Dodany: 07.01.2021 22:52|Autor: Asienkas

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Gorzko, gorzko
Bator Joanna

5 osób poleca ten tekst.

Samotna powieść wśród wielotomowych sag


Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: Asia Czytasia (Joanna M.)

„Jeśli w powieści brakuje kobiet, to mało kto się czepia, zakładając, że gdzieś tam są, w głębi domów, robiąc jakieś swoje nieciekawe kobiece rzeczy, ale niedostatek mężczyzn zawsze wydaje się niepokojącą aberracją”[1]. Słowa narratorki powieści „Gorzko, gorzko” oddają, w jaki sposób postrzegane są kobiety, często także przez siebie same. Wydaje nam się, że musimy mieć partnera, który będzie o nas dbał. Joanna Bator opowiada historię, w której mężczyźni grają marginalne role, a jej bohaterki musiały same wziąć życie za rogi.

Fabuła
„Gorzko, gorzko” opowiada o 4 pokoleniach kobiet. Doświadczone przez życie, nie miały szansy lub chęci nawiązywać relacji. Kim one są? Prababka Berta, która została naznaczona piętnem morderczyni. Jej córka Barbara, która starała się być jak najmniej dostrzegalna. Przebojowa Violetta, goniąca za nieprecyzowanymi marzeniami. I relacjonująca rodzinną historię, pozornie zdystansowana wobec przodkiń Kalina.

Saga rodzinna kojarzy się z wielotomowymi cyklami. „Gorzko, gorzko” to samotny twór, ale Joanna Bator nadała mu „dziejowy” charakter, zaczynając od Berty, której czyn zaważył na losach jej córki, wnuczki i prawnuczki; która sprawiła, że znalazły się one w tym miejscu i prowadziły takie, a nie inne życie. W dalszej kolejności śledzimy losy Barbary, której charakter został ukształtowany przez wojnę i dom dziecka. Kobiety, która nie chciała nic, poza małym mieszkankiem na poddaszu, która bała się marzyć. Los jednak obdarował ją niekochaną córką i uwielbianą wnuczką. Czy na wałbrzyskim placu Górnika uda im się zbudować namiastkę domu? Jeżeli dom to coś więcej, niż cztery ściany i dach nad głową, to córka Barbary, Violetta, nigdy go nie miała. W przeciwieństwie do swojej matki ocieka marzeniami. Jest głośna, barwna, ma wiele planów, tylko zawsze coś staje jej na przeszkodzie, ktoś nie umie odegrać roli, którą Violetta powierza mu w swojej wizji życia. Po upadkach może lizać rany w mieszkanku na placu Górnika, ale nie czuje się dobrze w tym miejscu. Chce więcej, intensywniej, piękniej. A Kalina? Jak już wspomniałam, wydaje się zdystansowana wobec traumatycznych dziejów swojej rodziny, ale nie zapominajmy, że to ona prowadzi narrację. Może kreować siebie i ukrywać swoje uczucia. Trudno powiedzieć, czy te wszystkie wydarzenia uwrażliwiły ją, czy zahartowały.

Samotność jest uczuciem, które zdominowało szóstą powieść Joanny Bator. Ponieważ akcja dzieje się na przestrzeni 100 lat, mamy wrażenie, że każda z bohaterek jest inna, pragnie innych rzeczy i co innego determinuje jej zachowanie. Możemy licytować, która z nich miała większą potrzebę wolności, miłości, bezpieczeństwa itd. Niezależnie od tego, jaką drogę obrały, bohaterki „Gorzko, gorzko” są przeraźliwie samotne.

Moją recenzję zaczęłam od tego, że w tej historii mężczyźni mają marginalne znaczenie. Panowie przemykają się na paluszkach, aby szybko schować się w cieniu pań. W każdym kolejnym pokoleniu rodzi się jedna dziewczynka, która, z różnych powodów, wychowuje się bez ojca. Jednak to nie brak partnerów u boku był dla mnie najbardziej sugestywnym wyrazem samotności. Poznajemy kobiety, które sprawnie funkcjonują w społeczeństwie. Spotykają różnych ludzi, mają mniej lub bardziej życzliwych sąsiadów i znajomych, ale czujemy, że bohaterki nie są do nich przywiązane. Niektóre osoby odcisnęły w ich sercu – i tej historii - wyraźniejszy ślad, aczkolwiek nie tak głęboki, żeby wyciągnąć je z „samotnej nory”.

Kompozycja i język
Sposób napisania tej powieści to majstersztyk. Zacznijmy od kompozycji. Na początku powieści Kalina mówi: „Paradoksalnie, im odleglejsza przeszłość mojej rodziny, tym łatwiej było mi ją odtworzyć, i dlatego historia Berty, mojej prababki, sprawia wrażenie tak porządnej. Ale im bliżej mnie samej, tym opowieść bardziej przypomina życie, które zawsze dzieje się w trzech czasach jednocześnie, drwiąc z pragnienia linearnego porządku”[2]. Każdy rozdział to fragment historii jednej z bohaterek. Następują po kolei – Berta, Barbara, Violetta, Kalina. Dzięki tak prostemu i przejrzystemu układowi udało się Joannie Bator uzyskać efekt „zamglenia teraźniejszości”. Aby zrozumieć to, co dzieje się teraz, musimy zrozumieć przeszłość, a ta dawkowana jest nam we fragmentach. Zanim je poskładamy, współczesność wydaje nam się rozmyta. Dzięki temu, im dłużej czytamy, tym głębiej wsiąkamy w tę opowieść. Łączymy kolejne fakty, widzimy zależności między postaciami, rozumiemy.

Na koniec muszę wspomnieć o cudownie sugestywnym języku, jakim napisana jest ta powieść. Jest to jedna z takich książek, które odbiera się wszystkimi zmysłami. Kiedy bohaterka się czymś ekscytuje, dostajemy z nią wypieków na twarzy, kiedy coś jest brudne, smród unosi się z kartek.

Podsumowanie
W wielu opiniach o powieści „Gorzko, gorzko” przewija się określenie, że jest smutna. To prawda, że jest ona taka. Mam jednak wrażenie, że część czytelników może wystraszyć się tego smutku, dlatego ja chciałabym podkreślić, że jest ona piękna i doskonale napisana. Mówi o szarości, ale Joanna Bator przedstawiła ją jako niezwykłą barwę.

[1] Joanna Bator, „Gorzko, gorzko”, wyd. Znak, 2020, s. 15-16.
[2] Tamże, s. 12.

Ocena recenzenta: 6/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4290
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: