Dodany: 10.01.2021 19:37|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Dlaczego „Herkules Poirot nie żył na próżno”[1]?


Po grudniowym spotkaniu z bardzo niereprezentatywnym, a średnio udanym okazem twórczości Lady Agathy w postaci „Gwiazdy nad Betlejem” obiecałam sobie, że następny będzie prawdziwy kryminał z jednego z dwóch głównych cykli. Niewiele mi już zostało do wyboru, ale przypomniałam sobie, że w tej liczbie mieści się parę tytułów z czasów przedbiblionetkowych, z których na ogół pamiętam na tyle mało, by móc swobodnie czytać od początku. Pierwszy na liście był „Kot wśród gołębi”. Za sprawą obejrzanej w międzyczasie ekranizacji zostało mi w pamięci miejsce akcji i parę detali fabuły, ale na szczęście nie tych najistotniejszych, z przyjemnością zabrałam się więc do lektury.

Zamiast Herkulesa Poirota, czekającego w swoim gabinecie na kolejne zlecenie, na scenie pojawił się tłum kobiet – rzecz dzieje się bowiem w żeńskiej szkole z internatem, a zaczyna się w dniu rozpoczęcia letniego trymestru (tu przy okazji odkryłam drobny lapsus tłumaczki, wynikający najpewniej z tego, że kilkadziesiąt lat temu nie można było sprawdzić w internecie terminów nauki w brytyjskich szkołach, wobec czego, dostrzegłszy w tekście frazę „the weather has been terrible so far this spring” [2], odruchowo przerobiła wiosnę na lato: „pogoda tego lata była okropna”[3]. Tymczasem letni trymestr zaczyna się w kwietniu i trwa do lipca, nie ma więc wątpliwości, że mowa była rzeczywiście o wiośnie). Pojawia się parę nowych uczennic (w tym jedna bliskowschodnia księżniczka), dwie nowe nauczycielki i nowy ogrodnik (samo jego przybycie nie jest może niczym dziwnym, bo i dla dwóch jest tu dość roboty, ale w odróżnieniu od starego Briggsa, ten jest młody i przystojny). Po wymianie wakacyjnych wrażeń (spektakularnej zwłaszcza w pokoju nauczycielskim, gdzie „fotografie krążyły dookoła. Groźba wyświetlania kolorowych przeźroczy wisiała w powietrzu. Wszystkie entuzjastki chciały pokazać własne zdjęcia, ale nie miały ochoty oglądać cudzych”[4] – uwielbiam tę dyskretną ironię autorki!) wszystko wraca na utarte tory. Ale nie na długo, bo parę tygodni później jedna z nauczycielek zostaje znaleziona martwa w pawilonie sportowym. To już jest naprawdę istne trzęsienie ziemi! Jak mówi miejscowy inspektor policji w rozmowie z ogrodnikiem Adamem:
„– Widzi się takie rzeczy w telewizji… zawsze uważa się je za naciągane… Nie mogą się przecież zdarzyć. I nie zdarzają się normalnie.
– Tajni agenci, rabunek, przemoc, morderstwo, oszustwo — zgodził się Adam. – Wszystko to bzdury, a jednak ta strona życia istnieje.
– Ale nie w Meadowbank!”[5].
A jednak właśnie tutaj, w Meadowbank, nadal dzieje się coś bardzo, bardzo niepokojącego, wskutek czego odpada hipoteza, jakoby denatka padła ofiarą przypadkowego włamywacza. Jedną z uczennic zaczepia obca kobieta, przysłana jakoby przez jej ciotkę, by wręczyć jej nową rakietę tenisową, a zabrać starą. Po inną – wspomnianą księżniczkę – przyjeżdżają aż dwie limuzyny, wysłane przez wuja, który chce się z nią spotkać w Londynie, lecz dziewczyna nie dociera do celu. A zaraz potem popełnione zostaje następne morderstwo…

Ci czytelnicy, którzy do tego momentu dotarli, od dawna są już pewni, że to wszystko ma związek z epizodem, przedstawionym w pierwszym rozdziale w postaci retrospekcji. Oto w bliskowschodnim państewku, rządzonym przez młodego i światłego władcę, który po studiach w Anglii zapragnął ucywilizować swoich poddanych na sposób zachodni, doszło do rewolucji. Książę Ali i jego przyjaciel, pilot Bob Rawlinson, w ostatniej chwili uciekli przed tłumem, lecz czego nie dokonali buntownicy, załatwiły złe warunki pogodowe. Jednak we wraku samolotu nie znaleziono rodowych klejnotów Alego, które zwykle nosił przy sobie. Dlaczego pewni ludzie doszli do wniosku, że trzeba ich szukać w Anglii, i dlaczego akurat tutaj, wie każdy, kto uważnie śledził poczynania Boba przed odlotem… albo kto się domyślił, dlaczego napisanie trzech zdań zajęło mu dwadzieścia minut. Stąd obecność w szkole Adama, który, jak nam zawczasu zdradzono, wcale Adamem nie jest; notabene, króciutki dialog, towarzyszący tej informacji, jest jedną z najzabawniejszych scenek w powieści:
„– Jakie imię sobie wybierasz?
– Adam wydaje się w sam raz.
– A nazwisko?
– Może Eden?
– Nie bardzo podoba mi się kierunek twojego rozumowania”[6].

Ale kim są ci pewni ludzie i do czego jeszcze zdołają się posunąć w poszukiwaniu kosztowności? I gdzie w tym wszystkim miejsce dla Poirota, skoro go nie wezwano? Spokojnie… on zawsze zdąży wkroczyć do akcji, tym razem stosunkowo późno, ściągnięty do Meadowbanks przez osobę, po której nikt by się tego nie spodziewał, po to, by w krótkim czasie spośród zaufanego grona personelu wyłowić kogoś, po kim jeszcze bardziej nikt by się nie spodziewał, że jest kimś innym, niż się wydaje…

Intryga moim zdaniem nie należy do najmocniejszych punktów „Kota wśród gołębi”, jak zresztą wszystkich powieści Lady Agathy, w których akcję zaangażowany jest wywiad i w których wykorzystany jest motyw osoby w tak doskonałym kamuflażu, że ktoś widujący i słyszący ją na co dzień nie potrafi jej rozpoznać ani po rysach twarzy, ani po głosie (a przecież nie założyła hełmu Dartha Vadera z elektronicznym syntetyzatorem…).

Rekompensuje to jednak barwna galeria postaci, do których autorka tradycyjnie podchodzi z mniejszym lub większym przekąsem. Oto, jak wygląda starcie jednej z nauczycielek z prowadzącym śledztwo policjantem:
„Panna Rowan, jak przystało na osobę mającą doktorat z psychologii, chętnie wyrażała swoje poglądy. Było wysoce prawdopodobne, oświadczyła, że panna Springer popełniła samobójstwo. (…)
Inspektor Kesey stwierdził grzecznie, że panna Rowan ma zapewne rację, ale on nie może zaakceptować teorii samobójstwa, chyba, że wyjaśni mu ona, jak pannie Springer udało się strzelić do siebie z odległości co najmniej czterech stóp i spowodować zniknięcie pistoletu. Panna Rowan odparowała kwaśno, że policja jest znana ze swoich uprzedzeń do psychologii|”[7].

A tak podsumowuje wojenne losy matki pewna bystra uczennica:
„–Twoja matka pracowała w wywiadzie, prawda?
– O tak. Strasznie się jej to podobało. Mnie wcale nie wydaje się emocjonujące. Nigdy nic wysadzała niczego. Nie została złapana przez gestapo. Nie wyrywali jej paznokci ani nic w tym rodzaju. Pracowała w Szwajcarii, jak mi się zdaje; a może to była Portugalia?”[8].
Zaś wzmiankowana była wywiadowczyni, aktualnie podróżująca po Turcji, znajduje się w trudnej sytuacji: współtowarzyszka podróży, opowiedziawszy jej historię swoich wysiłków prokreacyjnych, oczekuje, że turystka odwzajemni się jej tym samym – ale jak tu się pochwalić posiadaniem jednego tylko dziecka, w dodatku dziewczynki? Cóż… „widząc, że jest bliska utraty szacunku Turczynki, pani Upjohn w przypływie uczuć narodowych uciekła się do kłamstwa”[9] (dialog prowadzony jest po francusku, więc zamiast go tu cytować, zdradzę, że dzielna podróżniczka zmyśliła sobie zaledwie pięciu męskich potomków).

Także i sam Poirot wygłasza tutaj jedno niezapomniane zdanie, będące odpowiedzią na pytanie postawione w tytule niniejszych rozważań. Kto jeszcze nie czytał, gotów sądzić, że dotyczy ono, jak zwykle, jego profesjonalnych umiejętności. Otóż figa z makiem:
„ –A więc Herkules Poirot nie żył na próżno — powiedział. — To ja nauczyłem ciocię Maureen smażyć omlety”[10].

Za te wszystkie urocze smaczki podniosłam ocenę o połówkę.

[1] Agatha Christie, „Kot wśród gołębi”, przeł. Krystyna Bockenheim, wyd. Prószyński i S-ka, 2002, s. 133.
[2] Agatha Christie, „Cat Among the Pigeons”, wg: https://archive.org/stream/agathachristie/Agatha%2​0Christie/English/Agatha%20Christie%20-%20Cat%20Among%20the%20Pigeons_djvu.txt
[3] Agatha Christie, op.cit., s. 5.
[4] Tamże, s. 49.
[5] Tamże, s. 90.
[6] Tamże, s. 32.
[7] Tamże, s. 83.
[8] Tamże, s. 96-97.
[9] Tamże, s. 158.
[10] Tamże, s. 133.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 688
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: misiak297 10.01.2021 19:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Po grudniowym spotkaniu z... | dot59Opiekun BiblioNETki
A kojarzysz, co to za "ciocia Maureen"?:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.01.2021 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: A kojarzysz, co to za "ci... | misiak297
A owszem, Maureen Summerhayes z "Pani McGinty nie żyje", ta, u której Poirot mieszkał prowadząc śledztwo i unikał przyrządzanych przez nią posiłków, bo gotowanie wychodziło jej... tak sobie.
Użytkownik: misiak297 10.01.2021 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: A owszem, Maureen Summerh... | dot59Opiekun BiblioNETki
On jej nie znosił, a ja ją lubiłem:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.01.2021 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: On jej nie znosił, a ja j... | misiak297
E, chyba nie tyle jej, co jej gospodarstwa, czemu się zresztą specjalnie nie dziwię :-).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: