Dodany: 08.04.2021 19:10|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Nie wszystko warto zrobić dla miłości


Mając zapotrzebowanie na jakąś lżejszą beletrystykę, do poduszki wzięłam sobie pozyskaną z bibliotecznych remanentów „Grubaskę” Stanislava Rudolfa, czeskiego rówieśnika Siesickiej, Zającówny, Snopkiewicz etc. Nie mogłam jej przeczytać, będąc w wieku stosownym do takiej lektury, bo napisana została w roku, w którym zdawałam maturę, u nas wyszła z pięcioletnim poślizgiem, a wtedy już po młodzieżowe książki nie sięgałam. Po wielu latach postanowiłam zaległość nadrobić, z tym większą chęcią, że przekładał tę powieść Antoni Kroh, a wydały Iskry, co gwarantowało przyzwoitą jakość techniczną; co prawda trochę ostudził mój entuzjazm fakt, że z bliżej nieznanych powodów polskim czytelnikom udostępniono tylko drugą część dwutomowego cyklu, ale założyłam, że da się ją czytać, zasięgnąwszy na czeskich serwisach książkowych garstki informacji o tym, co działo się w części pierwszej.

Główna bohaterka i narratorka zarazem, Jitka Pażoutówna, wcześniej pełna kompleksów z powodu potężnej nadwagi, dzięki uprawianiu sportu i nauce tańca zrzuciła trochę kilogramów, nabrała lekkości ruchów, pewności siebie i poznała Honzę, z którym chodzi już od pewnego czasu. Teraz uczęszcza do liceum pielęgniarskiego, ucząc się zawodu, w którym trzeba mieć „serce lwa i rękę kobiety”[1], wybranego może niekoniecznie z powołania – raczej z chęci towarzyszenia najlepszej przyjaciółce i z faktu, że w krzątaninie koło chorych odnajduje coś przypominającego „atmosferę zawodów sportowych”[2] – niemniej jednak traktowanego poważnie i z nadzieją. I właśnie wokół tej nauki zawodu obraca się spora część fabuły; dziewczęta to uczą się (na sobie nawzajem) wkłuwać do żyły, to asystują przy wizycie lekarskiej, to znów zajmują się toaletą i karmieniem chorych, doświadczając przy okazji rozmaitych blasków i cieni pielęgniarskiej pracy, a w przerwach wkuwają łacinę i wszystkie inne przedmioty teoretyczne. Po szkole Jitka trenuje pchnięcie kulą i spaceruje z Honzą, Andula wzdycha do (żonatego) dawnego wuefisty, Milena ogląda wyścigi formuły I i zaczytuje się w czasopismach motoryzacyjnych, a wszystkie razem w licznym gronie znajomych spotykają się na lekcjach tańca.

Ot, zwykłe życie nastolatek. I jak to w życiu, czasem dzień po dniu upływa przewidywalnie i banalnie, a czasem przewinie się jakaś poważniejsza historia. Na przykład wątek Lenki, której rodzice, podrzuciwszy ją babce na wychowanie, jakoś zapomnieli o tym, że ubranie i wykarmienie prawie dorosłej dziewczyny kosztuje nieco więcej, niż przedszkolaka, i która wobec tego, nie mając za co sprawić sobie sukienek na lekcje tańca, postanawia rzucić szkołę i iść do pracy fizycznej. Albo epizod, gdy Stania, jedynego w klasie ucznia płci męskiej, zostawia dziewczyna, nie potrafiąca zaakceptować tego, że jej wybrany będzie "pielęgniarkiem". Albo spór Brzetii, dorosłego brata Jitki, z rodzicami, w którym świeżo upieczony inżynier potępia matkę, że zrobiła aferę z wynoszenia metalowych detali przez jednego pracownika – bo „dlaczegóż miałby ich nie wziąć, skoro nie może ich dostać w sklepie”[3] (jakiż to spektakularny dla tamtego ustroju sposób myślenia!) – ojciec zaś próbuje mu dowieść, że przymykaniem oczu na niechlujstwo i nieuczciwość innych daleko się nie zajedzie. Kwestia uczciwości nie ominie także Jitki: ukochany Honza poprosi ją o drobną przysługę… a właściwie nie tak drobną, bo przecież „przyniesienie” czegoś ze szpitala, nazwijmy to po imieniu, jest zwykłą kradzieżą! „Musisz przynieść… jeżeli mnie kochasz!”[4], powie, „ja nie chcę przegrywać i nie mam zamiaru się tego uczyć”[5]. Te dni, które upłyną między jego prośbą (czy raczej szantażem...) a ostatecznym załatwieniem sprawy, będą dla dziewczyny bardzo trudne. I kto wie, jak by się skończyły, gdyby nie jedna z nauczycielek, cechująca się podobnym podejściem do młodzieży, jak wychowawczyni klasy opisanej w „Długiej lekcji” Ostrowskiej. Dzięki niej Jitka zrozumie, co zrobiła źle i wpadnie na pomysł, jak problem rozwiązać. Wszystkiego już nie naprawi, ale może los szykuje dla niej coś na pocieszenie?

Choć bardziej może przyziemna, mniej emocjonalna od wspomnianej „Długiej lekcji” czy paru innych młodzieżowych powieści, które na długo zostały mi w głowie, „Grubaska” też jest warta uwagi. Zgodnie z moimi oczekiwaniami nie ma się do czego przyczepić od strony technicznej, a to, co było w gestii autora – czyli kreacja postaci, nakreślenie tła i sposób poprowadzenia wydarzeń - również nie budzi moich zastrzeżeń. Przyznam, że jestem pełna podziwu dla autora-mężczyzny, który tak wiarygodnie potrafił się wczuć w sposób myślenia siedemnastolatki; nawet osobom tej samej płci nie zawsze się to idealnie udaje, zwłaszcza, gdy są od swoich bohaterów starsze o całe pokolenie. Czy dzisiejsi rówieśnicy Jitki i jej koleżanek byliby w stanie wciągnąć się w tę historię sprzed prawie pół wieku, trudno powiedzieć – ale czemu mieliby nie spróbować? Zmieniło się co prawda tło polityczne, zmieniły się realia życia codziennego, lecz natura ludzka pozostała przecież ta sama…

[1] Stanislav Rudolf, „Grubaska, czyli Kości zostały rzucone”, przeł. Antoni Kroh, wyd. Iskry, 1982, s. 16.
[2] Tamże, s. 55.
[3] Tamże, s. 79.
[4] Tamże, s. 103.
[5] Tamże, s. 207.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 401
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: