Zapałka na zakręcie (
Siesicka Krystyna)
(3,5)
Pejzaż sentymentalny (
Siesicka Krystyna)
(4)
Krystyna Siesicka jakoś nie była ulubioną autorką mojej młodości, chociaż wszystkie dziewczyny się w niej zaczytywały. Przeczytałam te najpopularniejsze jej powieści, ale pozostały mi w głowie tylko ich tytuły i jakieś mizerne skrawki podstawowych informacji, najwięcej z „Jeziora osobliwości”, głównie zresztą za sprawą obejrzanej później ekranizacji; ale na przykład z „Zapałki na zakręcie”, czytanej w wieku chyba nawet jeszcze nie licealnym, nic kompletnie poza imionami pary głównych bohaterów. A tu niespodziewanie dostałam ją w prezencie, razem z jej napisaną po ponad 30 latach kontynuacją, „Pejzażem sentymentalnym”. Objętość skromna - obie po 144 strony – więc starczyły akurat na jeden wolny dzień.
Wróciłam w lata sześćdziesiąte, gdzie rozegrała się historia, jakich niemało słyszałam w prawdziwym życiu, wyjąwszy częściowo mi obce realia (nigdy nie miałam okazji spędzić miesiąca w pensjonacie czy na kwaterze we wczasowisku; kiedy rodzice mieli urlop, jechało się na wieś pomagać dziadkom w polu, a kiedy nie mieli – na obóz harcerski lub kolonie, za każdym razem gdzie indziej i w innym towarzystwie, nie znałam więc zupełnie takiego klimatu miejsca, gdzie co roku spotyka się tych samych ludzi i uprawia te same rozrywki). Oto kolejny rok, w którym do Osady zjeżdżają wczasowicze, wynajmujący pokoje u dobrze już znanych gospodarzy. Jest wśród nich siedemnastoletnia Mada z czternastoletnią siostrą Alusią i matką, która po rozwodzie sama wychowuje córki. Są i inni, „ci z Białegostoku (…) z dwiema dziewczynkami (…), i ci, co przy gospodzie wynajmują (…), i te panienki, co to panna Mada z nimi zawsze…”[6]. W wakacyjnej paczce Mady jest i Tomek, z którym rok wcześniej połączyło ją uczucie równie gorące, jak krótkie – tak, jak to bywa w tym wieku i w tych okolicznościach – i znani z innej powieści Miśka z Piotrem. Towarzystwo swojskie i bez niespodzianek, ale tylko do chwili, gdy parę dni później pojawiają się nowi goście: szykowna kobieta z przystojnym i tajemniczym synem, który od pierwszego wejrzenia budzi zainteresowanie Mady. Czysty przypadek sprawia, że się poznają osobiście, a wtedy… można się spodziewać, co będzie: trochę podchodów, trochę udawania, że on/ona obchodzi to drugie mniej, niż tamtemu się zdaje, a między tym wszystkim ta magnetyczna siła, która tak mocno potrafi do siebie przyciągać dwoje młodych ludzi… Jest jednak w tej beczce miodu łyżka dziegciu, od początku psująca smak sielanki: Marcin nie zdał matury, czy też może nie został do niej dopuszczony. Niby to nic takiego strasznego, ale ani on, ani jego matka wyraźnie nie chcą tego tematu poruszać w rozmowach, za to sprawiają wrażenie, że nie tylko naukowe potknięcie się za tym kryje. I im bardziej widać, że młodzi są sobą zajęci, tym bardziej atmosfera robi się nerwowa; zwłaszcza matka Marcina zdaje się mieć coś przeciwko temu, by jej syn nawiązywał z dziewczyną zbyt bliską relację. Zanim cała sprawa się wyjaśni, sporo czasu jeszcze upłynie, a przy tym nie obejdzie się bez ingerencji osób trzecich…
Wydarzenia „Zapałki na zakręcie” poznajemy na przemian z ust Mady i Marcina, relacjonujących je z jakiejś – raczej niezbyt odległej – perspektywy czasowej. Jest to dobry zabieg, zwłaszcza w momentach, gdy widzimy, jak każde z nich opowiada o tej czy owej, kluczowej dla dalszego rozwoju wydarzeń, scenie. Łatwiej czytelnikowi w ten sposób dostrzec różnice charakterów i doświadczeń życiowych tej pary, łatwiej wyrobić sobie osąd postaw i zachowań ich i innych postaci, co zdaje się istotne zwłaszcza dla grupy docelowej, czyli starszych nastolatków, którzy w oparciu o perypetie bohaterów mogą sobie przemyśleć odpowiedzi na parę ważnych pytań (czy jeden zły lub głupi postępek musi raz na zawsze popsuć człowiekowi opinię? Czy zawsze warto mówić o sobie samą prawdę, czy lepiej to lub owo przemilczeć? A jeśli się przemilczy i prawda wyjdzie na jaw, czy można liczyć na odzyskanie zaufania innej osoby/osób?). Być może – bo ja osobiście nie pamiętam – nie zwraca się w tym wieku zbytniej uwagi na kwestie jakości technicznej opowieści, odbierając ją jedynie emocjonalnie. A później często ta jakość staje się czynnikiem decydującym o ocenie. Tak, jak w moim przypadku: cóż z tego, że historia mnie zainteresowała i wzruszyła, skoro cały czas przeszkadzało mi poczucie sztuczności narracji. Dialogi żywe, naturalne, a to, co między nimi, sprawia wrażenie, jakby pod Madę i Marcina podszyła się osoba znacznie starsza, w dodatku bardzo się pilnująca, żeby przypadkiem nie użyć języka zbyt potocznego – tak bardzo, że zapomniała o indywidualizacji ich wypowiedzi (jeśli weźmiemy na chybił trafił po jednym zdaniu, w którym nie użyto czasownika zdradzającego płeć narratora, w żaden sposób nie zgadniemy, które z nich dwojga to powiedziało: „Ta płycizna, która niegdyś wydawała mi się najłatwiejszą drogą przebrnięcia jakoś przez życie, przestała mnie nęcić”[57]; „Powstrzymało mnie spojrzenie, pozbawione zwykłej ironii, nieoczekiwanie poważne”[49]). Dodatkowo zezłościł mnie fakt, że nowy wydawca, wznawiając powieść w roku 1999, zaanonsował wprawdzie na okładce, że jest to kolejne wydanie, ale w stopce redakcyjnej próżno szukać informacji, które mianowicie, oraz kiedy ukazało się pierwsze. Zaś nadgorliwy redaktor czy korektor pozmieniał w tekście zupełnie naturalne w latach 60. „milicję” i „milicjantów” na ich późniejsze odpowiedniki, aczkolwiek nieuważnie, bo jednak jeden „patrol milicji”[82] zostawił.
W „Pejzażu sentymentalnym”
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Wysłuchując opowieści obojga bohaterów – wciąż jeszcze nie dość zróżnicowanych, ale przynajmniej już dopasowanych stylem do ich wieku – składamy po kawałku tę historię, która zaczęła się w „Zapałce na zakręcie” i skończyła jakiś czas potem… a właściwie nie skończyła, bo przecież przez te wszystkie lata,
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu wciąż gdzieś w nich tkwiła. I chwała autorce, że nie postawiła kropki nad „i”, pozwalając nam samym wywnioskować (lub wymyślić) dalszy ciąg. A tego, że już wcześniej – może i banalnie, lecz jak ciepło i przyjemnie! –
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu nie można jej mieć za złe; wszak w życiu też tak się zdarza, że ludzie po początkowych smutkach i perturbacjach trafiają na szczęście, które ich długo potem nie opuszcza… Dodatkowy plus za barwną, może odrobinkę przerysowaną, ale w tę sympatyczną stronę, postać Achmeda, który – sam samotny – zabiega o to, by bliscy mu ludzie nigdy nie czuli się sami. Nie wiem, czy ta powieść, pisana z perspektywy doświadczonych życiem ludzi dorosłych, zdoła dotrzeć z równą siłą do czytelnika w wieku licealnym, dla którego jest przeznaczona pierwsza część cyklu; może powinno się obie czytać w takim odstępie czasowym, jaki mniej więcej dzieli akcję obu powieści, to jest około 25 lat?
W każdym razie nie żałuję czasu poświęconego ani na przeczytanie „Pejzażu sentymentalnego”, ani – mimo zauważalnych niedostatków tej powieści – na powtórkę „Zapałki na zakręcie”.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.