Dodany: 03.08.2021 18:27|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Kto będzie sprytniejszy, "kot" czy "Pająk"?


Na fali zainteresowania polskimi kryminałami, zwłaszcza ze Śląskiem w tle, sięgnęłam po zakupione już jakiś czas temu „Gwiazdy Oriona”, w których fabułę, jak już zdążyłam się dowiedzieć, autor wplótł elementy autentycznych spraw seryjnych morderców, działających na Śląsku i w Zagłębiu za czasów PRL.

Powieść jest pierwszą chronologicznie, choć trzecią w kolejności wydania, częścią cyklu z Emilem Stomporem, który z niewielkiej miejscowości na Opolszczyźnie trafił do Oddziałów Prewencji Policji (powstałych po transformacji ustrojowej w miejsce niesławnych jednostek ZOMO) w stolicy. Pobyt tam niewiele się różni od zasadniczej służby wojskowej, a szeregowy z wyższym wykształceniem stanowi wyjątkowo dobry materiał do gnębienia przez przełożonych. Toteż Emil z pewną ulgą przyjmuje rozkaz oddelegowujący go na Śląsk, gdzie ma wejść w skład grupy tropiącej wyjątkowo okrutnego zbrodniarza, którego ofiarą padła już któraś z rzędu kobieta. Choć powołano go z uwagi na jego specyficzne umiejętności, wkrótce przekona się, że w jednostce, do której trafił, mało kto będzie chciał je docenić, co więcej, niektórzy będą dokładali wszystkich sił, by je zdeprecjonować, a jemu samemu dokopać, ot, tak, żeby się "kot" nie mądrzył przed tymi, co w policyjnej służbie zęby zjedli (albo udają, że zjedli). A tymczasem nieuchwytny psychopata, roboczo nazwany Pająkiem, zabije znowu. I znowu…

Bardzo niewielu autorów kryminałów potrafi równocześnie i zgrabnie budować fabułę, i wiarygodnie konstruować postacie, i ciekawie rysować tło, i jeszcze do tego mieć porządne umiejętności czysto warsztatowe. W „Gwiazdach Oriona” bardzo dobrze wypadają dwa środkowe punkty. Zwłaszcza postacie, z których część nie tak łatwo jednoznacznie zaszufladkować; początkowo zdaje się, że policyjne środowisko to istne bagno, jakieś potworne zbiorowisko zdemoralizowanych, wulgarnych, zawistnych typów, którzy uwielbiają wyżywać się na młodych naiwnych, pomiatać każdym, kto jest niższy stopniem i lekceważyć wszystko, czego nie zrobili sami, a bandytów łapią tylko dlatego, że nic innego nie umieją. Nie licząc Emila, jedynym, który od początku do końca budzi sympatię, jest prosty Ślązak, Stachu Mastalerz; w paru innych można, wysiliwszy się, dostrzec jakieś przebłyski dobra, natomiast ewidentnie wszyscy, i oni, i ci najgorsi, ukazani są z dużym autentyzmem. Także i morderca, z punktu widzenia którego prowadzony jest jeden z wątków narracji, a w którego sylwetkę wkomponowane są elementy nawet nie dwóch, lecz trzech peerelowskich „wampirów” (od tego trzeciego ma pochodzenie z Pomorza i kilka innych szczegółów biografii). Równie wiarygodnie przedstawiona jest sceneria wydarzeń: Polska tuż po transformacji, popadające w ruinę zakłady przemysłowe Śląska i Zagłębia, zmiany w rządzie, zmiany w organach bezpieczeństwa publicznego, realia życia w koszarach policyjnych Oddziałów Prewencji, obok tego śląskie pejzaże i drobiazgi życia codziennego (włącznie z audycjami radiowej Trójki. Ach…). Jedyne zauważone przeze mnie potknięcie dotyczy wykształcenia Emila, które jego przełożeni podsumowują następująco: „Masz dwadzieścia pięć lat. Jesteś magistrem psychologii klinicznej. Studiowałeś psychiatrię i prawo”[1];
„Masz wykształcenie medyczne. Jako psychiatra mógłbyś zarabiać trzy albo cztery razy więcej. Do tego masz fakultet z psychologii”[2], on sam zaś potwierdza, że ukończył studia na kierunku „medycznym (…) a konkretnie (…) psychologia kliniczna”[3]. Rzecz w tym, że psychologia – także i kliniczna – nie jest kierunkiem medycznym (i dawniej, i teraz wykładano ją na uniwersytetach, na wydziałach nauk społecznych), a psychiatrii w ogóle studiować się nie da, można – ukończywszy wpierw sześcioletnie studia medyczne plus roczny staż podyplomowy – zrobić stosowną specjalizację, co trwa dalszych parę lat; nawet, gdyby założyć, że Emil poszedł do szkoły rok wcześniej i w związku z tym medycynę skończył jako dwudziestoczterolatek, to byłby ledwie po stażu, a przecież jeszcze w międzyczasie przewinął się przez szkołę policyjną w Legionowie i odsłużył co najmniej parę miesięcy w OPP. Nie mógł też równocześnie studiować medycyny i psychologii, bo, o ile dobrze pamiętam, w PRL-u nie było formalnej możliwości robienia w tym samym czasie dwóch kierunków dziennych studiów na dwóch różnych uczelniach, a gdyby nawet była, byłoby to nierealne ze względów technicznych, jako że zajęcia na medycynie zajmowały co najmniej 7-8 godzin dziennie, nie licząc dojazdów do poszczególnych placówek dydaktycznych, często rozrzuconych w promieniu kilkunastu albo kilometrów, na psychologii trochę mniej. Miałam nawet znajomą, która zdobyła w tym samym czasie takie samo wykształcenie jak Emil – medycyna plus psychologia kliniczna – co zajęło ni mniej, ni więcej, tylko 11 lat. Musiała po kolei, inaczej się nie dało. Dla mnie więc Emil pozostaje psychologiem. Dobrym psychologiem, przynajmniej jeśli chodzi o profilowanie sprawcy.

Językowy aspekt warsztatu jest prawie idealny; może jedynie od czasu do czasu nawinie się jakiś dokuczliwy zamiennik podmiotu, za to stylizacja gwarowa jest jedną z lepszych, na jakie udało mi się trafić w kryminałach z motywem śląskim, a i żargon środowiskowy, najeżony wulgaryzmami, brzmi bardzo autentycznie. Początkowo trochę mi tylko nie pasował styl monologów mordercy, wysławiającego się nazbyt literacko, jak na kogoś z taką przeszłością, jednak w świetle tego, co zostało ujawnione później, teoretycznie taki człowiek mógł nabyć lepszych umiejętności językowych. Mam natomiast trochę większe zastrzeżenia co do konstrukcji narracji: nie wydaje mi się, by był w niej niezbędny detaliczny opis metodyki werbowania współpracowników przez SB i ich kontrolowania (jest to wszak temat wystarczająco długo i obszernie już wałkowany, i w mediach, i w literaturze), a zdecydowanie wyszłoby jej na korzyść ujednolicenie czasu (nieliczne wstawki w czasie teraźniejszym wcale nie dodają dynamiki, raczej dezorientują).

Nie bez drobnych wad jest i warstwa fabularna. Skonstruowanie historii zbrodniarza z biografii różnych seryjnych morderców i wpisanie jej w konkretne realia wyszło całkiem dobrze, trochę przesadzony został natomiast wątek jego uwikłań politycznych; Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Mieszane uczucia mam też co do zawarcia w wyznaniach zbrodniarza opisów zabijania zwierząt (co prawda z detalami przytoczone są głównie „doświadczenia” na ślimakach i żabach, kot i pies są tylko pobieżnie wspomniane, ale dla wrażliwszych czytelników i to może być za wiele) i zbyt drastycznych scen z miejsc zbrodni (niektóre szczegóły są ważne dla późniejszego toku dedukcji Emila, ale bez paru mogłoby się obyć).

Ostatecznie, podobnie, jak w przypadku niedawno czytanego kryminału M.Bussiego „Mama kłamie”, miałam wątpliwości, czy proporcja plusów do minusów wystarczy na czwórkę, ale zaryzykuję. Bo skoro jest w tej powieści coś takiego, że mam od razu ochotę na ciąg dalszy, to znaczy, że mimo paru drobnych mankamentów jest dobra.

[1] Aleksander Sowa, „Gwiazdy Oriona”, wyd. Lira, 2019, s. 64.
[2] Tamże, s. 138.
[3] Tamże, s. 50.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 300
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: