Dodany: 06.02.2021 02:04|Autor: yyc_wanda

Czytatnik: Przeczytane... oglądane...

2 osoby polecają ten tekst.

Prywatne oblicze Margaret Mitchell


Margaret Mitchell’s Gone With the Wind Letters, 1936-1949 – Margaret Mitchell, Richard Harwell; ocena: 4,5

Margaret Mitchell, jak sama siebia okraślała, była osobą gadatliwą. Jej wyjątkowy dar zabawnego opowiadania anegdotek i historyjek sprawiał, że była duszą towarzystwa i faworytką przyjacielskich zgromadzeń. Zawsze wydawało mi się, że isnieje zdecydowany podział na osoby, które lepiej posługują się słowem pisanym i na te, które natura obdarzyła talentem gawędziarskim; że jedno z drugim się nie miesza. I chyba nie tylko ja tak myślałam. Jedna z przyjaciółek Margaret, powiedziała jej wprost, że ona nigdy pisarką nie będzie, bo do tego trzeba mieć naturę kontemplacyjną, a nie trzpiotkowatą, nacechowaną beztroską paplaniną. Te sława tak głęboko ubodły Margaret, że jeszcze tego samego dnia pozbierała niekompletny maszynopis swej powieści i dostarczyła go przedstawicielowi wydawnictwa MacMillan Publishers, który objeżdżał Stany Południowe w poszukiwaniu literackich talentów.

Ciąg dalszy tego wydarzenia zna każdy z nas. Powieść, której brudnopis przez lata leżał niedokończony, upchany po kątach mieszkania państwa Margaret i Johna Marshów, zrobiła zawrotną karierą, której się nikt nie spodziewał, a najmniej sama autorka. Pierwsze listy, pisane zaraz po wydaniu książki w 1936 roku, Margaret Mitchell kieruje głównie to krytyków literackich, dziękując im za przychylne recenzje i komentując ich uwagi na temat powieści. Poznajemy historię powstania tego bestsellera. Były to lata 1926-1929, kiedy Margaret była unieruchomiona z powodu komplikacji po złamaniu nogi, pruszała się tylko po mieszkaniu i to z pomocą kul i próbowała odgonić od siebie myśl, że taka będzie jej inwalidzka przyszłość już do końca życia. Jedyną jej rozrywką w tym okresie były książki, które jej mąż donosił naręczami z biblioteki. Aż któregoś dnia, zamiast książek, przyniósł jej paczkę papieru do pisania na maszynie i oświadczył, że skoro już wszystko wyczytała z biblioteki, przyszedł czas żeby sama napisała powieść.

I tak się też stało. To miało być pisanie dla zabicia czasu, dla odegnania czarnych myśli związanych z jej zdrowiem. Temat nasunął się sam – wojna secesyjna i okres rekonstrukcji – czasy, które znała z lektur i rodzinnych opowieści może nawet i lepiej niż te, w których żyła. A na tym tle dwie główne bohaterki – Scarlett i Atlanta – obie będące mieszaniną starego i nowego Południa. Obie silne, odporne na ciosy i wytrzymałe; zdolne podźwignąć się po każdej porażce. Chociaż wielu czytelników było bardzo krytycznych wobec Scarlett i jej niewątpliwych wad, Mitchell otrzymywała również listy od tych, którym ta bohaterka dodawała w życiu odwagi, kazała im się mobilizować, brać w garść i działać. Bo skoro mogła Scarlett w tak niekorzystnych warunkach, to tym bardziej mogą oni, których życie aż tak nie doświadczyło. Cieszyło to Mitchell, bo w jej oczach negatywne cechy Scarlett zbalansowane były przez pozytywne – była odważna, czuła się odpowiedzialna za swoją rodzinę i osoby powierzone jej opiece, podziwiała i potrafiła docenić zalety swojej matki, choć nigdy nie udało jej się wcielić ich w życie. Zawsze brała los w swoje ręce, nie czekając na wybawiciela. Była po prostu normalną dziewczyną, której przyszło żyć w ekstremalnych warunkach.

Niespodziewana eksplozja sławy i zainteresowanie powieścią diametralnie zmieniły spokojne życie rodziny Marshów. Wywiady, listy, telefony, dziennikarze, a nawet obce osoby nachodzące Mitchell w domu i na ulicy z prośbą o autograf. Niekończące się propozycje udziału w imprezach okolicznościowych z koniecznością wygłoszenia „choćby kilku słów”. I choć Margaret Mitchell była czarującym gawędziarzem w towarzystwie przyjaciół i znajomych, oficjalne przemówienia nie były jej silną stroną. Wręcz przeciwnie. Kilka nieudanych występień, panika i uczucie palącego wstydu jakie po nich zostały, kazały jej się trzymać z dala od takich okazji – co w jej sytuacji nie było łatwe. Wśród jej listów znajduje się wiele takich, w których tłumaczy, przeprasza, ale odrzuca wszelkie oficjalne zaproszenia.

Ze sławą przychodzą i inne niechciane atrakcje. Fala oszustek podajacych się za Margaret Mitchell, oferujących autografy za wyśrubowaną cenę, wywołujących skandale lub żerujących na ludzkiej naiwności. Niestworzone plotki, nie mające pokrycia w rzeczywistości, ale zawsze wzbudzające sensację. A do tego oskarżenie o plagiat. W przypadku Mitchell była to historia całkowicie absurdalna, gdy autorka książki historycznej na temat Ku Klux Klan, oskarżyła ją o plagiat, ponieważ w „Przeminęło z wiatrem” występowały te same, znane z historii osoby, czy nazwy specyficzne dla okresu Rekonstrukcji, co w jej opracowaniu. Margaret Mitchell spędziła tygodnie przygotowując listę opracowań historycznych, z których korzystała, a które starsze były niż nieznana jej i opublikowana w bardzo ograniczonym nakładzie książka oskarżającej ją autorki. Do rozprawy nigdy nie doszło, bo gdy sędzia otrzymał do porównania obie książki, od razu oskarżenie odrzucił. Uzasadnienie decyzji było krótkie i jednoznaczne: nie można mieć wyłączności na opisywanie postaci historycznych.

Listy Margaret Mitchell są fascynującą lekturą i pozwalają nam poznać prywatne oblicze autorki „run-away bestsellera". Była czarująca, dowcipna, potrafiła koloryzować opowiadane historie, uwypuklając komizm sytuycji, jak najlepszy aktor-komediant. Jeśli, tak jak podkreślała wielokrotnie w swich listach, lepiej jej wychodziło opowiadanie niż pisanie, musiała być czarującym gawędziarzem. Jej wiedza historyczna, na temat opisywanego w powieści okresu, była imponująca - do tego stopnia, że dostała propozycję od governora stanu Georgia, by opracowała podręcznik historii Georgii dla szkół średnich. Propozycję grzecznie lecz stanowczo odrzuciła, twierdząc, że jest pisarką powieści, a nie historykiem.

Wielka szkoda, że Margaret Mitchell poprzestała na napisaniu jednej powieści. Ale, jak twierdzi, chaos jaki zapanował w jej życiu po wydaniu „Przeminęło z wiatrem”, skutecznie wyleczył ją z dalszej twórczości. Całą jej energię pochłaniała korespondencja z czytelnikami, krytykami i osobami ze świata literatury oraz walka o przestrzeganie praw autorskich zarówno w kraju jak i za granicą. W okresie WWII pracowała jako wolontariuszka w Czerwonym Krzyżu. Zginęła tragicznie w wypadku mając zaledwie 48 lat.

Zobacz też: Projekt „Przeminęło z wiatrem”

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 426
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: