By zwiększyć sobie czytelniczą frekwencję zapisuję każdy przeczytany artykuł, oczywiście w Biblionetce to tak nie działa, jako przeczytane pozycje można dodać tylko książki, ale jako, że zostaną po nas tylko excele, o ile oczywiście one przeżyją nas, a nie my je - to zanotuję, że w tym roku przeczytałem według zapisków 293 artykuły, opowiadania lub książki. Jest to bilans mizerny, to nawet nie dwa teksty dziennie, a zapisuję już nie tylko druki, ale i artykuły internetowe...
To może, żeby dać przykład z trzech ostatnich: dwa wywiady z seksworkerkami na Noizz.pl, i artykuł o symetryzmie Piotra Zaremby w "Plusie Minusie" nr 1479.
Na wokandzie literackiej męczę teraz cztery książki na raz,
Oświecenie, czyli tu i teraz (antologia;
Ronduda Łukasz,
Szerszeń Tomasz,
Bendyk Edwin i inni)
, (18%) głównie dla ilustracji z XXI i poznania ich kontekstu - w antologii mowa jest o Mikołaju Sobczaku, którego pomyliłem ze Zbigniewem M. Dowgiałło. Poza tym katowany jest
Shuggie Bain (
Stuart Douglas)
, (10%),
Armia Konna i inne utwory (
Babel Izaak (Babel Isaak))
(50%) i nieśmiertelna
Księga niepokoju napisana przez Bernarda Soaresa (
Pessoa Fernando)
którą obejrzałem już w portugalskiej adaptacji ("Film niepokoju"), ale jest to rzecz niefilmowa - dzieło kinematograficzne jest w zasadzie esejem pozbawionym kręgosłupa fabularnego - jedyne co się wybija w opowieści to klamra narracyjna, ale akcji nie ma, zresztą Pessoa pisze o heteronimie, Bernardo Soaresie, czyli fikcyjnym pisarzu-kronikarzu, którego stworzył obok kilku innych fikcyjnych poetów i pisarzy. Pessoa pisze wprost, że to biografia bez faktów, więc nie ma co się dziwić.
Sądzę, że przy tym tempie pisania i rozbijaniu książek na jakieś podejścia i przymiarki - książek przeczytam w tym roku mało, ale już nie liczę do 50, dzięki temu, że dodaję sobie te artykuły, więc nie muszę się tak spinać. Zazwyczaj doczytywałem około 20 książek, a z końcem roku fałszowałem statystyki dobijając artykuły. Teraz fałszuję statystyki od razu - więc nie muszę przerywać lektur pod koniec roku, by przerzucać się na artykuły, ale robię to i tak, z przyzwyczajenia.
W tygodniu, gdy chcę czytać książki nie kupuję gazet i czasopism. Do lektury przy jedzeniu lub przy kawie jednak mam wyrobiony zwyczaj potrzeby zaznaczania sobie w tekście konkretnych rzeczy - by nie zgubić tempa i śledzenia treści - dlatego zaznaczam jak leci wszystkie wielki litery nazw własnych w całym tekście. Jeżeli jest zaznaczona wielka litera, to znaczy, że przeczytałem przynajmniej dotąd. Zakładka nic nie da - rzadko kiedy w podróży przez trzy przystanki przeczytam więcej niż dwie strony, wiec czytałbym te same dwie strony przez kilka lat. Książki doobiadowe, czy dopodróżne też idą pod długopis, dlatego wiele książek nie nadaje się do odsprzedaży, czy do oddania -wszystkie mają pozaznaczane wielkie litery nazw własnych co budzi konsternację, ale i rozbawienie. Ale tak mam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.