książkę, wiersz, utwór muzyczny, a obecnie to kremy dedykowane są do jakiejś cery, kable dedykowane są do urządzeń. Używa się więc słowa "dedykowany" jako synonimu "przeznaczony". Nie wiem czy źródłem jest angielskie "dedicated"? Podobnie jest ze słowem spolegliwy, chociaż ono używane jest już rzadko, ale jeśli jest, to najczęściej w znaczeniu "uległy", a nie prawidłowo "godny zaufania".
Użytkownik: janmamut 11.08.2021 15:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ mieszkam w kraju... | yyc_wanda
Cieszę się; przy czym był to cytowany z pamięci jakiś późny Stachura. Niestety, nie mam dostępu do pięciotomowego wydania dzieł, więc raczej nie podam, z czego.
Użytkownik: yyc_wanda 11.08.2021 17:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się; przy czym był... | janmamut
Ach, więc to Stachurze zawdzięczamy tę mądrość polonijną. Dobrze wiedzieć, bo gdzieś tam w czeluściach mojego czytnika znajdują się jego Dzienniki. Trzeba się będzie z nimi zapoznać, bo może znajdę tam więcej takich perełek.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.08.2021 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: W sobotni poranek, podcza... | fugare
Ostatnio w telewizji widziałam reklamę - nie wiem, czego, bo na ogół na treść reklam uwagi nie zwracam - w której pani przekonującym tonem oznajmiała, że reklamowane coś daje "jeszcze jeden benefit".
Użytkownik: fugare 09.08.2021 10:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ostatnio w telewizji widz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Benefit pod rękę z bonusem, agendą i tutorem rządzą w języku firmowym i to nie tylko korporacyjnym. Od pewnego czasu nie można napisać "Planu dnia" ani "Planu spotkania" - trzeba napisać "Agendę". Jak się domyślam w reklamie tym benefitem miały być lśniące włosy lub promienna cera - no, taki benefit jest bardzo pożądany :)
Użytkownik: ahafia 09.08.2021 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: W sobotni poranek, podcza... | fugare
Generalnie nie mam nic przeciwko zapożyczeniom, w końcu sama czytuję e booki, po domu czasami snuję się szlafroku, jadam sznycle i jestem posiadaczką garażu. Tak samo z nowymi anglicyzmami, nie przeszkadzają mi, gdy nie ma dobrego polskiego odpowiednika, jednak zęby bolą, gdy obce słowa używane są bezrefleksyjnie tam, gdzie polszczyzna nie skąpi zamienników.
Naprawdę nie obchodzi mnie, że ktoś pracuje w środowisku posługującym się tego typu językiem i się przyzwyczaił. Używanie go w zupełnie innym gronie i okolicznościach sprawia wrażenie niechlujstwa językowego, zwykłego lenistwa czy chęci podreperowania własnego ego. I drażni to i śmieszy, ale chyba nie unikniemy kolejnych zaskoczeń.
Użytkownik: margines 10.08.2021 00:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Generalnie nie mam nic pr... | ahafia
Chyba w 100% zgadzam się z tobą!
Mierzi mnie niemożliwie wciskanie do codziennego obiegu słów z mediów czy słownika czysto informatycznego.
Nie jest to ani zrozumiałe, ani tym bardziej nawet śmieszne.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: