Nie tylko kluski śląskie i modra kapusta
Kto mnie zna, wie, że - delikatnie mówiąc - gotowanie nie jest moją pasją. Kiedy już muszę gotować, lubię, gdy danie ma jak najmniej składników, przy jego wykonywaniu trzeba zrobić jak najmniej ruchów i czas pracy powinien być jak najkrótszy. A przy tym kocham, wstyd się przyznać, jeść tłuste potrawy. Na wszystkie moje potrzeby odpowiada kuchnia śląska. Przynajmniej ta codzienna. „Prosto i skromnie, solidnie i tłusto. Kuchnia śląska nie lubi nadmiaru finezji, nie przepada też za nadmiarem składników. Jest za to pożywna, sycąca, od wieków musiała bowiem odpowiadać na potrzeby ciężko pracujących ludzi. To co obfite i tłuste, uchodziło za zdrowe, dające siły do pracy. Na co dzień jadano głównie ziemniaki i kapustę w niezliczonych potrawach z dodatkiem boczku, kiełbasy, fasoli, smażonej cebuli i śmietany. Jadano też dużo chleba, którym zagęszczano zupy, sosy i potrawki. (…) niedzielne obiady były bardziej urozmaicone niż codzienne -zwykle dwudaniowe, złożone z zupy, dania mięsnego i deseru”[1].
Ja pozostanę przy daniach powszednich. Mogę je ugotować, korzystając z przejrzystych przepisów zawartych w książce kucharskiej „Kuchnia śląska”. Super wyglądają chociażby gałuszki (4 składniki, w tym sól, i około 15 min. przygotowania), kluski śląskie (3 składniki, też wliczając sól, lub 4, gdy dodamy boczek na skwarki, i także niedługi czas ich robienia). Gdybym chciała jakichś innowacji, to mogę do masy dodać np. ugotowaną dynię.
Jest też wiele przepisów dla nie najlepszej pani domu, zapobiegających marnowaniu żywności – knedle z czerstwych kajzerek czy zupa wodzionka z zeschłego wiejskiego chleba… Skłamałabym jednak, gdybym napisała, że wszystkie potrawy zawarte w tym poradniku kucharskim są tak proste. Dania mięsne, jak roladki wołowe czy karminadle ze śledziem (kotlety mielone z tą rybą…), wymagają więcej nakładu pracy i umiejętności. Podobnie z deserami - strudlem jabłkowym czy kołoczem z jabłkami. To cuda raczej nie na moje umiejętności. Zawsze jednak mogę przyrządzić dla gości landrynkowy likier opisany na str. 124. Trzeba 35 dag kolorowych landrynek o dowolnym smaku zalać 75 ml wódki i odstawić na 2 tygodnie, a potem tylko przelać płyn przez szmatkę…
Ogólnie książkę bardzo polecam nie tylko jako źródło przepisów, ale jako pozycję cieszącą oko. Pięknie wydana, w twardej oprawie, ze zdjęciami potraw, ale też śląskich zabytków. W ogóle mam wrażenie, że to pozycja szczególnie przeznaczona dla popularyzacji regionu. Zawiera wstęp z krótkim opisem historii Śląska i przedstawieniem jego najciekawszych miejscowości. Na każdej stronie z tekstem jest też bordiura z pięknym ludowym wzorem.
[1] Dorota Próchniewicz, Małgorzata Drewnowska, "Polska kuchnia regionalna: Kuchnia śląska", wyd. Wydawnictwo Olesiejuk, 2015, str. 20-21.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.