Dodany: 08.05.2021 18:20|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

To nie przez klimat


O czym jest "Nie zdążę"? Trochę o mnie. Od prawie 30 lat mieszkam w miejscu, z którego w rozsądnych ramach czasowych da się dojść pieszo jedynie do kościoła, małego spożywczaka (gdzie asortyment jest nader skromny, za to ceny cokolwiek wyższe, niż w najbliższej Biedronce, do której jednak trzeba już dojechać) i na trasę biegową. Zerwie się sznurowadło, rozboli ząb, skończą się worki na śmieci, zleceniodawca przyśle umowę, którą trzeba odesłać – nie ma innej możliwości, jak tylko wsiadać (w co, o tym za chwilę) i jechać albo do siedziby gminy, albo w przeciwną stronę do najbliższego miasteczka, pokonując odległość trochę ponad dziesięciu kilometrów. Z 20 gospodarstw domowych, zajmujących dwa budynki wielorodzinne, auto ma mniej więcej trzy czwarte. Przy czym w większości z nich kierowcą jest tylko jedna osoba. Jeśli jej akurat nie ma w domu, pozostali zdani są na komunikację publiczną, czyli jedną z dwóch linii autobusowych lokalnego przewoźnika. Kiedy tę trasę obsługiwał jeszcze PKS, linii było cztery i w godzinach szczytu zdarzało się, że autobusy odchodziły z przystanku co 15-20 minut. Teraz co godzinę-dwie, nie tak źle, jeśli ma się sprawę do załatwienia w gminie, ale jeśli spóźni się bus czy pociąg, którym wraca się wieczorem z siedziby województwa, może się okazać, że już nie będzie czym dotrzeć do domu. A przecież nie mieszkam w miejscowości najbardziej poszkodowanej komunikacyjnie – są i takie, do których dosłownie żaden środek transportu publicznego nie dociera. Albo dociera w sposób nieprzewidywalny: niby kursuje trzech drobnych przewoźników, ale raz przyjadą trzy busy po kolei, a raz żaden…

O tym właśnie, czyli o wykluczeniu komunikacyjnym, pisze w swojej reporterskiej książce Olga Gitkiewicz. O uczniach, którzy nie biorą udziału w zajęciach pozalekcyjnych ani w życiu towarzyskim klasy, bo nie mogą przepuścić ostatniego busa. O starszych osobach, które w celu dotarcia w terminie na wizytę u lekarza muszą prosić o przysługę zmotoryzowanych krewnych czy sąsiadów. O dojeżdżających do pracy, którzy wychodzą z domu i wsiadają do pociągu punktualnie, ale i tak się stale spóźniają. Także o problemach powstających, gdy władze miast próbują ułatwić życie pieszym i/lub użytkownikom transportu publicznego, co niekoniecznie podoba się kierowcom. O przyczynach kryzysów, jakie niemal w tym samym czasie – na przełomie XX i XXI wieku – spadły na wszystkie gałęzie tegoż transportu (ze szczególnym odniesieniem do kolei), z przyrównaniem tej sytuacji do podobnej, która miała miejsce w Stanach Zjednoczonych kilkadziesiąt lat wcześniej. O pasjonatach, którzy polskie kolejnictwo próbowali/próbują ratować. I o powodach, z jakich to się nie udaje.

Ten zakres i układ treści wywołuje odczucie, jakby autorka, zamyśliwszy sobie na początku pisać o czym innym, na zasadzie strumienia świadomości przechodziła od tematu do tematu, aż w końcu na dłużej utkwiła przy ostatnim, tym kolejowym, który pobudził jej wyobraźnię na tyle, że zamiast kontynuować reportaż, postanowiła podsumować go utworem satyrycznym stylizowanym na SF. Moim zdaniem takie rozwiązanie trochę osłabia wymowę tego, co zostało powiedziane na poważnie. A to, co zostało powiedziane na poważnie, momentami gubi się w natłoku szczegółów prawno-administracyjnych. Jednak zalet jest więcej, niż mankamentów: świetny słuch językowy autorki, dzięki któremu wypowiedzi jej rozmówców brzmią naturalnie i autentycznie, wyrazisty styl, umiejętność obrazowego nakreślenia przedstawianego problemu. Na mnie największe wrażenie zrobiły dwa fragmenty: historia unikalnego przedsięwzięcia, podjętego przez toruńskie władze dla zapobiegania potrącaniu pieszych na pasach w szczególnie newralgicznych miejscach (mówiąc w skrócie, opaski odblaskowe, które piesi mieli brać ze stojaka przechodząc przez ulicę, a po drugiej stronie odwieszać na takiż stojak, w ciągu kilku dni zostały rozkradzione), i zestawienie podejścia do problemu komunikacji masowej hipotetycznego polskiego parlamentarzysty oraz jego czeskiego odpowiednika (polskiego, od młodości nauczonego, że auto mieć trzeba, nie będą interesowały kwestie inne niż budowa nowych dróg i parkingów; czeski, któremu punktualnie i sensownie kursujące pociągi i tramwaje od dziecka ułatwiają życie, zadba o to, by i następnym pokoleniom nie było gorzej). A więc nie: „sorry, taki mamy klimat”… tylko: sorry, to my sami tacy jesteśmy, i dlatego wszystko tak tu wygląda, jak wygląda…



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 479
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: sapere 01.07.2022 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: O czym jest "Nie zdążę"? ... | dot59Opiekun BiblioNETki
O to właśnie! Ta książka z rozdziału na rozdział coraz bardziej się rozmywa, robi się coraz nudniejsza. W reportażu powinny się znaleźć historie ludzi, a nie streszczenie tego, czego autor się dowiedział tu i tam.
Doceniam przygotowanie pisarki, doceniam jej pracę badawczą, doceniam sposób zarysowania problemu w początkowych rozdziałach, a nawet przytoczenie teorii, która brzmi jak spiskowa.
Ale życia w tym reportażu nie ma. Szkoda, bo to książka również o mojej młodości...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: