Dodany: 31.05.2021 18:41|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Pochłaniacz
Bonda Katarzyna

3 osoby polecają ten tekst.

Królewska obfitość, ale czy jakość też?


Katarzynę Bondę nazwano królową polskiego kryminału już ładnych parę lat temu, ale jakoś nie zdarzyło mi się do tej pory sięgnąć po jej książki, może dlatego, że zwykle mam opory przed produktami zachwalanymi z użyciem zbyt wielu superlatyw, bez względu na to, czy to będą lody, buty czy powieści. Jednak, odkrywszy, że obejrzany film/serial ma jakiś pierwowzór książkowy, zwykle się kuszę na jego przeczytanie ze względów, powiedzmy, poznawczych, i tak też zrobiłam w tym przypadku. Telewizyjne „Żywioły Saszy: Ogień” powstały wprawdzie nie na podstawie „Pochłaniacza”, tylko jednej z następnych powieści z tą bohaterką, wydało mi się jednak wskazane czytanie cyklu od początku. W Biblionetce nie ma zbyt wielu wypowiedzi na temat czy to tej konkretnej powieści, czy to całej twórczości autorki, natomiast w konkurencyjnym portalu są ich, lekko licząc, dziesiątki, a wyrażone w nich opinie wahają się od „Potworny knot, nieprzyzwoita szmira. Kompletna tandeta, nieprawdopodobnie przereklamowana” do „Trudno jest wyrazić wspaniałość tej powieści” i „Kwintensecja [sic!] współczesnego kryminału”[1] (szczerze mówiąc, zajrzałam tam dopiero po fakcie, żeby się nie uprzedzać w żadną stronę, i żeby przez przypadek zbyt wcześnie nie poznać odpowiedzi na najważniejsze pytania).

Ponieważ przeczytania kolejnych tomów nie wykluczam, ale nie wiem, kiedy będę mogła je wypożyczyć, w tym miejscu krótkie streszczenie intrygi, które utajniam na wypadek, gdyby ktoś wolał sam odkrywać bieg zdarzeń. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Nie jestem skłonna do ekstremalnych ocen (na ponad 4,5 tysiąca około 150 szóstek i zaledwie 10 jedynek), zatem duże było prawdopodobieństwo, że nie dołączę ani do tych, którzy po lekturze wydają entuzjastyczne wykrzykniki w rodzaju „mistrzostwo geniuszu!”, ani do tych, który dla autorki i jej pisarstwa mają jedynie pogardliwe epitety typu „dno i szuwary”. I w istocie tak się stało. Ani zachwytu, ani pogardy. Przeczytać się dało, nawet szybko. Są plusy i są minusy, subiektywne i obiektywne.

Do tych pierwszych zaliczyłabym:
- umiejętność zaintrygowania czytelnika na tyle, by – nawet, jeśli go zmęczy i zniecierpliwi kombinacja poniższych minusów – jednak dotrwał do rozwiązania zagadki;
- wiarygodne ukazanie światka szemranego biznesu (zwłaszcza czytelne nawiązanie do głośnej afery Amber Gold) i skali korupcji w organach przestrzegania prawa i porządku publicznego;
- kilka fajnych postaci drugoplanowych (Duch, Jekyll, Łucja);
- doskonały research, dzięki któremu, czy chodzi o topografię Gdańska, czy o zasady pobierania śladów węchowych, widać, że autorka wie, o czym pisze, ale też… – i w tym miejscu można od razu przejść do minusów – że zdradza skłonność do raczenia czytelnika dłuższymi wykładami na każdy możliwy temat (na przykład, na czym polega alkoholizm).

Dalsze minusy to:
- nierówne tempo: w tekście trafiają się dłużyzny, które człowiek czyta, czyta i daremnie czeka, czy coś istotnego wniosą do fabuły (na przykład, gdy nauczyciel omawia z uczennicą postępy w nauce jej młodszego brata, potem wspomina starszego, potem przypomina sobie, że również chłopaka, który po nią przyjeżdża pod szkołę, „uczył kilka lat temu”[5] – i co z tego wynika? Nic absolutnie!) i momenty, w których akcja tak przyspiesza, że nieraz trzeba się cofnąć o parę stron, żeby się połapać, co tu się właściwie dzieje;
- rozbicie narracji na zbyt wiele punktów widzenia, czasem bardzo ulotnych – ukazujących myśli i odczucia postaci, pojawiających się w ledwie jednej czy dwóch scenach;
- przesadna szczegółowość: o ile w opisie postaci trzecioplanowej pewne manieryzmy w jej zachowaniu rzucają światło na jej psychikę, o tyle uwaga, że dany osobnik „wypróżniał się, jak zwykle w czasie postu, szybko i hałaśliwie”[6], doprawdy nie jest czytelnikowi do niczego potrzebna;
- nadanie jednemu z negatywnych bohaterów personaliów postaci symbolicznej, wpisanej w najnowszą historię regionu trójmiejskiego – Janka Wiśniewskiego;
- przerysowanie głównej bohaterki w stronę „superwoman”: obdarowanie jej tak traumatyczną przeszłością, że w zasadzie powinna wymagać leczenia psychiatrycznego, tymczasem ona błyskawicznie zbiera się w sobie, zarzuca nałóg, radzi sobie z pracą naukową i samotnym wychowaniem dziecka;
- podkreślanie jej perfekcyjnej sylwetki – której raczej nie zawdzięcza pracy nad sobą, nie znosząc wysiłku fizycznego i żywiąc się w sposób wysoce przypadkowy i raczej nie małokaloryczny – w opozycji do postaci innych kobiet, ukazywanych momentami wręcz karykaturalnie („najchudsza z nich, o wadze około stu kilo”[7], „kobieta była nieprawdopodobnie otyła, ledwo się poruszała”[8]) Z mężczyznami zresztą jest podobnie: w przypadku Ducha, który „bardzo schudł”[9], od razu widać, że to zaleta, Jekyll niestety „bardzo przytył i zdziadział”[10], a niesympatyczny Waligóra jest otwarcie przedstawiony jako grubas;
- celowe (bo chyba nie mimowolne?) sprowadzanie czytelnika na manowce poprzez: 1/ przytaczanie faktów, które zdają się bezsporne, po czym, gdy w żaden sposób nie można ich połączyć z resztą koncepcji, okazuje się, że zostały sfałszowane, 2/ wprowadzanie do akcji postaci nazbyt do siebie podobnych (oprócz bliźniaków jednojajowych jest jeszcze dwóch mężczyzn o takim samym imieniu – Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu– i dwóch jednookich).

Te powyższe są jednak tylko minusami subiektywnymi: co mnie się nie podoba, może pasować komuś innemu. Natomiast wskazany poniżej żadną miarą nie daje się do tej kategorii zaliczyć: autorka najwyraźniej pisała za szybko i wskutek tego zdarzyło jej się parę razy potknąć stylistycznie, zwłaszcza w zakresie podmiotu domyślnego („Schodząc, znów zobaczyła kucharkę. Tym razem nie miała na głowie czepka. W ręku dzierżyła mop (…). Sasza (…) zmierzyła wzrokiem wściekłą kobietę. Stała oparta o mop i w ustach mełła obelgi”[11]; „I tylko widok Łucji na chwilę go ożywił. Zmierzył kobietę jak kobyłę na targu…”[12]) i zamienników imion własnych („ksiądz jeszcze chwilę stał nieruchomo”[13] w scenie, w której występuje dwóch księży; „była wdzięczna policjantowi”[14], który akurat nie jest w pracy, lecz w swoim domu rodzinnym i znamy jego personalia; „kobieta posłusznie zapozowała”[15] – tu zaś mowa o głównej bohaterce, którą pragnie narysować jej własna córka), ale także w zupełnie prostych, zdawałoby się, opisach („brunetka z wisiorkiem złotego dromadera”[16]). Trafił się także i błąd rzeczowy: „w laboratorium kryminalistycznym czekał (…) czteroletni owczarek niemiecki, wzięty ze schroniska”[17], tymczasem kilka stron dalej następuje dość obszerne rozwinięcie historii owego psa, a dokładnie – suki, skąd wynika, że ze swoim obecnym przewodnikiem pracowała ona od dwóch lat, zaś wcześniej „w policji służyła już pięć lat, uznano to za jej wiek i taki wpisano w papiery”[18]. Znaczenia to dla akcji nie ma żadnego, ale drażni. A przecież po napisaniu tekst czytały jeszcze trzy redaktorki, które mogły wynegocjować z autorką tych kilka drobnych poprawek…

Lubię kryminały z podłożem obyczajowym i z detalicznymi opisami metod pracy policyjnej, więc pewnie i następne części „Żywiołów Saszy” przeczytam, ale do świty wielbicieli chyba nie dołączę.

[1] Ze strony internetowej https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4452642/pochlaniac​z
[2] Katarzyna Bonda, „Pochłaniacz”, wyd. Muza, 2015, s.
[3] Tamże, s. 105.
[4] Tamże, s. 119.
[5] Tamże, s. 41.
[6] Tamże, s. 129.
[7] Tamże, s. 349.
[8] Tamże, s. 408.
[9] Tamże, s. 193.
[10] Tamże, s. 194.
[11] Tamże, s. 265.
[12] Tamże, s. 261.
[13] Tamże, s. 342.
[14] Tamże, s. 409.
[15] Tamże, s. 537.
[16] Tamże, s. 305.
[17] Tamże, s. 263.
[18] Tamże, s. 274.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 327
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: