Dodany: 16.04.2021 18:40|Autor: misiak297

Recenzja nagrodzona!

Książka: Podziemie: Największy zamach w Tokio
Murakami Haruki

2 osoby polecają ten tekst.

Uwaga, sarin w podziemiach!


„Wszyscy nawdychaliśmy się sarinu. Nie chcę o tym milczeć. Milczenie to jeden z niedobrych japońskich zwyczajów. Wiem, że teraz już wszyscy stopniowo zapominają o tamtym zdarzeniu, ale za nic na świecie nie chcę im na to pozwolić”[1].

Bywa, że książki przychodzą do nas różnymi ścieżkami. W moim wyborze lektur zaskoczenie rzadko gra główną rolę – a tak stało się w przypadku reportażu „Podziemie: Największy zamach w Tokio”. Sporadycznie czytuję literaturę faktu (co, rzecz jasna, nie znaczy, że jej nie doceniam), nigdy nie słyszałem o zamachu w tokijskim metrze. Owszem, sama książka, sądząc po opisie z okładki, wydała mi się interesująca, ale na decyzji podjęcia lektury zaważył właśnie ten niecodzienny dla mnie czynnik – zaskoczenie. Haruki Murakami – piszący nierzadko groteskowe, zaprawione realizmem magicznym historie – reportażystą? Musiałem to sprawdzić!

„Nie mogąc znieść narastającego napięcia, Hirose wysiadł z pociągu (…) i stanął na peronie. Przytłoczony okropnością otrzymanego rozkazu, bardzo pragnął wyjść ze stacji, nie wykonawszy go. Przyznał, że »zazdrościł ludziom, którzy mogli sobie stamtąd zwyczajnie pójść«. Z perspektywy czasu widzi, że była to przełomowa chwila, kiedy jeszcze wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej. Gdyby po prostu wyszedł na ulicę, nie zburzyłby życia setkom osób…”[2].

20 marca 1995 roku w Tokio miał miejsce nieoczekiwany atak terrorystyczny. Podczas porannego szczytu komunikacyjnego nieznani sprawcy (jak się później miało okazać, członkowie radykalnej sekty Ōmu), wmieszani w tłum pasażerów, wnieśli na pokład pięciu pociągów paczki z sarinem – trującym gazem. Przedziurawili śmiertelne pakunki przed opuszczeniem metra. Początkowo mało kto z pasażerów zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Nawet gdy pojawiły się pierwsze objawy zatrucia, ludzie je bagatelizowali, szukali przyczyn we własnych problemach zdrowotnych. Nawet, czując narastający dyskomfort, niektórzy nie zamierzali opuścić metra. Przecież jechali do pracy! Gdy stało się jasne, że dzieje się coś niedobrego (coraz więcej ludzi wiło się w konwulsjach), wybuchła panika. Służby nie były wystarczająco dobrze przygotowane („ogólna sieć zarządzania katastrofami okazała się bezużyteczna”[3]), lekarze nie od razu umieli pomóc chorym napływającym tłumnie do szpitali (nie wiedziano, jak leczyć zatrucie sarinem, jakie środki ochronne należy przedsięwziąć – stąd wśród wtórnych ofiar zamachu znaleźli się także pracownicy służby zdrowia). Pomimo tego, co się wydarzyło, wcale niemała grupa osób udała się do swoich miejsc pracy, bagatelizując przykre dolegliwości…

„Wiedziałam, że zdarzył się jakiś wypadek, ale szczerze mówiąc, nie przyszło mi na myśl, że to coś poważnego. No bo co mogło się stać? Japonia jest przecież wyjątkowo bezpiecznym krajem, prawda? Żadnej broni palnej, żadnych terrorystów, prawie nic z tych rzeczy. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że znajdę się w niebezpieczeństwie ani że będę musiała przed nim uciekać”[4].

Sprawców złapano i osądzono, 13 z nich skazano na karę śmierci. A oto bilans zamachu: 12 ofiar śmiertelnych, ponad 5000 (!) poszkodowanych, w tym wielu właściwie nieodwracalnie chorych. Status wydarzenia, które zmieniło Japonię. Jak zauważył jeden z rozmówców Murakamiego:

„Od końca wojny japońska gospodarka tak gwałtownie się rozwija, że straciliśmy wszelką wrażliwość na krytyczne sytuacje i liczą się dla nas tylko i wyłącznie sprawy materialne. Stopniowo zanikło poczucie, że źle jest kogoś krzywdzić. Wiem, że nie mówię nic odkrywczego, ale tamten wypadek dotkliwie mi tę prawdę uświadomił”[5].

Co zdumiewające, przyszłość miała pokazać, że wiele z osób, które przeżyły zamach, a często nadal cierpiało (psychicznie i fizycznie) z powodu jego skutków, doczekało się społecznego wykluczenia, nawet pewnej pogardy (jeden bohater reportażu – po zamachu cierpiący na nieustanne bóle – powie: „Wątpię, czy ktokolwiek potrafi to zrozumieć. Czuję się bardzo samotny. Gdybym stracił rękę albo został warzywem, ludzie pewnie bardziej by mi współczuli. A gdybym umarł zaraz po zamachu, byłoby dużo łatwiej”[6]). To właśnie ten ostracyzm dla Murakamiego stanowił punkt wyjścia do napisania książki „Podziemie” (dla porządku należy dodać – polskie wydanie zawiera właściwie dwie książki Murakamiego – obok „Podziemia” to „Miejsce obiecane”, reportaż pisany w nieco innej formie i okolicznościach). Niedługo po zamachu dotarł on do ludzi, którzy znaleźli się w złym miejscu i w złym czasie. Nie bez trudności namówił ich do opowiedzenia własnych historii. Sam usuwa się trochę w cień – nakreśla sylwetkę rozmówcy, po czym oddaje mu głos. „Podziemie” to właściwie kilkadziesiąt bardzo podobnych historii – ale składających się na obraz wielkiej tragedii, przerażenia, często niezrozumienia. Bo jak można było dopuścić do czegoś takiego? Dlaczego służby odpowiedzialne za opanowanie paniki, nie stanęły na wysokości zadania? I wreszcie – dlaczego rozprawianie się ze sprawcami zamachu trwa tak długo? Tu trzeba nadmienić, że nie wszyscy z rozmówców japońskiego pisarza odczuwają potrzebę zemsty na sekcie Ōmu. Murakami rozmawia także z krewnymi ofiar, lekarzami, przedstawia sylwetki sprawców, a na koniec tej części przedstawia własne refleksje. Próbuje dociec, co właściwie stało za zamachem i czy wszystko jest tak czarno-białe, jak mogłoby się wydawać. W kolejnej części autor „Przygody z owcą” przeprowadza wywiady z członkami sekty Ōmu. To przejmujące historie – pokazują, jak łatwo można dać się omotać i zostać więźniem sekty. Nawet jeśli widzi się, że szumne deklaracje nijak się mają do rzeczywistości, a guru nie jest rodzajem boga – trudno odciąć się od pewnego stylu życia, środowiska, w którym funkcjonowało się bardzo długo niejako poza obiegiem „właściwego” świata.

Jeśli czegoś mi w tej – skądinąd bardzo dobrej - książce zabrakło, to eseju uzupełniającego, głosu całkiem z zewnątrz. Głosu kogoś, kto przybliżyłby mi w przystępny sposób złożoności japońskiej kultury i wyjaśnił, dlaczego ofiary zamachu przyjęły określony zestaw zachowań i z czego wynikało ich późniejsze społeczne napiętnowanie. Myślę, że tego rodzaju komentarz pomógłby czytelnikowi lepiej zrozumieć tę historię, przeniknąć oczywiste bariery kulturowe.

Chciałem sprawdzić Murakamiego jako reportażystę, ale porwały mnie przede wszystkim te przejmujące opowieści. A Murakami-reportażysta jest empatyczny, wnikliwy, uważny. Naprawdę zaangażowany. Nigdy nie wysuwa się na pierwszy plan. Pozostawia go swoim rozmówcom – przeciętnym ludziom, którzy znaleźli się w sytuacji kryzysowej, nieznanej, wymagającej siły, odwagi, a nierzadko i heroizmu. Jak to celnie spuentował jeden z mężczyzn obecnych tamtego feralnego dnia w metrze:

„Miałem nudne, całkiem zwyczajne życie… a tu nagle takie zdarzenie”[7].

[1] Haruki Murakami, „Podziemie: Największy zamach w Tokio”, tłum. z angielskiego Michał Kłobukowski, Wydawnictwo Czarne, 2021, s. 224.
[2] Tamże, s. 82-83.
[3] Tamże, s. 297
[4] Tamże, s. 185.
[5] Tamże, s. 89.
[6] Tamże, s. 101.
[7] Tamże, s. 105.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1498
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: